Zebranie amorów - Pierre de Marivaux (jak przeczytać książkę w internecie za darmo txt) 📖
Ta „komedia heroiczna w jednym akcie”, osadzona w realiach mitologicznych, przedstawia konfrontację dwóch bogów miłości – Amora i Kupidyna.
Pierwszy z nich reprezentuje cnotliwą miłość, drugi natomiast gwałtowne pożądanie. Panowanie Kupidyna nad ludzkimi uczuciami wydaje się zapewnione – do czasu, kiedy olimpijscy bogowie decydują się rozważyć, jaka miłość jest właściwsza dla ludzi. Amor i Kupidyn zmuszeni są konkurować ze sobą, czyniąc wyznania miłosne upersonifikowanej Cnocie.
- Autor: Pierre de Marivaux
- Epoka: Oświecenie
- Rodzaj: Dramat
Czytasz książkę online - «Zebranie amorów - Pierre de Marivaux (jak przeczytać książkę w internecie za darmo txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Pierre de Marivaux
tłum. Tadeusz Boy-Żeleński
Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, jest dostępna on-line na stronie wolnelektury.pl.
Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Nowoczesna Polska.
ISBN 978-83-288-3514-6
Zebranie amorów Strona tytułowa Spis treści Początek utworu Scena I Scena II Scena III Scena IV Scena V Scena VI Scena VII Scena VIII Scena IX Scena X Scena XI Scena XII Scena XIII Scena XIV Przypisy Wesprzyj Wolne Lektury Strona redakcyjnaCo ja widzę? Kto ma tę śmiałość, aby nosić, jak ja, kołczan i strzały?
AMORCzyż to nie Kupido, ten rabuś mego królestwa?
KUPIDOCzyżby to był Amor gallijski4, bożek mdłej czułości? On-że to wychodzi z ciemnego schronienia, na które skazało go moje zwycięstwo?
AMORJakiż on szpetny! Cóż za fizys5 rozpustnika!
KUPIDOWidział kto kiedy głupszą gębę? Ale trzeba się dowiedzieć, czego tu szuka ten śmieszny przeżytek. Zbliżmy się.
Bądź pozdrowiony, mój stary; bożku trwożliwych westchnień i omdlałych czułości; witam cię.
AMORWitam.
KUPIDOPozdrowienie nieco suche; ale wybaczam ci. Skazaniec nie zwykł bywać w dobrym humorze.
AMORSkazaniec! Moją rejteradę6 zawdzięczasz jeno7 oburzaniu, jakie mnie zdjęło, kiedy ujrzałem, że ludzie zdolni są cierpieć ciebie.
KUPIDOTam do czarta! To paradne! To znaczy, że dałeś drapaka jedynie dlatego, że jesteś ambitny; zmykający bohater!
AMORNie mam ci nic do odpowiedzenia. Nie jesteśmy stworzeni, aby rozprawiać ze sobą.
KUPIDONie gniewaj się, kolego. W głębi serca żal mi cię. Mówisz mi obelgi, ale twój stan mnie rozbraja. Wierzaj, jam najlepszy chłopak w świecie. Opowiedz mi twoje strapienia. Co tutaj porabiasz? Czy bardzo znudziłeś się w swym osamotnieniu? Ech, jest przecież lekarstwo na wszystko. Chcesz jakiego zajęcia? Dam ci zapasik grotów, bo te, które widzę w twoim kołczanie, nic już nie są warte... Widzisz tę strzałkę? Oto broń, jakiej trzeba. Wpada w serce, wnika w nie, pali, jątrzy: serduszko krzyczy, miota się, woła o pomoc, błaga pardonu8.
AMORJakiż nędzny rodzaj płomieni!
KUPIDOBa! One-to odebrały reputację twoim. Mówiąc między nami — za twoich czasów kochankowie to były dudki9; umieli tylko jęczeć, wzdychać: „och!” „ach!” i opowiadać swe cierpienia echom. Do kaduka10! dziś to już nie to samo. Ja skasowałem wszystkie echa. Ja ranię. Au, au! Prędko, lekarstwa. Idzie się najkrótszą drogą wprost do przyczyn choroby. „Dalej — powiada się miłej — kocham panią; proszę się rozpatrzyć, co pani może dla mnie uczynić; czas drogi, szkoda każdej godziny”. Moi poddani nie powiadają: „umieram!” przeciwnie, nie ma nic żywszego jak oni. Omdlenia, lęki, tkliwe męczeństwo, nie ma już o tym mowy: wszystko to są nudne i płaskie11 mody ubiegłego wieku. Tyś czynił jedynie głupców, niedołęgów; ja robię ludzi całą gębą. Nie usypiam ich, ale budzę: są tak prędcy, że nie mają czasu być czuli: ich spojrzenia są już pożądaniem; miast wzdychać, nacierają: nie żebrzą o miłość, zmuszają do niej. Nie błagają o łaski, ale je biorą; znają szacunek, ale umieją o nim zapominać: oto sekret. Słowem, ja nie mam niewolników, mam tylko żołnierzy. Dalej, namyśl się: potrzeba mi chłopca do posyłek; chcesz służby? Zaraz dam ci zatrudnienie.
AMORCzy obraz, jaki mi nakreśliłeś, nie przyprawia cię o rumieniec? Cóż za upadek cnoty!
KUPIDOWięc cóż! Cnota? O co tobie chodzi? Ona ma swoje zadanie, a ja swoje: ona stworzona jest aby rządzić światem, ja aby go utrzymywać. Namyśl się, powiadam: ale biorę cię jedynie pod warunkiem, że zrzucisz piętno mazgajstwa, jakie masz wypisane na twarzy: nie życzę sobie tego. Dalej, mój poruczniku, ostro! Nieco zuchwalstwa w tych ślepkach: twoje oczy jakby chciały zachęcać do oporu. Czyż to jest postawa zwycięzcy? Z Amorem równie tchórzliwym, najnieśmielszy podlotek musi sam ponosić koszta własnej porażki. Ech, czyżbyś uniknął...
Mam ochotę skrzepić12 ci serce jedną z moich strzałek, aby ci odjąć tę trwożliwą i tęskną minę. Baczność; zrobię cię równie szalonym jak ja sam.
AMORA ja, jeśli strzelisz, ja cię uszlachetnię.
KUPIDOO nie, za pozwoleniem; ja bym na tym stracił, a ty byś zyskał.
AMORIdź, mały swawolniku, twoje zuchwalstwo nie obraża mnie, a panowanie twoje zbliża się może ku końcowi. Jowisz13 zgromadza dziś wszystkich bogów; chce, aby każdy z nich uczynił dar synowi ukochanego przezeń wielkiego króla. Zaproszono mnie na zgromadzenie. Zadrżałbyś, gdybyś pomyślał, jakie to może mieć następstwa.
Scena II KUPIDOOj, oj, prawdę powiada. Wszyscy bogowie otrzymali rozkaz stawienia się tu: mnie jednego tylko nie powiadomiono. Myślałem, że to proste zapomnienie Merkurego. Nadchodzi; zobaczmy, co to znaczy.
Scena IIIA, to ty, Kupidynie. Uniżony sługa.
PLUTUSJak się masz, przyjacielu.
KUPIDODzień dobry, Plutusie. Merkury, dowiaduję się, że dziś jest powszechne zebranie Olimpu i że to ty uwiadomiłeś, imieniem Jowisza, wszystkich bogów, aby się stawili tutaj.
MERKURYW istocie.
KUPIDOCzemuż więc ja o tym nie wiem? Czy nie jestem bóstwem dość wysokiej rangi?
MERKURYA, gdzież miałem cię szukać? Gonisz bez ustanku, że cię dopaść nie można.
KUPIDOKręcisz, Merkury. Gadaj otwarcie: byłem na liście?
MERKURYNa honor! Nie. Miałem szczególny rozkaz zapomnieć o tobie.
KUPIDOO mnie! Od kogóż ten rozkaz?
MERKURYOd Minerwy, której Jowisz powierzył zarząd zgromadzenia.
PLUTUSOch, od Minerwy, bogini rozumu? W takim razie niewielkie nieszczęście. Wiesz dobrze, że nas nie lubi; ale daremnie się złości, mamy w świecie nieco więcej uważania od niej: dajemy ludziom szczęście, do kroćset! gdy ona daje tylko rozsądek.
KUPIDOPrawdopodobnie ona to zleciła ci odszukać boga tkliwości, o którym nikt już nie pamiętał?
MERKURYZgadłeś, a nawet polecono mi traktować go z honorami.
KUPIDOŁadne poselstwo!
PLUTUSŚpiesz-że się, przyjacielu, sprowadź swojego bożka tkliwości; gdyby nawet wrócono mu berło, nie zdziałałby wiele. Dawno już przeszła moda miłosnego męczeństwa; zachowała się jedynie w piosenkach. Rzemiosło „okrutnej” zbankrutowało z kretesem; nie kłopocz się o swego rywala; wystarczy mego złota, aby go pobić na głowę.
KUPIDOMam nadzieję. Mimo to jestem dotknięty. Bierze mnie ochota wypróżnić kołczan na wszystkie serca Olimpu.
MERKURYŻadnych dzieciństw14. Jowisz nie żartuje; mógłby cię łatwo usunąć w krótkiej drodze; wiadomo, że się nie cieszysz zbyt dobrą reputacją.
KUPIDOBa, cóż mi możecie mieć do zarzucenia?
MERKURYBardzo wiele! Na przykład, nie ma już dobrych małżeństw; nie możesz zostawić w spokoju biednych mężów; zawsze wypuszczasz na żonkę jakiegoś myśliwca, który ją złowi w sidła.
KUPIDOA ja powiadam, że moi myśliwcy łowią jedynie to, co samo lezie w potrzask.
PLUTUSTo znaczy, że kobiety są bardzo rade15, iż na nie polują?
KUPIDOW sednoś trafił. Większość to zalotnisie, które czekają natarcia, lub cofają się jedynie po to, aby lepiej podrażnić; nie przepominają16 niczego, co może pobudzić ochotę myśliwca; mówią mu wręcz: spójrz na mnie. On spogląda, osacza, one się poddają. Czy to moja wina? Do kroćset! nie; zalotność zawiodła je na manowce, zanim jeszcze strzelec się zbliżył.
MERKURYMów sobie, co ci się podoba. Nie moja rzecz dawać ci nauki; ale miej się na baczności. Mężczyźni i kobiety krzyczą na ciebie; powiadają, iż w połowie zawieranych małżeństw ty stajesz za rejenta17. Starców wydajesz na pastwę młodym hultajkom, które biorą żywych
Uwagi (0)