Darmowe ebooki » Tragedia » Kiejstut - Adam Asnyk (polska biblioteka internetowa .TXT) 📖

Czytasz książkę online - «Kiejstut - Adam Asnyk (polska biblioteka internetowa .TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Adam Asnyk



1 ... 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12
Idź do strony:
— to moje nieszczęście i zakał. 
Więc chociaż potem odgadłem od razu, 
Jaką twarz nosi krzyżacka gadzina —  
Zamknąłem oczy przed śladami płazu. 
Poznałem zdrajcę — nie poznałem syna: 
Syn mój nie żyje od dawna. 
  KONRAD
O, srogo 
Mści się wciąż na mnie gwałt sercu zadany! 
Na całym świecie nie ma już nikogo, 
Co by z litością wejrzał w moje rany 
I ogrom ofiar swym współczuciem zmierzył. 
Ojcze! więc twoje serce rodziciela 
Nic nie przeczuło? Więceś ty uwierzył 
Pozorom zdrady, co kryje mściciela? 
I głos ci żaden tajemny nie szeptał, 
Dlaczegom wszystko poświęcił i zdeptał? 
  KIEJSTUT
Jam w życiu sobie wytknął prostą drogę; 
Kraj swój kochając i czcząc swoje bóstwa, 
Żyłem wciąż prawdą: więc się znać nie mogę 
Na krętych ścieżkach fałszu i oszustwa, 
Jam przywykł sądzić czyny, nie zamiary, 
I to rozumiem, na co patrzą oczy; 
Znam jedną prawość; więc nie daję wiary 
Cnocie, co chytrze śladem zbrodni kroczy. 
  KONRAD
błagalnie
Ojcze!  
  KIEJSTUT
tak jakby do siebie
Ach! dawno straciłem to dziecko, 
W którym najwięcej złożyłem nadziei, 
Sądząc, że ze mną nawałę niemiecką 
Odganiać będzie od litewskiej kniei, 
Że mnie podtrzyma w walce z tą poczwarą, 
Od rozjuszonych groźniejszą niedźwiedzic, 
I nie da ciosom spaść na głowę starą —  
On, mojej sławy uczestnik i dziedzic! 
z wzruszeniem 
Alem źle jemu i sobie wywróżył, 
Zbyt zatopiony w tej główce dziecięcej; 
Bo on sam szczęście i nadzieję zburzył — 
On, miłowany przeze mnie najwięcej! 
z ponurą żałością 
Jam go na zawsze stracił! 
  KONRAD
Tak żałośnie 
Słowami nie dźwięcz, jakbyś wzdychał za czem, 
Co nie powróci; bo we mnie żal rośnie 
Taki bezmierny, że rozsadzi płaczem 
Pierś męską. 
po małej chwili 
Ojcze, więc ty wiary nie dasz, 
Że ja Ojczyzny nie miałem na sprzedaż; 
Więc ty nie wierzysz, że ja, wierny sławie,  
Swe życie w jednym pomieściłem czynie, 
Przez który Litwę pomszczę i zbawię?! 
Ojcze, twój Butawt ożyje, gdy zginie! 
  KIEJSTUT
O tym, co będzie — będą sądzić inni... 
Może go potem przyszłość uniewinni 
I rzuci poklask za szczęśliwy zamach, 
I nic nie wspomni o poprzednich plamach; 
Lecz ja, którego schyłek dnia tak krótki, 
Jam złego ziarna zgubne widział żniwo: 
W rodzinie same nieszczęścia i smutki, 
Tryumfy wrogów, Litwę nieszczęśliwą — 
I w mojej starej głowie się nie mieści, 
Że ma kraj zbawić, kto się pozbył cześci5, 
Trudno, ach, temu, kto raz fałszu zarwie, 
Choć w dobrej myśli, duszę swoją splami, 
Ożyć na nowo w niewinności barwie 
I szlachetnymi zajaśnieć czynami, 
Wieczna go klątwa potem w życiu ściga, 
Krzyżując wszystkie zamiary najczystsze, 
Pcha do występku, przed którym się wzdryga, 
I w ścieżki coraz prowadzi ciernistsze: 
Więc to, czym gardzi, na zawsze poślubi, 
Co chce ocalić, jeszcze prędzej zgubi — 
I cała jego rąk skalanych praca 
Pomimo woli na złe się obraca. 
  KONRAD
Mój ojcze! ty mi ostatniej otuchy 
Przed kresem drogi nie chciej dziś odbierać! 
Na pastwę nocy nie wydaj mnie głuchej, 
Nie każ mi zwątpić, zwątpiwszy — umierać, 
Bo jak, do celu nie doszedłszy, padnę, 
To już mnie bóstwo nie rozgrzeszy żadne. 
z pokorą, błagalnie 
Ojcze! ty swego użal się dziecięcia, 
Które tak cierpi za młodzieńczej pychy 
Zbyt śmiały polot. Otwórz mi objęcia: 
Niech w nie upadnę pokorny i cichy 
Na twoim łonie łez wylewać zdroje... 
Przebacz mi winy! 
  KIEJSTUT
wzruszony, jakby do siebie
Biedne dziecko moje... 
  KONRAD
z wykrzyknikiem padając w objęcia Kiejstuta
Ojcze!  
  KIEJSTUT
O, synu! 
  KONRAD
Ach! to jedno słowo 
Zdejmuje klątwę ze mnie. Twe uściski 
Wracają życia jutrzenkę różową, 
Która u mojej świeciła kołyski. 
Ty mi przebaczasz? 
  KIEJSTUT
Wy, niewdzięczne dzieci, 
Nie wiecie nawet, co miłość rodzica, 
Która za wami aż w przepaści leci 
I własnym swoim bólem się podsyca; 
A choć głos gniewnej przybierze rozpaczy, 
Wszystko zapomni i wszystko przebaczy. 
O, synu! synu! 
 
Przyciska Konrada do swych piersi. KONRAD
Błogo się spoczywa 
Na twoim łonie. Ach, gdyby tak można 
Zasnąć na długo! 
po chwili, z niepokojem 
Ojcze! czas upływa... 
I myśl się budzi stroskana i trwożna... 
Śpieszmy się ojcze! — Uchodź stąd, nie zwlekaj 
Za mną chodź, za mną! 
 
Postępuje parę kroków ku kracie naprzód i zatrzymuje się, widząc, że Kiejstut nie zdąża za nim. KIEJSTUT
Synu, ty nie czekaj 
Na próżno na mnie: ja się stąd nie ruszę. 
  KONRAD
Ojcze, ja ciebie uprowadzić muszę! 
Wszak żeś przebaczył? 
  KIEJSTUT
Przebaczyłem, dziecię, 
Lecz stąd już trudno, bym uciekał z tobą. 
Co ja bym teraz robił w waszym świecie, 
Starzec złamany wiekiem i żałobą? 
Z wolności mojej wróg korzystać będzie: 
Nie chcę powodem być domowej wojny, 
Nie chcę Krzyżakom służyć za narzędzie — 
I wolę tutaj umierać spokojny. 
  KONRAD
Ja ci przysięgam, że wynajdę środki, 
Żeby cię wyrwać krzyżackiej obłudzie; 
Ja ci zgotuję wypoczynek słodki, 
Którego więcej nie zakłócą ludzie... 
Tylko chodź z nami! 
  KIEJSTUT
O, nie, mój Butawcie! 
Wy mnie mojemu losowi zostawcie. 
Tak jest najlepiej, mimo woli bowiem 
Mógłbym nieszczęście przynieść naszej ziemi 
A u nóg twoich zaciężyć ołowiem — 
Ażbyś się musiał zdradzić przed obcymi. 
Nie chcę dla kilku nędznych chwil żywota 
Kupować wolność po tak wielkiej cenie. 
  KONRAD
Ojcze! 
  KIEJSTUT
Tak każe i rozum, i cnota. 
Nie kuś mnie próżno, bo już nie odmienię 
Swych postanowień. 
  KONRAD
Miej litość nade mną! 
  KIEJSTUT
Świat dzisiaj dla mnie jest pustynią ciemną; 
To, czym wprzód żyłem, ludzie mi wydarli; 
Przeszłość nie wróci, nie wstaną umarli: 
Jestem już niczym, nie mam wracać po co! 
  KONRAD
Ojcze! nie pójdziesz?  
  KIEJSTUT
Nie. 
  KONRAD
A więc przemocą 
Stąd cię wyniesiem; przywołam Halbana. 
 
wybiega szybko przez kratę i przez krużganek KIEJSTUT
patrząc za odchodzącym
Za późno, synu! 
 
Zwraca się i powoli schodzi ze sceny przez wejście na lewo. — Po chwili na krużganku ukazuje się Maria z Bilgenem i wchodzą przez drzwi kratowe na środek sceny. SCENA VI
Maria i Prora Bilgen. MARIA
Krzyżacy w zamczysku... 
Rzecz dosyć dziwna. 
  PRORA BILGEN
Goszczą już od rana. 
  MARIA
Pewnie coś knują... Znasz ich po nazwisku? 
  PRORA BILGEN
Jest Kuno, Konrad i ów Halban stary. 
  MARIA
Na czas przybyłam. Trzeba ich zamiary 
Szybko uprzedzić. Gdzie Kiejstut? 
  PRORA BILGEN
W tym lochu. 
  MARIA
Dobrze: więc teraz moich ludzi sprowadź, 
Tylko najciszej — nie robić popłochu. 
Bilgen odchodzi tą drogą, którą przyszedł. — Maria odwraca się w stronę pieczary Kiejstuta, grożąco 
Stryju! my teraz będziem się rachować. 
 
Kuno pojawia się na krużgankach i wchodzi przez kratę. SCENA VII
Maria i Kuno. KUNO
ze zdziwieniem spostrzegając Marię
Księżna?  
  MARIA
Cóż? może dziwi cię spotkanie; 
Różni się ludzie spotykają w drodze. 
  KUNO
Lecz w jakim celu?  
  MARIA
Chcesz wiedzieć, mój panie, 
A więc ci powiem: zabijać przychodzę. 
  KUNO
Myślisz, że na to zezwolim? 
  MARIA
Ha, trudno! 
Bez zezwolenia muszę się obchodzić.  
  KUNO
Czyn taki straszny!  
  MARIA
Porzuć tę obłudną 
Mowę, a powiedz: co wam może szkodzić 
Mój zamysł? 
  KUNO
Księżno, my w obronie stajem 
Uciemiężonych. 
  MARIA
drwiąco
To waszym zwyczajem? 
Niech i tak będzie! Jednak, ile sądzę, 
Kiejstut wam teraz nie przyda się na nic; 
Próżno trwonicie i czas, i pieniądze. 
Wy Konradowi ufacie bez granic, 
A on was zgrabnie na pasku prowadzi, 
Pragnąc ocalić ojca... 
  KUNO
Nie rozumiem. 
  MARIA
Strzeżcie się jego! on was jeszcze zdradzi — 
On, syn Kiejstuta! 
  KUNO
Konrad? 
  MARIA
Już nic umiem 
Wyraźniej mówić. — Poznała go żona. 
  KUNO
zaczynając pojmować
Ha, co za światło? 
  MARIA
Miejcie go na oku — 
A ja do więźnia pójdę. Zanim skona, 
Niech przedsmak śmierci znajdzie w mym widoku. 
 
wchodzi przez wejście na lewo do drugiej pieczary KUNO
w myślach
Konrad? O, żmija! — Teraz się odsłania 
Wiele zagadek. 
 
Konrad ukazuje się na krużganku i wbiega śpiesznie na scenę. SCENA VIII
Kuno i Konrad KONRAD
wbiegając
Szukałem was wszędzie. 
  KUNO
zimno
Co chciałeś? 
  KONRAD
Kiejstut wyjść z nami się wzbrania. 
  KUNO
z obojętnością
Więc niech zostanie; to najlepiej będzie. 
  KONRAD
żywo
Trzeba go zabrać gwałtem! 
  KUNO
jak wyżej
Gwałtem? na co? 
  KONRAD
Ale on zginie tutaj!  
  KUNO
To tym lepiej. 
Śmierć jego drogo Litwini opłacą, 
A do Jagiełły krew się ta przyczepi. 
  KONRAD
unosząc się
Mamyż to ścierpieć? 
  KUNO
Dla naszej korzyści. 
  KONRAD
podrażniony
Zmieniłeś zdanie? 
  KUNO
Ustaliłem raczej. 
Zgon jego więcej dobrego nam ziści 
Niż dłuższe życie. 
  KONRAD
z gniewem
Ja sądzę inaczej. 
  KUNO
z naciskiem
Chyba masz swoje zamiary odrębne? 
  KONRAD
zdziwiony
Ja?  
 
Maria powraca na scenę wejściem z lewej strony. SCENA IX
Kuno, Konrad, Maria, później Prora Bilgen i Najemnicy, w końcu Halban. KONRAD
spostrzegłszy Marię, przerażony
Maria tutaj?  
  KUNO
szyderczo
Księżna też w gościnie 
U stryja... 
  KONRAD
Maria! na jej widok ziębnę, 
Jak tu go bronić? Swym mieczem jedynie; 
Chociażby zginąć? 
Na krużganku, ukazują się najemnicy Marii z Bilgenem i po cichu wsuwają się na scenę. Konrad, spostrzegłszy ich, zwraca się do Kunona 
Czego tu chcą oni? 
  MARIA
To dobrzy ludzie — idą ze mną razem 
Zabić Kiejstuta. 
  KONRAD
dobywając miecza
Miecz mój ich rozgoni! 
 
Najemnicy cofają się przerażeni. Kuno wydobywa miecz również. KUNO
zastępując z dobytym mieczem drogę Konradowi
Stój! ani kroku!  
  KONRAD
Ty swoim żelazem 
Mnie nie powstrzymasz. 
  KUNO
Ja ci rozkazuję 
W imieniu mistrza. 
 
Najemnicy korzystają z chwili i za Marią i Bilgenem wchodzą przez wejście na lewo. KONRAD
do Kunona i najemników
Puszczajcie mnie, zbóje! 
Gdy żyć pragniecie. 
 
Halban wychodzi z krużganku na scenę. KUNO
zastawiając drogę mieczem
Ha, maskę zrzuciłeś! 
Ty, syn Kiejstuta, zdrajca dwulicowy! 
  KONRAD
Wiesz o tym. Dobrze: dni swoje przeżyłeś. 
Powiesz to drugim, gdy wrócisz bez głowy. 
 
Naciera na Kunona mieczem, a ten się zasłania. KUNO
broniąc się i spostrzegając Halbana
Ty zginiesz, śmiałku! 
Do Halbana 
Weź noża, Halbanie, 
pchnij go z tyłu! 
 
biją się HALBAN
Nóż byłby dla ciebie, 
Lecz miecz Konrada wystarczy. 
  KUNO
z wściekłością
Halbanie! 
Zdrajco!  
 
Bije się z Konradem KIEJSTUT
O, ludzie! 
  KONRAD
Wszystkie bogi w niebie! 
Głos mego ojca. 
Maria wychodzi na scenę i usuwa się powoli na krużganek, skąd się czas jakiś przypatruje. Konrad naciera z całą gwałtownością na Kunona. 
Giń prędzej! 
zadając cios stanowczy 
Precz z drogi! 
 
Kuno pada na ziemię. Konrad z mieczem wbiega szybko do drugiego podziemia na lewo. KUNO
Piekielna zdrada! 
 
umiera
Maria schodzi całkiem ze sceny. Konrad powraca po chwili, podtrzymując w objęciach nieżywego Kiejstuta. SCENA X i OSTATNIA
Konrad
1 ... 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12
Idź do strony:

Darmowe książki «Kiejstut - Adam Asnyk (polska biblioteka internetowa .TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz