Rozbity dzban - Heinrich von Kleist (jak efektywnie czytać książki .TXT) 📖
Krótki opis książki:
Heinrich von Kleist to niemiecki pisarz, dramaturg, poeta, publicysta. Redagował pismo „Phoebus” oraz periodyk „Berliner Abendblatte”.
W wieku 34 lat popełnił samobójstwo wraz ze swoją przyjaciółką. Uważany jest za twórcę nowelistyki psychologicznej.
Autor w wydanej w 1811 roku komedii opisuje rozprawę sądową o tytułowy rozbity dzban, jednocześnie przedstawiając stosunki panujące w lokalnej społeczności.
Przeczytaj książkę
Podziel się książką:
- Autor: Heinrich von Kleist
- Epoka: Romantyzm
- Rodzaj: Dramat
Czytasz książkę online - «Rozbity dzban - Heinrich von Kleist (jak efektywnie czytać książki .TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Heinrich von Kleist
tedy siedzim u kominka społem,
matula, ojciec, Ruprecht i ja, radząc,
czyli w te Świątki, czy też w Świątki za rok
będzie wesele nasze, a tu nagle
komisja, co to rekruta wybiera,
wejdzie do izby, Ruprechta zapisze
i tym wyrokiem przeokrutnym spór nasz,
kiedy się już ku Świątkom tym przechyla,
rozstrzygnie wraz — Bóg wie, na które Świątki.
WALTER
Ha, moje dziecię...
EWA
Wiem.
WALTER
Los wszystkich.
EWA
Prawda.
WALTER
I Ruprecht też się ociągać nie może.
RUPRECHT
Ani mi w myśli.
EWA
Tak, ani mu w myśli
i mnie też, panie, niech Bóg broni przed tym,
żebym go w takim myślenia sposobie
miała powściągać! Bogu za to dzięki,
że wszyscy my, Niderlandczycy wolni,
jakowąś świętość mamy w piersiach, która
warta jest tego, żeby walczyć o nią!
Niech więc jej każdy własną broni piersią!
Gdyby się nawet miał wręcz spotkać z wrogiem,
jeszcze bym rzekła doń: Idź! I Pan Bóg z tobą!
A cóż bym zasię miała go wstrzymywać
teraz, gdy pono wałów ma w Utrechcie
przed chłopięcymi bronić li psotami?
Lecz nie wiem czemu, kiedy w sadzie naszym —
nie bądźcie wy mi krzywi za to, panie! —
widzę, jak wszystko już pod Świątki kwitnie
i wiosna w krąg różowe puszcza pąki,
nijak od łez powstrzymać się nie mogę.
WALTER
Brońże mnie, Boże, bym ci krzyw był za to!
Mów dalej, dziecię.
EWA
Wczoraj w jakiejś sprawie
matka na urząd ślą mnie do sędziego.
Przychodzę tedy, a sędzia: „Ewuniu,
czemużeś — mówi — taka smutna? Główka
zwisa ci — mówi — ni to konwalijka.
Wiesz dobrze — mówi — że ci z tym do twarzy.
Ruprecht, o zakład, że to Ruprecht” — mówi.
„Pewnie — powiadam — gdy się kogo kocha,
to człek niejedno wycierpieć tu musi”.
A on mi na to: „Biedne — mówi — dziecko!
I cóż byś — mówi — cóż byś dała za to,
Gdybym Ruprechta z wojska ci uwolnił?”
„Aj! — mówię — nie wiem, co bym za to dała!
Lecz jak to zrobić?” — „Głuptasku! — powiada —
pan fizyk44 umie i ja umiem pisać,
wad zaś cielesnych dojrzeć nikt nie zdoła.
Skoro więc Ruprecht przed komisją z takim
stanie atestem, dadzą mu odprawę.
Rzecz — mówi — prosta, ot, jak chleb zjeść z masłem”.
„Tak?” — mówię. „Tak” — powiada. „Ano — mówię —
to dajcie temu, panie sędzio, pokój.
Bo że mi Pan Bóg — mówię — na pociechę
Ruprechta zdrowym stworzył i niekrzywym,
z tym się kryć nie chcę przed komisją wcale,
Widzi On dobrze wady naszych serc i
żaden Go atest fizyka nie zmyli”.
WALTER
Roztropnieś rzekła.
EWA
„Jak sobie chcesz — mówi.
— Niechże więc idzie w swoją drogę, ale...
Com ci powiedzieć chciał? Tych sto guldenów,
co je niedawno Ruprecht odziedziczył,
każ, nim odejdzie, zapisać na siebie”.
„Co? — mówię — sto guldenów? I dlaczego?
Co by też mogło tym guldenom grozić?
Czyż — mówię — dalej pójdzie jak do miasta?”
„Czy pójdzie dalej jak do miasta, pytasz?
Ha, wielki Boże! Bóg wie — mówi — dokąd
iść mu trza będzie! Pójdziesz raz za bębnem —
dobosz, wiadomo, idzie za chorążym,
chorąży znów za kapitanem stąpa,
kapitan zasię w krok za pułkownikiem,
pułkownik znów za generałem kroczy,
generał wreszcie za rozkazem Stanów,
a Stany, aj, niechże mnie kaci porwą,
ciągną myślami daleko, daleko,
i każą w bębny bić, aż skóra pęka!”
WALTER
To niegodziwiec!
EWA
„Niech Bóg broni! — mówię. —
Wszak gdy Ruprechtaście zapisywali,
Dokładnieście mu miejsce wyznaczyli”.
„Tak — mówi — miejsce! Słoninka na myszy!
Gdy raz milicję45 będą mieć w Utrechcie,
wtedy się łapka z trzaskiem przymknie z tyłu.
Tych sto guldenów każ zapisać sobie”.
„Lecz, panie sędzio — pytani — czy to pewne?
Czy ich naprawdę wysłać chcą na wojnę?”
„Czy ich naprawdę chcą na wojnę wysłać?
Chcesz mi na wszystko — mówi — przysiąc, Ewuś,
że tajemnicy nie zdradzisz nikomu?”
„Na Boga! — mówię — czemuż, panie sędzio,
czemu tak dziwnie na mnie spoglądacie?
Co to ma znaczyć? Mówcież prawdę całą!”
WALTER
No no, ciekawym, co to będzie dalej.
EWA
„Co będzie? Ano — powiada — jak wiecie,
że ono wojsko do Batawii jedzie,
żeby na królach tamtejszych z Bantamu,
Jawy, Jakatry i Bóg wie skąd zresztą,
zdobywać łupy dla kramarzy w Hadze”.
WALTER
Co, do Batawii?
RUPRECHT
Ja bym miał do Azji?...
WALTER
O tym nic zgoła nie jest mi wiadomo.
EWA
Wiem ci ja, panie, że wam mus tak mówić.
WALTER
Przysięgam ci na urząd swój.
EWA
Na urząd?
A toć sam urząd każe prawdę taić.
WALTER
Posłuchaj zatem...
EWA
Wybaczcie mi, panie,
alem ja sama na te oczy przecie
widziała list ten, coście go z Utrechtu
do wszystkich w kraju urzędów wysłali.
WALTER
Jakiż list znowu?
EWA
Jaki? Ten z tajemną
o pospolitym ruszeniu instrukcją
i o tym, aby ściągać je z siół wszystkich.
WALTER
List, mówisz?
EWA
List.
WALTER
A w liście tym co?
EWA
Stało,
by pospolite ruszenie do marca
w najsekretniejszym utrzymywać błędzie,
że się do służby w kraju je przeznacza,
a w marcu żeby przewieźć je do Azji.
WALTER
W marcu, powiadasz? Samaś to czytała?
EWA
Ja nie czytałam. Nieczytelnam przecie.
Ale mi sędzia list odczytał.
WALTER
Sędzia?
EWA
Tak, panie, sędzia, słowo w słowo.
WALTER
Dobrze.
Cóż dalej, dziecię?
EWA
„Wielki Boże! — krzyknę
Kwiat ludu — mówię — młody do Batawii,
na ową wyspę tam straszliwą, kędy,
gdy okręt się z daleka już przybliża,
jedna część ludzi drugą grzebie w morzu!
Toć to nie pobór — mówię — jest rzetelny,
lecz podstęp jeno, oszukaństwo czyste!
Kraj się z najzdrowszej okrada młodzieży,
by ją za pieprz i muszkat przefrymarczyć!
Podstęp za podstęp! Sprawcież mi więc — mówię
sprawcież, mój sędzio, atest dla Ruprechta,
a ja w podziękę dam wam wszystko za to,
co li godziwie ode mnie zechcecie”.
WALTER
O, to niedobrze. Tu chybiłaś, panno.
EWA
Za podstęp, panie, podstęp!
WALTER
Cóż on?
EWA
Ano:
„Na wdzięczność — mówi — pora jeszcze. Teraz
O atest tylko — mówi — idzie. Kiedyż
Ruprecht ma odejść?” — „W tych dniach” — mówię. „Dobrze,
wybornie — mówi — składa się, dziś bowiem