Darmowe ebooki » Tragedia » Kiejstut - Adam Asnyk (polska biblioteka internetowa .TXT) 📖

Czytasz książkę online - «Kiejstut - Adam Asnyk (polska biblioteka internetowa .TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Adam Asnyk



1 ... 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12
Idź do strony:
poniesione. 
Dość mu powiedzieć, że zakon podeprze 
Swoim rycerstwem jego dalsze kroki, 
Jeżeli nam się powierzy bez zwłoki, 
Konrad niech całe pośrednictwo przejmie. 
Łatwo mu przyjdzie wyświecić starcowi, 
Że zginął, jeśli z Jagiełłą w rozejmie 
Chce szukać wyjścia. 
  KONRAD
Może walkę wznowi... 
  KUNO
Sam do nowego niezdolny zapasu3. 
  KONRAD
A w naszym ręku? 
  KUNO
Będzie mógł do czasu 
Igrać z synowcem, a synowiec — z stryjem. 
Dopóki wszystkich ziem tych nie podbijem. 
  HALBAN
Nie tak to łatwo, jak się może zdawać... 
Trudno lud cały wytępić... 
  KUNO
Tej dziczy 
Nie możem prawa do bytu przyznawać. 
Któż się z plemieniem barbarzyńskim liczy? 
Wszakże mu niesiem w darze światło nowe, 
Porządek, władzę, obyczaj i mowę; 
Niechże więc kornie nam, swym panom, służy, 
Co mamy rozum, pieniądze i siłę, 
Inaczej zakon cały kraj ten zburzy 
I jedną na nim usypie mogiłę, 
Lecz dziś Kiejstuta trzeba złowić w sieci; 
Konrad niech śpieszy na jego spotkanie 
I w oczy złotem obietnic zaświeci, 
Byle go ująć. 
kładąc rękę na ramieniu Halbana 
Chodź ze mną Halbanie. 
 
Odchodzi z Halbanem na lewo. SCENA III
Konrad sam. KONRAD
oglądając się za Kunonem
Ten Niemiec umie do żywego dojeść. 
Słuchając, często przychodzi mi chętka 
Temu psu w gardło wzbić miecz po rękojeść! 
Chęć słuszna, dobra — lecz jeszcze za prędka. 
 
Z prawej strony spoza grupy drzew wybiega Aldona. SCENA IV
Konrad i Aldona. ALDONA
wbiegając
Rycerzu!  
  KONRAD
na stronie
Cóż to? znów z przeszłości łona 
Głos ten serdeczny wraca? — Tak, to ona! 
  ALDONA
Nie odchodź! Już się nie sprzeciwię tobie; 
Nie będę badać: kto jesteś? kim byłeś? 
Nie wzbudzę wspomnień, co spoczęły w grobie 
Nie powiem więcej, że ty przedtem żyłeś 
W innej postaci; a więc prośby mojej 
Słuchaj jak obcy, co na drodze stoi 
Wobec nieszczęścia. O, panie! ty wspomóż 
Tych, którzy giną. 
  KONRAD
Mam pomóc? i komuż? 
  ALDONA
Kiejstuta ratuj! Wynajdź środek jaki, 
Gdy się tak wszystko na niego sprzysięga —  
I los, i ludzie. Wszakże wy, Krzyżaki, 
Macie dłoń silną, co daleko sięga, 
Macie na wszystko środki i sposoby: 
A więc ratujcie! 
  KONRAD
Często od choroby 
Gorsze lekarstwo. 
  ALDONA
Słowami rozsądku 
Nie mów ty do mnie, bo nic nie pojmuję. 
Podobna będąc małemu dzieciątku, 
Które nie umie myśleć — tylko czuje. 
Ty nie wiesz chyba, żem jest na kształt lutni, 
Na której struny rwała losu ręka: 
Więc coraz słabiej skarży się i smutniej. 
Dzisiaj ostatnia struna we mnie pęka; 
I gdy ta pęknie, umilknie narzędzie, 
Bo już i głosu, i lutni nie będzie. 
  KONRAD
A owa struna ostatnia, jedyna? 
  ALDONA
To jeszcze miłość, choć w różnej postaci, 
Którą na ojca przeniosłam ze syna. 
Kto z oczu słońce miłości utraci, 
To do bladego zwraca się księżyca, 
Co, chociaż żarem nie zrumieni lica, 
Jednak litośnie w srebrne stroi wianki 
Skroń opuszczonej żony i kochanki. 
Ale ty nie wiesz, że ja opuszczona, 
Straciwszy męża i sen szczęścia krótki, 
Znalazłam ojca, który mnie do łona 
Swego przytulił. Nie wiesz, że dwa smutki 
Złączone dziwną stworzyły zażyłość — 
Co jest dla duchów zaświatowa miłość —  
I że w tym starcu sercem moim żyję, 
I tą jasnością, która z niego bije. 
  KONRAD
z zajęciem
Więc ty go bardzo kochasz? 
  ALDONA
Pytasz o to? 
Ha! tyś go nie znał, a gdy znał — zapomniał 
O tym rycerzu z gołębią prostotą; 
I nie wiesz, jak on w nieszczęściu zogromniał, 
I jakie skarby w sercu swoim mieści — 
W sercu, co wszystkie ukryte boleści 
Na perły zmienia na kształt cennej muszli... 
z rozpaczą 
I on ma nie ujść zguby! 
  KONRAD
Ach! zazdrośnie 
Los czyha, nie chcąc, by rozbicia uszli 
Ci, których ducha wysokość przerośnie 
Zwyczajny poziom. Im kto dąży wyżej, 
Więcej z nieszczęściem pozna się i zbliży, 
I kres odnajdzie wszystkich dumnych dążeń, 
Gdy na pierś ziemi usypią na sążeń. 
  ALDONA
rozpaczliwie, z wyrzutem
Nie chcesz nic zrobić dla mnie? nic dla niego? 
  KONRAD
w zapomnieniu, z żywością
Wszystko, co w mocy mojej.  
  ALDONA
Dzięki, dzięki! 
  KONRAD
chłodno i z goryczą
Ty mi nie dziękuj; wszakże nic dobrego 
Nie może dla was z naszej spłynąć ręki: 
Bez skrytych celów nigdy nic nie czynim. 
Lecz gdzie jest Kiejstut? 
  ALDONA
Byłam ciągle przy nim. 
Dopóki w bitwy przegranej zamęcie/Dopóki w bitwy przegranej zamęcie 
Nie znikł mi z oczu, a ja, pełna grozy, 
Na wpół szalone czyniąc przedsięwzięcie, 
Wprost na krzyżackie chciałam biec obozy —  
Wzywać ratunku. 
Słychać za sceną daleki głos rogu. Aldona z radością do Konrada. 
Czy słyszysz? 
  KONRAD
Tak, słyszę. 
  ALDONA
To odgłos rogu, który przerwał ciszę. 
słychać wyraźniejsze brzmienie 
Znów się powtarza i dźwięczy donośniej: 
To on się zbliża! Bogowie litośni, 
Wy nas wspierajcie! 
 
Aldona pośpiesza na prawą stronę sceny ku głębi, skąd wychodzi Kiejstut, za nim Butrym i orszak rycerzy. 
  SCENA V
Konrad, Aldona, Kiejstut, Butrym, rycerze.
W ciągu tej sceny i następnych rycerze rozmaicie się grupują, częścią zajmują miejsce na scenie za drzewami, częścią usuwają się za kulisy. Butrym wydaje rozporządzenia i rozmawia z nimi po cichu. ALDONA
rzucając się w objęcia Kiejstuta
Ojcze! 
  KIEJSTUT
ponuro
Dziecko moje! 
O innym teraz pomyśl opiekunie, 
Bom ja — jak trzcina złamana we dwoje. 
Kto się chce oprzeć na niej — w przepaść runie. 
Wróg nas otoczył... ujść nie możem zguby; 
Trzeba z honorem zginąć. 
  ALDONA
Ojcze luby! 
O, nie mów tego. 
  KIEJSTUT
Dziś wyboru nie ma. 
 
Konrad, który się dotąd na uboczu trzymał, przystępuje do Kiejstuta. KONRAD
Jest wybór, książę. Zakon miecz ci poda, 
Za któryś winien rękami obiema 
Uchwycić teraz. Gdy z nami ugoda 
Przyjdzie do skutku, smutną ostateczność 
Zmienisz w zwycięstwo. 
  KIEJSTUT
Zakon zbyt usłużny 
Lecz biedny starzec... ja za jego grzeczność 
Nie mam czym płacić — a nie chcę jałmużny. 
  KONRAD
Nie żartuj książę! po temu nie pora... 
Wypadki naglą... 
  KIEJSTUT
Ja też nie żartuję, 
Do wesołości myśl moja nie skora. 
Lecz jak mi śmiecie, wy, zdradzieccy zbóje, 
Przynosić sojusz na urągowisko 
I pokazywać swe życzliwe chęci? 
Jeszcze tak duchem nie upadłem nisko, 
Abym się z wami miał łączyć, przeklęci! 
Ja wam nie oddam Litwy na pożarcie! 
Wolę jak rycerz paść trupem w pogromie, 
Niż od was zgubne zakupywać wsparcie, 
Wyście sprawili mą klęskę kryjomie, 
Stanąwszy zbrojno tuż przy moim boku, 
Swoją postawą zmuszając mnie w walce 
Rozdwajać siły, by was mieć na oku. 
I wy mi pomoc chcecie nieść, padalce, 
Gdym już pobity?! 
  ALDONA
na stronie
O, ja nieszczęśliwa! 
do Kiejstuta 
Ach! nie odrzucaj całkiem ich odsieczy: 
Wszakże na tobie los kraju spoczywa. 
  KIEJSTUT
surowo
Dziecko! do takich nie mieszaj się rzeczy. 
Im kto zacniejsze dźwiga obowiązki, 
Mniej mu się godzi dla swego ratunku 
Aż do kałuży zatoczyć się grząskiej. 
  ALDONA
z boleścią
Więc nie ma rady! 
  KONRAD
Nie bądź dumnym zbytnie; 
Póki czas jeszcze, bierz pomoc, co dajem. 
Tu was Jagiełło co do nogi wytnie: 
Namyśl się! 
  KIEJSTUT
Myśleć nie jest mym zwyczajem 
Gdy mi powinność wskaże drogę jedną. 
  KONRAD
Szkoda krwi tylu walecznych; daremnie 
Na rzeź ich wydasz. 
  KIEJSTUT
Przed śmiercią nie zbledną 
Ci, co dotrwali, wezmą przykład ze mnie. 
przystępując do orszaku rycerzy 
Rycerze! kto z was chce ocalić życie, 
Niechaj się dłużej z mym losem nie wiąże, 
Niech mnie opuści co prędzej! — Milczycie? 
Nikt z was do domu nie chce wracać? 
  BUTRYM
Książę! 
Podłych nie znajdziesz. 
  KIEJSTUT
dalej do rycerzy
Tu jesteście bliscy 
Niechybnej śmierci. Cóż, czy zginąć chcecie? 
  GŁOSY Z ORSZAKU RYCERZY I.
Zginiemy z tobą.  
  II.
Zginiemy wszyscy. 
  III.
Wszyscy. 
  KIEJSTUT
do Konrada
Ostatnią naszą odpowiedź na świecie 
Słyszałeś, Niemcze! nie masz tu co bawić — 
Wracaj do swoich! 
 
Konrad, skłoniwszy się w milczeniu, odchodzi na lewo. SCENA VI
Kiejstut, Aldona, Butrym, rycerze. KIEJSTUT
do Butryma
Gdzie Witold? 
  BUTRYM
On — panie —  
Miał tylne straże wzmocnić i rozstawić. 
  KIEJSTUT
Butrymie! Witold z nami nie zostanie: 
On nas powinien przeżyć... Na nim cały 
Ród się mój kończy. On, jeszcze tak młody, 
Ma dalszą przyszłość i zasług, i chwały. 
  BUTRYM
Tak, książę, chłopiec musi wyjść bez szkody; 
Trzeba go wysłać. 
  KIEJSTUT
Każę, niech przez puszczę 
Do Trok Aldonę bezpiecznie odstawi. 
  ALDONA
Ja ciebie nigdy nie opuszczę! 
  KIEJSTUT
Musisz mnie słuchać. 
  ALDONA
Mnie się serce krwawi 
Na myśl rozdziału. 
  KIEJSTUT
Taka moja wola: 
Więc ani słowa! 
  BUTRYM
patrząc za scenę
Właśnie wraca z pola 
Sam Witold. 
  SCENA VII
Kiejstut, Aldona, Butrym, Witold, rycerze. WITOLD
wchodząc
Ojcze, ważne zaszły zmiany: 
Jagiełło przybył do nas. Dobrowolnie 
Chce się pojednać z nami. 
  KIEJSTUT
Ha, lis szczwany! 
Raz się nam łasi, to znów zębem kolnie. 
  WITOLD
On ofiaruje zgodę i przymierze. 
  KIEJSTUT
Ty jeszcze wierzysz w jego szczerość?... 
  WITOLD
Wierzę. 
Wszakże nas teraz ma swej mocy prawie; 
Mógłby do szczętu zniszczyć; a tymczasem 
On sam przychodzi w pokornej postawie 
Prosić o zgodę. 
  KIEJSTUT
Pewnie ma za pasem 
Ukryty podstęp — gdy korny i miły. 
  WITOLD
Po cóż mu podstęp? gdy ma dosyć siły, 
Aby się z nami rozprawić inaczej. 
  KIEJSTUT
Może się lęka, choć nas ujął w kleszcze, 
Byśmy w wysiłkach męstwa i rozpaczy 
Ze szpon się jego nie wydarli jeszcze. 
  WITOLD
Skądże myśl taka?... wszak on równo z nami 
Musi rodzinne opłakiwać kłótnie; 
Smuci go myśleć, że się niszczym sami 
W oczach Krzyżaków, co się patrzą butnie; 
Wolałby na nich obrócić oręże: 
A więc ci, ojcze, sojusz zaprzysięże, 
By ich tłuc z nami. Sam to mówił do mnie. 
  KIEJSTUT
I ty przecz wierzysz jego mowie gładkiej? 
O, stokroć lepiej w boju nam niezłomnie 
Wytrwać i zdać się na los i wypadki, 
Niźli na jego czułość... 
  WITOLD
On nie zdoła 
Haniebnie zdradzić... 
  KIEJSTUT
Chcesz więc zgody, synu? 
Dobrze — bo żal mi rycerskiego koła; 
Nie chcę krwi tyle dla listka wawrzynu. 
  WITOLD
Chodźmy do niego; on w pobliżu czeka, 
Niepewny, jakie znalazłby przyjęcie. 
  KIEJSTUT
Więc idźmy.  
  ALDONA
Nie chodź! widziałam z daleka 
Straszliwe widmo na drogi zakręcie, 
Co nam groziło. 
  KIEJSTUT
Zbierz przytomność swoją; 
Tobie się wiecznie jakieś widma roją. 
 
Odchodzi z Witoldem na prawo.
Aldona stoi chwilę nieporuszona, potem wybiega za odchodzącymi. Z głębi z prawej strony wychodzi Wajdelota z orszakiem innych wajdelotów. SCENA VIII
Wajdelota, Butrym, Rycerze, Wajdeloci. WAJDELOTA
do wajdelotów, wracając się poza scenę
Tam, pod tym dębem rozdartym przez gromy, 
Stos mi ułóżcie na wzgórzu wysoki. 
Niech z niego świat ten pozdrowię znikomy. 
Nim w złotym ogniu ulecę w obłoki; 
Niech pożegnalnie zaszumią mi drzewa, 
Niech puszcza z wami chór żałobny śpiewa! 
Część wajdelotów odchodzi spełnić polecenia. Występując naprzód i spostrzegając Butryma. 
Cóż, mój Butrymie? dzień nasz już przeminął; 
Nie mamy za czym oglądać się dłużej: 
Łamie się cnota, którą lud nasz słynął, 
Dłoń świętokradców dawny ołtarz burzy... 
Trzeba, padając na świątyni progu, 
Gromowładnemu oddać zemstę Bogu! 
  BUTRYM
1 ... 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12
Idź do strony:

Darmowe książki «Kiejstut - Adam Asnyk (polska biblioteka internetowa .TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz