Darmowe ebooki » Tragedia » Don Carlos - Fryderyk Schiller (życzenia dla biblioteki .TXT) 📖

Czytasz książkę online - «Don Carlos - Fryderyk Schiller (życzenia dla biblioteki .TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Fryderyk Schiller



1 ... 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30
Idź do strony:
class="verse">Zbliżasz się do monarchy, trafem czy zrządzeniem  
Opatrzności. Jednasz go dla siebie zdradzeniem  
Mych tajemnic. Stajesz się dla jego osoby  
Aniołem. Przewidujesz w tym pewne sposoby  
Ratowania Hiszpanii, gdy dla mnie żadnego  
Ratunku już nie widzisz.  
Ach! Tutaj godnego 
Potępienia nic nie ma — tu, nic bez wątpienia.  
Siebie tylko winuję o błąd zaślepienia,  
Żem nie dojrzał do dzisiaj, jak w jednej osobie  
Czułość serca z wielkością połączyłeś w sobie. 
  MARKIZ
Tego nie przewidziałem. Jam tej wspaniałości  
Przyjaźni nie przewidział, że w pomysłowości  
Przejdzie nawet mą baczność, obytą ze światem.  
Całą budowę moją widzę w gruzach zatem!  
Zapomniałem o twoim sercu.  
  CARLOS
A wszelako 
Gdybyś mógł był zachować oględność176 niejaką,  
Aby los jej oszczędzić! Patrzaj, jakbym tobie  
Dziękował niewymownie. Czemuś na osobie  
Mojej tylko nie przestał? Trzebaż ci tym grotem  
Zabić drugą ofiarę?  
Lecz przestańmy o tem! 
Niech cię już nie obarcza mojej skargi słowo.  
Cóż cię ona obchodzi? — czy kochasz królową?  
Czy twa cnota surowa zadaje pytanie,  
Co się tam z lichą troską mego serca stanie?  
Wybacz mi — jam dla ciebie był niesprawiedliwy. 
  MARKIZ
Jesteś nim, lecz nie przez ten zarzut obelżywy.  
Bo gdyby na mnie ciężył choćby ten jedyny,  
Mógłbyś słusznie i wszystkie zarzucać mi winy,  
A ja bym wtenczas tutaj nie stawał, jak staję. 
 
wydobywa swój pulares
Tu ci kilka na powrót z tych listów oddaję,  
Któreś pieczy mej zlecił. Przyjm je dziś do siebie.  
  CARLOS
spogląda ze zdumieniem już to na Markiza, już na listy
Jak to?  
  MARKIZ
Teraz je zwracam, bo one u ciebie 
Są pewniejsze jak u mnie. 
  CARLOS
Co to jest? O Boże! 
A więc król ich nie czytał? I nie widział może? 
  MARKIZ
Tych listów?  
  CARLOS
Więc nie wszystkie do rąk mu oddałeś? 
  MARKIZ
Żem mu oddał choć jeden, od kogo słyszałeś?  
  CARLOS
z największym zadziwieniem
Czy podobna? Od hrabi Lermy!  
  MARKIZ
Od hrabiego? 
Jeśli tak, to już dla mnie nie ma nic ciemnego!  
Któż mógł i to przewidzieć? Teraz się nie dziwię.  
Lerma kłamać nie umie — wyznał sprawiedliwie.  
Inne listy są w ręku króla jegomości. 
  CARLOS
patrząc na Pozę długo z niewymownym zdumieniem
Za cóż ja więc tu jestem?  
  MARKIZ
Z prostej przezorności. 
Gdybyś może raz drugi, dla swej tajemnicy,  
Szukał w takiej Eboli serca powiernicy. 
  CARLOS
jak ze snu rozbudzony
Ha! Teraz mi nareszcie jasne światło spływa!  
Teraz dopiero widzę wszystko! 
  MARKIZ
idąc ku podwojom więzienia
Któż przybywa? 
  SCENA DRUGA
Ciż i Książę Alba. ALBA
zbliża się z uszanowaniem do Księcia, a przez cały ciąg sceny zostaje obrócony plecami do Markiza
Książę! Jesteście wolni. Za króla rozkazem  
Przychodzę wam oznajmić. 
 
Carlos spogląda na Markiza, wszyscy zachowują milczenie
Czuję się zarazem 
Wielce szczęśliwy, książę, żem jest zaszczycony  
Pierwszeństwem w objawieniu tej łaski. 
  CARLOS
spogląda na obu z największym podziwieniem, w końcu zwraca się do Alby
Więziony 
Zostałem, teraz wolność odbieram. Oboje  
Nie wiem z jakiej przyczyny? Jakie winy moje? 
  ALBA
Jest to pomyłką, książę. Ile wiedzieć mogę,  
Monarchę śmiał wprowadzić na tę mylną drogę  
Pewien szalbierz177.  
  CARLOS
A przecież moje uwięzienie 
Stało się na wyraźne króla polecenie. 
  ALBA
Tak jest — ale z pomyłki.  
  CARLOS
Bardzo cierpię nad tym! 
Lecz kiedy król się myli, słusznie idzie za tym,  
Aby w osobie własnej naprawił błąd czynem. 
 
szuka oczami Markiza i znajduje w jego spojrzeniu dumną pogardę dla Alby
Mnie tu króla Filipa nazywają synem.  
Potwarzy178, ciekawości oko na mnie baczy.  
To jest powinność tylko, co król spełniać raczy.  
Ja nie chcę jej zawdzięczać pozorom względności179;  
Inaczej jestem gotów do sprawiedliwości  
Odwołać się — do państwa, do Kortezów rady.  
Z takich rąk nie przyjmuję zwróconej mi szpady.  
  ALBA
Król trudności nie stawi. Wiem, że bez wahania  
Wypełni, mości książę, te słuszne żądania.  
Niech mi tylko to szczęście zostanie przyznane,  
Bym was powiódł przed króla. 
  CARLOS
Nie — ja tu zostanę, 
Niech mi ręka monarchy otworzy więzienie  
Albo ręka Madrytu. To moje życzenie  
Zanieście w odpowiedzi. 
 
Alba oddala się — widać go jeszcze czas jakiś na dziedzińcu wydającego polecenia. SCENA TRZECIA
Carlos i Markiz Poza. CARLOS
po oddaleniu się Alby mówi z uczuciem niepokoju i oczekiwania
Lecz cóż to ma znaczyć? 
Nie jesteś więc ministrem? Chciej mi wytłumaczyć? 
  MARKIZ
Byłem nim, jak to widzisz.  
 
zbliża się do Carlosa — z wielkim poruszeniem
A więc skutkowało. 
O Karolu! Już widzę, wszystko się udało.  
Dzieło zatem skończone! Dzięki ci, o Boże,  
Żeś je spełnić pozwolił! 
  CARLOS
Udało? Co może 
Być skutecznym? Słów twoich jam pojąć niezdolny. 
  MARKIZ
chwytając go za rękę
Ty jesteś ocalony! Karolu! tyś wolny!  
A ja...  
 
Zatrzymuje się. CARLOS
A ty? 
  MARKIZ
Ja ciebie tulę w me objęcie 
Z prawem, które raz pierwszy roszczę sobie święcie.  
Bom je okupił wszystkim — wszystkim, co mi było  
Najdroższym! O Karolu! Jakże dla mnie miłą,  
Jak wielką jest ta chwila! Ja dzisiaj się czuję  
Zadowolonym z siebie! 
  CARLOS
Jakąż dopatruję 
Zmianę nagłą w twych rysach? Duma twoje łono  
Podnosi. Twoje oczy żywszym ogniem płoną! 
  MARKIZ
Pożegnać się musimy. Niech cię tym nie trwożę.  
Carlosie! O! bądź mężem! A gdy ci otworzę  
Całą prawdę, przyrzecz mi solennie, Karolu,  
Że mi w chwili rozłąki nie przyczynisz bolu,  
Niegodnym wielkiej duszy żalem uniesiony.  
Ty mnie tracisz na przeciąg czasu niezmierzony...  
Głupcy mówią: na wieki... 
 
Carlos opuszcza rękę Markiza, patrząc z osłupieniem bez słowa.
Bądź mężem! Jam całą 
Wiarę w tobie położył. Mnie tak zależało  
Na tym, aby osłodzić twą przyjaźnią bratnią  
Tę chwilę, co tak strasznie mienię być ostatnią,  
Tak jest — mamże ci wyznać, Karolu, ja na to  
Cieszyłem się. Chodź!... siądźmy... bo siły utratą  
Czuję się jak z nóg ścięty. 
 
zbliża się do Carlosa, który ciągle jeszcze trwa w martwym osłupieniu; powstaje i pozwala bezwiednie sobą kierować
Gdzież jesteś? Ni słowa 
Nie odrzekasz. Mych wieści krótka jest osnowa.  
Kiedyśmy raz ostatni widzieli się razem  
U kartuzów — dzień potem, zostałem rozkazem  
Monarchy zawezwany. Wiesz, z tego zaszczytu  
Co wynikło — nie tajnym to jest dla Madrytu.  
Lecz tego jeszcze nie wiesz, że przed nim zdradzono  
Całą twą tajemnicę — że list znaleziono  
We szkatułce królowej, który przeciw tobie  
Dawał świadectwo winy; że to miałem sobie  
Zwierzone z ust monarchy i że się dlań stałem  
Powiernikiem. 
 
zatrzymuje się, oczekując odpowiedzi Carlosa, który uporne zachowuje milczenie
Karolu! Tak jest — ja złamałem 
Wierność własnymi usty. We własnej osobie  
Knułem spisek, co zgubę miał gotować tobie,  
Czyn stał się za rozgłośnym. Czasu już nie stało,  
Żeby ciebie obronić. Wszystko, co zostało  
W mej mocy, by cię zbawić, w zapewnieniu  
Dla mnie zemsty monarszej. Tak więc ku służeniu  
Skutecznie twojej sprawie, ja się twoim stałem  
Wrogiem. Lecz ty nie słuchasz... 
  CARLOS
O, wszystko słyszałem. 
Dalej — dalej. 
  MARKIZ
Aż dotąd bez winy zostaję. 
Lecz wkrótce zdradnym dla mnie ów promień się staje  
Niezwykłej łaski króla. Wieść o mym znaczeniu  
Wciska się aż do ciebie, co memu baczeniu  
Było widne. Ja wszakże fałszywą wiedziony  
Czułością — nadto szałem dumy zaślepiony,  
Pragnąc bez ciebie spełnić me dzieło szalone,  
Skryłem je przed twą wiedzą w milczenia obsłonę.  
Była to lekkomyślność nie do darowania.  
Błąd wielki! Dziś go widzę. Nadmiar zaufania  
Był szaleństwem — wybacz mi... ten nadmiar wszelako  
Oparłem na trwałości tej przyjaźni, w jaką  
Wierzyłem. 
 
zatrzymuje się — Carlos ożywia się raptownie
Com przeczuwał, to się w rzeczy stało; 
Podanie wieści płonnych180 truchleć ci kazało:  
Królowa w krwi brocząca — trwoga hałaśliwa  
Rozniesiona w pałacu — i ta nieszczęśliwa  
Usłużność hrabi Lermy — wreszcie niepojęte  
Moje własne milczenie.  
Tym wszystkim dotknięte 
Niespodzianie twe serce — stajesz się chwiejący,  
Masz mnie za straconego; wszakże sam myślący  
Za szlachetnie, nie chcesz mnie z zacności odzierać,  
Wolisz w cechy wielkości swą zdradę ubierać:  
Bo teraz wiarołomcą śmiesz mnie głośno mienić,  
Gdy mimo wiarołomstwa możesz jeszcze cenić.  
Przez twego jedynego będąc opuszczony,  
Do księżniczki Eboli biegniesz zaślepiony.  
Nieszczęsny! Biegniesz upaść w szatańskie ramiona,  
Bo nie wiesz, że twym zdrajcą była właśnie ona.  
Widzę, dokąd podążasz. Serce bije w łonie,  
Groźnym tknięte przeczuciem. Więc za tobą gonię.  
Za późno! Ciebie u stóp księżniczki nachodzę181.  
Tajemnica odkryta — a ja, na tej drodze  
Bez ratunku dla ciebie. 
  CARLOS
Nie! nie! W owej chwili 
Ona była wzruszoną! Twój domysł się myli. 
  MARKIZ
Noc owładła me zmysły. Nic nie widząc zgoła,  
Ni wyjścia, ni pomocy nie mając dokoła,  
Rozpacz mnie, szalonego, przeistacza w zwierzę —  
Już zabójczym żelazem w pierś kobiety mierzę...  
Gdy wtem słońce swym blaskiem mą duszę oblało:  
A gdyby zmylić króla — gdyby się udało  
Zwrócić winę na siebie? Niech ta mnie obarczy.  
Mniejsza o fałsz czy prawdę — tu już i to starczy.  
Dość dla króla Filipa, gdy mu pozór wskaże  
Winnego. Niech się stanie! Ja się na to ważę!  
Może gdy piorun nagle w tyrana ugodzi,  
Wstrząśnie nim — a mnie tutaj o więcej nie chodzi.  
Karol zyska na czasie, zanim król dociecze  
Prawdy, on do Brabancji tajemnie uciecze. 
  CARLOS
I tak byłbyś uczynił?  
  MARKIZ
Piszę tymi słowy 
Do Wilhelma z Oranii, że jestem w królowej  
Rozkochany — żem zdołał szczęśliwie baczenie  
Króla zwrócić ze siebie, na to podejrzenie,  
Jakie cię obarczało całkiem bezzasadnie.  
Że przez króla samego potrafiłem zdradnie  
Znaleźć wstęp do królowej. Zarazem dodaję,  
Że się strzegę odkrycia, bo ile się zdaje,  
Ty, świadom mej skłonności, śpieszysz na rozmowę  
Do księżniczki Eboli — tą drogą królowę  
Chcąc przestrzec, że ja przeto w więzieniu cię trzymam —  
Lecz że wszystko stracone, więc innego nie mam  
Ratunku jak ucieczkę — że jestem wybrany  
W tym celu do Brukseli.  
List tak napisany... 
  CARLOS
przerywając mu
Nie był drodze pocztowej powierzony przecie?  
Każdy list do Flamandii, wiesz, że w gabinecie...  
  MARKIZ
przerywając
Składają do rąk króla. Z tego, jak dziś stoją  
Sprawy, widzę, że Taksis już powinność swoją  
Wypełnił.  
  CARLOS
Wielki Boże! Zatem ja zgubiony! 
  MARKIZ
Ty? Czemu ty? 
  CARLOS
Nieszczęsny! I tyś jest stracony 
Społem ze mną! Tak strasznej zdrady nie przebaczy  
Ojciec nigdy. 
  MARKIZ
Co? Zdrady? Któż mu wytłumaczy, 
Że to zdrada? — Pomiarkuj182 — jesteś roztargnionym. 
  CARLOS
patrząc z osłupieniem w oblicze Markiza
Kto? Pytasz — ja sam... 
 
Chce się oddalić. MARKIZ
Zostań — nie chciej być szalonym. 
  CARLOS
Precz! Precz! Na miłość Boga! nie wstrzymuj!... W tej porze.  
On tam rękę mordercy już targuje może... 
  MARKIZ
To nam czyni tym droższą tę ostatnią chwilę!  
Zostań! My do mówienia
1 ... 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30
Idź do strony:

Darmowe książki «Don Carlos - Fryderyk Schiller (życzenia dla biblioteki .TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz