Darmowe ebooki » Epos » Jerozolima wyzwolona - Torquato Tasso (czytac ksiazki przez internet .txt) 📖

Czytasz książkę online - «Jerozolima wyzwolona - Torquato Tasso (czytac ksiazki przez internet .txt) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Torquato Tasso



1 ... 102 103 104 105 106 107 108 109 110 ... 147
Idź do strony:
poczekać drużyny. 
Sam na tak wielu idzie w bóy straszliwy 
Na gęste miecze, strzały, rohatyny. 
Ale y inszy potem y szedziwy 
Puścił się za niem sam król Palestyny. 
On co tak wielkiey wprzód beł ostrożności, 
Teraz do takiey przychodzi śmiałości. 
  77.
Na których naprzód wpadł niespodziewany, 
Tak prętko beli y tak nagle zbici, 
Że nikt nie widział, kiedy dawał rany, 
Tylko coś poyrzał, aż oni zabici. 
Od pierwszych idzie między Chrześciiany, 
Z głosu do głosu, strach — iako po nici — 
Tak że syryiski lud iuż beł nachyły5246, 
Począł pierzchliwe ukazować tyły5247. 
  78.
Mnieyszy iuż beł strach między Gaskończyki5248, 
Bo iako ie5249 beł ich pułkownik sprawił — 
Mieysca y swoie zatrzymali szyki; 
Na tych się naprzód Soliman zabawił. 
Żaden ptak, żaden zwierz paznogcia5250 — dziki — 
Y zębu nigdy tak bardzo nie skrwawił 
Krwią zwierzów mnieyszych, iako w on czas5251 siła5252 
Solimanowa szabla krwie5253 wypiła. 
  79.
Trudno wymówić zgoła, iako wiele 
Gaskonów mężny sułtan zamordował, 
Ale y tyran palestyński śmiele 
Z swoiem rycerstwem za niem następował. 
Wtem Raymund stary — na nieprzyiaciele, 
Tam gdzie Soliman ludzie iego psował — 
Świadomy przedtem iego ręki, bieżał, 
Choć się z iego ran nie dawno wyleżał5254. 
  80.
Znowu się z niem starł, znowu zaś beł w ciemię 
Niewytrzymanem razem uderzony. 
Zeszłych lat cięszkie5255 winno5256 beło brzemię, 
Y wiek, którem beł grabia obciążony. 
Sto mieczów razem, kiedy padł na ziemię, 
Biło nań, stem beł tarczy5257 zasłoniony; 
Ale się nad niem Soliman nie bawił, 
Mniemaiąc, że go zabitem zostawił. 
  81.
Na insze ztamtąd okrutnieyszy iedzie, 
Tak iako potok, kiedy z wiosny wzbierze; 
Potem zaś indziey, gdzie go wściekłość wiedzie 
Bieżąc, łakomey obrok szabli bierze. 
Iako więc głodny po chudem obiedzie 
Do bogatey się rad kwapi wieczerze5258, 
Tak y on co raz większey szuka woyny, 
Chcąc złożyć do krwie5259 swóy głód niespokoyny. 
  82.
W pole do boiu ztamtąd5260 się udawa5261, 
Przez mury rączo bieżąc rozwalone; 
Ale strach iego rycerstwa zostawa5262, 
W nieprzyiacioły wszedszy5263 potrwożone. 
Tak iedna strona zwycięstwa dostawa5264, 
Które zostawił w poły dorobione; 
Druga odpiera, lecz odpór beł taki, 
Że uciekania wielkie daie znaki. 
  83.
Gaskończyk przedsię sprawą ustępował, 
Ale Syrowie zgoła uciekali 
Y iuż Tankredów dom — kędy chorował — 
Od nieprzyiaciół pędzeni, miiali. 
Słysząc huk srogi, bardzo się dziwował, 
Y wstawszy z łóżka, poyrzy okiem, ali5265 
Iuż lud syryiski uciekaiąc bieży, 
Gaskon uchodzi, a Tolozan leży. 
  84.
Ale cna dzielność y serce wspaniałe, 
Które chorego nie opuszcza ciała, 
W niem słabe siły i członki schorzałe, 
Miasto5266 krwie5267 żywey, w on czas odżywiała. 
Tarcz bierze w rękę, która na zbolałe, 
Y ranne ramię, lekka się widziała; 
A w prawey zasię ręce miecz ma goły, 
Y bieży pędem na nieprzyiacioły.  
  85.
Co głosu staie wola: «Gdzie bieżycie? 
Takeście wierni waszemu wodzowi?! 
Tak mu pogaństwu złupić dopuścicie 
Zbroię, brzydkiemu dar Machometowi?! 
Potem, kiedy się do domu wrócicie, 
Pomnicie iego powiedzieć synowi, 
Że tam legł ociec, skądeście uciekli». 
Wtem nań poganie ze wszystkich stron siekli. 
  86.
Tarcz miał zbyt5268 miąższą5269 z rogatego wołu 
Siedmi5270 skór twardych, które w iedno zbito, 
Potem zaś wszystkie złożone pospołu, 
Przednie wybranem żelazem okryto. 
Tą grabię nakrył, gdy na niego z dołu 
Y z góry zewsząd strzelano y bito; 
A mieczem ostrem siekł na obie stronie5271, 
Że odpoczywał w bespieczney obronie.  
  87.
Wstał prętko potem, tarczą obroniony 
Od przyiaciela y mieczem znaiomem; 
Dwoiakiem ogniem będąc zapalony 
Na sercu gniewem, a na twarzy sromem. 
Chciałby się znowu, starzec odważony, 
Z nieprzyiacielem próbować świadomem: 
Szuka go, ale iż go nie nayduie, 
Nad iego ludźmi zemścić się gotuie. 
  88.
Aquitanowie5272 co ustępowali, 
Teraz przy wodzu śmiele nacieraią. 
A oni przedtem tak mężni, tak śmiali, 
Nagłem uięci strachem, uciekaią. 
Ci teraz gonią, co tył podawali: 
Tak się więc nagle rzeczy odmieniaią. 
Dobrze Tolozan swe razy odbiia, 
Sto ich sam ieden swą ręką zabiia. 
  89.
Gdy się tak Raymund, hańby swey gniewliwy, 
Nad głowami mścił co nazacnieyszemi, 
Uyrzy — a ono król się sam szedziwy 
Mężnie potyka między przednieyszemi. 
Skoczy do niego y w czoło — straszliwy — 
Co raz5273 go biie razami5274 cięszkiemi5275: 
Że legł nakoniec; y którey beł panem 
Ziemie5276 — ukąsił zębem rozgniewanem. 
  90.
Gdy obu wodzów poganie stracili, 
Widziałbyś ich beł z różnemi myślami: 
Iedni, kiedy iuż o sobie zwątpili, 
Oślep na miecze wpadali piersiami; 
Ku zamkowi się drudzy obrócili. 
Wspieraiąc zdrowia mdłemi nadzieiami, 
Gdzie spół zmieszani wpadli Gaskończycy, 
Y koniec kładli chwalebney zdobyczy. 
  91.
Iuż zamek wzięto y ieśli beł który, 
Co się śmiał oprzeć, zaraz beł zabity. 
Iuż Raymund wielki proporzec na mury 
Niósł, dawaiąc znać, że zamek dobyty; 
Y przeciw woyskom — tryumphalny z gury 
Krzyż, znak zwycięstwa — ukazał rozwity; 
Lecz tego Sułtan nie widzi ochocy5277, 
Bieżąc do bitwy, co iedno5278 ma mocy. 
  92.
Tam gdzie się biły woyska przebiegaiąc, 
Zastał, że wszędzie krew ciekła strumieniem 
A Śmierć tryumphy swoie rozciągaiąc, 
Nad śmiertelnem się pastwiła stworzeniem. 
Y uyrzy konia samopas biegaiąc5279, 
Z wiszącem na dół ku ziemi rzemieniem, 
Y dopadszy go, osiadł go zarazem 
Y z dobytem biegł na woysko żelazem. 
  93.
Wielki, lecz krótki dał swemu ludowi 
Posiłek Sułtan, wpadszy tak zuchwale, 
Y beł prętkiemu5280 równy piorunowi, 
Który we mgnieniu oka spada, ale 
Y potomnemu pamiętny wiekowi 
Znak zostawuie w rozerwaney skale; 
Przez5281 sto ich zabił, dway iednak wyięci 
Będą w tey liczbie, z wieczney niepamięci. 
  94.
Twą Odoardzie y Gildyppo srogą 
Y żałosną śmierć z dziełami godnemi; 
(Ieśli słowieńskie5282 rymy tyle mogą) 
Poświęcę między dowcipy5283 wielkiemi, 
Tak, że każdy wiek pamięć waszę5284 drogą 
Wysławiać będzie y który swoiemi 
Sługa miłości pobożnemi łzami 
Uczci waszę śmierć z moiemi rymami. 
  95.
Cna bohatyrka tam koń obróciła5285, 
Gdzie przed niem z wielkiem lud uciekał strachem; 
Y natarwszy5286 nań krwie mu utoczyła, 
Dosiągszy5287 boku lewego pod blachem5288. 
Poznał ią zaraz po stroiu, kto była, 
Y krzyknie: «Anoż pani duszka5289 z gachem! 
Twoia rzecz igła, kądziel y wrzeciono, 
Nie woyna, nie bóy, nie miecz, dobra żono».  
  96.
Znowu go w gębę pchnąć Gildippa chciała, 
Lecz uprzedziwszy, iego szabla spadła, 
Y przeciąwszy blach, w zanadrze ciąć śmiała, 
Gdzie tylko miłość swoie rany kładła. 
Wodzę nieboga nagle upuszczała, 
Y pochylona coraz bardziey bladła. 
Patrzy Odoard na to, nieleniwy 
Ale obrońca raczey nieszczęśliwy. 
  97.
Niewie5290, co czynić nędzny5291, w różne strony 
W iednem go czasie żal y gniew prowadzi: 
Żal każe wesprzeć pochyloney5292 żony, 
Gniew mu do pomsty, co nayprętszey5293, radzi. 
Lecz od miłości życzliwey uczony, 
Pospołu z gniewem żalowi poradzi: 
Lewą iey ręką wspiera y ratuie, 
Prawą na pomstę razem wyprawuie, 
  98.
Ale iako miał pożyć5294 tak mocnego 
Nieprzyiaciela z rozdwoioną siłą? 
Y winowayce nie zabił swoiego, 
Y trudno też miał utrzymać swą miłą. 
Owszem mu rękę u łokcia samego 
Odciął, gdy trzymał małżonkę pochyłą; 
Dopiero go tak nieprzyjaciel pożył. 
Upuściwszy ią, na niey się położył. 
  99.
Iako wiąz cięgły5295, w koło opasany 
Y okręcony od płodney macice, 
Gdy go podetną, do ziemie kochany 
Krzak na dół ciągnie za sobą potycze5296 
Y samże list trze, którem beł odziany, 
Y grona dławi, ozdobę winnice. 
Y zda się, że mu nie swey żal przygody, 
Ale swey miłey towarzyszki szkody: 
  100.
Tak on upadał, y umrzeć gotowy, 
Nie siebie — swego żałował kochania. 
Chcieli coś mówić, ale zbywszy5297 mowy, 
Miasto5298 słów, spólne mieszali wzdychania. 
Y póki mogli, oczyma — nie słowy5299, 
Odprawowali5300 ostatnie żegnania. 
Wtem iem dzień zginął właśnie w iedney dobie 
Tak szły złączone święte dusze obie. 
  101.
Po wszystkiem5301 woysku zatem świegotliwa 
Wieść o ich śmierci gęste głosy niosła; 
Y Rynald iuż wie, że to rzecz prawdziwa 
Nie tylko z wieści, ale y od posła. 
Żal, gniew, powinność serce mu rozrywa, 
Chce, żeby pomsta co naypręcey5302 doszła; 
Ale kiedy iuż sułtana dobiegał, 
Adrast wołaiąc drogę mu zabiegał: 
  102.
«Tyś to, ieśli się nie mylę, którego 
Szukam y wołam przezwiskiem dzień cały; 
Patrzę na tarczey znaku u każdego: 
Dopiero mi cię twe herby wydały. 
A iżem ze łba obiecał twoiego 
Ofiarę Bogu, wystąp na czas mały, 
Zdrayco Armidy: ato cię wyzywa 
Ten, który się iey rycerzem ozywa5303». 
  103.
To rzekszy, ciął go okrutnie dwa razy: 
Raz w szyię, drugi podle5304 lewey skronie. 
Hełmuć5305 nie przeciął, co się nie bał skazy, 
Ale go mało nie zbił między konie. 
Rynald go zasię w bok między żelazy 
Tak trafił, że sztych szedł na obie stronie5306: 
Legł olbrzym wielki, król niezwyciężony, 
Iedną (co więtsza5307) raną obalony. 
  104.
Wszystkiem mróz zimny serca opanował, 
Co to widzieli. Sam sułtan lękliwy 
Pobladł na twarzy y znak pokazował 
Trwogi na sercu, widząc raz straszliwy, 
Y iuż sobie sam swą śmierć praktykował; 
Nie wie, co czynić daley ma wątpliwy5308: 
Rzecz w niem nie zwykła5309, lecz się człowiekowi 
Trudno wiecznemu zbronić wyrokowi. 
  105.
Iako szalony, lub co się ma choro5310, 
Kiedy sny straszne w nocy niedospałe5311 
Widzi, zda mu się, że bieży y skoro 
Rościąga na bieg członki ociężałe; 
A kiedy trzeba, wszystko mu niesporo. 
Służyć mu nie chcą nogi osłabiałe; 
Czasem chce mówić, ale go y mowa 
Y głos y zwykłe opuszczaią słowa:  
  100.
Tak w ten czas sułtan sam siebie porywa 
Przez gwałt ku oney ostateczney próbie; 
Ale mu gniewu zwykłego ubywa 
Y pierwszey5312 siły teraz nie zna w sobie; 
Ieśli się na skrę śmiałości zdobywa, 
Zaraz ią w niem strach gasi w oney dobie. 
Różnie go błędne obracaią myśli, 
Ustąpić iednak y uciec nie myśli. 
  107.
Wtem Rynald przypadł; ale przypadaiąc, 
Zdał się być więtszey5313 daleko prętkości5314, 
Y blisko się iuż podeń5315 podsadzaiąc, 
Znak dawał więtszey siły y śmiałości. 
On się kęs5316 bronił, iednak umieraiąc, 
Nie zapomina zwykłey wspaniałości: 
Nie stęka, śmierci y ran się nie boi 
Y nie czyni nic, iedno5317 co przystoi. 
  108.
Gdy iuż godzina przyszła ostateczna 
Solimanowi, że go śmierć zwalczyła, 
Po wszystkiem woysku dopiro bespieczna5318 
Wieść głos o śmierci iego rozpuściła. 
Y fortuna się, dotąd niestateczna, 
Do iedney strony wszystka przenosiła; 
Y złączywszy się z samemi hetmany5319, 
Przeciw pogaństwu poszła z Chrześciany. 
  109.
Nie tylko inszem, uciekać samemu 
Nieśmiertelnemu przychodzi pułkowi; 
Nieśmiertelny beł, a teraz hardemu 
Na wzgardę ginie swemu tytułowi. 
Chorążemu sam uciekaiącemu 
Emiren mówi, y bieg mu stanowi5320: 
«Tyś iest, ieśli się nie mylę, którego 
Obrałem nosić znak pana moiego5321. 
  110.
Ey, Rymedonie, nie na toć5322 to dana 
Y powierzona chorągiew odemnie5323; 
Widzisz biiąc5324 się samego hetmana, 
A ty od niego uciekasz nikczemnie. 
Skąd strach? skąd w tobie tak nagła odmiana, 
Gdzie bieżysz? Wróć się, weźmi5325 przykład ze mnie: 
Kto chce uść5326 zdrowo, bić mu się tu trzeba, 
Przez drogę ćci dość żywota potrzeba5327». 
  111.
Wrócił się wstydem Rymedon ruszony, 
Poważnieyszą zaś inszych mową grzeie; 
Niektórych siecze, nieieden wrócony 
Od miecza, duszę na miecze wyleie. 
Tak róg po wielkiey części przełomiony 
Wspiera y ieszcze nie traci nadzieie5328 
Y więcey ufa, niż inszem5329, śmiałemu 
Tyzaphernowi, mężowi
1 ... 102 103 104 105 106 107 108 109 110 ... 147
Idź do strony:

Darmowe książki «Jerozolima wyzwolona - Torquato Tasso (czytac ksiazki przez internet .txt) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz