Darmowe ebooki » Tragedia » Don Carlos - Fryderyk Schiller (życzenia dla biblioteki .TXT) 📖

Czytasz książkę online - «Don Carlos - Fryderyk Schiller (życzenia dla biblioteki .TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Fryderyk Schiller



1 ... 13 14 15 16 17 18 19 20 21 ... 30
Idź do strony:
bardzo boli. 
Kiedy głowy jak wasza świętują, niemała  
Strata jest dla państw moich. Was może wstrzymała  
Obawa, by nie minąć sfery przeznaczenia  
Odpowiedniej zdolnościom. 
  MARKIZ
O! nie! Bez wątpienia  
Wprawny badacz dusz ludzkich oka doświadczeniem  
Potrafiłby wyśledzić za jednym spojrzeniem,  
Na co przydać się mogę. Łaskawe mniemanie,  
Jakie raczysz mieć o mnie, najjaśniejszy panie,  
Budzi korną mu wdzięczność... ale... 
  KRÓL
Cóż wstrzymuje? 
  MARKIZ
Na razie — wyznać muszę, że słów nie znajduję —  
Stając jako poddany — do skreślenia w słowie  
Tej myśli, jaka wzrasta w niezależnej głowie  
Obywatela świata.  
Gdym z koroną zrywał 
Niegdyś związek na zawsze, jam się nie spodziewał,  
Że kiedyś z moich zasad rachunek wam złożę. 
  KRÓL
Czy zasady tak błahe? Czy rachunkiem może  
Lękacie się narazić?  
  MARKIZ
Jeśli znajdę tyle 
Łaski u ciebie, panie, abym przez tę chwilę  
Myśl mą odkrył — narażę — co najwięcej życie.  
Pominę prawdę, jeśli ucha odmówicie.  
Między waszą niełaską a wzgardą — zostaje  
Wolny uczynić wybór — a zatem, wyznaję,  
Że wolę zejść wam z oczu, najjaśniejszy panie,  
Przestępcą niźli głupcem... 
  KRÓL
z natężonym oczekiwaniem
A więc? 
  MARKIZ
Jam nie w stanie 
Zostać służalcem tronu. 
 
Król wyraża spojrzeniem swój podziw.
Panie miłościwy! 
Nabywcy zdradzać nie chcę. Gdy wasz głos życzliwy  
Zaszczyca mnie wezwaniem, wtedy określonej  
Czynności po mnie żąda. Ręki uzbrojonej  
I odwagi ode mnie wymaga na boje  
Albo głowy do rady. Czyny zatem moje  
Stracą swą samodzielność; ich zadanie całe —  
Wypełniać wolę tronu, podnieść jego chwałę.  
Cnota wszakże ma dla mnie własną wartość swoją.  
Szczęście, jakie monarcha chce siać ręką moją,  
Ja sam umiałbym stworzyć; z rozkoszą tworzenia  
I z wolnością wyboru — nie zaś z polecenia.  
Czyliż takie pojęcia wy dzielić możecie?  
W granicach swej twórczości czy obcą zniesiecie?  
Ja zaś — mamże się zniżać, by narzędziem zostać,  
Kiedy własną twórczością mogę mistrzom sprostać?  
Ja kocham całą ludzkość. Monarchizm zabija  
Taką miłość, a własną jedynie rozwija. 
  KRÓL
Chwalebnym jest wasz zapał. Z nim wiele dobrego  
Zdziałać można. Jak zdziałać? To już dla mądrego  
Męża i patrioty mniej ważnym jest przecie.  
W przestrzeni królestw moich wyszukać możecie  
Odpowiedniego miejsca, które wam do woli  
Te szlachetne popędy rozwinąć pozwoli. 
  MARKIZ
Nie znajduję żadnego.  
  KRÓL
Jak to? 
  MARKIZ
Dobro, panie, 
Co mą ręką rozsiewać chcecie, czy jest w stanie  
Dać to szczęście ludzkości? to szczęście właściwie,  
Które w czystym uczuciu dla ludzkości żywię?  
Przed takim szczęściem wasze zadrżałyby trony!  
O nie! To nowe szczęście, to jest płód zrodzony  
Z polityki państwowej, którym hojnie ludzi  
Obdarza, w ich sercach takie tylko budzi  
Popędy, jakie na tym poprzestają darze.  
Ona w mennicach swoich prawdę tłoczyć każe,  
Tę prawdę, jaką znosi. Tam są odrzucone  
Stemple odmiennej cechy135.  
Zatem, co koronę 
Zadowalnia136, czy może i mnie zadowolić?  
Ta moja miłość bratnia czy może pozwolić  
Na braci ciemiężenie? Możeż być szczęśliwy  
Ten, który myśleć nie śmie?  
Panie miłościwy! 
Nie wybieraj mnie na to, abym szczęściem dzielił  
Naznaczonym twą cechą.  
Czyżbym się ośmielił 
Stempla waszej mennicy kiedy dotknąć palcem?  
Nie, panie! Ja nie umiem być tronu służalcem! 
  KRÓL
Jesteście protestantem?  
  MARKIZ
po niejakim namyśle
Panie miłościwy — 
Wasza wiara jest moją. 
 
po chwili
Mych słów sens właściwy 
Został źle zrozumianym. Tego się lękałem,  
Widzicie, że mą ręką zasłonę zerwałem  
Z tajemnic majestatu. Cóż wam pewność daje,  
Że jeszcze zwę świętością to, co już przestaje  
Trwogę we mnie obudzać? Wasze zatem oko  
Widzi mnie niebezpiecznym, bom się za wysoko  
Wzniósł myślą?  
Niebezpiecznym nie stałem się, panie. 
 
kładąc rękę na piersi
Dla mych życzeń zamknięte tutaj panowanie.  
Ten śmieszny szał nowości, co tylko obrożę  
Przycieśnia, a zupełnie stargać jej nie może,  
Ten — krwi mej nie rozpali.  
To jeszcze stulecie 
Ideału mojego dalekie. Ja w świecie  
Tym żyję, który kiedyś nadejdzie. Czyż waszą  
Spokojność — te obrazy zakłóceniem straszą?  
Wasze tchnienie je zgasi. 
  KRÓL
Tych zasad wyznanie 
Ja pierwszy od was słyszę? 
  MARKIZ
Tych zasad? Tak, panie! 
  KRÓL
powstając z miejsca, przechadza się przez chwilę, po czym zatrzymuje się naprzeciw Pozy i mówi do siebie
Przynajmniej to głos nowy. Już się wyczerpuje  
Pochlebstwo. Poniża się, kto drugich małpuje.  
Przeciwieństwa czemużby choć raz nie spróbować?  
Niespodziane mogłoby szczęściem udarować.  
 
do Markiza
Kiedy tak rozumiecie — dobrze więc — przystanę  
Na zupełną obsługi tronowej odmianę.  
Duch silny...  
  MARKIZ
Widzę, panie, jak nisko i mało 
Cenicie godność ludzką, kiedy wam się zdało  
W słowach wolnego człeka dopatrzeć zręczności  
Przebiegłego pochlebcy. Zda się, bez trudności  
Zgaduję, kto uprawnić was zdołał do tego;  
Ludzie was zniewolili. Z uczucia zacnego  
Wyzuci137 dobrowolnie, spadając stopniami,  
Dobrowolnie w tę nicość strącili się sami.  
Przed widmem swej wewnętrznej wielkości uchodzą  
Strwożeni i chętnie się z nędzy stanem godzą.  
A strojąc swe kajdany tchórzliwą mądrością,  
Mienią138 cnotą dźwiganie tych pęt z układnością,  
Takiś świat odziedziczył, najjaśniejszy panie;  
Wasz wielki ojciec w takim otrzymał go stanie,  
Mógłżeś smutnym kalectwem dotkniętych — czcić ludzi? 
  KRÓL
Jest część prawdy w tych słowach.  
  MARKIZ
Ale to żal budzi! 
Gdyście człowieka, dzieło rąk Stwórcy na niebie,  
Przeistoczyli w utwór rąk własnych — a siebie  
Tym potwornym139 istotom za Boga podali,  
Zbłądziliście w tym właśnie, żeście wy zostali  
Sami tylko człowiekiem, jako boskie dzieło.  
To wam przecież nic z cierpień ludzkich nie ujęło.  
Pragniecie jak śmiertelnik — współczucia łakniecie,  
A Bogu innych ofiar nie można nieść przecie  
Nad dreszcz trwogi — modlitwę — ofiarne kadzenia!  
Taki błąd godzien skruchy — godzien potępienia  
Taki przewrót.  
Bo gdyście człowieka zepchnęli 
Na instrument gry waszej, któż z wami podzieli  
Harmonię? 
  KRÓL
On — na Boga! — w głąb duszy mej godzi140. 
  MARKIZ
Was jednak ta ofiara wcale nie obchodzi,  
Przez nią jesteście jedni — jedyni na świecie.  
Jej ceną wy się bogiem na ziemi stajecie.  
Biada! Jeśli tak nie jest.  
Gdyby przez zdeptane 
Szczęście milionów wasze nie było zyskane —  
I zniszczenie wolności, gdyby miało całym  
Waszych pożądań stać się owocem dojrzałym...  
Błagam... racz mnie uwolnić, panie miłościwy!...  
Mnie ten przedmiot unosi... powab nadto żywy...  
Nęci serce wezbrane, aby głębię swoję  
Odkryć przed tym jedynym — przed którym dziś stoję. 
 
Wchodzi Hrabia Lerma i rozmawia z Królem przez chwilę, po czym na znak dany przez Króla oddala się. KRÓL
po odejściu Lermy, do Pozy
Mówcie zatem.  
  MARKIZ
Ja, panie, czuję wartość całą... 
  KRÓL
Wypowiedzcie aż do dna, co w sercu zostało.  
  MARKIZ
Z Flamandii i Brabancji prosto z drogi staję.  
Jak te ziemie bogate! Jak kwitnące kraje!  
Lud potężny i silny — i dobry zarazem.  
A ojciec tego ludu? Boskości obrazem  
Jest zapewne na ziemi? — Tak myśląc — niestety —  
Wokoło o zwęglone potrącam szkielety, 
 
Milknie, nie spuszczając oczu z Króla, który usiłuje wzrok ten wytrzymać — ale pomieszany i pokonany spuszcza oczy ku ziemi.
Macie słuszność — musicie! Że możecie, panie,  
Poddawać przymusowi własne przekonanie,  
To mnie wskroś zdumionego w przerażenie wtrąca.  
O! Szkoda, że ofiara, w krwi własnej brocząca,  
Mało godna, by pieśnią pochwalną uczciła  
Ducha ofiarodawcy! Czemuż powierzyła  
Historia ludziom tylko swe pióro dziejowe,  
A nie wyższym istotom! Czasy Filipowe  
W fali słodszych stuleci zginą zagrzebane.  
Wznijdzie141 mądrość łaskawsza; wtedy pojednane  
Szczęście obywateli z monarszą wielkością  
Pójdą społem. Rząd skąpy z większą oszczędnością  
Dziećmi szafować będzie, a konieczność srogą  
Więcej ludzką uczyni. 
  KRÓL
Epoką tak błogą 
Kiedyż świat by się cieszył, gdybym ja, rażony  
Klątwą czasów dzisiejszych, miał zadrżeć, strwożony?  
Obejrzcie się dokoła po Hiszpanii całej —  
Czy nie kwitnie w niej szczęście, które pokój trwały  
I bezchmurny jej daje? I Flamandia oby  
Takiej ciszy zażyła142! 
  MARKIZ
Tą ciszą śpią groby! 
Więc wasze dzieło skończyć zamierzacie sobie?  
Wstrzymać te w chrześcijaństwie zmiany dziś na dobie143?  
Wstrzymać wiosnę, co postać świata ma odmłodzić?  
Chcecie sam w Europie — by tamę zagrodzić —  
Rzucić się w szprychy — siłą ludzkiego ramienia  
Powstrzymać w pełnym biegu koło przeznaczenia?  
Tego nie uczynicie!  
Tysiące już wkoło 
Ziemie wasze rzuciło, w nędzy — lecz wesoło.  
Każdy wasz obywatel, dla wiary stracony,  
Był przecież najzacniejszym.  
Do łona tulony 
Przez Elżbietę, zbieg każdy Brytanię zbogaca  
Sztukami, z których ziemię naszą ogołaca.  
Grenada, nowych chrześcijan pracy pozbawiona,  
Stoi dzisiaj pustkowiem. Radością szalona  
Europa na wroga chętnie zwraca oczy,  
Co z rany własną ręką zadanej krwią broczy. 
 
Król jest poruszony, co widząc Markiz postępuje parę kroków bliżej.
Chcesz krzewić dla wieczności, siejąc śmierć dokoła?  
Dzieło tak wymuszone, czyliż przetrwać zdoła  
Ducha swojego twórcy? Niewdzięczna to praca —  
Ona tylko na próżno z sił was ogołaca  
W twardej walce z naturą. To monarsze życie,  
Tak wielkie przeznaczeniem, na próżno trwonicie  
W planach waszego zniszczenia.  
Człowiek ma znaczenie 
Wyższe, niż mu dajecie. To długie uśpienie  
Trzyma go dzisiaj w więzach, które kiedyś może  
Potargać i o prawa upomnieć się Boże.  
Do imion Buzyrysów144, Neronów145, dorzuci  
Wasze imię, a to imię zbyt boleśnie smuci —  
Bo wy byliście dobrzy. 
  KRÓL
Ktoż was w tej pewności 
Utwierdził? 
  MARKIZ
z ogniem
O tak! — tak jest — w imię Wszechmocności  
Powtarzam to, że tak jest. —  
To, coście zabrali, 
Oddajcie nam na powrót! Bądźcie tak wspaniali,  
Jak potężni jesteście. Z roga obfitości  
Pozwólcie szczęściu spłynąć dla całej ludzkości.  
Niech duchowość dojrzewa w twych światów przestrzeni.  
Oddajcie, coście wzięli — a wtedy wzniesieni  
Ponad miliony króli staniecie się sami  
Jednym królem! 
 
przystępuje bliżej odważnie, zwracając ogniste wejrzenie na Króla
O! Gdyby moimi ustami 
Zawładnęła wymowa tych braci tysiąca,  
Których z tą wielką chwilą łączy współczująca  
Myśl jedna! Ja bym wtedy rozniecił płomieniem  
Płomień widny w twym oku!  
Pogardź ubóstwieniem 
Dalekim od natury, co nas ściera w pyle.  
Stań się wzorem odwiecznej prawdy! Nigdy tyle —  
Nigdy — żaden śmiertelnik nie posiadł na ziemi,  
By tak bosko mógł władać prawami swojemi!  
Królowie Europy przed Hiszpanii mianem  
Czoła kornie schylają — ty stań się hetmanem  
Królom całego świata. — Ta ręka niech piórem  
Jeden zarys nakreśli, a odmiennym torem  
Ziemia bieg swój potoczy!  
Daj wolność myślenia! 
 
Rzuca się do stóp monarchy. KRÓL
zaskoczony, odwraca twarz, po czym wpatruje się w Markiza
Ależ... powstań!... ten człowiek ma dziwne marzenia!  
  MARKIZ
Rozpatrzcie się w cudownym wszechnatury prawie!  
Na wolności oparta jak na swej podstawie.  
A jak ona jest swoją wolnością bogata!  
W kroplę rosy żyjątko rzuca twórca świata  
I pozwala mu w ramach martwego istnienia  
Rozkoszować swobodą!  
Wasza moc tworzenia 
Jakże ciasna i biedna! Szelest listka trwoży  
Wszechwładcę chrześcijaństwa. Każda cnota mnoży  
Powód waszej obawy.  
On pozwala raczej 
1 ... 13 14 15 16 17 18 19 20 21 ... 30
Idź do strony:

Darmowe książki «Don Carlos - Fryderyk Schiller (życzenia dla biblioteki .TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz