Darmowe ebooki » Dramat szekspirowski » Dwaj panowie z Werony - William Shakespeare (Szekspir) (czytaj online książki TXT) 📖

Czytasz książkę online - «Dwaj panowie z Werony - William Shakespeare (Szekspir) (czytaj online książki TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 William Shakespeare (Szekspir)



1 ... 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13
Idź do strony:
Informacje o nowościach w naszej bibliotece w Twojej skrzynce mailowej? Nic prostszego, zapisz się do newslettera. Kliknij, by pozostawić swój adres e-mail: wolnelektury.pl/newsletter/zapisz-sie/
AKT CZWARTY SCENA PIERWSZA
Droga biegnąca przez las. Trzej bandyci z łukami i strzałami w ręku czyhają w gąszczu. Zbliża się Walencjo i Śpiech. PIERWSZY BANDYTA
Hej! Baczność, bracia! Podróżny się zbliża.  
  DRUGI BANDYTA
Choćby dziesięciu, wręcz uderzcie na nich. 
 
Wchodzą Walencjo i Śpiech. TRZECI BANDYTA
Stój! Oddaj wszystko, złóż, co masz przy sobie, 
Lub cię zmusimy siąść, by cię obszukać. 
  ŚPIECH
Już po nas, panie. To są owe łotry, 
Których się wszyscy podróżni tak boją.  
  WALENCJO
O przyjaciele!...  
  PIERWSZY BANDYTA
Nie, my wrogi214 twoje. 
  DRUGI BANDYTA
Wstrzymaj się nieco. Wprzód go wysłuchajmy.  
  TRZECI BANDYTA
Gdyż, na mą brodę, przyzwoity człowiek.  
  WALENCJO
Wiedzcie, że mało mam do postradania. 
Jestem człowiekiem znękanym niedolą, 
Moim bogactwem ta odzież uboga. 
Jeśli ją z mego ciała zewleczecie, 
Weźmiecie cały mój skarb i chudobę215. 
  DRUGI BANDYTA
Dokąd dążysz?  
  WALENCJO
Do Werony.  
  PIERWSZY BANDYTA
Skąd przybywasz?  
  WALENCJO
Z Mediolanu.  
  TRZECI BANDYTA
Długoś tam bawił?  
  WALENCJO
Szesnaście miesięcy, 
I mógłbym dłużej był zostać, lecz w drogę 
Nagle mi zaszła przekorna fortuna. 
  PIERWSZY BANDYTA
Co, czyś wygnany?  
  WALENCJO
Wygnany! 
  DRUGI BANDYTA
A za co? 
  WALENCJO
Ciężko to wyznać. Zabiłem człowieka, 
Zgon jego dotąd wielce opłakuję, 
Lecz padł z mej ręki w szlachetnym spotkaniu, 
Nie podłą zdradą lub niecnym podejściem. 
  PIERWSZY BANDYTA
Nie martw się, jeśli zginął w taki sposób. 
Lecz czyś wygnany za tak drobną winę? 
  WALENCJO
Za nią, i wyrok zdał mi się łagodny.  
  PIERWSZY BANDYTA
Umiesz języki?  
  WALENCJO
Zysk ten odniosłem z podróży za młodu, 
Inaczej byłbym często w złej przygodzie. 
  TRZECI BANDYTA
Na łysą czaszkę opasłego mnicha, 
Co z Robin Hoodem włóczył się, przysięgam, 
Że on wart zostać królem naszej szajki. 
  PIERWSZY BANDYTA
Wart, więc słuchajcie.  
  ŚPIECH
Panie, przystań do nich. 
To jakiś zacny gatunek rabusiów.  
  WALENCJO
Cicho! ty głupcze!  
  DRUGI BANDYTA
Najpierw nam powiedz: maszże co przed sobą?  
  WALENCJO
Nic prócz nadziei w trafunkach fortuny.  
  TRZECI BANDYTA
I z nas, wiedz o tym, są szlachtą niektórzy, 
Dzikimi szały bezrządnej216 młodości 
Wyparci z koła poważanych ludzi. 
Jam oto został wygnany z Werony, 
Żem uknuł spisek, by wykraść dziewicę, 
Dziedziczkę blisko z księciem spokrewnioną. 
  DRUGI BANDYTA
A ja z Mantui za to, że w zapędzie 
Przeszyłem serce pewnego młodziana.  
  PIERWSZY BANDYTA
I ja za równie błahe wykroczenia. 
Ale do rzeczy. Tak szczerze ci nasze 
Wyznajem winy, raz, by wytłumaczyć 
Nasz grzeszny żywot, po wtóre217, że widzim, 
Jak dzielna postać zdobi cię, a wreszcie, 
Że znasz języki i żeś pełen zalet, 
Jakich potrzeba naszemu rzemiosłu. 
  DRUGI BANDYTA
Właśnie że jesteś, jak i my, wygnańcem, 
Więc przede wszystkim pytamy się ciebie, 
Chciałżebyś218 zostać naszym jenerałem219 
I czyniąc cnotę z potrzeby, żyć z nami 
W tej dzikiej puszczy? 
  TRZECI BANDYTA
Cóż powiesz na to? Chceszże przystać do nas? 
Zgódź się i zostań dowódcą nam wszystkim. 
My ci hołdować, słuchać cię będziemy, 
Kochać jak wodza i króla naszego. 
  PIERWSZY BANDYTA
Lecz umrzesz, jeśli naszym hołdem wzgardzisz.  
  DRUGI BANDYTA
Umrzesz, byś z naszej nie chełpił się prośby.  
  WALENCJO
Więc ją przyjmuję i żyć będę z wami, 
Byleście nigdy krzywd nie wyrządzali 
Słabym niewiastom i biednym wędrowcom. 
  TRZECI BANDYTA
Nie, my się brzydzim tak podłymi czyny220. 
Pójdź, wraz do naszej zawiedziem cię rzeszy 
I wszystkie nasze bogactwa ci wskażem. 
One, wraz z nami, są na twe rozkazy.  
 
Wychodzą. SCENA DRUGA
Mediolan. Mur z furtką za pałacem Księcia. Kawałek ogrodu oddziela mur od wieży; na zewnątrz zadrzewiona dróżka. Noc księżycowa. Protej otwiera furtkę i wchodzi do ogrodu. PROTEJ
Wprzód Walencjowi jam się sprzeniewierzył, 
A teraz Turia również krzywdzić muszę, 
Gdyż pod pozorem, że za nim przemówię, 
Znalazłszy przystęp, własną wiodę miłość. 
Lecz piękna Sylwia zbyt prawa, zbyt święta, 
Bym ją lichymi mógł przekupić dary221. 
Kiedy niezłomną przysięgam jej wierność, 
Rzuca mi w oczy, żem zdradził Walencja. 
Kiedy jej wdziękom korne222 składam hołdy, 
Każe mi pomnieć, jakim wiarołomstwem 
Stargałem miłość Julii ślubowaną. 
Lecz mimo wszystkich gwałtownych jej szyderstw, 
A i najmniejsze grobem jest nadziei, 
W miarę jej wzgardy ma miłość się wzmaga 
I jak szczeniątko wciąż łasi się do niej. 
 
Wchodzi Turio i muzykanci.
Otóż i Turio. Idźmyż pod jej okno 
Zbudzić jej ucho muzyką wieczorną. 
  TURIO
Jużeś, Proteju, wczołgał się przed nami?  
  PROTEJ
Wiesz, miły Turio, że miłość w zabiegach 
Wczołgać się musi tam, gdzie wejść nie może. 
  TURIO
Lecz tuszę sobie, że nie tu twa miłość.  
  PROTEJ
Tu, gdyż inaczej byłbym stąd daleko.  
  TURIO
Czy Sylwię kochasz?  
  PROTEJ
Sylwię, lecz dla ciebie. 
  TURIO
Więc dzięki tobie. Teraz instrumenty 
Nastrójmy. Rześko do dzieła za chwilę! 
 
Na uboczu ukazuje się Gospodarz z Julią przebraną po męsku. GOSPODARZ

Cóż to, mój młody gościu, zda mi się, żeś alkoholiczny223. Czemu? powiedz, proszę.

JULIA

Jużci temu, mój gospodarzu, że wesołym być nie mogę.

GOSPODARZ

No, musisz nam być wesołym. Zaprowadzę cię, gdzie usłyszysz muzykę i ujrzysz młodziana, o którego się wypytujesz.

JULIA

Lecz czyż głos jego usłyszę?

GOSPODARZ

Usłyszysz niezawodnie.

JULIA

To właśnie muzyką mi będzie.

Słychać muzykę. GOSPODARZ

Słuchaj, słuchaj.

JULIA

Jestże on między nimi?

GOSPODARZ

Jest, ale cicho, słuchajmy.

śpiew
Czym jest Sylwia? W czym jej siła, 
Że jej sławą brzmi świat cały? 
Dobra, piękna, mądra, miła, 
Nieba jej te wdzięki dały, 
By wielbioną wszędzie była. 
 
A jak piękna, tak i tkliwa, 
Gdyż uroda siostrą cnoty. 
Miłość w oczy jej przybywa, 
By uleczyć się z ślepoty. 
Uleczona, w nich spoczywa. 
 
Więc w niej sławny wzór niewieści. 
Sylwia wszystko ćmi swą chwałą. 
Mdły świat w sobie nic nie mieści, 
Co by z nią się równać śmiało. 
Wijmy wieńce ku jej cześci! 
  GOSPODARZ

Cóż to? Smutniejszyś teraz, niż wprzód byłeś? Co ci jest? Czyż ci muzyka nie sprzyja?

JULIA

Mylisz się, to muzykant mi nie sprzyja.

GOSPODARZ

A to czemu, mój piękny młodzieniaszku?

JULIA

Bo gra fałszywie, ojcze.

GOSPODARZ

Jak to? Czy gra fałszywie na strunach?

JULIA

Owszem, a jednak tak fałszuje224, że targa mego serca struny.

GOSPODARZ

Snadź czułe masz ucho.

JULIA

O! chciałbym być głuchym, gdyż czułe ucho tłumi serce moje.

GOSPODARZ

Widzę, że nie lubisz muzyki?

JULIA

Wcale nie, kiedy tak rozdziera.

GOSPODARZ

Słuchaj, jaka luba w melodii zmiana.

JULIA

Właśnie to ta zmiana mię razi.

GOSPODARZ

Chciałżebyś, aby zawsze jedno grali?

JULIA
Tak, jeden jedno zawsze grać powinien. 
Lecz czyliż225 Protej, o którym mówimy, 
Często odwiedza dostojną tę panią? 
  GOSPODARZ

Powtórzę ci, co mi Lanca, jego sługa, powiedział: kocha ją nad wszelką miarę.

JULIA

Gdzież jest Lanca?

GOSPODARZ

Po swego psa poszedł, bo mu pan kazał zanieść go jutro w podarku tej oto kochance.

JULIA

Cicho! Usuńmy się na bok! Towarzystwo się rozchodzi.

Kryją się za krzakiem. PROTEJ
Nie bój się, Turio, przemówię tak zręcznie, 
Że powiesz o mnie: „To mistrz w przebiegłości”. 
  TURIO

Gdzież się spotkamy?

PROTEJ

Przy źródle świętego Grzegorza.

TURIO

Bądź zdrów.

Wychodzi Turio i muzykanci. Sylwia ukazuje się w oknie u góry. PROTEJ
Mej pięknej pani życzę dobry wieczór.  
  SYLWIA
Za tę muzykę dzięki wam, panowie. 
Któż to się ozwał? 
  PROTEJ
Człowiek, którego mogłabyś po głosie 
Wnet poznać, gdybyś serce jego znała. 
  SYLWIA
Protej, jak mniemam.  
  PROTEJ
Tak, miła pani, jam Protej, twój sługa.  
  SYLWIA
Jakaż twa wola?  
  PROTEJ
By ująć twą wolę. 
  SYLWIA
Zaraz ją ujmiesz, gdyż ma wola taka, 
Żebyś do domu co tchu spać pośpieszył. 
Chytry, fałszywy, wiarołomny zdrajco! 
Czyż mię tak płytką, bezrozumną sądzisz226, 
Iżbym się dała podejść twym pochlebstwom, 
Tobie, coś twymi śluby227 zwiódł tak wielu? 
Wróć, wróć i skruchą przebłagaj kochankę. 
Ja zaś na bladą tę królową nocy228 
Przysięgam, że twych nigdy próśb nie przyjmę, 
I gardzę hołdem twym niecnym i tobą. 
Nawet niemało już sobie wyrzucam, 
Że na rozmowie z tobą czas tu trwonię. 
  PROTEJ
Przyznaję, luba, żem kochał dziewicę, 
Lecz ta umarła.  
  JULIA ŚPIECH
na stronie
Fałsz by się odkrył, gdybym się ozwała. 
Bogiem a prawdą, dziewczę to nie w grobie.  
  SYLWIA
Niech i tak będzie. Jednak twój przyjaciel, 
Walencjo, żyje. Żem mu zaręczona, 
Sam wiesz najlepiej. Jakże nie wstyd tobie 
Krzywdzić go zwrotem twych zabiegów ku mnie? 
  PROTEJ
Słyszę, że również umarł i Walencjo.  
  SYLWIA
Wystawże sobie229, żem i ja umarła. 
Bądź bowiem pewien: z nim w grobie ma miłość.  
  PROTEJ
Pozwól mi, luba, wygrzebać ją z ziemi.  
  SYLWIA
Idź na grób Julii, wywiedź zeń jej miłość 
Albo przynajmniej pochowaj w nim swoją. 
  JULIA
na stronie
Tego nie słyszy.  
  PROTEJ
Jeżeli, pani, twe serce tak twarde, 
Za miłość przecie racz mi dać twój portret, 
Ten portret, który wisi w twej komnacie. 
Doń będę gwarzył230, doń wzdychał i płakał, 
Bo gdyś innemu oddała istotę 
Twą rzeczywistą, jam jest tylko cieniem, 
Więc będę wiernie i twój cień miłował. 
  JULIA
na stronie
Gdyby był ciałem, zdradziłbyś go pewnie 
I w cień przemienił, jakim teraz jestem.  
  SYLWIA
Wzdrygam się, panie, zostać twym bożyszczem; 
Lecz gdy obłudzie twej właśnie przystało 
Uwielbiać cienie, czcić kształty ułudne, 
Dostaniesz portret, możesz jutro przysłać. 
Zatem śpij dobrze. 
  PROTEJ
Jako śpią nędzarze, 
Których z porankiem czeka rusztowanie. 
 
Protej wychodzi. JULIA
Pójdziemyż już stąd? Słuchaj, gospodarzu! 
  GOSPODARZ
Jak mi Bóg miły, spałem tak głęboko.  
  JULIA
Powiedz mi, proszę, gdzie Protej nocuje?  
  GOSPODARZ
Jużci w mym domu. Wszak to już dzień prawie?  
  JULIA
Nie, jeszcze nie dzień, lecz nigdym tak długiej, 
Tak ciężkiej nocy nie spędził na jawie.  
 
Wychodzą. SCENA TRZECIA
Taż sama. Wchodzi Eglamur. EGLAMUR
Oto godzina, którą naznaczyła 
Sylwia, bym przyszedł poznać jej życzenia, 
Bo w jakiejś ważnej chce mnie użyć sprawie. 
Pani, ho! pani! 
 
Sylwia ukazuje się w oknie u góry. SYLWIA
Któż tam mię wzywa?  
  EGLAMUR
Sługa i przyjaciel, 
Który się stawia na twoje rozkazy.  
  SYLWIA
Przyjm, Eglamurze, tysiące: dzień dobry.  
  EGLAMUR
I tyleż życzę tobie, zacna pani. 
Tak tu raniutko, zgodnie z twym rozkazem, 
Przychodzę, pani, dowiedzieć się, w jakiej 
Łaskawie pragniesz użyć mię posłudze. 
  SYLWIA
O Eglamurze, wiem, żeś zacny człowiek, 
Nie przecz, przysięgam, że to nie pochlebstwo, 
Waleczny, mądry, czuły, wykształcony. 
Wszak jesteś świadom, jak silnym uczuciem 
Ku wygnanemu Walencjowi pałam, 
I jak mię ojciec nagli w śluby z Turiem, 
Pyszałkiem, którym ma dusza się brzydzi. 
I ty znasz miłość. Słyszałam twe słowa, 
Że ból ci żaden tak serca nie przeszył, 
Jak gdy ci wierna umarła kochanka, 
Na której grobie przysiągłeś bezżeństwo. 
Otóż podążyć pragnę do Walencja, 
Do Mantui, kędy231, jak słyszę, przebywa. 
A że w tę stronę drogi niebezpieczne, 
Żądam zacnego towarzystwa twego 
I na twą wiarę i honor się zdaję. 
Gniewem mię ojca nie strasz, Eglamurze, 
Lecz zważ mą boleść, zważ boleść niewiasty, 
Pomnij na słuszny powód mej ucieczki, 
Gdyż przed bezbożnym chcę umknąć zamęściem232, 
Jakie tak srogo
1 ... 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13
Idź do strony:

Darmowe książki «Dwaj panowie z Werony - William Shakespeare (Szekspir) (czytaj online książki TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz