Fryderyk Schiller
Oblubienica z Messyny
tłum. Michał Budzyński
Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, jest dostępna on-line na stronie wolnelektury.pl.
Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Nowoczesna Polska.
ISBN 978-83-288-3851-2
Oblubienica z Messyny
Strona tytułowa
Spis treści
Początek utworu
Przypisy
Wesprzyj Wolne Lektury
Strona redakcyjna
Oblubienica z Messyny
Tragedia z chórami
OSOBY:
Donna Izabella, księżna Messyny.
Don Manuel, jej syn.
Don Cezar, jej syn.
Beatrixa.
Diego.
Posłańce.
Chór złożony z przybocznej świty dwóch braci.
Najstarsi Messyny. Osoby nieme.
Scena przedstawia salę z kolumnami. Po obu stronach drzwi — a wielkie środkowe podwoje prowadzą do kaplicy
Donna Izabella w grubej żałobie. Najstarsi Messyny otaczają ją.
IZABELLA
Mężowie starzy mądrością i laty
Nie z własnej woli, lecz dla spraw ojczyzny
Opuszczam niewiast milczące komnaty
I twarz odsłaniam przed wzrokiem męczyzny.
Bo wdowie smutnej po małżonka stracie
Co był jej życia i światłem, i chwałą,
Posępne lice w pogrzebowej szacie
I w cichych marach ukrywać przystało.
Ale tej chwili stanowczej głos tajny
Niepowstrzymanie, potężnie mnie woła
Od niewiast domu samotnego koła,
Na świat wzrokowi memu niezwyczajny.
Księżyc dwa razy zmienił się od chwili
Jakeśmy męża popioły książęce
Do ostatniego spoczynku złożyli.
On rządy miasta trzymał w silnej ręce,
W jego obronie stawiał mężne czoło
Przeciwko światu grożącemu wkoło.
Król wasz i władca leży w przodków grobie,
Ale duch jego żyje okazały
W dwóch synach pełnych bohaterskiej chwały,
Waszego miasta dumie i ozdobie.
Wyście widzieli, jak dzieci wzrastały,
Lecz razem z nimi, z tajemniczej woli,
Niezrozumienie wzrastało powoli,
Węzłów braterskich rozrywając zgodę,
Trując igraszek dziecinnych swobodę,
Aż się w nienawiść zamieniło z wiekiem.
Obydwóch pierś ta wykarmiła mlekiem,
Tkliwość matczyna jednakową była,
Jednako matkę obydwa kochali
I gdy we wszystkim walka ich dzieliła,
W tym jednym czuciu razem się spotkali.
Wprawdzie gdy ojciec dzierżył kraju rządy,/
Jego straszliwe, ale słuszne sądy
Trzymały w karbach surowych zarówno
Obydwóch braci porywczość gwałtowną.
On jarzmem silnym w milczenie pokorne
Naginał synów umysły niesforne.
Zbrojni nie mogli zbliżać się ku sobie
Ani pod jednym noc przepędzać dachem.
Tak surowością mądrą w każdej próbie
Straszliwy wybuch opóźnił w nich strachem.
Ale nienawiść, tak dawno poczęta
W dzikim ich łonie, została nietknięta.
Potężny siłą nie uczyni kroku
Żeby odwrócić cichy bieg strumienia,
Kiedy on mocą swojego ramienia
Może zatrzymać groźny pęd potoku.
Co miało wypaść, wypadło niebawem:
Gdy głowa ojca w grobie się układła
I dłoń potężna bezsilnie opadła,
Dawny gniew braci ożył w boju krwawym,
Tak jak zarzewie chwilę przytłumione
Wybucha w ogniu wiatrem rozniecone.
Powtarzam, czego nikt z was nie ukrywa;
Niezgoda braci Messynę rozdziela,
Najświętsze związki natury rozrywa,
Do krwawej walki mieszkańców ośmiela.
Miecz na miecz pada, miasto placem bojów,
Krew zlała nawet ściany tych pokojów.
Wy prawa kraju zgwałcone widzicie,
Mnie męki serca zatruwają życie.
Wy tylko ludu czujecie niedolę,
A nie zważacie na matczyne bole —
Oto jest mowa, z jaką przychodzicie:
„Widzisz, że długo twoich synów zwada
Walkę domową śle do naszych progów.
Kraj zagrożony od złego sąsiada
Jednością tylko może wyprzeć wrogów.
Ty jesteś matką, więc tobie przystoi
Wynaleźć sposób przywrócenia zgody.
Po co nas, cichych mieszkańców zagrody,
Długa nienawiść panów niepokoi?
Czyliż my zgubne mamy znosić szkody,
Że twoje dzieci nie ustają w sporze? —
My sami bez nich radę sobie damy;
Innemu panu otworzymy bramy,
Który nas zbawić i zechce, i może”.
Takąście mową, ludzie skamieniali,
Troskliwi tylko o wasz byt i całość
Trudy krajowe na to serce zdali —
Jak gdyby długie cierpienia i żałość,
Jak gdyby matki tęskne niepokoje
Nie dosyć łono obciążały moje! —
W zamiarach moich bez wielkiej nadziei
Rzucam się z matki piersią zakrwawioną
W walkę pomiędzy synami wznieconą
Zgody wołając — błagam po kolei
Niepowstrzymana bez trudu i strachu
Aż uprosiłam matczynym wołaniem:
Że tu, w Messynie, ojcowskim ich gmachu
Witać się będą przyjaznym spotkaniem.
Tego nie było od śmierci książęcia.
Dzisiaj co chwila czekam, by mi posły
O wjeździe synów obydwóch doniosły;
Bądźcie gotowi do panów przyjęcia
Ze czcią należną dla synów książęcia.
Miejcie powinność tylko na pamięci,
Waszymi sprawy my będziem zajęci.
Zgubne krajowi i wam, Messeńczykom,
Niszczące walki moich synów były —
Dziś zgodni znajdą w sobie dosyć siły
Przeciw całego świata najezdnikom
W obronie kraju waszego uderzyć
I słuszność sobie z was samych wymierzyć.
Starce odchodzą w milczeniu z ręką na piersiach. Izabella daje znak staremu słudze.
Izabella, Diego.
IZABELLA
Diego!
DIEGO
Co księżna rozkaże?
IZABELLA
Mój sługo,
Przybliż się do mnie, sługo mój poczciwy,
Ty ból mój, cierpienia podzielałeś długo,
Podzielże dzisiaj i szczęście szczęśliwy. —
Jam twojej wiernej piersi powierzyła
Bolesną, słodką tajemnicę świętą;
Dzisiaj szczęśliwa chwila się zbliżyła,
Że z niej zasłona może być odjętą.
Długom ja silne natury wzruszenie
We wnętrzu łona mojego tłumiła,
Bo mi groziło straszne przeznaczenie.
Dziś wolnym głosem odezwać się mogę
I uspokoić serce bolejące;
Pokoje długo pustkowiem stojące
Obejmą dzisiaj wszystko, co mi drogie.
Obróć więc prędzej krok twój ciężki laty
Do ścian klasztoru znajomego tobie,
Gdzie przechowany był skarb mój bogaty.
Tyś go sam ukrył ku szczęśliwej dobie,
Smutną przysługę oddając stroskanej.
Pospiesz więc teraz i powróć bez zwłoki
Zakład od serca tak długo czekany.
Słychać głos trąby.
Spiesz; niechaj radość odmłodni twe kroki —
Słyszę już brzmienie wojennego rogu,
Co mi oznajmia powrót moich dzieci.
Diego odchodzi. Słychać z przeciwnej strony coraz głośniejszą muzykę.
Messyna w ruchu — słuchaj, od bram progu
Zmieszanych głosów dziki szmer tu leci.
To oni — piersi macierzyńskiej bicia
W krew swą przyjmują bliskość ich przybycia.
To oni sami! Dzieci moje, dzieci!
Wychodzi spiesznie.
CHÓR
Składa się z dwóch półchórów, które w tej samej chwili wchodzą z dwóch przeciwnych stron, okrążają scenę, a potem szykują się w szereg po tych stronach, skąd weszli. Jeden półchór złożony jest ze starszych, drugi z młodszych — obaj znakami i odzieniem się różnią. Skoro dwa chóry ustanowią się na przeciwko siebie. — Muzyka ustaje a naczelnicy chórów mówią. (Chór ten podług nadesłanej uwagi autora do dyrekcji teatralnej złożony jest z Kajetana, Manfreda, Tristana i ośmiu rycerzy Don Manuela. Drugi z Bohemunda, Rogera, Hippolita i dziewięciu rycerzy Don Cezara. — W nawiasach oznaczone, kiedy każda z tych osób ma mówić).
1. CHÓR (KAJETAN)
Bądź nam pozdrowiona
Budowo gościnna,
Naszych możnych panów
Kolebko rodzinna
Na licznych kolumnach wspaniale wzniesiona!
W pochwie schowany
Niech się oręż skrywa;
Przed bramą spętany
Niechaj odpoczywa
Wężowłosego boju skrwawiony mord srogi;
Bo sal tych gościnnych
Święte dla nas progi
Strzeże przysięga, syn Eryniona,
Bóg najstraszniejszy piekielnego łona.
2. CHÓR (BOHEMUND)
Gniewne się w piersiach serce moje wzdyma,
Pięście bez walki nie mogą się ostać;
Bo łeb Meduzy widzę przed oczyma,
Mojego wroga nienawistną postać.
Zaledwie w żyłach krew się wrząca trzyma;
Mamże przyjaznym uczcić jego słowem,
Czy pójść za moim popędem bojowym?
Ale mnie tylko bojaźliwym czyni
Tych gmachów świętych potężna władczyni,
Straszna Eumenida1, pokoju bogini.
1. CHÓR KAJETAN
Mędrszy stan duszy przystoi wiekowi;
Najrozumniejszy najpierwej pozdrowi.
Do drugiego Chóru.
Wam więc pozdrowienie
Co dzielicie razem
Braterskim obrazem
Jednakie wzruszenie.
Wam, co tego gmachu
Bogom opiekuńczym
Kłaniacie się w strachu.
Gdy się przyjaźnie witają książęta,
Niech i nam słowa zamienić pokoju
Pozwoli zgoda dla obu stron święta,
Słowa przyjazne słodkie są po znoju;
Lecz gdy na wolnym spotkamy się razem
Niech krwawa zawiść odnowi się w boju,
Naszą odwagę probujmy żelazem.
CAŁY CHÓR
Lecz gdy na wolnym spotkamy się razem
Niech krwawa zawiść odnowi się w boju,
Naszą odwagę probujmy żelazem.
1. CHÓR (BERENGAR)
Nie tobie gniew mój, tyś nie moim wrogiem;
Jedno nam miasto jest rodzinnym progiem,
Oni skądinąd wiodą imię swoje.
Lecz gdy ród książąt na siebie nastawa,
Słudzy iść muszą na mordercze boje —
Tak chce porządek, tak chcą ludów prawa.
2. CHÓR (BOHEMUND)
Niechaj brat bratu przyczynę wywodzi,
Czemu na siebie wiodą szyki zbrojne
Do krwawej walki — mnie to nie obchodzi;
Ale my za nich prowadzimy wojnę —
Bo ten nie mężny, ten się hańbą kala
Kto pana swego znieważać pozwala.
CAŁY CHÓR
Ale my za nich prowadzimy wojnę —
Bo ten nie mężny, ten się hańbą kala
Kto pana swego znieważać pozwala.