Darmowe ebooki » Poemat » Don Juan - George Gordon Byron (warszawska biblioteka cyfrowa TXT) 📖

Czytasz książkę online - «Don Juan - George Gordon Byron (warszawska biblioteka cyfrowa TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 George Gordon Byron



1 ... 90 91 92 93 94 95 96 97 98 ... 103
Idź do strony:
wiesz o tem — 
Ciało przejść może, jak w fizyce czytasz; 
Lecz Juan nawet sprawdzić się nie stara, 
Którymi wyszedł ten człek czy ta mara.  
  XXV
Stał więc. Minuta godziną mu była; 
Czekał i ciągle w ten kąt się wpatrywał, 
Gdzie się najpierwej mara pojawiła. 
Powoli władze energii zwoływał, 
Gotów był wierzyć już, że się mu śniła. 
A potem zaczął myśleć, podejrzywał... 
Wreszcie z zadumy ciężkiej się ocucił 
I półbezsilny do pokoju wrócił.  
  XXVI
Wszystko, jak było: lampka jeszcze świta 
Światłem — nie modrym, tak jak lampki skromne, 
Których knot swędem sympatycznym wita 
Duchy; przeciera oczy, lecz — przytomne. 
Na stole leży dziennik: bierze, czyta, 
Oczyma szpalty przebiega ogromne. 
Był tam artykuł, który karcił króla; 
Niżej: „Wypróbowana maść na móla”. 
  XXVII
Z tego wionął świat. Lecz mu ręka drżała, 
Drzwi zatem zamknął, a dziennik otworzył. 
Przebiegł pochwałę Tooka — admirała, 
Zdjął suknie, w łóżku do snu się ułożył. 
Choć wtłoczył się w kąt, czuł, jak mózg mu pała 
Przypomnieniami strachu. Aż go zmorzył 
Mrok nocy; z wolna ostatek w nim gasnął 
Pamięci jakby po opium — i zasnął.  
  XXVIII
Zbudził się wcześnie i nie trzeba gadać, 
Że zaraz nocne przypomniał widzenie. 
Wahał się, czy ma zeń się wyspowiadać. 
To mogło wydać go na wyszydzenie. 
Nie umiał woli swej kierunku nadać. 
Tymczasem chłopiec, co miał polecenie 
O jednym czasie do drzwi pukać z rana, 
Jak zwykle przyszedł dziś ubierać pana.  
  XXIX
Ubrał się. Zwykle — jak młody — zasiada 
Długo przed lustrem; dzisiaj ani mruknie 
Na sługę, wdzięku całości nie bada 
W zwierciadle, ledwo tylko się osmuknie; 
Włos mu niedbale aż na czoło spada, 
Niegładko, krzywo leżą na nim suknie, 
A nawet węzeł gordyjski krawata 
O cały palec nierówno się splata. 
  XXX
Kiedy się na dół do jadalni zwrócił, 
Siadł zadumany nad czarką herbaty 
1byłby na nią uwagi nie zwrócił, 
Gdyby gorące w nos go aromaty 
Nie uderzyły — więc tym się ocucił. 
Był roztargniony widocznie — więc na tej 
Podstawie Bóg wie, jakie kto zaczyna 
Budować wnioski; pierwsza Adelina  
  XXXI
Spojrzała; widząc, że zbladł, sama zbladła 
Zakłopotana i oczy spuściła. 
Może wiedziała o czym, może zgadła?... 
Lord Henryk skarżył się, że bułka była 
Bez masła. Księżna Fitz-Fulke tuż usiadła 
I nic nie mówiąc, bystro nań patrzyła. 
Aurora Raby dużym, czarnym okiem 
Poglądała nań w zdumieniu głębokiem.  
  XXXII
Na jego twarzy pobladłe kolory 
Drażnią niezwykle ciekawość kobiecą. 
Więc Adelina spyta: „Czy pan chory?” 
Wzdrygnął się i rzekł: „Tak, nie, może, nieco”. 
Domowy lekarz — doktor nad doktory — 
Zaraz przyskoczył, a oczy mu świecą, 
I już do pulsu i rady gotowy, 
Ale Juan rzekł, że jest całkiem zdrowy. 
  XXXIII
Całkiem zdrów, tak — nie. Dwa wprost sprzeczne słowa, 
Ale niepewny wzrok tłumaczy oba. 
Może to była jedynie chwilowa 
Rozdrażnionego umysłu choroba, 
Przelotnie zaatakowana głowa?... 
Lecz kiedy mu się przyznać nie podoba, 
Aby istotnie był na głowę chory, 
Znać, że potrzebne tutaj nie doktory. 
  XXXIV
Milord, gdy dowiódł już, że czekolada 
Niesmaczna, gdy się o placku wygadał, 
Spostrzegł, jak gościa jego twarz jest blada, 
Czemu się zdziwił, bowiem deszcz nie padał. 
Pytał, czy książę zdrów, więc odpowiada 
Księżna, że książę od dawna zapadał 
Na gościec w nogach (arystokratyczną 
Słabość, co była w tym rodzie dziedziczną). 
  XXXV
Milord, zwróciwszy lice do Juana, 
Bolał nad inagłym wypadkiem niemocy. 
„Tak dzisiaj blado wygląda twarz pana, 
Jakby cię «Czarny mnich» odwiedził w nocy”. 
„Jaki mnich?” — spytał Juan, lecz udana 
Spokojność, choć ją w sobie z całej mocy 
Utrzymać pragnie, tutaj nic nie nada 
I jeszcze bardziej zblednie mu twarz blada. 
  XXXVI
„Co? Nie słyszałeś nic o «Czarnym mnichu»? 
Duchu tych murów?” — „Nigdy nie słyszałem”. 
— „Fama, choć to łgarz, głośno i po cichu 
Roznosi o nim wieść po hrabstwie całem; 
Lecz czy dziś braknie serca temu lichu, 
Czyli przodkowie bardziej doskonałem 
Patrzyli okiem — choć kto wierzy może — 
Dość, że się dawno nie zjawił w klasztorze. 
  XXXVII
Ostatni...” — „Proszę — rzekła Adelina 
Która, badając Juanowe lice, 
Domyślała się, że głębsza przyczyna 
Wiąże humoru jego tajemnicę 
Z ową legendą — jeśli pan zaczyna 
Żarty, w żartach tych utrzymać granice. 
O tym zjawisku dawno już wieść chodzi, 
Lecz to istnienia jego nie dowodzi”. 
  XXXVIII
— „Żarty? — rzekł milord — wszakżeśmy na żywe 
Oczy w miesiącu miodowym — Adelo...” 
„Tak, co tam. To są dzieje bardzo tkliwe... 
Czy zacni goście głosu mi udzielą?” — 
Niby Dyjana, gdy ściąga cięciwę, 
Harfę przyniósłszy, zagrała. Kapelą 
Brzęknęły struny. Pełnym dźwiękiem tonu 
Grała o „Mnichu czarnego zakonu”.  
  XXXIX
„A dodaj wiersze, któreś ułożyła! 
Bo jest poetka — wiecie — z mojej żony”. 
I wdzięczna mina twarz mu okrasiła. 
Więc grzecznie prosił ten i ów, zdziwiony, 
Że tyle zalet razem w sobie kryła: 
Dar poetycki, piękny głos, złączony 
Z kunsztem, trzy kwiaty na jednej gałązce — 
Rzecz nadzwyczajna w jednej wiejskiej gąsce. 
  XL
Potem po lubym krótkim ociąganiu 
(Czar czarodziejek, co chociaż urokiem 
Kaleczą, jeszcze jego bełt w udaniu 
Ostrzą) — ze skromnie pochylonym okiem 
Dotknęła harfy strun i w ożywianiu 
Stopniowym obu dźwiękom jednym tokiem 
Dała popłynąć. Śpiewała z prostotą, 
Co, że jest rzadkie, ceni się jak złoto: 
  1
Strzeż się, o, strzeż się „Czarnego mnicha”, 
Co przy normandzkiej siadł skale, 
Mruczy pacierze albo mszę z cicha 
Na starym odmawia mszale. 
Gdy dziedzic na Hillu, pan Amundevillu, 
Normandzkiego wziął włości kościoła, 
Wszystkich mnichów wypędza, jednego tylko księdza 
Żadną mocą wypędzić nie zdoła. 
  2
Bo choć przyszedł z orszakiem i pod królewskim znakiem 
Do dóbr świętych uprawnion zaboru, 
Grożąc mieczem, pochodnią, gotów skalać się zbrodnią, 
Gdyby doznał twardego oporu, 
Wysiekł mnichów i chłostał, przecież jeden pozostał, 
Tylko zdał się nie z ciała i kości, 
Bo choć bywa w kościele, zwiedza ganki i cele, 
Nigdy we dnie, a zawsze w ciemności. 
  3
A czy szkodzić przychodzi, czy dopomóc chce komu, 
To odgadnąć nie w mojej jest mocy, 
Dość, że od tej minuty Amundevillów domu 
Nie opuszcza ni we dnie, ni w nocy, 
I w małżeńskiej komnacie, w ślubny dzień w czarnej szacie 
Ponad łożem pochyla się w mroku, 
A nawet go widzieli przy śmiertelnej pościeli 
Lordów, jak stał — lecz nie ze łzą w oku. 
  4
Gdy lord nowy się rodzi, wtedy z żalem przychodzi, 
A gdy domu nieszczęście jest blisko, 
W księżycowych promieni blasku z sieni do sieni 
Sunie z wolna ponure zjawisko. 
Kształty jego rozpoznasz, lecz nie dojrzysz mu twarzy, 
Bo jest cała ukryta w kapturze; 
Tylko oko błyszczące spod kaptura się żarzy, 
Jak u duchów jest czarne i duże. 
  5
Strzeż się, o, strzeż się „Czarnego mnicha”, 
On gospodarzem jest dworu, 
W tych murach mieszka, na zemstę czyha, 
Pozostał panem klasztoru. 
Amundevill jest panem we dnie, 
„Mnich Czarny” jest panem w nocy, 
A nikt z wasali jego praw nie zwali, 
On ludzkiej urąga mocy. 
  6
Milczący go przepuść, gdy ujrzysz go mrokiem, 
A przejść ci pozwoli bez szwanku. 
Odejdzie mierzonym i cichym swym krokiem 
Jak rosa po trawie o ranku. 
Westchnienie mnichowi poświęćmy w ofierze, 
Niech Bóg go wybawi z katuszy, 
Jakie bądź są jego codzienne pacierze, 
O spokój dla biednej proś duszy. 
  XLI
Głos jej przycichnął, a niknące tony 
Marły na strunach pod dotknięciem dłoni, 
Nastała owa pauza, gdy zgłuszony 
Śpiew ostatkami dźwięków w uchu dzwoni, 
A potem szepty, brawa ze wszej strony. 
Każdy z pochwalnym szeptem jej się skłoni, 
Wielbiąc głos, wiersze i myśl, i ujęcie. 
Zakłopotana stała w tym odmęcie  
  XLII
Pochwał. — Dzierżyła harfę piękna pani 
Z taką prostotą i tak od niechcenia, 
Jak gdyby była gra rozrywką dla niej 
Śród wiejskiej ciszy i osamotnienia. 
Gra, bo chcą tego jej goście kochani — 
W istocie chętnie; więc czasem odmienia 
Nieśmiałość skromną na uśmiech mistrzyni, 
Jakby wskazując, że co chce, to czyni. 
  XLIII
Lecz to... (Powiedzmy o tym bardzo cicho. 
Wybaczcie cytat) By to „Stąpanie 
Po platonowej pysze — z większą pychą”, 
Jak uciął Plato, gdy mu po dywanie 
Deptał Diogenes. Ten rozumiał licho, 
Że dla kobierca wścieklizny dostanie 
Schludny gospodarz. Lecz attycka pszczoła 
Własnym dowcipem pocieszyć się zdoła. 
  XIV
Ona swojej grze znaczenia odmawia, 
Mówiąc, że sobie trudu nie zadaje; 
Co dyletanci mówią z miną pawia, 
Ta półprofesja profesją się staje, 
Gdy się ją często na pokaz wystawia, 
Wie o tym, kto zna angielskie zwyczaje 
I słyszał kiedy, jak młode dzierlatki 
Popisują się dla gości lub matki.  
  XLV
Och! Te wieczory, duety i trio. 
Te spekulacje śród pływania w raju 
Dźwięków. Te „Mamma mia”, „Amor mio”, 
„Tanti palpiti”, które są w zwyczaju; 
Rozpaczne Lasciami!”, miękkie „Addio!” — 
W naszym nadzwyczaj muzykalnym kraju. 
Wreszcie, gdy głosy przycichną Italii, 
Te smętne „Tu mi chamas” Portugalii. 
  XLVI
Arie Babelu i ballady szarej 
Szkocji, i pieśni Irlandii zielonej, 
Które góralskie serca przez obszary 
Mórz z włoskiej ziemi het, w ojczyste strony 
Niosą — muzyki gorączkowe mary; 
Ojczyzna wlana w swojskich pieśni tony, 
Która mnie w snach się tylko przypomina... 
Wszystko umiała wygrać Adelina. 
  XLVII
Wpadła w niektóre sawantek wybryki: 
Tworzyła rymy i nawet pisała 
Do przyjaciółek sonety, wierszyki 
(Obligująca bardzo rzecz, choć mała). 
Lecz od najbardziej lazurowej kliki — 
Kolor ten w modzie dziś — z daleka stała. 
Ma jedną słabość: w Pope’em782 geniusz widzi; 
Co gorsza — głośno wyznać się nie wstydzi. 
  XLVIII
Aurora — gdy już gustu dotykamy, 
Gust termometrem jest, bo jak kropelką 
Rtęci mierzy się nim charakter damy — 
Aurora była Szekspira czcicielką. 
Jej byt wystawał za naszego ramy 
Świata i była niby jedną wielką 
Przestrzenią, uczuć świat ogarniającą, 
Wolną jak bezmiar — i jak on milczącą.  
  XLIX
Nie tak jej słodko-zdradliwa książęca 
Wysokość Fitz-Fulke, Hebe783, której dusza, 
Jeżeli ją ma, w oczach siedzi, znęca 
Zalotnie i do uklęknienia zmusza. 
Czasem pojawi się w nich niejagnięca 
Złość; prawie grzeczna — to nas nie porusza. 
W każdej kobiecie defekt odkrywamy 
Umyślnie, bojąc się nieba bez plamy. 
  L
Nie wiem, czy była poetką. Wiem, że ja 
Sam raz widziałem u niej: Kąpielowy 
Przewodnik784 oraz Triumfy Hayleya, 
Gdzie wieszcz jak prorok jej dzieje z swej głowy 
Wysnuł; była to cała epopeja 
Od dnia, gdy wpadła w małżeńskie okowy. 
Z poezyj, które chwaliła w potrzebie, 
Były: Bouts rimés785 i Stance do siebie. — 
  LI
Nie wiem, jaki był zamiar Adeliny, 
Na taki temat zaśpiewać pieśń ową, 
Skoro w nim mogła dopatrzyć przyczyny, 
Co nastrajała Juana nerwowo. 
Może tę słabość wyśmiać — był jedyny 
Jej cel, a może — nie chcę ręczyć głową — 
W tej zabobonnej umocnić go wierze. 
Dlaczego? Trudno coś orzec w tej mierze. 
  LII
Lecz owej pieśni skutek bezpośredni 
Był, że się zdołał całkiem uspokoić. 
Rzecz, którą musi zachować człek przedni, 
Chcąc się do tonu spólnego dostroić, 
W czym nikt ostrożny nie był nadto. Jedni 
Płaszcz sobie muszą sceptyka przykroić, 
Drudzy w sukience zakonniczej chodzić, 
Jeżeli pragną kobietom dogodzić. 
  LIII
Więc Juan, krzepiąc ducha, jął przycinki 
Odpierać śmielej, wymijać pytania 
I równie na ten temat stroić drwinki. 
Księżna tu talent złośliwy odsłania; 
Składając usta do
1 ... 90 91 92 93 94 95 96 97 98 ... 103
Idź do strony:

Darmowe książki «Don Juan - George Gordon Byron (warszawska biblioteka cyfrowa TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz