Darmowe ebooki » Dramat szekspirowski » Dwaj panowie z Werony - William Shakespeare (Szekspir) (czytaj online książki TXT) 📖

Czytasz książkę online - «Dwaj panowie z Werony - William Shakespeare (Szekspir) (czytaj online książki TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 William Shakespeare (Szekspir)



1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 ... 13
Idź do strony:
ci trzeba zrobić je z fartuszkiem161? 
  JULIA
Wstydź się, Lucetto, krój to niestosowny.  
  LUCETTA
Niewarte szpilki spodnie bez fartuszka. 
Gdyż ten niezbędny do wpinania szpilek.  
  JULIA
O, jak mię kochasz, wybierz mi, Lucetto, 
Co znajdziesz162 składnym i najprzyzwoitszym. 
Lecz powiedz, dziewczę, jak mię świat osądzi 
Za przedsięwzięcie tak płochej podróży? 
Nader się lękam, czy mnie nie oczerni. 
  LUCETTA
Jeśli tak myślisz, zostań lepiej w domu.  
  JULIA
Nie, nie zostanę.  
  LUCETTA
Więc się oszczerstw nie bój, 
Idź, a gdy Protej twą podróż pochwali, 
Skoro cię ujrzy, mniejsza, czy na razie 
Kto ją tu zgani. Lecz wielce się trwożę, 
Że i on wcale rad ci tam nie będzie. 
  JULIA
Ze wszystkich trwóg mych najmniejsza to trwoga. 
Tysiące przysiąg, ocean łez jego 
I niezmierzonej miłości świadectwa 
Ręczą, że Protej przyjmie mnie z radością. 
  LUCETTA
U zwodzicieli163 zwykłe to przybory164. 
  JULIA
Podli, co biorą je ku podłym celom! 
Lecz Protej zrodzon165 pod wpływem gwiazd szczerszych. 
W nim słowo ślubem, przysięga wyrocznią, 
Miłość prawością, myśli nieskalane, 
Łzy — serca posły przeczyste, a serce 
Tak zdrad dalekie jak niebiosa ziemi. 
  LUCETTA
Proś niebios, abyś takim go znalazła.  
  JULIA
O, jak mię kochasz, nie czyń mu tej krzywdy. 
Nie podejrzewaj tak jego stałości. 
Wielbiąc go, stań się mej miłości godną. 
Lecz teraz ze mną pójdź do mej komnaty, 
By spisać wszystko, co mi wziąć należy, 
I w pożądaną podróż mię opatrzyć166. 
Wszystko, co moje, twojej zdaję straży: 
Sprzęty, majątek i mą dobrą sławę. 
Za to mię tylko wypraw stąd najspieszniej. 
Pójdź, nic już nie mów, lecz zwiń się co żywo167, 
Gdyż mię ta zwłoka wielce niecierpliwi. 
 
Odchodzą.
AKT TRZECI SCENA PIERWSZA
Pałac Księcia w Mediolanie. Wchodzi Książę, Turio i Protej. KSIĄŻĘ
Proszę cię, Turio, zostaw nas na chwilę, 
Gdyż coś tajnego mamy do narady. 
 
Turio wychodzi.
Mów więc, Proteju, czego chcesz ode mnie? 
  PROTEJ
To, co ci odkryć mam, łaskawy książę, 
Prawem przyjaźni winien bym zataić; 
Lecz kiedy wspomnę na twe hojne łaski, 
Tak niegodnemu jak ja użyczone, 
Wdzięczność mię nagli, by ci to wyjawić, 
Co by mi żaden skarb świata nie wydarł. 
Wiedz, godny książę, że dzisiejszej nocy 
Mój druh Walencjo ma wykraść twą córkę. 
Sam mi się zwierzył z uknutego spisku. 
Wiem, żeś Turiowi dać ją postanowił, 
Choć go twa luba córka nienawidzi. 
Lecz gdyby ci ją skradziono w ten sposób, 
Wiele by zmartwień zatruło twą starość. 
Więc z obowiązku wolę przyjaciela 
Skrzyżować skrycie powzięte zamiary, 
Niż tając spisek, zwalić na twą głowę 
Ogrom utrapień. Tym trzeba zapobiec, 
Aby w za wczesny grób cię nie wtrąciły. 
  KSIĄŻĘ
Dzięki, Proteju, za prawą troskliwość, 
W zamian, do usług masz mię, póki żyję. 
Te ich miłostki jam często spostrzegał, 
Kiedy mniemali, że spałem głęboko. 
I jużem nieraz zamyślał Walencja 
Z jej towarzystwa i dworu wykluczyć, 
Lecz by nie zgrzeszyć mylnym podejrzeniem 
I nie ohydzić168 niewinnie człowieka 
(Porywczość, jakiej jam się chronił zawsze169), 
Wciąż go uprzejmym przyjmowałem wzrokiem, 
By snadniej170 odkryć, co mi tu objawiasz. 
Jaka zaś moja w tym bojaźń, posłuchaj: 
Świadom, jak łacno171 zwieść młodość niebaczną, 
Co noc zamykam Sylwię w wyższej wieży, 
Od której zawsze klucz chowam przy sobie, 
Przeto nikt stamtąd wykraść jej nie zdoła. 
  PROTEJ
I na to, książę, wynaleźli sposób. 
On ma się dostać w okno jej komnaty, 
By ją sprowadzić po drabce ze sznura. 
W tej chwili właśnie poszedł po tę drabkę 
I tędy będzie wracał z nią niebawem. 
Tu więc, gdy zechcesz, będziesz mógł go schwytać. 
Lecz, dobry panie, zrób to tak przebiegle, 
By mojej zdrady nikt się nie domyślił, 
Bo nie nienawiść ku przyjacielowi, 
Lecz mi ma miłość ku tobie kazała 
Odkryć ten spisek. 
  KSIĄŻĘ
Na mą cześć, on nigdy 
Wiedzieć nie będzie, żeś mi dał wskazówkę.  
  PROTEJ
Żegnam cię, książę. Walencjo nadchodzi. 
 
Protej oddala się. Wchodzi Walencjo w płaszczu i w butach z cholewami. KSIĄŻĘ
Gdzież to, Walencjo, gdzie tak bieżysz spiesznie?  
  WALENCJO
Wybacz mi, książę, czeka mię posłaniec, 
Co ma me listy zabrać do przyjaciół, 
Więc tak mi spieszno, by mu je doręczyć. 
  KSIĄŻĘ
Czy bardzo ważne?  
  WALENCJO
Ich treścią jeno, żem jest w dobrym zdrowiu, 
Szczęsny z pobytu na tym świetnym dworze.  
  KSIĄŻĘ
Nic więc nagłego. Zostań ze mną chwilę. 
Chciałbym o sprawach, co mię blisko tyczą, 
Pomówić z tobą, lecz sekret zachowaj. 
Pewnie wiesz o tym, żem pragnął połączyć 
Z mą córką mego przyjaciela Turio. 
  WALENCJO
Wiem dobrze, książę. Zaiste bogaty, 
Zaszczytny związek. Młodzian pełen przy tym 
Cnót, zasług, zalet i przymiotów godnych 
Takiej małżonki jak twa piękna córka. 
Czyż jej nie możesz nakłonić ku niemu? 
  KSIĄŻĘ
Nie mogę. Dzika, posępna, przekorna, 
Dumna, uparta, krnąbrna, samowolna, 
Ni w niej miłości jak w dziecku serdecznym, 
Ni w niej bojaźni jak w uległym ojcu172. 
Mamże173 ci wyznać? Ta Sylwii wyniosłość, 
Gdym przejrzał, miłość mą odjęła od niej. 
I jakom tuszył174, że życia ostatek 
Spędzę na łonie jej pieszczot dziecięcych, 
Tak teraz pojąć żonę postanawiam, 
A córkę wygnać; niech, kto chce, ją weźmie 
I niech uroda za posag jej starczy, 
Gdyż ona ni mnie, ni mych dóbr nie ceni. 
  WALENCJO
I cóż w tej sprawie, książę, żądasz po mnie175?  
  KSIĄŻĘ
Jest w Mediolanie dziewczę, które kocham, 
Cóż począć, kiedy wzdragliwe176, wybredne 
I całą starca wymowę ma za nic. 
Więc chciałbym teraz wziąć ciebie za mistrza, 
Bom już od dawna zapomniał umizgów177, 
Przy tym dziś czasu ukształcenie178 inne. 
Podaj mi sposób, w jaki mam się sprawić, 
By zwrócić na się179 słoneczne jej oko. 
  WALENCJO
Skłoń ją darami, jeśli słów nie ceni, 
Gdyż niemy klejnot prędzej swą niemową180 
Wzruszy kobietę niż przelotne słowo.  
  KSIĄŻĘ
Słałem już dary, ale nimi gardzi.  
  WALENCJO
Znak to u kobiet, że pragną tym bardziej. 
Poślij jej inne. Nie dbaj, że się wzdraga. 
Żywsza tam miłość, gdzie zrazu zniewaga. 
Jeśli się zmarszczy, to nie ze złej chęci, 
Lecz że cię w miłość gwałtowniejszą nęci. 
Choć wpada w gniewy, nie uważaj181 na nie, 
Dziewczę szaleje, gdy samo zostanie. 
Cokolwiek rzeknie, w jednym trwaj sposobie, 
Gdyż „Daj mi pokój182”, nie znaczy „Idź sobie”. 
Schlebiaj, chwal, wynoś, wielb jej wdzięki, zgoła, 
Choć twarz jej czarna, mów, że twarz anioła. 
Niewart mężczyzną zwać się, kto nie umie 
Zdobyć kobiety, schlebiając jej dumie. 
  KSIĄŻĘ
Lecz tę, o której tu mówię, rodzina 
Jednemu z zacnych młodzieńców przyrzekła 
I tak surowo strzeże ją przed ludźmi, 
Że nikt w dzień do niej przystępu nie znajdzie. 
  WALENCJO
Więc przystęp do niej trzeba znaleźć w nocy.  
  KSIĄŻĘ
Lecz drzwi zamknięte, a klucz w dobrej pieczy183, 
Tak że i w nocy nikt do niej nie dojdzie.  
  WALENCJO
To fraszka — wszakże można wejść przez okno.  
  KSIĄŻĘ
Tak jej komnata wysoko nad ziemią. 
A mur tak stromy, że nie dając życia 
Na szwank widoczny, nikt się nań nie wdrapie. 
  WALENCJO
Drabką misternie ze sznura splecioną, 
Z dwoma zgiętymi hakami do rzutu, 
Łacno i wieżę drugiej Hero zdobyć, 
Jeśli odwagi Leandrowi nie brak. 
  KSIĄŻĘ
A więc mi poradź, jako dzielny młodzian, 
Gdzie by to można dostać takiej drabki?  
  WALENCJO
Powiedz mi naprzód, kiedy chcesz jej użyć?  
  KSIĄŻĘ
Dzisiejszej nocy, gdyż miłość jak dziecię 
Drży do wszystkiego, co się jej nadarzy.  
  WALENCJO
Na siódmą mogę drabki się wystarać.  
  KSIĄŻĘ
Lecz zważ, sam jeden chcę podjąć wyprawę, 
Więc jakżeż drabkę zanieść tam najskładniej?  
  WALENCJO
Będzie tak lekka, panie, że ją zdołasz 
Zanieść pod płaszczem jakiejkolwiek miary.  
  KSIĄŻĘ
Płaszcz tej długości co twój czyż się przyda?  
  WALENCJO
Czemu nie, książę.  
  KSIĄŻĘ
Więc mi płaszcz twój pokaż. 
Tej samej miary muszę inny dostać.  
  WALENCJO
Płaszcz jakikolwiek przyda się ku temu.  
  KSIĄŻĘ
Nie wiem, jak w płaszczu wydawać się będę. 
Więc proszę, pozwól wprzód mi swój przymierzyć. 
Cóż to za liścik? Do kogo? 
 
Zrywa płaszcz Walencja; drabinka i list wypadają na ziemię.
„Do Sylwii”? 
A tu? Tu przyrząd wraz do mej wyprawy. 
Na ten raz pieczęć ośmielę się złamać. 
 
Książę czyta
„Co noc się myśli moje ku Sylwii unoszą. 
O, czemuż ja, co skrzydła daję im w tę drogę, 
Tak cicho, lekko wzlatać, by gościć z rozkoszą, 
Gdzie one próżno goszczą, ja, ich pan, nie mogę? 
W twoje przeczyste łono tulą się me posły184, 
A ja król, król ich, skoro wzlecieć im pozwolę, 
Klnę własne łaski, które w tyle łask je wzniosły, 
Bo jakżeż rad bym posiąść szczęsną sług mych dolę. 
Klnę siebie, że im dając zbyt swobodne wodze, 
Wpuszczam w gród, gdzie sam pragnę stanąć na załodze185”. 
A tu co dalej? 
„Sylwio, dziś cię oswobodzę!” 
Ślicznie — i oto już drabka do dzieła. 
Co? Faetonie186 — boś ty syn Meropsa... 
Co? Czy kierować chcesz niebios rydwanem, 
By świat zapalić w zuchwałym szaleństwie? 
Sięgasz po gwiazdy, że świecą nad tobą? 
Precz, podły wtręcie, zbyt śmiały służalcze — 
Uśmiechy187 twymi łaś się równym sobie! 
Moja ci raczej względność188 niż twa wartość 
Daje przywilej, byś z życiem stąd uszedł. 
Wdzięcznym bądź za to więcej niż za wszystkie, 
Wszystkie — zbyt liczne — łaski, com zlał189 na cię. 
Lecz jeśli będziesz ociągał się dłużej 
W mym państwie, niźli czasu na to trzeba, 
By mój dwór w rączym pośpiechu opuścić, 
Gniew mój, przez Boga! przekroczy o wiele 
Mą dawną miłość ku córce i tobie. 
 
Walencjo rzuca się do jego stóp.
Precz! słuchać nie chcę twych próżnych wymówek, 
Wraz stąd uciekaj, gdy cenisz twe życie. 
 
Książę odchodzi. WALENCJO
Ach! śmierć, śmierć raczej niż życie w męczarniach! 
Śmierć jest wygnaniem od siebie samego; 
A Sylwia mną jest, więc, wygnany od niej, 
Tracę sam siebie. Zabójcze wygnanie! 
Jakiż blask blaskiem, gdy Sylwii nie widzę, 
Rozkosz rozkoszą, gdy jej nie ma przy mnie? 
Chyba, obecną sobie wystawiając, 
Będę żył cieniem jej boskich powabów, 
Jeśli przy Sylwii nie będę z wieczora. 
Już śpiew słowika zda mi się bez dźwięku, 
Jeśli w dzień Sylwii mojej nie obaczę, 
Dla moich oczu już i dnia nie będzie. 
Ona mym życiem i mój byt się kończy, 
Gdy czarujący jej wpływ zaprzestaje 
Karmić mię, tulić, oświecać, ożywiać. 
Nie ujdę śmierci, uchodząc przed srogim 
Księcia wyrokiem. Umrę, gdy zostanę, 
Lecz stąd uchodząc, uciekam od życia. 
 
Wchodzi Protej i Lanca. PROTEJ

Goń, goń, goń, chłopcze, wynajdź mi go zaraz.

LANCA

Oho! oho!

PROTEJ

Cóżeś tam spostrzegł?

LANCA

Właśnie rodaka, którego gonimy, każdy bowiem włosek na jego głowie jest włoskiem.

PROTEJ

Czy to Walencjo?

WALENCJO

Nie.

PROTEJ

Któż więc, czy duch jego?

WALENCJO

I to nie.

PROTEJ

Cóż więc?

WALENCJO

Nic.

LANCA

Czyż nic może gadać? Panie, mamże uderzyć?

PROTEJ

W kogo chcesz uderzyć?

LANCA

W nic.

PROTEJ
Nie waż się, ty chamie!  
  LANCA
Cóż to szkodzi w nic uderzyć? Pozwól, panie.  
  PROTEJ
Mówię, daj pokój. Słówko, mój Walencjo. 
  WALENCJO
Dziś uszu nie mam i dla dobrych nowin, 
Gdyż złych tak wiele już je ogarnęło. 
  PROTEJ
Więc me nowiny pokryję milczeniem — 
Złe bowiem, smutne i przykro dźwięczące.  
  WALENCJO
Może umarła Sylwia? 
  PROTEJ
Nie, Walencjo. 
  WALENCJO
Prawda. Już w Sylwii raju nie Walencjo. 
Czyż mnie się już wyrzekła? 
  PROTEJ
Nie, Walencjo. 
  WALENCJO
Gdy się wyrzekła, jużem nie Walencjo. 
Jakież twe wieści? 
  LANCA
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 ... 13
Idź do strony:

Darmowe książki «Dwaj panowie z Werony - William Shakespeare (Szekspir) (czytaj online książki TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz