Rozbity dzban - Heinrich von Kleist (jak efektywnie czytać książki .TXT) 📖
Krótki opis książki:
Heinrich von Kleist to niemiecki pisarz, dramaturg, poeta, publicysta. Redagował pismo „Phoebus” oraz periodyk „Berliner Abendblatte”.
W wieku 34 lat popełnił samobójstwo wraz ze swoją przyjaciółką. Uważany jest za twórcę nowelistyki psychologicznej.
Autor w wydanej w 1811 roku komedii opisuje rozprawę sądową o tytułowy rozbity dzban, jednocześnie przedstawiając stosunki panujące w lokalnej społeczności.
Przeczytaj książkę
Podziel się książką:
- Autor: Heinrich von Kleist
- Epoka: Romantyzm
- Rodzaj: Dramat
Czytasz książkę online - «Rozbity dzban - Heinrich von Kleist (jak efektywnie czytać książki .TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Heinrich von Kleist
class="h4">ADAM
Której?
MARTA
Toć mówię!
ADAM
Rano?
MARTA
Gdzieżby rano! W nocy.
W łóżku już ległam i chcę lampkę skręcić,
gdy raptem w dole, w córki mej komorze
jakiś słyszę wrzask i głosy męskie,
jakby do domu wtargnął bisurmanin22.
Zrywam się tedy, w dół po schodach zbiegam,
a tu drzwi gwałtem wyważone widzę
i ktoś tam, słyszę, w izbie klnie okrutnie;
za czym do izby wchodzę, świecę, patrzę,
i naraz... naraz, co widzę, mój sędzio?
Dzban widzę, dzban mój rozbity na szczątki,
co w każdym kącie leżą rozrzucone;
dziewczyna szlocha, załamuje ręce,
a on, ten smyk tam, prycha jak szalony!
ADAM
Do kroćset!
MARTA
Co?
ADAM
A to ci łotr dopiero!
MARTA
Więc mnie w tym gniewie, wiecie, sprawiedliwym
jakby sto rąk urosło jednej chwili,
każda zaś w pazur, jak u sępa, zbrojna.
Tak ja do niego: jakim, pytam, prawem
i czego, pytam, w noc tak późną szuka,
i jak mi w domu dzbanki śmie rozbijać?!
On zaś, zgadnijcie, co mi na to, proszę,
co mi bezwstydnik, ten łotr odpowiada!
Jeszcze ja kiedyś doczekam tej chwili,
kiedy go kaci rozciągną na kole,
albo już nigdy nie legnę spokojna!
Ktoś inny, mówi, kto tuż przed nim czmychnął,
dzban z gzymsu strącił, ktoś, proszę was, inny!
I jeszcze dziewkę mi ten wałkoń łaje!
ADAM
Ha ha, koszałki opałki! Cóż dalej?
MARTA
Więc ja do dziewki, co tam jak trup stała:
„Ewuniu — mówię, a ona siada —
czy to kto inny — pytam — był?” Zaś ona:
„Święty Józefie — woła — i Maryjo!
Co sobie matka myślą też!” — „Któż zatem?”
„A któż by — mówi — mógł być, matko, inny?”
I święcie mi, że on to był, przysięga.
EWA
Co wam przysięgłam? Com wam przysięgała?
Nic nie przysięgłam!
MARTA
Ewo!
EWA
Łżecie!
RUPRECHT
Proszę!
ADAM
Milcz tam, szczeniaku, teraz, ty przeklęty!
Bo ci tą pięścią paszczę twoją zatkani!
Nie twoja kolej, potem będziesz gadał!
MARTA
Nie przysięgałaś?
EWA
Nie, to fałsz wierutny!
I choć mi, matko, wstyd i serce boli,
że przeciw wam tak jawnie świadczyć muszę,
ale wam wczoraj nic nie przysięgałam!
ADAM
Aj aj, ludkowie, rozsądku!
JASNOTKA
To dziwne!
MARTA
Nie zapewniałaś mnie, powiadasz, Ewo,
Pannę wzywając Świętą i Józefa?
EWA
Jużci, wzywałam, lecz nie na przysięgę.
I na to wam tu teraz wobec sądu
Najświętszą Pannę wzywam i Józefa!
ADAM
Aj, pani Marto, po cóż to! Któż widział
tak onieśmielać to poczciwe dziecko!
Skoro się panna tylko zastanowi,
skoro przypomni wszystko, co się stało,
co się, powiadam, stało już i co się,
jeśli nie zezna, jak zeznać powinna,
jeszcze stać może, wnet wam, zobaczycie,
powie to samo, co wam rzekła wczoraj,
a czy przysięgnie, czy też nie, to fraszka,
byle Józefa nie tykać ni Marii.
WALTER
Mój panie sędzio, a to rzecz niezwykła
takich rad stronom udzielać dwuznacznych!
MARTA
Kiedy mi ona tak w twarz łgać się waży —
ta bezwstydnica, dziewka ta ladaczna! —
że to ktoś inny u niej był, nie Ruprecht,
to niech ją!... No, nie powiem, co! Ale
ja wam to mówię, panie sędzio, Marta!
A choć pewności nie mam, czy przysięgła —
że tak mówiła, na to wam przysięgam,
Pannę wzywając Świętą i Józefa!
ADAM
Tego się wszak i panna...
WALTER
Panie sędzio!
ADAM
Co, wasza miłość? — Czy nie tak, Ewuniu?
MARTA
Rozewrzej gębę! Mów, czy nie mówiłaś?
Czyliś mi tego nie mówiła wczoraj?
EWA
Któż się zapiera, że mówiłam, matko?
ADAM
Proszę!
RUPRECHT
To ścierka!
WIT
A tfy! wstydź się, dziewko!
ADAM
do pisarza:
Pan pisarz wciągnie to do protokołu!
WALTER
O tym szczególnym zachowaniu waszym
nie wiem, na honor, co myśleć, mój sędzio.
Gdybyście sami byli dzban ten stłukli,
nie moglibyście gorliwiej, zaprawdę,
zwalać podejrzeń wszelakich ze siebie
na tego oto młodzieńca, jak teraz.
Pan pisarz jednak, żywić chcę nadzieję,
do protokołu nie zapisze więcej
prócz zeznań panny o tym, co przed matką
zeznała wczoraj, nic o fakcie samym.
Czy to na pannę teraz świadczyć kolej?
ADAM
Aj, wasza miłość, choć nie na nią kolej,
lecz jakże łatwo zbłądzić w takich razach!
Któż więc ma świadczyć? Pozwany? Na honor!
Dobre nauki rad przyjmuję zawsze.
WALTER
O naiwności! — Pozwany. Któż inny?
Proszę przesłuchać go i — skończyć wreszcie!
Ostatnia to w przewodzie waszym sprawa!
ADAM
Ostatnia? Co? Aj, prawda, tak, pozwany.
I gdzież się myśl twa błąka, stary sędzio!
Bogdajże piekło tę pantarkę z pypciem!
Bogdaj na pomór była w Indiach zdechła!
Ciągle mi kluski te na głowie leżą.
WALTER
Co wam?
ADAM
Aj, kluski, kluski, wasza miłość,
com je — wybaczcie! — miał dać dziś pantarce.
Jeśli mi ścierwo pigułki nie przełknie,
nie wiem, na duszę, co z tego wyniknie.
WALTER
Czyńcie, do kata, swą powinność, mówię!
ADAM
Dobrze. — Pozwany!
RUPRECHT
Jestem, panie.
ADAM
Ktoś ty?
RUPRECHT
Ruprecht, syn Wita, chałupnika w Hajsum.
ADAM
Zali23 słyszałeś, co tu pani Marta
przeciwko tobie przed sąd wniosła właśnie?
RUPRECHT
Słyszałem, panie.
ADAM
I miałżebyś czelność
przeciwko temu sprzeciw wnieść jakowy?
Przyznajesz winę, czy też śmiałbyś może
w żywe nam oczy przeczyć, jak straceniec?
RUPRECHT