Fedra - Jean Baptiste Racine (czytaj książki online za darmo .TXT) 📖
Krótki opis książki:
Fedra to tragedia francuskiego dramaturga Jeana-Baptiste Racine z roku 1677. Autor uznawany jest za jednego z największych tragików wszech czasów oraz za mistrza w przedstawieniu kobiecej psychiki.
Na początku chciał poświęcić się kościołowi lecz nie odniósł tam sukcesu więc zajął się pisaniem. Swoje utwory opierał na motywach mitologicznych i historycznych. Fedra opowiada o nieodwzajemnionej miłości tytułowej bohaterki do swojego pasierba Hipolita, który zakochany jest w potomkini zwaśnionego z nimi rodu.
Przeczytaj książkę
Podziel się książką:
- Autor: Jean Baptiste Racine
- Epoka: Barok
- Rodzaj: Dramat
Czytasz książkę online - «Fedra - Jean Baptiste Racine (czytaj książki online za darmo .TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Jean Baptiste Racine
w swej hardości głuchy na rozkazy
Mocy, której Tezeusz uległ tyle razy?
Czyżby Wenus, niezdolna na wzgardę swą patrzeć,
Chciała błędy Tezeja twą słabością zatrzeć,
I, na równi z innymi pojmawszy cię w sidła,
Zmusiła, abyś winne jej palił kadzidła?
Czyliżbyś kochał, panie?
HIPOLIT
Coś rzec się ośmielił?
Ty, coś, od lat najmłodszych, myśl mą każdą dzielił,
Ty możesz żądać, abym zaparł się niegodnie
Uczuć serca, co słabość ma sobie za zbrodnię?
Nie dość, że Amazonka, matka, z swoim mlekiem,
Wszczepiła mi tę dumę rosnącą wraz z wiekiem;
Ja sam, w młodzieńcze lata wstąpiwszy dojrzałe,
W świadomości tych uczuć zwykłem czerpać chwałę.
Ty, opiekun, przyjaciel wierny od lat dawnych,
Prawiłeś mi o ojca mego dziełach sławnych;
Wiesz jak ma dusza, tkliwa na czucia szlachetne,
Rozpalała się, chłonąc czyny jego świetne,
Słysząc, jak ów bohater, mocą dłoni swojej,
Po stracie Heraklesa żal śmiertelnych koi,
Jak poskramia potwory i złoczyńców kara,
Prokusta, Cercyjona, Skirona, Sinara,
Jak kości Epidaura olbrzyma w proch miota
I Minotaura zbawia sprosnego16 żywota.
Lecz znów, gdyś mi wyliczał mniej chlubne zapały,
Jak w stu miejscach obnosi swój płomień niestały,
Jak za Heleny grabież pomsty woła Sparta,
Jak płacze Peribea z czci przezeń odarta
I tyle innych, których i imion nie pomnę,
Nazbyt ufnych w przysięgi jego wiarołomne,
Ariadna żal swój zimnym zwierzająca skałom,
Fedra porwana przezeń z większą nieco chwałą,
Wiesz, jak, słuchając, żalu pełen i boleści
Nagliłem nieraz, abyś skrócił swe powieści,
Szczęsny, gdybym w pamięci zdołał czyny owe
Zatrzeć, tak chlubnych dziejów niegodną połowę!
I jaż miałbym znów z siebie dziś dawać igrzysko?
Mnież17 mieliby bogowie pogrążyć tak nisko?
W mych nikczemnych wzdychaniach wzgardy tym godniejszy,
Że Tezeusza słabość dzieł jego nie zmniejszy,
Z mej zaś ręki dotychczas żadna bestia krwawa,
Poległszy, do wywczasów nie dała mi prawa!
Gdyby nawet ma duma ulec miała klęsce,
Godziż mi się18 Arycję przyjąć za zwycięzcę?
Czyż mogłyby zapomnieć me zbłąkane zmysły
O strasznych groźbach, jakie nad nami zawiały?
Ojciec jej nienawidzi; niezłomną ustawą
Odjął jej macierzyństwa przyrodzone prawo:
Lęka się snać odrośli tej rasy zbrodniczej;
Wraz z nią, ród cały pogrześć w niepamięci życzy;
I, do zgonu trzymając ją w ciasnej niewoli,
Nigdy hymenu ogniów wzniecić nie pozwoli.
Miałżebym19 przeciw ojcu przy jej boku stawać?
Niebacznego zuchwalstwa miałbym przykład dawać?
I szalonej miłości nieopatrzna siła...
TERAMENES
Ach, panie! Jeśli twoja godzina wybiła,
Darmo byś w zimnych racjach znaleźć chciał ostoję.
Tezeusz, pragnąc przymknąć, otwarł oczy twoje;
I zakaz jego, płomień twój drażniąc młodzieńczy,
Przedmiot gniewu w twych oczach nowym czarem wieńczy
I czemuż się tak lękać niewinnej miłości?
Czyż w twym sercu jej słodycz nigdy nie zagości?
Wiecznie pragniesz swym dzikim skrupułem się rządzić?
Krocząc w ślad Herkulesa, czyż można pobłądzić?
Któż w obliczu Wenery został nieugięty?
Ty sam gdzieżbyś był, panie, ty, wróg jej zawzięty,
Gdyby dumna Antiopa wzbraniała się zawsze
Tezejowi swe czucia objawić łaskawsze?
Po cóż się tak nieść górnie, młody przyjacielu?
Przyznaj, wszystko się zmienia: i od dni niewielu
Mniej często widać ciebie, jak dumny i śmiały
Wzdłuż wybrzeża powozisz swój rydwan wspaniały,
Albo, w Neptuna sztuce zarówno uczony,
Wędzidłem pęd rumaka miarkujesz szalony;
Mniej często krzyków naszych gwar potrząsa knieją;
Twe oczy jakimś blaskiem tajemnym goreją;
Ty kochasz, płoniesz cały; tak, panie, to jasne;
Ty cierpisz, sam przed sobą czucia kłamiąc własne.
Czy Arycji tak słodkie uwiodły cię lica?
HIPOLIT
Teramenie, odjeżdżam, by szukać rodzica.
TERAMENES
Czy nie pożegnasz Fedry, nim ruszysz stąd, panie?
HIPOLIT
Mam ten zamiar: spiesz, poproś ją o posłuchanie.
Tak każe mi powinność. Lecz oto Enona
Spieszy tu, jakby nowym nieszczęściem rażona.
SCENA II
Hipolit, Teramenes, Enona
ENONA
Ach, panie! Strasznej wieści widzisz we mnie gońca!
Królowa już dobiega losów swoich końca.
Dzień i noc przy jej boku stróżuję daremno;
Ginie od cierpień jakichś, tajonych przede mną.
W ciągłej rozterce, zmysłów swych zebrać nie może
Niepokojem miotana, rzuca nagle łoże:
Pragnie widzieć blask słońca; jednakże nikogo
Oczy jej, zbyt znękane, oglądać nie mogą.
Idzie tu.
HIPOLIT
Dość: królowej niech się wola ziści;
Wraz usunę z jej oczu przedmiot nienawiści.
SCENA III
Fedra, Enona
FEDRA
Nie, nie pójdę już dalej, przystańmy, Enono.
Omdlewam; dziwna niemoc uciska me łono:
Oczy me razi jasność dawno niewidziana,
I drżące się pode mną zginają kolana.
Och, och!
Siada.
ENONA
Bogi, wejrzyjcie na biedną królową!
FEDRA
Jakże mi te klejnoty uciskają głowę!
Jakaż natrętna ręka, podchodząc mą wolę,
Włosy mi w puklów tysiąc zaplotła na czole?
Wszystko mnie drażni, wszystko w męczarnię się zmienia.
ENONA
Jak sprzeczne nieraz twoje bywają życzenia!
Ty sama wszak, zamysły odmieniając swoje,
Kazałaś się przyoblec w najbogatsze stroje;
Ty sama chciałaś dzisiaj, pomna dawnej chwały,
W całym blasku powitać słońca krąg wspaniały.
Widzisz go oto, pani, i znów kryć się żądasz,
Zmierżona20 światłem, które niecisz i oglądasz?
FEDRA
O ty, ojcze nieszczęsnych pokoleń prześwietny,
Ty, z którego mać moja ród wiedzie szlachetny,
Co może za mnie biedną płonisz się tam w niebie,
O, Słońce, raz ostatni dziś oglądam ciebie.
ENONA
Jak to! jeszcze mi trzeba z ust twych słyszeć o tem!
Wiecznież21 patrzeć na ciebie, jak, gardząc żywotem,
śmierci przedwczesnej wzywasz w zgubnym omamieniu?
FEDRA
Ach, gdybyż można teraz w drzew odpocząć cieniu!
Ach, kiedyż dane będzie znów mojemu oku
Biec za rydwanem, widnym w kurzawy obłoku?
ENONA
Jak to, pani?
FEDRA
Szalona! Gdzie jestem? Com rzekła?
Gdzieżem ja mym pragnieniem i myślą uciekła?
Rozum mi snać22 odjęty mściwą bogów dłonią.
Enono, lica moje od wstydu się płonią:
Me hańbiące cierpienia zdradzam ci zbyt jawnie
I oczy wbrew mej woli w łzach toną ustawnie23.
ENONA
Ach, rumienić się raczej trzeba ci za owo
Milczenie, co twe rany wciąż jątrzy na nowo.
Czyż zmiękczyć cię, ubłagać nie ma już sposobu?
Chceszli24 więc bez litości wpędzić się do grobu?
Jakiż szał na dni swoje targnąć ci się każe?
Jakież jady cię struły, jakie czary wraże25?
Cień po trzykroć już niebo skrył w ciemnym pomroczu,
Od czasu jak sen twoich nie przesłonił oczu;
I blask już po raz trzeci powraca nam ninie26,
Od czasu jak twe ciało bez pokarmu ginie.
Jakież straszne zamiary w sercu swoim ważysz27?
Jakim prawem na dni swe targnąć się odważysz?
Znieważasz bogi wielkie, co życie ci dały;
Zdradzasz małżonka, z którym śluby cię związały;
Zdradzasz wreszcie dziateczki swoje nieszczęśliwe,
Które śmierć twoja wtrąci pod jarzmo zelżywe28.
Pomyśl, że dzień żałosny, co zbawi29 je matki,
Ten dzień obcej krwi wróci nadziei zadatki:
Wrogowi, co ku tobie nienawiścią płonie,
Synowi w Amazonki poczętemu łonie,
Hipolitowi...
FEDRA
Bogi!
ENONA
Wreszciem ci dopiekła30!
FEDRA
Nieszczęsna! Coś za imię w tej chwili wyrzekła!
ENONA
Dobrze! Niech buchną gniewu twojego płomienie:
Radam31, że cię to imię przyprawia o drżenie.
Żyj więc: niechaj ci miłość i powinność świeci;
Żyj; nie ścierp, by Scytyjki syn, twe własne dzieci
Przygniatając brzemieniem niewoli złowrogiej,
Gnębił pierwszą krew Grecji, poczętą przez bogi.
Lecz nie zwlekaj, wszak każda chwila dla cię zgonem:
Myśl co rychlej32 o zdrowiu, zbyt już nadwątlonem,
Póki jeszcze sił twoich, niknących nam co dnia,
Da się na wpół przygasła rozniecić pochodnia.
FEDRA
Zbyt długo ciągnę żywot występkiem zatruty.
ENONA
Jak to! Czyżby ścigały cię jakie wyrzuty?
Jakaż zbrodnia początek dała twej udręce?
Czyżby się krwią niewinną splamiły twe ręce?
FEDRA
Nie, dzięki niebu, ręce me nie są skażone.
Ach, gdybyż serce było niewinnym jak one!
ENONA
I jakiż czarny zamiar w nim hodujesz oto,
Iż serce twe tak straszną kaja się zgryzotą?
FEDRA
Dosyć już powiedziałam: więcej wstyd mi wzbrania.
Umieram, aby tego uniknąć wyznania.