Darmowe ebooki » Dramat szekspirowski » Dwaj panowie z Werony - William Shakespeare (Szekspir) (czytaj online książki TXT) 📖

Czytasz książkę online - «Dwaj panowie z Werony - William Shakespeare (Szekspir) (czytaj online książki TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 William Shakespeare (Szekspir)



1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 ... 13
Idź do strony:
mój służko, dobry dzień ci życzę. 
 
Wychodzi. ŚPIECH
O żarcie niepojęty! Któż cię zbada, zmierzy? 
Skrytyś jak nos na twarzy lub kurek na wieży. 
Mój pan wzdycha, a ona, widząc trwożną postać, 
Sama uczy, jak z ucznia ma jej mistrzem zostać. 
Trudno o lepszy koncept103 w tak nagłej potrzebie, 
Gdyż pan mój, list ten pisząc, pisał sam do siebie. 
  WALENCJO

Cóż tam sam z sobą rozumujesz?

ŚPIECH

Nic, tylko sobie rymuję. Tobie, panie, cały rozum zostawiam.

WALENCJO

Ku czemu?

ŚPIECH

Ku usposobieniu się na posła od Sylwii.

WALENCJO

A do kogo?

ŚPIECH

Do ciebie samego. Ona bowiem umizga się104 do ciebie pod przenośnią.

WALENCJO

Pod jaką przenośnią?

ŚPIECH

Przenosząc wyrazy listu na ciebie samego.

WALENCJO

Przecież do mnie nie pisała?

ŚPIECH

Na cóż miała pisać, kiedy cię nastroiła, żeś sam do siebie napisał. A co, czy trudno ci jeszcze rozwiązać serię zagadnień, które ci zadała?105

WALENCJO

Wierz mi, że trudno.

ŚPIECH

Któż by ci na serio wierzył? Lecz czyś na serio od niej żadnego przy tym zadaniu nie dostał zadatku?

WALENCJO

Nie, gdyż mię odprawiła z kwitkiem.

ŚPIECH

Prawda, bo z listem.

WALENCJO

Z listem, który napisałem do jej przyjaciela.

ŚPIECH

A którym skwitowała się z tobą, więc na tym koniec, i kwita.

WALENCJO

Oby to jeszcze na gorsze nie wyszło.

ŚPIECH
Już i tak, ręczę, nie lada zgorszenie: 
„Na częste twoje listy, ona, choć im rada, 
Przez skromność lub brak czasu nic nie odpowiada. 
Zresztą, aby posłaniec nie odkrył jej myśli, 
Niech kochanek odpowiedź sam do siebie kryśli106”. 
Mówię jak z druku, bom to w druku znalazł. 
Lecz nad czym dumasz? Panie, czas na obiad.  
  WALENCJO

Jam już po obiedzie.

ŚPIECH

Ej, posłuchaj, panie, chociaż miłość jest kameleonem, a przeto może żyć powietrzem107, jam człowiek, żywię się potrawami, mięsa potrzebuję. Nie bądź jak twoja kochanka. Daj się poruszyć.

Odchodzą. SCENA DRUGA
Ulica w Weronie obok domu Julii. Protej i Julia na ławie pod drzewami. PROTEJ
O luba Julio, uzbrój się w cierpliwość.  
  JULIA
Muszę, gdyż na to innej rady nie ma.  
  PROTEJ
Wrócę niechybnie, skoro tylko zdołam.  
  JULIA
Wrócisz tym prędzej, gdy się nie odwrócisz. 
Ten upominek zachowaj od Julii. 
 
Daje mu pierścionek. PROTEJ
Zróbmy zamianę, weź ten za twe śluby.  
  JULIA
Niech ją zatwierdzi pocałunek luby.  
  PROTEJ
Oto ma ręka, że wiernym ci będę, 
A gdy mię znajdzie w dniu godzina taka, 
W której, o Julio, nie westchnę do ciebie, 
Niech mię następna za moją niepamięć 
Udręczy jaką straszliwą przygodą. 
Ojciec mię czeka. Nie proś. Toń już nagli, 
Lecz nie toń łez twych, ta, owszem, gotowa 
Tu mię zatrzymać dłużej, niż mi wolno. 
Bądź zdrowa, Julio! 
 
Uścisk; Julia odchodzi zapłakana.
Poszła, nic nie mówiąc! 
Prawdziwa miłość milczeniem przemawia, 
Bo prawdę piękniej zdobi czyn niż słowo. 
 
Wchodzi Pantino. PANTINO
Czekają na cię, już wszystko gotowe.  
  PROTEJ
Idę. Rozstanie odjęło nam mowę. 
 
Wychodzi. SCENA TRZECIA
Tamże. Ulica. Wchodzi Lanca, wiodąc na sznurku psa, którego przywiązuje do drzewa. LANCA

Oj, caluteńka godzina upłynie, nim płakać przestanę. Wszystek ród Lanców odznacza się właśnie tą samą wadą. Jam też moją cząstkę w spadku dostał, jako syn wytrawny, i jadę z panem Protejem na dwór cesarski. Nie ma na świecie tak twardego stworzenia jak ten pies mój, Krab. Moja matka szlocha, ojciec utyskuje, siostra beczy, nasza dziewka wyje, kotka załamuje łapki, zgoła, cały dom w strasznej rozpaczy, a jednak ten dzikiego serca kondel108 ani jednej łzy nie uronił. To kamień, głaz prawdziwy, nie ma w nim więcej litości niż w psie jakim. Żyd nawet byłby płakał, patrząc na nasze rozstanie.109 Co mówię, ślepa moja babka, rozstając się ze mną, oczy wypłakała. Ot, przedstawię wam, jak to było.

zdejmuje buty

Niech ten trzewik będzie moim ojcem. Nie, ten lewy trzewik będzie moim ojcem. Nie, nie, ten lewy trzewik jest moją matką. Nie, ani tak, ani owak być nie może. A jednak tak jest, tak jest, bo ma gorszą podeszwę. Ten dziurawy trzewik jest więc moją matką, a ten moim ojcem. Niech mię piorun trzaśnie, jeśli tak nie jest.

kładzie buty na ławie

Teraz, panie, ta laska jest moją siostrą, bo, zważ dobrze, biała jak lilia, a smagła jak trzcina. Ten kapelusz jest Hanką, naszą dziewką110. Ja zaś jestem psem. Nie, pies jest sam sobą, a jam także pies, o! Pies jest mną, a i ja jestem sam sobą — wyśmienicie, wyśmienicie! Teraz przychodzę do ojca: „Ojcze, twoje błogosławieństwo!” Teraz niech trzewik od wielkiego płaczu nie rzeknie ni słowa. Teraz należy mi uściskać ojca, ale on wciąż ryczy.

całuje jeden but

Teraz idę do matki, o! gdyby mogła przemówić, ale ona z obłąkania jak drewno. Przecież pocałuję ją

całuje drugi but

Tak, to ona, to mojej matki oddech, czy tędy, czy owędy. Teraz zbliżam się do mej siostry. Słuchaj, jak jęczy. A przez ten cały czas pies ani jednej łzy nie roni, ani jednego słówka nie przemawia. A patrz, jakim strumieniem po tym pyle płyną łzy moje!

Wchodzi Pantino. PANTINO

Spiesz się, śpiesz, Lanco, prędzej na barkę. Twój pan już odpływa. Będziesz go musiał chyba czółnem i wiosłem gonić. Cóż ci to, czego płaczesz, człowieku? Prędzej, mazgaju, nie pieść się, bo jeśli tu dłużej guzdrać się będziesz, woda cię odpłynie111, i na nic ci się to pieszczenie nie zda.

LANCA

Tak, tak, zgadłeś, to jest razem112 i pies, i szczenię, i na nic mi się nie zda, więc nie dbam, jeśli je stracę, bo to najnieczulsze113 pies-szczenię, jakie kiedy u człowieka piszczało na sznurku.

PANTINO

Co znaczy najnieczulsze pieszczenie?

LANCA

A jużci to moje pies-szczenię na sznurku, ten mój pies Krab.

PANTINO

Głupiś, jam mówił, że jeśli się tu dłużej z sobą pieścić będziesz, stracisz przyjazną toń114 na wodzie, tracąc tę toń, stracisz podróż, tracąc podróż, stracisz swego pana, a tracąc pana, stracisz swą służbę, a tracąc... Cóż to się znaczy, czemu mi gębę zatykasz?

LANCA

Bo się boję, żebyś nie stracił języka.

PANTINO

Gdzieżbym miał go stracić?

LANCA

W tak długich jak te gadkach.

PANTINO

Co? w gatkach?

LANCA

Stracić toń i podróż, i pana, i służbę, i pieszczenie, i szczenię!

spuszcza psa ze sznurka

To za wiele, mój bracie. O, gdyby rzeka do dna wyschła, zdołałbym ją napełnić moimi łzami. Gdyby wiatr ustał, moje westchnienia pognałyby łódkę.

PANTINO

Ruszaj mi zaraz, gamoniu! Kazano mi co tchu cię przyzwać.

LANCA

Możesz sobie przezywać mię, jeśli śmiesz.

PANTINO

A co, nie pójdziesz mi stąd?

LANCA

Kiedy trzeba, to trzeba, więc pójdę.

Odchodzą. SCENA CZWARTA
Mediolan. Komnata w pałacu książęcym. Walencjo i Sylwia siedzą razem, rozmawiając; za Walencjem Śpiech; Turio, cudacznie ubrany, obserwuje ich z daleka. SYLWIA

Służko115 mój!

WALENCJO

Pani moja!

ŚPIECH

Patrz, panie, Turio na ciebie się marszczy.

WALENCJO

To z miłości, chłopcze.

ŚPIECH

Ale nie ku tobie.

WALENCJO

A więc ku mej pani.

ŚPIECH

Byłoby dobrze, gdybyś go przetrzepał.

Wychodzi. SYLWIA

Służko, tyś w złym humorze.

WALENCJO

Zaiste, pani, tak się wydaję116.

SYLWIA

Czyż wydajesz się tym, czym nie jesteś?

WALENCJO

I to być może.

TURIO

Tak czynią obłudnicy.

WALENCJO

Tak i ty czynisz.

TURIO

Czymże się zdaję, czym bym nie był w istocie?

WALENCJO

Mądrym.

TURIO

Jakiż na odwrót masz dowód, że nim nie jestem?

WALENCJO

Twoją głupotę.

TURIO

Przez cóż widzisz moją głupotę?

WALENCJO

Szacując cię po twej szacie, widzę twą głupotę przez twą chudą kapotę, więc jesteś kaput117.

TURIO

Przecież ona dubeltowa118.

WALENCJO

Więc dubeltowa i twa głupota.

TURIO

Ważysz się to mówić?

SYLWIA

Co, Turio, ty się zżymasz119, mienisz się na twarzy?

WALENCJO

Wybacz mu, pani, gdyż on jest rodzajem kameleona.

TURIO

Który miałby większą ochotę krwi twojej skosztować niż żyć twoim powietrzem.

WALENCJO

Czy tak powiedziałeś?

TURIO

Tak, i już na ten raz kończę.

WALENCJO

Dobrze wiem o tym, że zawsze prędzej kończysz, niż poczynasz.

SYLWIA

Tęgi słów nabój, panowie, i szybko wystrzelony.

WALENCJO

W istocie, pani. Dziękujemy dawcy.

SYLWIA

Któż nim jest, służko?

WALENCJO

Ty sama, luba pani, boś ty dała ognia. Turio cały swój dowcip pożycza z twoich oczu i to, co pożycza, wydaje przez grzeczność w twoim towarzystwie.

TURIO

Jeśli, mospanie120, w sporach ze mną słowo za słowo wydawać będziesz, prędko zrobię twój dowcip bankrutem.

WALENCJO

Niewątpliwie, mospanie, posiadasz niemały słów zapas, ale zdaje mi się, brak ci wszelkiej innej monety dla twych pachołków, bo widać po ich liberii, aż do gołego wytartej, że tylko gołymi słówkami ich żywisz.

SYLWIA

Dość już, panowie, dość tego; oto mój ojciec nadchodzi.

Wchodzi Książę z listem w ręku. KSIĄŻĘ
Liczne, snadź121, córko, masz tu towarzystwo. 
Walencjo, ojciec twój w dobrym jest zdrowiu. 
Cóż na list powiesz, pełen dobrych nowin, 
Od twoich z domu?  
  WALENCJO
Mą wdzięczność mieć będzie 
Każdy, co stamtąd radość mi przyniesie.  
  KSIĄŻĘ
Znasz don Antonia? Wszak on tobie rodak?  
  WALENCJO
Znam, mości książę, znam go doskonale, 
Mąż wielkich zalet i pełen wziętości122. 
A sława jego równa się zasłudze.  
  KSIĄŻĘ
Wszak on ma syna?  
  WALENCJO
Syna, który godzien 
Ojca znaczenie i cześć odziedziczyć.  
  KSIĄŻĘ
Czy znasz go dobrze?  
  WALENCJO
Jak siebie samego, 
Gdyż, od dzieciństwa zawsze towarzysze, 
Wspólnieśmy nasze spędzali godziny. 
Ale ja byłem pustym sowizdrzałem123, 
Co, dary czasu marnując, nie umiał 
Młodość w anielską odziać doskonałość. 
Przeciwnie Protej, bo tak mu na imię, 
Z dni swych korzystał, odniósł plon bogaty. 
Jego wiek młody, doświadczenie stare, 
Na czole wiosna, ale sąd dojrzały. 
Zgoła — gdyż jego przymiotom nie zrówna 
Żadna z tych pochwał, które tu mu daję — 
Mąż to skończony124 z postaci i z duszy, 
Z całą okrasą125, co szlachcica zdobi. 
  KSIĄŻĘ
Zaprawdę, jeśli twoje słowa stwierdzi126, 
Godzien miłości jakiej cesarzowej, 
Godzien być rajcą127 jakiego cesarza. 
Otóż ten młodzian do mnie przybył właśnie 
Z zaleceniami od wielu magnatów, 
I tu czas jakiś przepędzić zamyśla. 
Mniemam, że niezła dla ciebie nowina. 
  WALENCJO
Z wszystkich mych życzeń spełnia się najmilsze.  
  KSIĄŻĘ
Więc wedle128 zasług chciejcie go powitać. 
Tobie to, Sylwio, tobie, Turio, mówię, 
Walencja bowiem zachęcać nie trzeba. 
Idę, by gościa przysłać wam niebawem. 
 
Książę odchodzi. WALENCJO
To młodzian, który, jak mówiłem pani, 
Miał przybyć ze mną, ale mu kochanka 
Zamknęła oczy w krysztale swych spojrzeń.  
  SYLWIA
Znać129, że je teraz uwolniła z więzów, 
Biorąc na wierność jaki zakład inny.  
  WALENCJO
One są pewnie jej więźniami zawsze. 
  SYLWIA
Więc musi ślepym być, a jeśli ślepy, 
Jakżeż do ciebie znaleźć drogę zdołał?  
  WALENCJO
Wszak miłość miewa dwadzieścia par oczu.  
  TURIO
Mówią, że miłość nie ma oczu wcale.  
  WALENCJO
Na takich, jak ty, Turio, miłośników, 
Miłość się w lichy przedmiot nie wpatruje. 
 
Turio wychodzi. SYLWIA
Dajcie już pokój. Oto on nadchodzi. 
 
Wchodzi Protej. WALENCJO
Witaj mi, drogi Proteju. Stwierdź130, pani, 
Szczególną łaską powitanie gościa.  
  SYLWIA
Zacność rękojmią dobrego przyjęcia, 
Jeśli to młodzian, o którym tak często 
Wieści pragnąłeś. 
  WALENCJO
On sam, luba pani. 
Niech społem ze mną będzie sługą twoim.  
  SYLWIA
Zbyt licha pani na takiego sługę.  
  PROTEJ
Bynajmniej. Jam to zbyt niegodny sługa, 
Niewart spojrzenia tak dostojnej pani.  
  WALENCJO
O brak godności przestańcie się spierać. 
Odtąd go, pani, uważaj twym sługą131.  
  PROTEJ
Wierność mą chlubą, innej nie mam zgoła.  
  SYLWIA
Wierności nigdy nie brakło nagrody, 
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 ... 13
Idź do strony:

Darmowe książki «Dwaj panowie z Werony - William Shakespeare (Szekspir) (czytaj online książki TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz