Zebranie amorów - Pierre de Marivaux (jak przeczytać książkę w internecie za darmo txt) 📖
Ta „komedia heroiczna w jednym akcie”, osadzona w realiach mitologicznych, przedstawia konfrontację dwóch bogów miłości – Amora i Kupidyna.
Pierwszy z nich reprezentuje cnotliwą miłość, drugi natomiast gwałtowne pożądanie. Panowanie Kupidyna nad ludzkimi uczuciami wydaje się zapewnione – do czasu, kiedy olimpijscy bogowie decydują się rozważyć, jaka miłość jest właściwsza dla ludzi. Amor i Kupidyn zmuszeni są konkurować ze sobą, czyniąc wyznania miłosne upersonifikowanej Cnocie.
- Autor: Pierre de Marivaux
- Epoka: Oświecenie
- Rodzaj: Dramat
Czytasz książkę online - «Zebranie amorów - Pierre de Marivaux (jak przeczytać książkę w internecie za darmo txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Pierre de Marivaux
Skoro mnie zachęcasz do odmiany, widać sam myślisz o emeryturze, Merkury?
MERKURYDajmy pokój żartom.
PLUTUSCo do mnie, mało mnie obchodzą te ambaje20. Wszystko, co biorę od niego, kupuję; targuję się, umawiamy cenę, płacę: to cała moja finezja.
KUPIDOParadny ten Merkury! skarżyć się, że lubię dobre życie i dostatek, ja, bożek Miłości! Czym więc, wedle ciebie, mam się zajmować? Traktatami moralnymi? Zapominasz, że to ja wszystko wprawiam w ruch, wszystkiemu daję istnienie; że moje zadanie wymaga niewyczerpanych zasobów dobrego humoru i że ja sam muszę być błyskotliwszy, bardziej kipiący życiem, niż wszyscy inni bogowie do kupy?
MERKURYTo twoja rzecz. Ale zdaje mi się, że Apollo się zbliża.
PLUTUSDo widzenia, odchodzę. Z tym waszym panem bogiem od sztuk pięknych nie mamy sobie zbyt wiele do powiedzenia. Do zobaczenia, Kupidynie.
KUPIDOBywaj zdrów, śpieszę za tobą.
Scena IVCo tobie, dostojny Apollinie? wyglądasz jakiś posępny.
APOLLOPowrót boga tkliwości gniewa mnie. Nie podoba mi się ta nagła sympatia Minerwy. Uprzedzam cię, Kupidynie, że niebawem go tu przyprowadzi.
KUPIDOCo ona chce z tym gratem?
APOLLOPosłuchać, jak każdy z was będzie rozprawiał o naturze swoich płomieni, i osądzić, którego darom należy oddać prym21 w tej potrzebie: o tym właśnie mam cię uwiadomić.
KUPIDOTym lepiej, do kroćset! Tym lepiej; to mnie rozerwie. Bądź spokojny, nie ma się co obawiać; mój szanowny kolega niewiele tężej rozprawia niż rani.
MERKURYWierzaj mi, idź przygotuj się bodaj przez chwilę.
KUPIDONa honor, dobra rada; idę skupić się nieco na łonie Bachusa; ma on winko szampańskie o cudownej wprost wymowie; znajdę w nim mą obronę gotowiuteńką. Do widzenia, przyjaciele, gotujcie mi wieńce wawrzynu.
Scena VDarmo nadrabia miną: w kancelarii Olimpu wiatr wieje nie na jego korzyść, lękam się o wynik.
MERKURYNo i cóż? Co tobie na tym zależy? Choćby jego rywal i wrócił do mody, i tak będziesz źródłem natchnienia tych, którzy zapragną opiewać swoje kochanki.
APOLLOEch, do kaduka! To wielka różnica; piosenki nie będą tak ładne. Będzie się opiewało tylko uczucia, a to jest temat dość płaski.
MERKURYPłaski? A cóż ty chcesz aby opiewano?
APOLLOCo ja chcę? Czy potrzeba Merkuremu łopatą kłaść do głowy? Pieszczotę, płochość22, szał: w ogóle coś, co się dzieje.
MERKURYOch, masz słuszność, nie zastanowiłem się: w istocie, to przedmiot pieprzniejszy, żywszy.
APOLLOBez porównania; i o wiele przystępniejszy. Cały świat zrozumie fakta, czyny.
MERKURYTak, wszyscy po trochu uprawiają gesty.
APOLLOA czują nie wszyscy. Są serca tak materialne, że pojmują uczucie dopiero wówczas, gdy je przenieść na kanwę bardzo zrozumiałą.
MERKURYMożna im wytłumaczyć duszę jedynie za pośrednictwem ciała.
APOLLOMasz słuszność; i trzeba przyznać, że poezja miłosna o wiele lepiej przemawia w tych wypadkach. Dziś, kiedy pobudzam natchnienie do kupletu, piosnek lub innych wierszyków, czuję się jakoś swobodniej, mogę sobie dać folgę. Cóż za tematy! Filis, którą się oblega, która walczy, i broni się dość licho; piękne ramię, które tulimy do swego; ubóstwiana ręka, którą przyciskamy do ust; Filis się gniewa; już, żywo, jesteś u jej nóg; roztkliwia się, łagodnieje; westchnienie wydziera się jej z piersi... Ach! Sylwandrze!... Ach! Filis!... Wstań, ja każę... Jak to! Okrutna, moje zapały... Przestań, nie mogę już; zostaw mnie... Spojrzenia, żary, słodycze — to czarujące. Czujesz całą żywość, łatwość tych przedmiotów? Rodzić takie natchnienia to dla mnie zabawka: toteż nigdy nie widział świat tylu poetów.
MERKURYI których poezja niewiele cię kosztuje. Filis ponosi wszystkie koszta.
APOLLOBez wątpienia: natomiast, gdyby bóg tkliwości znowu wrócił do mody, bywajcie zdrowe rączki, bywajcie zdrowe ramiona: Filidy wnet postradałyby to wszystko.
MERKURYTym bardziej byłyby urocze i z pewnością ceniono by je wyżej. Ale pozwól mi powitać Prawdę, która nadchodzi
Scena VIW porę przybywasz, bogini; zgromadzenie zacznie się niebawem.
PRAWDAOto jestem. Zabawiłam się tylko chwilę, rozmawiając z Minerwą o wyborze, jakim się kierowała, zapraszając bóstwa na wiadomą ceremonię.
APOLLOWolno zapytać, o kim mówiłaś, bogini?
PRAWDAO kim? O tobie.
APOLLOProsto powiedziane. I cóż mówiłaś?
PRAWDAMówiłam... Ale to niemała śmiałość w ten sposób zapytywać Prawdę! Obstajesz przy tym?
APOLLONie lękam się niczego. Mów.
MERKURYŚmiało!
APOLLOCo mówiłaś o mnie?
PRAWDADobre i złe; więcej złego niż dobrego. Pytaj dalej, a dopytasz się.
APOLLOI cóż można złego powiedzieć o bogu, który mocen jest natchnąć darem wymowy i miłością sztuk pięknych?
PRAWDAOch, twoje dary są wyśmienite; mówiłam o nich jak najlepiej; ale tyś do nich niepodobny.
APOLLOCzemu?
PRAWDATemu, że pochlebiasz, że kłamiesz i że jesteś kazicielem dusz ludzkich.
APOLLOPowoli, jeśli łaska; ależ cię ponosi!
PRAWDAJednym słowem, prawdziwym szarlatanem.
APOLLOPrzestań, bo czuję, że się pogniewam.
MERKURYDaj jej skończyć; to zabawne, co mówi.
APOLLOMnie to wcale nie bawi. Cóż to wszystko ma znaczyć? Czym zasłużyłem...?
PRAWDARumienisz się: nie dla23 swych błędów, ale z przyczyny wyrzutów, jakie ci za nie robię.
MERKURYNie zachwycają cię te jej subtelne rozróżnienia?
APOLLOBogini, przywodzisz mnie do ostateczności.
PRAWDAStawiam ci zwierciadło przed oczy. Pomścij się swoją poprawą.
APOLLOZ czegóż się mam poprawić?
PRAWDAZ przedajnego i kupieckiego rzemiosła, jakie uprawiasz. Ot, za wszystkie wody trwogo Hipokrenu24, twego Parnasu25, twego dowcipu i poloru nie dałabym ździebełka; jak i za twoich dziewięć Muz, które noszą nazwę „czystych sióstr”, a to po prostu dziewięć starych hultajek, którymi się posługujesz do płatania figlów. Jeśliś bogiem wymowy, poezji, dowcipu, podtrzymujesz te posłannictwa z godnością! Mówmy szczerze: czy nie ty dyktujesz wszystkie pochlebstwa i panegiryki, jakie rozdaje się dokoła? Jesteś tak nawykły kłamać, że, kiedy zdarzy ci się chwalić cnotę, nie znać ani śladu twego dowcipu: nie wiesz wprost, jakich słów użyć.
MERKURYOna niezupełnie mówi od rzeczy. Zauważyłem, że udawanie idzie ci lepiej niż co insze.
PRAWDAPowiadam wam, nie ma nic równie płaskiego jak on, kiedy nie kłamie. Jeśli kto w istocie zasługuje na pochwałę, komplement pana Apollina zawsze wypadnie dość licho. Ale w świecie bajeczności, oho! tam święci tryumfy. Zbiera pęk wszelakich cnót i rzuca je na głowę: Bierz, masz, upij się tym stekiem bredni i szalbierstwa!
APOLLOAleż...
PRAWDANie ma ależ. Twoje szumne dedykacje, na przykład?
MERKURYOch, daruj mu je, z łaski swojej. Nikt ich nie czyta.
PRAWDATu i ówdzie zdarzy się to lub owo, na co mogę się zgodzić. Kiedy otwieram książkę i widzę nazwisko zacnej osoby na czele, cieszy mnie to; ale otwieram inną; również zwraca się do osoby nieporównanej, wyjątkowej; otwieram setną, tysiączną, wszystkie przypisano samym cudom cnoty i zasługi. Gdzież przebywają te wszystkie cuda? Gdzie się kryją? Czym się dzieje, że osoby naprawdę godne pochwały są tak rzadkie, a owe wspaniałe dedykacje tak częste? Cyfry powinny być równe, albo nie jesteś w mych oczach uczciwym bogiem. Toć więcej niż tysiąc spotkałam dedykacji, w których powiadasz: „Niech skromność Waszej Wysokości się uspokoi”. Zatem, musiałbym spotkać tysiąc skromnych Wysokości. Rzetelnie powiedz: podejmujesz się wskazać miejsce ich pobytu? Sam wyciągnij wniosek.
APOLLOPowiedz, Merkury, czy ty przyznajesz słuszność wszystkiemu, co ona mówi?
MERKURYJa? Nie wydajesz mi się tak bardzo winny, jak ona mniema. Nie czuje, że jest kłamcą, kto kłamie nałogowo.
APOLLOPocieszające!
PRAWDASłowem, oblekasz w maskę wszystko: a najzabawniejsze, że ci, których przebierasz w ten sposób, biorą maskę za własne oblicze! Znam bardzo szpetną kobietę, którą nazywasz „uroczą Iris26”. Ta wariatka nic nie chce spuścić z tego przydomku. Nie pomaga lustro: widzi w nim tylko Iris. Na ten ton nastraja swoje minki: tymczasem „urocza Iris” to szympans, przed którym byś uciekł gdzie pieprz rośnie. Darowałabym ci to wszystko, gdyby pochlebstwa twoje nie sięgały do samych monarchów; to już wydaje mi się ohydne.
MERKURYBagatela! To rzecz wspólna całemu światu.
APOLLOJak to! Mówić prawdę książętom!
PRAWDANajwiększy wśród śmiertelnych to władca, który ją kocha i jej szuka; niemal tuż obok stawiam poddanego, który śmie mu ją mówić; zaś najszczęśliwszy ze wszystkich ludów jest lud, w którym spotkali się ów książę i ów poddany.
APOLLONa honor, zdaje mi się, że masz słuszność.
PRAWDAZresztą, Apollinie, to wszystko nie znaczy, abym się ciebie obawiała. Wiesz, o którego księcia dzisiaj chodzi. Rób, co ci się podoba: Mądrość i ja napełnimy duszę jego taką miłością cnoty, że pochlebcy twoi będą musieli mówić o nim tak, jak mówiłabym ja sama. Żegnaj.
APOLLOTrudno; poddaję się, bogini, i godzę się z tobą: wierzaj, gotów jestem poświęcić ci swoje bezsennne noce. Dostarcz tylko monarsze czynów, a ja biorę na siebie trud opiewania ich.
Scena VIIApollinie, winszuję ci twoich chwalebnych postanowień. Co to znaczy ludzie z głową! Prędzej, później, przychodzą do opamiętania.
Scena VIIIBaczność, panowie! Oto Minerwa zbliża się z moim rywalem.
MERKURYWięc cóż? Znajdzie się i dla nas miejsce; co do mnie, rad będę przy tym.
APOLLONieźle byś uczynił, zwierzając mi, co masz zamiar powiedzieć. Mógłbym cd podsunąć jaki pomysł; ale tyś nie zwykł się radzić.
KUPIDOHandlarzu poezji, ubliżasz mi.
APOLLOCzemu?
KUPIDOWyobrażasz sobie, że masz tyle talentu co ja?
MERKURYHi, hi, hi, hi.
APOLLOUmiem przekonać sam rozum!
KUPIDOA ja kazać mu zmilczeć. Milcz-że i ty.
Scena IXWiesz, Kupidynie, jakim zleceniem obarczył mnie Jowisz. Może będziesz miał urazę, że zataiłam przed tobą to zebranie; ale uważałam, iż twoje ognie palą nazbyt żywo. Jak bądź się rzeczy mają, nie chcemy, aby książę miał duszę nieczułą. Jeden z was powinien zyskać prawa nad jego sercem; ale trzeba, aby rozsądek górował nad wszystkim innym, ciebie zaś obwiniają, iż zgoła go nie oszczędzasz.
KUPIDOHm, tak, zaprószam mu niekiedy głowę. Ma ze mną trudne momenty; ale to nie trwa długo.
APOLLOKiedy się kocha, trzebaż to czymś opłacić.
MERKURYZapewne, w teorii, bóg tkliwości góruje nad nim, ale, co się tyczy praktyki, wolę tego malca.
MINERWAPanowie, chciejcie pozostać jedynie w roli widzów.
MERKURYJuż ani słówka.
APOLLOCo do mnie, gdy trzeba milczyć, sługa uniżony. Ulatniam się.
MINERWAZ przyjemnością.
Scena XNo, Kupidynie, gotowam cię wysłuchać mimo błędów, jakie ci zarzucają.
KUPIDOCóż to za jakieś moje błędy? Dokąd to zmierza? Mówią, to prawda, że jestem trochę ladaco; ale nikt nigdy nie powiedział, abym był dudek.
AMORA o kimż to mówią?
KUPIDONa twoim miejscu nie pytałbym...
MINERWANie o to chodzi. Kończmy. Przybyłam tu jeno po to, aby was wysłuchać. Zaczynajmy.
Ty jesteś starszy, Amorze, mów pierwszy.
AMORRoztropna Minerwo, ty, wobec której czuję się szczęśliwy, iż mogę bronić swych praw...
KUPIDOZabraniam machania kadzielnicą.
MINERWAOpuść kadzidła.
AMORSądziłbym, iż uchybię szacunkowi, jaki mam dla ciebie i że uczynię zniewagę jasności twego widzenia, przypuszczając iż możesz się wahać między nim a mną.
KUPIDOŚwietny trybunał raczy zauważyć, że on pochlebia.
MINERWAPozwól-że mu mówić.
KUPIDOJa się nie wtrącam, ja tylko punktuję jego introdukcje.
AMORHa! Tego nadto. Twoje zuchwalstwo oburza mnie i wyprowadza z umiarkowania, jakie pragnąłem zachować. Któż ty jesteś, aby się spierać ze mną o cokolwiek? Ty, który za całą własność masz jeno wyuzdanie, godne dziedzictwo nieczystego pochodzenia! Bóstwo ohydne, którego kult jest zbrodnią; któremu jedynie zepsucie ludzi wzniosło ołtarze! Ty, któremu najświętsze obowiązki ledwie starczą za ofiarę! Ty, którego można uczcić jeno zbywając się cnoty! Złowrogi sprawco najhaniebniejszych występków, co swoim czcicielom, za jedyną nagrodę, zostawiasz hańbę, wyrzut i niedolę! Ty śmiesz przyrównywać
Uwagi (0)