Darmowe ebooki » Komedia » Rozbity dzban - Heinrich von Kleist (jak efektywnie czytać książki .TXT) 📖

Czytasz książkę online - «Rozbity dzban - Heinrich von Kleist (jak efektywnie czytać książki .TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Heinrich von Kleist



1 ... 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13
Idź do strony:
class="kwestia">
Dokąd ich, mój sędzio? 
  ADAM
do Małgosi:
Przynieś to tam, wiesz, z pieczęcią. — 
Na dwór! — A tu masz klucze, idź!  
  WALTER
Zostańcie! 
  ADAM
Precz, mówię, precz stąd! — Idź już, idź, Małgosiu! 
A także masła świeżo ubitego 
przynieś osełkę, limburskiego sera 
i wędzonego półgęska z Pomorza! 
  WALTER
Ależ, na Boga, panie sędzio, proszę, 
nie róbcie sobie ambarasu tyle.  
  ADAM
do stron:
Idźcie, do diabła, mówię! — Czyń, co każę!  
  WALTER
Czyżbyście ludzi tych odprawić chcieli?  
  ADAM
Co, wasza miłość?  
  WALTER
Czy ich, pytam, chcecie?... 
  ADAM
Odprawić? Gdzieżby! Na chwileczkę tylko, 
nim pani Brydzia... Jeśli wola?  
  WALTER
Proszę. 
Czy jednak warto? Wszak niedługo 
potrwa to, żeby panią Brydzię 
odnaleźć we wsi?  
  ADAM
Bóg to wiedzieć raczy. 
Dziś dzień gajowy, wasza miłość, u nas, 
więc wszystkie baby poszły w las chrust zbierać. 
Być tedy może, że... 
  RUPRECHT
Ciotka Brydzia doma. 
  WALTER
W domu? Wybornie. Niechże więc zostaną!  
  RUPRECHT
I wnet pewnikiem tu na urząd przyjdzie. 
  WALTER
Doskonale. 
Więc przyjdzie. Sędzio, każcie podać wina! 
  ADAM
do siebie:
Do stu kaduków!  
  WALTER
Na przekąskę jednak 
nic oprócz suchej kromki chleba z solą!  
  ADAM
do siebie:
Gdybyż choć jedną z nią sam na sam chwilkę! 
Głośno: 
Co, suchą kromkę? Z solą? Ależ... 
  WALTER
Proszę. 
  ADAM
Niechby choć sera limburskiego płatek! 
Wszak ser do wina smak zaprawia.  
  WALTER
Zgoda! 
Kawałek sera, nic ponadto jednak!  
  ADAM
Idź więc i białym nakryj adamaszkiem! 
Skromnie tu u nas, wasza miłość, skromnie, 
ubogo, jak to mówią, lecz chędogo. 
Dziewka wychodzi. 
Oto i cały zysk nasz, wasza miłość, 
nas, okrzyczanych starych kawalerów, 
że czym się inni skąpo, frasobliwie 
z żoną i dziećmi dzielić co dzień muszą, 
my, jak się z zacnym zdarzy spotkać druhem 
możem się raczyć w pełni. 
  WALTER
Co nie chwalę. 
A skąd ta rana, mój sędzio, na głowie? 
Istna to dziura!  
  ADAM
Upadłem. 
  WALTER
Ach, prawda! 
Upadliście? I kiedyż to? Czy wczoraj?  
  ADAM
Nie, wasza miłość, dziś, za pozwoleniem, 
o wpół do szóstej, gdym wychodził z łóżka, 
dziś się potknąłem. 
  WALTER
O cóż? 
  ADAM
Sam nie wiem, 
bo szczerze mówiąc, o samego siebie. 
O węgieł pieca głową uderzyłem, 
choć do tej pory odgadnąć nie umiem, 
czemu i jak? 
  WALTER
W tył? 
  ADAM
Co? 
  WALTER
Czy z przodu? 
  ADAM
Czemu? 
  WALTER
Bo ranę macie i z tyłu, i z przodu.  
  ADAM
Aj, w tył i na przód, wasza miłość. Małgoś!  
 
Obie Dziewki wchodzą z winem itd., nakrywają i znowu wychodzą. WALTER
Więc jakże?  
  ADAM
Tak i tak. Najpierw o kant pieca, 
co mi tu czoło rozkrwawił, a potem, 
wstecz się od pieca odbiwszy, na ziemię, 
gdzie sobie jeszcze potylicę stłukłem. 
Nalewa. 
Czy wolno? 
  WALTER
bierze szklankę.
Proszę. To dziwne, mój sędzio. 
Gdybyście mieli małżonkę, musiałbym 
Bóg wie co myśleć.  
  ADAM
Czemu? 
  WALTER
Na honor! 
Twarz, widzę, macie pokiereszowaną 
tędy i siędy.  
  ADAM
śmieje się.
Ej, nie, Bogu dzięki, 
nie są to ślady pazurków kobiecych.  
  WALTER
Ot, i zysk nowy starych kawalerów.  
  ADAM
ciągle się śmieje.
Chrust, wasza miłość, chrust dla jedwabników, 
co mi go wczoraj u pieca złożono, 
by przez noc przysechł. Wasze, panie, zdrowie!  
 
Piją. WALTER
Na domiar złego jeszcze ta peruka, 
którą w tak dziwny straciliście sposób, 
byłaby chociaż rany wam zakryła.  
  ADAM
Tak, tak, nieszczęście zawsze w parze chadza. 
Z tego tłustego tu można? 
  WALTER
Płateczek. 
Limburski, co?  
  ADAM
Limburski, wasza miłość. 
  WALTER
Jakże to jednak stało się, do diabła?  
  ADAM
Co, wasza miłość?  
  WALTER
Że ni stąd, ni zowąd 
obie peruki straciliście na raz?  
  ADAM
Ha, wczoraj wieczór ślęczę tu nad aktem, 
a żem zapodział gdzieś swe okulary, 
więc tak głęboko nos wetknąłem w akta, 
że od płomyka świecy jasnym ogniem 
zajęła się peruka. Płomień z nieba 
na moją grzeszną, myślę, spada głowę, 
więc w lot ją chwytam i precz ją chcę cisnąć, 
lecz nimem taśmę rozsupłał na karku, 
Już jak Sodoma płonie i Gomora. 
Ledwiem tych włosów uratował troje. 
  WALTER
Hm, u kaduka! Druga zaś jest w mieście?  
  ADAM
U perukarza, lecz do rzeczy, panie!  
  WALTER
O, nie tak żwawo, panie sędzio, proszę. 
Pewnie i Lebrecht szpetnie musiał runąć, 
jeśli nam prawdę ten tam frant powiedział? 
  ADAM
Lebrecht? Zapewne.  
 
Pije. WALTER
Gdyby jednak, myślę, 
sprawa się dzisiaj rozwikłać nie dała, 
to wy tu przecie, chociażby po ranie, 
łatwo złoczyńcę wyśledzić zdołacie. 
Pije. 
Nirsztajn33? 
  ADAM
Co? 
  WALTER
Czy też openhajm34? 
  ADAM
Nirsztajn, na honor! Znawca, widzę, przedni 
z waszej miłości. Mam go wprost z Nirsztajnu.  
  WALTER
Trzy lata temu piłem go w Nirsztajnie 
w samej tłoczni. 
Adam znowu nalewa. 
Hej tam, pani Marto! 
A czy wysoko jest to okno wasze? 
  MARTA
Okno?  
  WALTER
Tak, okno w komorze dziewczęcej. 
  MARTA
Komora wprawdzie na pięterku tylko, 
tuż nad piwnicą, dziewięć stóp nad ziemią, 
wszelako całe ono budowanie mądre 
do skoku zda się niesposobne wcale, 
bo na dwie stopy zaledwie od ściany 
winograd tęgie wypuszcza konary 
skroś poprzez szpaler i pnie się po ścianie 
tak, że mi jeszcze okno w krąg oplata. 
Przez gąszcz tę nawet dzik zjuszony, myślę, 
nie byłby mocen przedrzeć się kielcami. 
  ADAM
Żaden też jeszcze dotąd w niej nie uwiązł. 
 
Nalewa sobie. WALTER
Czyżby w istocie! 
  ADAM
Co znowu? 
 
Pije. WALTER
do Ruprechta:
Gdzieżeś ugodził tego nieboraka?  
  ADAM
chce nalać.
Proszę.  
  WALTER
gestem odmawia.
Zostawcie. — Czy w głowę? 
  ADAM
Naleję. 
  WALTER
Wpół pełna.  
  ADAM
Dopełnię właśnie. 
  WALTER
Ależ nie, powiadam. 
  ADAM
Do szczęsnej liczby, wasza miłość! 
  WALTER
z niechęcią:
Dajcie pokój, proszę!  
  ADAM
Podług reguły pitagorejczyków.  
 
Nalewa. WALTER
do Ruprechta:
Ile go razy ugodziłeś w głowę?  
  ADAM
Jeden — to Bóg, dwa — to chaos ciemny, 
Trzy — cały wszechświat; trójcę sobie chwalę. 
Z trzeciej szklanicy wypijamy słońca, 
a z dalszych cały firmament niebieski. 
  WALTER
Ile go razy ugodziłeś w głowę? 
Ty tam, Ruprechcie, ciebie pytam! 
  ADAM
Nuże! 
Ileż to razy — czy usłyszysz wreszcie? — 
tegoś tam kozła ciągnął ofiarnego? 
Patrzcie, do kroćset, alboż on wie, ile! 
Czyś już zapomniał? 
  RUPRECHT
Klamką? 
  ADAM
Czymże innym? 
  WALTER
Kiedyś nią z okna cisnął tam...  
  RUPRECHT
Dwa razy! 
  ADAM
To mu dogodził! Łotr!  
 
Pije. WALTER
Dwa razy, mówisz? 
A wiesz, że zabić mogłeś go tą klamką?  
  RUPRECHT
Dyć wiem. I cóż? W sam raz byłbym kontent, 
bo gdyby teraz trupem tutaj leżał, 
mógłbym rzec do was: patrzcie, że nie łgałem.  
  ADAM
He he! Zapewne, gdyby trupem... Lecz tak... 
 
Nalewa. WALTER
Czyś go tam nie mógł poznać?  
  RUPRECHT
Nijak, panie. 
Bo jakże mogłem, wasza miłość, w mroku.  
  ADAM
A czemuś oczu nie wytrzeszczył? — Zdrowie!  
  RUPRECHT
Czemum, pytacie?... Toć je wytrzeszczyłem, 
ale mi szatan piaskiem je zasypał!  
  ADAM
mrucząc:
Piaskiem? A prawda! Czemuś więc, gamoniu, 
tak swe bawole wybałuszył oczy? — 
Zdrowie wszystkiego, co wam miłe, panie! 
  WALTER
Tego, co słuszne, mój sędzio, i prawe!  
 
Piją. ADAM
Na zakończenie jeszcze łyk, gdy łaska. 
 
Nalewa. WALTER
Wszak panią Martę odwiedzacie czasem, 
panie sędzio, a więc któż, powiedzcie, 
kto prócz Ruprechta jeszcze tam zachodzi?  
  ADAM
U pani Marty — wybacz, wasza miłość — 
Wszelako rzadko, nader rzadko bywam; 
kto więc zachodzi, powiedzieć nie umiem. 
  WALTER
Jakże, mój sędzio? Wdowy po swym druhu 
nie mielibyście odwiedzać czasami?  
  ADAM
Rzadko, w samej rzeczy, panie, rzadko.  
  WALTER
Co słyszę? Toście, pani Marto, 
wy z panem sędzią na złej stopie, skoro 
wcale już do was nie zachodzi pono? 
  MARTA
E, na złej stopie? Nie, nie, wasza miłość, 
jeszcze mi kum niezgorzej, myślę, życzy. 
Co prawda jednak, żebym go zbyt często 
gościem u siebie widzieć miała, tego 
nijak kumowi przychwalić nie mogę. 
Wszakże to z dziewięć już tygodni będzie, 
jak mnie on po raz ostatni nawiedził, 
i to tak tylko mimochodem prawie. 
  WALTER
Dziewięć?  
  MARTA
A dziewięć, w czwartek będzie dziesięć. 
Przyszedł o siemię prosić goździkowe 
i pierwiosnkowe. 
  WALTER
Hm... A tak, w niedzielę, 
kiedy na folwark idzie?  
  MARTA
Ano wtedy 
zajrzy mi czasem, wiecie, do okienka, 
powie „Dzień dobry” mnie i córce mojej, 
a potem dalej rusza sobie w drogę. 
  WALTER
do siebie:
Czyżbym go miał?... 
Pije. 
Bo mi się tak zdawało, 
że gdy niekiedy z pomocy tej panny 
w swych gospodarskich korzystacie sprawach, 
to i do matki jej zajdziecie czasem, 
choćby z wdzięczności. 
  ADAM
Czemu, wasza miłość? 
  WALTER
Toć panna nieraz kuraki wam leczy, 
gdy zachoruje które na dziedzińcu. 
Wszak jeszcze dziś wam radziła w tej mierze. 
  MARTA
Czyni to ona w samej rzeczy, panie. 
Właśnie przedwczoraj przysłał jej pantarkę, 
co, ino patrzeć, zdechłaby niechybnie. 
Jedną to już mu z pypcia wyleczyła, 
a i tą także knedelkiem uleczy. 
Z podzięką jednak pan kum jeszcze nie był. 
  WALTER
zmieszany:
Nalejcie mi, panie sędzio Adamie! 
Nalejcie, proszę, trąćmy się raz jeszcze!  
  ADAM
Nalać? Do usług! O, jakżem szczęśliwy!  
 
Nalewa. WALTER
Zdrowie, mój sędzio! O, pan sędzia Adam 
prędzej czy później przyjdzie do was, Marto. 
  MARTA
Przyjdzie? Nie wierzę. Gdybym tak nirsztajna, 
jakim się wy tu, panowie, raczycie — 
miał ci go nieraz i mój mąż nieboszczyk, 
co był burgrabią zamku, w swej piwnicy — 
gdybym przed kumem postawić go mogła, 
jużci, że wtedy byłoby inaczej. 
Lecz tak, to czym bym go dziś, wdowa biedna, 
do domu swojego zwabić mogła? 
  WALTER
Tym lepiej, pani Marto. 
  SCENA XI
JASNOTKA, PANI BRYGIDA z peruką w ręku. DZIEWKI. Ci sami. JASNOTKA
Tu proszę wejść. Tutaj, pani Brydziu!  
  WALTER
Czy to jest jejmość? 
  JASNOTKA
Tak, wasza miłość, to pani Brygida.  
  WALTER
A więc czym rychlej kończmy już tę sprawę! 
Sprzątnąć to, dziewki! 
 
Dziewki z szklankami itp. wychodzą. ADAM
podczas tego
Teraz słuchaj, Ewuś! 
Ukręć mi, proszę, pigułkę, jak trzeba! 
Jeśli ukręcisz, to dziś wieczór jeszcze 
zajrzę tam do was na porcję karasiów. 
Niechże mi teraz, ścierwo, całą przełknie 
albo niech zdycha, gdy mu w gardle stanie! 
  WALTER
spostrzega perukę.
I jakąż to perukę nam przynosi 
pani Brygida? 
  JASNOTKA
Jaką, wasza miłość?... 
  WALTER
Tak. Jaką, pytam, przynosi perukę?  
  JASNOTKA
Hm!  
  WALTER
Cóż to znaczy? 
  JASNOTKA
Wybacz, wasza miłość... 
  WALTER
Lecz wiedzieć muszę. Czy się dowiem
1 ... 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13
Idź do strony:

Darmowe książki «Rozbity dzban - Heinrich von Kleist (jak efektywnie czytać książki .TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz