Darmowe ebooki » Tragedia » Juliusz Cezar - William Shakespeare (Szekspir) (czytanie po polsku .TXT) 📖

Czytasz książkę online - «Juliusz Cezar - William Shakespeare (Szekspir) (czytanie po polsku .TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 William Shakespeare (Szekspir)



1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 ... 13
Idź do strony:
raz trzeci odepchnął, a za każdym odepchnięciem wrzeszczała hołota, klaskała w popadane44 ręce, ciskała do góry zatłuszczone szlafmyce i wyziewała taką masę śmierdzącego oddechu z radości, że Cezar nie przyjął korony, iż mało co nie udusiła Cezara, bo zemdlał i upadł. Co do mnie, lękałem się śmiać, z obawy, żebym otwierając usta nie wciągnął zatrutego powietrza. KASJUSZ

Jak to? Więc mówisz, że upadł omdlały?

KASKA

Upadł na środku rynku; zapieniły mu się usta, stracił mowę.

BRUTUS
Napadł go pewno paroksyzm padaczki. 
  KASJUSZ
Nie, nie, nie Cezar chory na padaczkę, 
Lecz ty, Brutusie, lecz ja, ale Kaska.  
  KASKA

Nie wiem, co przez to rozumiesz, ale tego jestem pewny, że Cezar upadł. Jeżeli hałastra nie klaskała i nie świstała, stosownie do tego, jak jej się podobał lub nie podobał, tak zupełnie, jak to robi z komediantami na teatrze, ogłoście mnie za kłamcę przed światem.

BRUTUS

A co powiedział, gdy do zmysłów wrócił?

KASKA

Gdy postrzegł, nim upadł, iż głupia trzoda cieszyła się z tego, że nie przyjął korony, rozpiął togę i pokazał jej gardło, jakby pragnął, żeby mu je poderżnęła. Gdybym był jednym z tych czeladników, bodajem się dostał na samo dno piekła, między największych szubrawców, jeślibym go nie był wziął za słowo. Tak więc upadł, a ledwo przyszedł do zmysłów, powiedział, że jeśli mu się jakie niestosowne wymknęło słówko, prosi dostojnych słuchaczów, żeby raczyli pamiętać na jego niemoc. Trzy lub cztery dziewki przy mnie stojące krzyknęły: „Nieboraczek!” i z całego serca wszystko mu przebaczyły. Ale nie trzeba na nie zważać, boć gdyby Cezar zamęczył własne ich matki, to i wtedy jeszcze zrobiłyby to samo.

BRUTUS

I po tej scenie wyszedł zasmucony?

KASKA

Tak jest.

KASJUSZ

Czy Cycero nic nie powiedział?

KASKA

I owszem, powiedział coś po grecku.

KASJUSZ

Co takiego?

KASKA

Jeśli wam to powiem, bodajem was nigdy więcej na oczy nie widział. Ale ci, co go zrozumieli, poglądali na siebie z uśmiechem i kiwali głowami; lecz dla mnie było to po grecku. Mam jeszcze inną dla was nowinę: Marullus i Flawiusz, za to, że zdarli wieńce z posągów Cezara, zostali skazani na milczenie. Żegnam was. Było tam jeszcze innych błazeństw niemało, tylko że zapomniałem.

KASJUSZ

Czy chcesz, Kasko, wieczerzać dziś ze mną?

KASKA

Nie, przyjąłem już inne zaproszenie.

KASJUSZ

To przynajmniej jutro czy będziesz mógł przyjść do mnie na obiad?

KASKA

Chętnie, jeśli jeszcze jutro będę przy życiu, lub ty nie zmienisz myśli, lub obiad twój wart będzie moich zębów.

KASJUSZ

Czekam więc na ciebie.

KASKA

Czekaj. Bądźcie zdrowi!

Wychodzi BRUTUS
Jakiż się ciężki zrobił z niego człowiek! 
Miał jednak bystrość, gdy był z nami w szkole.  
  KASJUSZ
I ma ją teraz, tam gdzie czyn szlachetny 
Czeka na pomoc duszy nieulękłej, 
Ociężałości formą przyodziany. 
Szorstkość jest tylko zaprawą dowcipu, 
Robi smaczniejszym każde jego słowo. 
  BRUTUS
I ja tak myślę. Bywaj zdrów, Kasjuszu; 
Gdybyś chciał ze mną jutro się rozmówić, 
Przyjdę do ciebie, lub jeżeli wolisz, 
Będę na ciebie w domu moim czekał.  
  KASJUSZ
Przyjdę; tymczasem myśl o świata losach.  
 
Wychodzi Brutus
Widzę, szlachetnym twoja myśl jest kruszcem, 
Lecz wpływ ją obcy w żużel łatwo zmienia. 
Rzecz też zbawienna, gdy szlachetna dusza 
Tylko w szlachetnych dusz przebywa kole, 
Bo któż tak silny, by się nie dać uwieść? 
Cezar ma do mnie wstręt, Brutusa kocha; 
Gdybym Brutusem, a on był Kasjuszem, 
Nie tak by łatwo serce moje podbił. 
Tej nocy rzucę mu przez jego okna 
Pisma różnymi kreślone rękami, 
A wszystkich treścią wielkie poważanie 
Całego Rzymu dla jego nazwiska; 
Napomknę ciemno o Cezara dumie: 
Niech potem Cezar strzeże swojej głowy, 
Zginie — lub cięższe grożą nam okowy. 
 
wychodzi SCENA III
Rzym. — Ulica.
Grzmoty i błyskawice. Z dwóch stron przeciwnych wchodzą: Kaska z dobytym mieczem i Cycero CYCERO
Witam cię Kasko, czy byłeś śród tłumu, 
Co odprowadził Cezara do domu? 
Lecz co twa bladość, co przestrach twój znaczy?  
  KASKA
Jak to? Ty nie drżysz, kiedy ziemia cała 
Na swych podstawach jak szałas się chwieje? 
O Cyceronie, widziałem ja burze, 
W których wiatr łamał dęby jak badyle, 
Widziałem morze wściekłością spienione, 
Jak wzdętą falą groźne chmury siekło, 
Lecz nigdy, przedtem, tej dopiero nocy 
Widziałem burzę ogniem miotającą. 
Lub w niebie wojna szaleje domowa, 
Lub zagniewany na ród ludzki Jowisz45 
Chce ziemię w popiół zamienić pożarem. 
  CYCERO
Czyś widział jakie cudowne zjawisko?  
  KASKA
Prosty niewolnik (a znam go z widzenia) 
Podniósł lewicę — buchnęła płomieniem 
Jakby dwadzieścia gorzało pochodni, 
A ręka jednak nie czuła płomienia. 
Potem, patrz, oręż mam jeszcze dobyty, 
Lwa zobaczyłem u stóp Kapitolu, 
Krwawą źrenicą spojrzał na mnie groźno, 
I wybiegł, żadnej nie robiąc mi krzywdy. 
Spotkałem później tłumy bladych niewiast, 
Skostniałych trwogą, które mi przysięgły, 
Że przed ich okiem, po ulicach miasta 
Tłum ludzi, całych w ogniu, się wałęsał. 
Wczoraj ptak nocy o samym południu 
Usiadł na rynku i hukał żałośnie. 
Na tyle cudów niech mi nikt nie mówi: 
„To rzecz zwyczajna, dam ci tłumaczenie”, 
Bo ja powiadam, to groźne są znaki 
Klęsk dla tej ziemi, na której się jawią. 
  CYCERO
Wyznaję, Kasko, dziwne to są czasy; 
Lecz ludzie rzeczy tak, jak chcą, tłumaczą, 
Kiedy ich treści nie mogą przeniknąć. 
Czy Cezar będzie jutro w Kapitolu? 
  KASKA
Tak myślę. Wydał rozkaz Antoniemu, 
By ci oznajmił jutrzejsze zebranie.  
  CYCERO
Dobranoc, Kasko, trudno się przechadzać 
Pod takim niebem. 
  KASKA
Bądź zdrów, Cyceronie! 
 
Wychodzi Cycero — Wchodzi Kasjusz KASJUSZ
Kto tam?  
  KASKA
Rzymianin. 
  KASJUSZ
Poznałem cię z mowy. 
 
To Kaska  
  KASKA
Widzę, że dobre masz ucho. 
Co za noc!  
  KASJUSZ
Właśnie dla uczciwych ludzi. 
  KASKA
Kto widział kiedy niebo równie groźne?  
  KASJUSZ
Ten, który widział ziemię tak występną. 
Co do mnie, Kasko, zbiegałem ulice, 
Szydziłem z wszystkich gróźb burzliwej nocy, 
Z togą rozpiętą, jak ją teraz widzisz, 
Piorunom nagą pierś mą pokazałem; 
A kiedy ogień niebieski się zdawał 
Rozdzierać czarne sklepy46 firmamentu, 
Podbiegłem stanąć na drodze błyskawic.  
  KASKA
Czemu, Kasjuszu, niebo tak kusiłeś? 
Wszak to rzecz ludzka drżeć i blednąć trwogą, 
Gdy bóg potężny znak daje widomy 
Swojego gniewu piorunów poselstwem.  
  KASJUSZ
Ciężki twój umysł; nie masz iskry życia, 
Co tleć powinna w piersiach Rzymianina, 
Lub, jeśli masz ją, popiół ją zasypał. 
Twarz twoja blada, oczy obłąkane, 
We wszystkich rysach trwoga i zdziwienie, 
Że niebo groźną zdradza niecierpliwość. 
Lecz gdybyś zważył prawdziwe przyczyny 
Ognia błyskawic, duchów wędrujących, 
Ptactwa i bydląt natury niepomnych, 
Starców bez myśli, dzieci rachujących; 
Gdybyś chciał zbadać, skąd wszystkie istoty 
Wspak przyrodzonych praw zdają się rządzić, 
Łatwo byś odkrył, że to niebios wola 
To potworności wszystkie wywołała, 
Ażeby przestrach znakiem był dla ludzi, 
Że się coś w mieście knuje potwornego. 
Ja ci też, Kasko, mógłbym wskazać męża, 
Który do groźnej nocy tej podobny, 
Grzmi, błyska, groby otwiera i ryczy 
Jak lew przy bramach Kapitolu ryczał; 
Męża, co siłą tobie lub mnie równy, 
Wyrósł potwornie i zagraża ziemi, 
Jak jej groziły cudowne zjawiska. 
  KASKA
Czy masz na myśli Cezara, Kasjuszu?  
  KASJUSZ
Na co się przyda wiedzieć, o kim mówię? 
Swych przodków ciała mają dziś Rzymianie, 
Lecz dusze przodków, niestety, umarły! 
Duch matek naszych dzisiaj nami rządzi; 
Niewieście dusze zdradzamy pokorą.  
  KASKA
Prawda, słyszałem, że senatu myślą 
Jutro Cezara uwieńczyć koroną, 
Którą mu wszędzie nosić będzie wolno 
Z jednym wyjątkiem włoskiej naszej ziemi.  
  KASJUSZ
To wiem, gdzie sztylet ten utopić trzeba; 
Kasjusz z niewoli wybawi Kasjusza. 
Tym bóg litosny słabym daje siłę, 
Tym bóg poskramia tyranów potęgę; 
Wieże kamienne, zatęchłe więzienia, 
Spiżowe mury, żelazne kajdany 
Potęgi ducha wstrzymać nie zdołają; 
Duch, ziemskich kajdan znużony ciężarem, 
Zawsze ma siłę do swobody wrócić. 
Co wiem, niech ze mną i ziemia wie cała: 
Cząstkę niewoli, która na mnie ciąży, 
Kiedy zapragnę, otrząsnąć potrafię. 
 
Grzmoty KASKA
I ja w mej dłoni równą mam potęgę, 
I jak ja, każdy niewolnik ma siłę 
Swojej niewoli potargać łańcuchy47.  
  KASJUSZ
Dlaczegoż Cezar ma tu być tyranem? 
Biedne stworzenie! On wielkim by nie był, 
Gdyby nie widział, żeśmy owiec trzodą, 
I dla sarn stada on lwem tylko został. 
Kto nagle wielki ogień chce zapalić, 
Podsuwa iskrę pod snop wielkiej słomy: 
Ach, jakie plewy, jakie z Rzymian śmiecie, 
Kiedy płomieniem swym oświecać muszą 
Tak nędzne, podłe jak Cezar stworzenie! 
Lecz, o boleści, dokąd mnie prowadzisz? 
Może rozmawiam z chętnym niewolnikiem, 
I będę musiał z moich słów zdać liczbę; 
Lecz miecz mam w dłoni, szydzę z niebezpieczeństw. 
  KASKA
Rozmawiasz z Kaską, nie z obłudnym szpiegiem. 
Masz moją rękę; wyszukaj stronników, 
Chętnych za krzywdy nasze pomsty szukać, 
A moja noga tam stanie bez trwogi, 
Gdzie najśmielszego znajdzie ślad mściciela. 
  KASJUSZ
Przyjmuję rękę. Słuchaj teraz, Kasko; 
Już potrafiłem do myśli mych skłonić 
Najpierwszych cnotą i znaczeniem Rzymian, 
Z nimi układam wielkie przedsięwzięcia, 
Pełne honoru, pełne niebezpieczeństw. 
Wiem, że w tej chwili już wszyscy zebrani 
Czekają na mnie w Pompeja krużganku, 
Bo wśród piorunów, wśród tej nawałnicy 
Puste i głuche są Rzymu ulice; 
Wszystkie żywioły, jak zamiary nasze, 
Są krwawe, groźne, ogniem buchające. 
 
Wchodzi Cynna KASKA
Cicho, ktoś śpiesznym zdąża ku nam krokiem.  
  KASJUSZ
O, to przyjaciel; poznałem po chodzie, 
To Cynna. Cynno, dokąd ci tak śpieszno?  
  CYNNA
Szukam cię. Kto to? Czy Metellus Cymber?  
  KASJUSZ
Nie, to jest Kaska, to nasz. Kto mnie czeka?  
  CYNNA
Cieszę się z tego. Co za noc straszliwa! 
Kilku z nas dziwne widziało zjawiska.  
  KASJUSZ
Czy mnie czekają?  
  CYNNA
Wszyscy niecierpliwi. 
O, gdybyś zdołał dobrej naszej sprawie 
Zapewnić pomoc szlachetną Brutusa!  
  KASJUSZ
Dzielny mój Cynno, dobrej bądź otuchy. 
Zabierz to pismo i dołóż starania, 
Żeby je Brutus znalazł jutro rano 
W pretorskim krześle48; a to, rzuć mu oknem; 
A do posągu starego Brutusa 
To przylep woskiem; później złącz się z nami, 
Będziem w krużganku Pompejusza radzić. 
Czy są tam Decjusz Brutus i Treboniusz? 
  CYNNA
Tylko Metellus Cymber nieobecny, 
Wybiegł, ażeby w twym domu cię szukać. 
A teraz idę zlecenia twe spełnić.  
  KASJUSZ
Idź, my czekamy w teatrze Pompeja.  
 
Wychodzi Cynna
Chodź ze mną, Kasko, a nim dzień zaświta, 
Pójdziemy razem do Brutusa domu. 
Trzy jego części już po naszej stronie, 
A będzie cały po pierwszej rozmowie.  
  KASKA
O, Brutus silnie ludu sercem włada! 
To, co by zbrodnią mogło w nas się wydać, 
Jego powagi wszechmocną alchemią 
Zmieni się w cnotę i szlachetne dzieło. 
  KASJUSZ
Dobrze pojąłeś całą jego wartość, 
Jego potrzebę dla naszych zamiarów. 
Nie traćmy czasu, już północ minęła, 
A nim zaświta, on naszym być musi.  
 
Wychodzą
Podoba Ci się to, co robimy? Wesprzyj Wolne Lektury drobną wpłatą: wolnelektury.pl/towarzystwo/
AKT DRUGI SCENA I
Rzym. Ogród Brutusa
Wchodzi BRUTUS BRUTUS
Hola, Lucjuszu! Nie mogę rozpoznać 
Po gwiazd obrocie, jak daleko rano. 
Hola, Lucjuszu! Ach, jakże bym pragnął 
Jego mieć wady, jak on spać głęboko! 
Hola, Lucjuszu! obudź się, Lucjuszu! 
 
Wchodzi Lucjusz LUCJUSZ
Czy mnie wołałeś, panie?  
  BRUTUS
Idź i pochodnię zapal w mej komnacie, 
Wróć zawiadomić, jak będzie gotowa.  
  LUCJUSZ
Idę wykonać rozkazy twe, panie.  
 
Wychodzi BRUTUS
Tylko przez jego śmierć — co się mnie tyczy, 
Nie mam powodów żadnej nienawiści, 
Tylko publiczne dobro mną kieruje. 
Pragnie korony — kto zgadnąć potrafi, 
Jego naturę jak zmieni korona? 
Dzień tylko jasny żmije ze snu budzi, 
Radzi ostrożność. Włożyć mu koronę? 
Tak, a z koroną dać mu razem żądło, 
Którym dowolnie śmierć może rozsiewać. 
Jak łatwo zbytku wielkości nadużyć, 
I z miłosierdziem potęgę rozłączyć! 
A choć w Cezarze nie widziałem dotąd, 
Żeby namiętność nad rozum wyrosła, 
Wiem z doświadczenia, że młodej ambicji 
Pokorna skromność za drabinę służy, 
Z ócz jej nie traci, kto po niej szczebluje, 
Lecz na najwyższym ledwo szczeblu stanie, 
Wraz49 od drabiny odwraca źrenice, 
Pogląda
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 ... 13
Idź do strony:

Darmowe książki «Juliusz Cezar - William Shakespeare (Szekspir) (czytanie po polsku .TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz