Kiejstut - Adam Asnyk (polska biblioteka internetowa .TXT) 📖
Krótki opis książki:
Przeczytaj książkę
Podziel się książką:
- Autor: Adam Asnyk
- Epoka: Pozytywizm
- Rodzaj: Dramat
Czytasz książkę online - «Kiejstut - Adam Asnyk (polska biblioteka internetowa .TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Adam Asnyk
poniesione.
Dość mu powiedzieć, że zakon podeprze
Swoim rycerstwem jego dalsze kroki,
Jeżeli nam się powierzy bez zwłoki,
Konrad niech całe pośrednictwo przejmie.
Łatwo mu przyjdzie wyświecić starcowi,
Że zginął, jeśli z Jagiełłą w rozejmie
Chce szukać wyjścia.
KONRAD
Może walkę wznowi...
KUNO
Sam do nowego niezdolny zapasu3.
KONRAD
A w naszym ręku?
KUNO
Będzie mógł do czasu
Igrać z synowcem, a synowiec — z stryjem.
Dopóki wszystkich ziem tych nie podbijem.
HALBAN
Nie tak to łatwo, jak się może zdawać...
Trudno lud cały wytępić...
KUNO
Tej dziczy
Nie możem prawa do bytu przyznawać.
Któż się z plemieniem barbarzyńskim liczy?
Wszakże mu niesiem w darze światło nowe,
Porządek, władzę, obyczaj i mowę;
Niechże więc kornie nam, swym panom, służy,
Co mamy rozum, pieniądze i siłę,
Inaczej zakon cały kraj ten zburzy
I jedną na nim usypie mogiłę,
Lecz dziś Kiejstuta trzeba złowić w sieci;
Konrad niech śpieszy na jego spotkanie
I w oczy złotem obietnic zaświeci,
Byle go ująć.
kładąc rękę na ramieniu Halbana
Chodź ze mną Halbanie.
Odchodzi z Halbanem na lewo.
SCENA III
Konrad sam.
KONRAD
oglądając się za Kunonem
Ten Niemiec umie do żywego dojeść.
Słuchając, często przychodzi mi chętka
Temu psu w gardło wzbić miecz po rękojeść!
Chęć słuszna, dobra — lecz jeszcze za prędka.
Z prawej strony spoza grupy drzew wybiega Aldona.
SCENA IV
Konrad i Aldona.
ALDONA
wbiegając
Rycerzu!
KONRAD
na stronie
Cóż to? znów z przeszłości łona
Głos ten serdeczny wraca? — Tak, to ona!
ALDONA
Nie odchodź! Już się nie sprzeciwię tobie;
Nie będę badać: kto jesteś? kim byłeś?
Nie wzbudzę wspomnień, co spoczęły w grobie
Nie powiem więcej, że ty przedtem żyłeś
W innej postaci; a więc prośby mojej
Słuchaj jak obcy, co na drodze stoi
Wobec nieszczęścia. O, panie! ty wspomóż
Tych, którzy giną.
KONRAD
Mam pomóc? i komuż?
ALDONA
Kiejstuta ratuj! Wynajdź środek jaki,
Gdy się tak wszystko na niego sprzysięga —
I los, i ludzie. Wszakże wy, Krzyżaki,
Macie dłoń silną, co daleko sięga,
Macie na wszystko środki i sposoby:
A więc ratujcie!
KONRAD
Często od choroby
Gorsze lekarstwo.
ALDONA
Słowami rozsądku
Nie mów ty do mnie, bo nic nie pojmuję.
Podobna będąc małemu dzieciątku,
Które nie umie myśleć — tylko czuje.
Ty nie wiesz chyba, żem jest na kształt lutni,
Na której struny rwała losu ręka:
Więc coraz słabiej skarży się i smutniej.
Dzisiaj ostatnia struna we mnie pęka;
I gdy ta pęknie, umilknie narzędzie,
Bo już i głosu, i lutni nie będzie.
KONRAD
A owa struna ostatnia, jedyna?
ALDONA
To jeszcze miłość, choć w różnej postaci,
Którą na ojca przeniosłam ze syna.
Kto z oczu słońce miłości utraci,
To do bladego zwraca się księżyca,
Co, chociaż żarem nie zrumieni lica,
Jednak litośnie w srebrne stroi wianki
Skroń opuszczonej żony i kochanki.
Ale ty nie wiesz, że ja opuszczona,
Straciwszy męża i sen szczęścia krótki,
Znalazłam ojca, który mnie do łona
Swego przytulił. Nie wiesz, że dwa smutki
Złączone dziwną stworzyły zażyłość —
Co jest dla duchów zaświatowa miłość —
I że w tym starcu sercem moim żyję,
I tą jasnością, która z niego bije.
KONRAD
z zajęciem
Więc ty go bardzo kochasz?
ALDONA
Pytasz o to?
Ha! tyś go nie znał, a gdy znał — zapomniał
O tym rycerzu z gołębią prostotą;
I nie wiesz, jak on w nieszczęściu zogromniał,
I jakie skarby w sercu swoim mieści —
W sercu, co wszystkie ukryte boleści
Na perły zmienia na kształt cennej muszli...
z rozpaczą
I on ma nie ujść zguby!
KONRAD
Ach! zazdrośnie
Los czyha, nie chcąc, by rozbicia uszli
Ci, których ducha wysokość przerośnie
Zwyczajny poziom. Im kto dąży wyżej,
Więcej z nieszczęściem pozna się i zbliży,
I kres odnajdzie wszystkich dumnych dążeń,
Gdy na pierś ziemi usypią na sążeń.
ALDONA
rozpaczliwie, z wyrzutem
Nie chcesz nic zrobić dla mnie? nic dla niego?
KONRAD
w zapomnieniu, z żywością
Wszystko, co w mocy mojej.
ALDONA
Dzięki, dzięki!
KONRAD
chłodno i z goryczą
Ty mi nie dziękuj; wszakże nic dobrego
Nie może dla was z naszej spłynąć ręki:
Bez skrytych celów nigdy nic nie czynim.
Lecz gdzie jest Kiejstut?
ALDONA
Byłam ciągle przy nim.
Dopóki w bitwy przegranej zamęcie/Dopóki w bitwy przegranej zamęcie
Nie znikł mi z oczu, a ja, pełna grozy,
Na wpół szalone czyniąc przedsięwzięcie,
Wprost na krzyżackie chciałam biec obozy —
Wzywać ratunku.
Słychać za sceną daleki głos rogu. Aldona z radością do Konrada.
Czy słyszysz?
KONRAD
Tak, słyszę.
ALDONA
To odgłos rogu, który przerwał ciszę.
słychać wyraźniejsze brzmienie
Znów się powtarza i dźwięczy donośniej:
To on się zbliża! Bogowie litośni,
Wy nas wspierajcie!
Aldona pośpiesza na prawą stronę sceny ku głębi, skąd wychodzi Kiejstut, za nim Butrym i orszak rycerzy.
SCENA V
Konrad, Aldona, Kiejstut, Butrym, rycerze.
W ciągu tej sceny i następnych rycerze rozmaicie się grupują, częścią zajmują miejsce na scenie za drzewami, częścią usuwają się za kulisy. Butrym wydaje rozporządzenia i rozmawia z nimi po cichu.
ALDONA
rzucając się w objęcia Kiejstuta
Ojcze!
KIEJSTUT
ponuro
Dziecko moje!
O innym teraz pomyśl opiekunie,
Bom ja — jak trzcina złamana we dwoje.
Kto się chce oprzeć na niej — w przepaść runie.
Wróg nas otoczył... ujść nie możem zguby;
Trzeba z honorem zginąć.
ALDONA
Ojcze luby!
O, nie mów tego.
KIEJSTUT
Dziś wyboru nie ma.
Konrad, który się dotąd na uboczu trzymał, przystępuje do Kiejstuta.
KONRAD
Jest wybór, książę. Zakon miecz ci poda,
Za któryś winien rękami obiema
Uchwycić teraz. Gdy z nami ugoda
Przyjdzie do skutku, smutną ostateczność
Zmienisz w zwycięstwo.
KIEJSTUT
Zakon zbyt usłużny
Lecz biedny starzec... ja za jego grzeczność
Nie mam czym płacić — a nie chcę jałmużny.
KONRAD
Nie żartuj książę! po temu nie pora...
Wypadki naglą...
KIEJSTUT