Darmowe ebooki » Komedia » Rozbity dzban - Heinrich von Kleist (jak efektywnie czytać książki .TXT) 📖

Czytasz książkę online - «Rozbity dzban - Heinrich von Kleist (jak efektywnie czytać książki .TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Heinrich von Kleist



1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 ... 13
Idź do strony:
guzik! Za czym 
rozrywam serdak i „Tchu!” — wołam, potem 
idę i prę, i kopię co sił, wreszcie 
widząc, że dziewka drzwi zaryglowała, 
zaprę się tęgo, buchnę w nie i w oścież — 
jak grom wywalam! 
  ADAM
Zuch chłop! 
  RUPRECHT
A kiedy 
drzwi się rozwarły, dzban bęc! z gzymsu spada 
i ktoś mi smyk! przez okno wraz wyskoczy, 
żem tylko poły dojrzał wiewające. 
  ADAM
Byłże to Lebrecht? 
  RliPRECHT
Zaśby kto inny? 
Tu stoi dziewka, więc ją w bok odepchnę, 
biegnę do okna, patrzę w dół, a w dole 
drab, widzę, wdział się na kół u szpaleru, 
skąd się winograd aż po sam dach wspina. 
A że mi klamka z drzwi ostała w ręce, 
gdym je wywalał, klamka z funt ważąca, 
więc go nią z góry w połę rżnę jak z procy, 
bom ino poły mógł dosięgnąć jeszcze. 
  ADAM
A więc to klamka?  
  RUPRECHT
Co? 
  ADAM
Czy klamka? 
  RUPRECHT
Jużci. 
  ADAM
Więc to dlatego! 
  JASNOTKA
Wam się szpadą zdała? 
  ADAM
Mnie? Szpadą? Czemu?  
  JASNOTKA
Ha, mój Boże! 
Jakże się łatwo człek przesłyszeć może, 
a klamka przecie do szpady podobna!  
  ADAM
Żarty! 
  JASNOTKA
Trzon klamki...  
  ADAM
Trzon? 
  RUPRECHT
Lecz to nie trzon był wcale, 
jeno odwrotny koniec klamki. 
  ADAM
Proszę! 
  RUPRECHT
Na chwycie zasię guz był ołowiany, 
taki co prawda jak rękojeść szpady.  
  ADAM
O, jak rękojeść!  
  JASNOTKA
Niechby — jak rękojeść. 
Bądź co bądź broń to była groźna widać.  
  WALTER
Do rzeczy proszę! Do rzeczy, panowie!  
  ADAM
Et, faramuszki, same faramuszki. 
Mów dalej, chłopcze!  
  RUPRECHT
Więc kiedy drab runął, 
zaś ja od okna już odstąpić chciałem, 
nagle tam w dole coś się, słyszę, rucha. 
Jeszcześ żyw? — myślę i na okno włażę, 
aby mu do cna giczały przetrącić, 
aż tu, panowie, gdy się w skok gotuję, 
raptem mi, wiecie, garść grubego piachu, 
niby grad, w oczy prysnęło kurzawą, 
że naraz wszystko: okno, łotr, świat cały, 
zdawało mi się — Bóg mnie skarż, gdy kłamię! 
w jakiś się bez dna wór wraz ze mną sypią! 
  ADAM
Ha, tam do kata! I któż to był taki?  
  RUPRECHT
Lebrecht! 
  ADAM
To łotr!  
  RUPRECHT
Sumiennie... Jeśli to on tylko! 
  ADAM
A któż by inny? 
  RUPRECHT
Więc mnie jakby grad sprał 
z góry wysokiej tak na dziesięć sążni. 
Z okna bęc! w izbę walę się jak długi! 
Podłogę sobą, myślałem, rozwalę! 
Ale na szczęście ni karku, ni krzyża, 
ani też innych nie złamałem członków, 
tylko żem draba już dosięgnąć nie mógł. 
Więc się podnoszę i przecieram oczy, 
a ta tu ku mnie podchodzi i: „Boże! 
Co ci to — krzyczy — co ci, mój Ruprechcie?” 
Więc jak nie machnę nogą! Ano szczęście, 
żem jeszcze wówczas, gdzie kopię, nie widział! 
  ADAM
Niby przez piasek?  
  RUPRECHT
Jużci, że przez piasek. 
  ADAM
To ci dogodził, do kata!  
  RUPRECHT
Więc wstaję 
i: Szkoda — myślę — pięści sobie psować. 
Klnę więc i: „Ścierka — wołam do niej — taka!” 
I myślę sobie, że to w sam raz dla niej. 
Ale mi ślozy26 jej odjęły mowę, 
bo gdy do izby weszła pani Marta 
i gdy do góry podniosła swą lampkę, 
a ona tam jak ten listek dygoce, 
że, żal się Boże! — ona, co tak śmiele 
patrzała zawdy w świat — tak myślę sobie: 
Ślepym, bom ślepy, wola widać boska! 
I byłbym sobie gały wyrwał z oczu, 
aby tam nimi już, kto chce, grał w gałki. 
  EWA
O niegodziwcze, nie wart, żebym... 
  ADAM
Milcz tam! 
  RUPRECHT
Reszta wiadoma.  
  ADAM
Jaka reszta? 
  RUPRECHT
Ano, 
że z strasznym krzykiem wpadła pani Marta, 
przyszedł Ralf sąsiad i sąsiad Jan przyszedł, 
i kuma Zofia, i kuma Ludwina, 
przyszły parobki, dziewki, psy i koty. 
Istna komedia, mówię wam, a Marta 
tej się tam dziewki: „Kto dzban — pyta — rozbił?” 
Ona zaś, wiecie, mówi, żem ja rozbił. 
I nie tak znowu ze wszystkim zełgała, 
bo też po prawdzie ja ten dzban rozbiłem, 
co z nim do studni po wodę chodziła; 
pocięgiel Lebrecht zaś ma dziurę we łbie. 
  ADAM
I cóż wy na to, pani Marto?  
  MARTA
Co ja, 
pytacie, na to? Ano, że jak kuna 
ta się tu jego mowa chyłkiem wkrada 
i dusi prawdę, jak gdaczącą kokosz! 
Za kół jąć winien, kto miłuje prawo, 
by żywcem ubić tę przeklętą stworę!  
  ADAM
Ubić? Zapewne, lecz dowodu trzeba.  
  MARTA
Dowodu? Dobrze. Oto świadek. 
Do Ewy: 
Gadaj! 
  ADAM
Nie, pani Marto!  
  WALTER
Czemuż to nie, sędzio? 
  ADAM
Córka za świadka, wasza miłość? Jakże? 
Nie stoiż to w kodeksie titulo 
quarto czy quinto27, że gdy dzban lub czy ja 
wiem co tam jeszcze rozbiją młokosi, 
nie mogą matkom własne świadczyć córy? 
  WALTER
W głowie się waszej nauka i głupstwo, 
jak ciasto w dzieży, pomieszały razem. 
Nie świadczy jeszcze panna, lecz oświadcza. 
Czy zaś i za kim świadczyć będzie mogła, 
to z oświadczenia wyniknie dopiero. 
  ADAM
Oświadcza? Dobrze! Więc titulo sexto. 
Lecz, co bądź powie, wiary dać nie możem.  
  WALTER
Do Ewy:
Pójdź, moje dziecię! 
  ADAM
Hej, Ludka! — Przepraszam, 
język mi przysechł. — Małgoś!  
  SCENA VIII
DZIEWKA wchodzi. Ci sami. ADAM
Szklankę wody! 
  DZIEWKA
W te pędy biegnę.  
 
Wychodzi. ADAM
Może wasza miłość 
pozwolić raczy?  
  WALTER
Dzięki. 
  ADAM
Francuskiego 
lub mozelskiego? Do woli usłużę.  
  WALTER
skłonił się. Dziewka przynosi wodę i odchodzi. SCENA IX
Ci sami bez Dziewki. ADAM
Jeśli mam szczerze, wasza miłość, wyznać, 
to sprawa się do ugody nadaje.  
  WALTER
Do ugody? Niezbyt was rozumiem. 
Mogą się ludzie rozsądni ugadzać, 
lecz jak wy chcecie sprawić tu ugodę, 
kiedy rzecz cała w powikłaniu jeszcze? 
Wielką bym chęć miał od was to usłyszeć. 
Jakże więc, proszę, chcecie począć sobie? 
Macież już sąd o sprawie?  
  ADAM
Na honor! 
Jeśli, gdzie mądrość kodeksu zawodzi, 
wolno na pomoc filozofię wezwać, 
to pewnie Lebrecht...  
  WALTER
Kto? 
  ADAM
...lub Ruprecht może... 
  WALTER
Ruprecht?  
  ADAM
A może Lebrecht? 
  WALTER
Kto więc? Któż nareszcie? 
Lebrecht czy Ruprecht? Sądem swoim, widzę, 
tak w rzecz sięgacie jak ręką w wór z grochem. 
  ADAM
Za pozwoleniem!  
  WALTER
Milczcie już! 
  ADAM
Jak wola. 
Mnie by, na honor, wszystko było jedno, 
gdyby dzban obaj łotrzykowie zbili.  
  WALTER
wskazując na Ewę:
Tę tam zbadajcie, a dojdziecie prawdy.  
  ADAM
Najchętniej, panie, lecz sam łotrem będę, 
jeśli z niej prawdę wydobyć zdołacie. — 
Protokół gotów?  
  JASNOTKA
W zupełności. 
  ADAM
Dobrze. 
  JASNOTKA
Osobną kartę biorę też, bom ciekaw, 
co mi też na niej zapisać wypadnie.  
  ADAM
Osobną kartę? Niechaj i tak będzie!  
  WALTER
Teraz mów, dziecię!  
  ADAM
Mów, Ewuniu, słyszysz? 
Bogu i światu oddaj, słyszysz, serce, 
troszeczkę prawdy, prawdy okruszynę! 
Pomyśl, żeś oto przed sąd Boga przyszła 
i żeś sędziego swego nie powinna 
zasmucać, duszko, pustą paplaniną 
o tym, co zbędne i zbyteczne zgoła. 
Lecz tyś rozsądna, wiesz, co sędzia znaczy, 
i że każdemu on się przydać może. 
Jeśli więc powiesz, że to Lebrecht — dobrze; 
powiesz, że Ruprecht — też dobrze, me dziecię... 
Czy tak, czy owak, jakem człek honoru, 
wszystko się stanie podług życzeń twoich. 
Gdy jednak zechcesz pleść nam o kimś trzecim 
i niepotrzebne przytaczać nazwiska, 
to strzeż się, dziecię! Więcej ci nie powiem. 
Wszak w Hajsum, Ewuś, nikt ci wiary nie da 
i nikt, do kata, w Niderlandach całych! 
Pomyśl, że ściany nie będą świadczyły... 
I on też się obroni, ale wówczas — 
twego Ruprechta wszyscy wezmą diabli. 
  WALTER
Chciejcież zaprzestać wreszcie, panie sędzio, 
paplanin tych czczych — ni przypiął, ni przyłatał.  
  ADAM
Mój Boże! Czyżby wasza miłość 
nie zrozumiała?  
  WALTER
Dalej, dalej! 
Za długo już na stolcu tym siedzicie!  
  ADAM
Brak mi, na honor, studiów, wasza miłość. 
Lecz choć niejasno może się tłumaczę 
panom z Utrechtu, z ludkiem tym rzecz inna. 
O zakład, panie, że panna wie dobrze, 
czego chcę od niej. 
  MARTA
Co to wszystko znaczy? 
Gadaj mi zaraz!  
  EWA
Matko! 
  MARTA
Gadaj śmiało! 
  RUPRECHT
Trudno dalej gadać, Marto, 
kiedy sumienie nas za gardło ściska.  
  ADAM
Milcz tam, przechero! Ani pary z gęby!  
  MARTA
Kto to był?  
  EWA
Jezus! 
  MARTA
Gawron! Hultaj podły! 
Jezus! No, proszę, jakby dziewką była! 
Czy to Pan Jezus był?  
  ADAM
Aj, brednie, Marto! 
Do kroćset! — mówię. Dajcież pannie pokój! 
Któż widział! Dziewka! Tfy, barania głowa! 
Tak — to nic z tego! Niechże się namyśli!  
  RUPRECHT
Aha, namyśli.  
  ADAH
Milcz tam, chmyzie, teraz! 
  RUPRECHT
Już jej pocięgiel wnet do głowy przyjdzie.  
  ADAM
Do stu szatanów! Hej tam, woźny Twaróg!  
  RUPRECHT
Milczę już, milczą. Czekajcie, mój sędzio! 
Rychło wam ona mnie przypomni sobie.  
  MARTA
Nie rób mi, mówię, tu komedii, słyszysz! 
Czterdzieści dziewięć lat uczciwie żyłam 
i chętnie bym pięćdziesięciu dożyła. 
Na trzeci luty urodziny moje, 
dziś zasię pierwszy. Spraw się zatem krótko: 
Kto to był? Powiedz!  
  ADAM
Dobrze, pani Marto! 
  MARTA
Ojciec twój w skonie tak rzekł do mnie: „Marto! 
Pamiętaj dziewce dzielnego dać męża! 
Gdyby zaś ścierką stała się nierządną, 
idź do grabarza i zapłać trzy grosze, 
aby mnie na grzbiet znów położył w trumnie, 
bo się tam chyba w grobie mym przewrócę”. 
  ADAM
I to niezgorzej, Marto.  
  MARTA
Chcesz więc ojca, 
jak każe czwarte przykazanie boże, 
i matkę, Ewuś, poczcić, jak należy, 
mów ino dalej, żeś do swej komory 
szewca wpuściła lub kogoś innego, 
Ironicznie: 
a tylko o nim milcz, o narzeczonym! 
  RUPRECHT
Żal mi biedaczki. Dajcież pokój z dzbanem! 
Już go wam sam do Utrechtu poniosę. 
Niechbym go też i rozbił nareszcie!  
  EWA
A ty, niecnoto! Wstydź się, mówię, wstydź się, 
żeś nie rzekł: „Tak, to ja ten dzban rozbiłem”. 
Wstydź się, Ruprechcie, wstydź, żeś mi w tej sprawie 
zaufać nie chciał aże do ostatka. 
Czyżem ci ręki na zgodę nie dała, 
gdyś mnie zapytał: „Chcesz mnie, Ewuś?” Powiedz 
Myślisz, żeś nie wart szewca-kuternogi? 
A choćbyś nawet przez dziurkę od klucza 
ujrzał nas razem pijących ze dzbana, 
jeszcześ ty sobie pomyśleć był winien: 
„Ewka uczciwa, musi wyjść z honorem, 
jeśli nie na tym, to na tamtym świecie, 
gdy do nowego zmartwychwstaniem życia”. 
  RUPRECHT
Za długo by mi czekać na to, Ewko. 
W to jeno wierzę, co namacam ręką.  
  EWA
Gdybyż to nawet Lebrecht był, to czemuż, 
czemużbym — o, niech śmiercią zginę wieczną, 
jeślibym zaraz tobie jedynemu 
mej tajemnicy nie zwierzyła! Ale 
czemuż przy dziewkach, parobkach, sąsiadach? 
A nużby mi zataić to wypadło? — 
Czemużbym, powiedz, czemużbym nie miała, 
pewna twej wiary, rzec, żeś ty był u mnie? 
Czemuż nie miałam, mów, na
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 ... 13
Idź do strony:

Darmowe książki «Rozbity dzban - Heinrich von Kleist (jak efektywnie czytać książki .TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz