Darmowe ebooki » Poemat » Don Juan - George Gordon Byron (warszawska biblioteka cyfrowa TXT) 📖

Czytasz książkę online - «Don Juan - George Gordon Byron (warszawska biblioteka cyfrowa TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 George Gordon Byron



1 ... 78 79 80 81 82 83 84 85 86 ... 103
Idź do strony:
lada jakim 
Widzi, jak skromnie ucztujesz i biednie, 
— Dziwiąc się, że być może bogacz — sknera, 
Nie zna widm, jakie wstają z skórki sera. 
  IV
Miłość osłabi, wino zdrowie stera, 
Ambicja wstrząsa, w grze majątek znika — 
Ale kto złotko z wolna, z wolna zbiera 
I jeden dukat za drugim zamyka 
Do skrzyni, z wolna, z wolna nim wypiera 
Miłość, grę, wino, próżność polityka. 
O złoto lube! Milsześ niż papiery, 
Zbiorniki dymu, ulotne chimery. 
  V
Kto dzierży wagę światowych zapasów 
Lub kto dyktuje na kongresach kreski? 
Kto wznosi w górę gołych gerylasów646 
I wywołuje pism codziennych piski? 
Co jest rozkoszą, nędzą wszystkich czasów? 
Kto polityków wwodzi na tor śliski? 
Czy wielki, chrobry duch Bonapartego? 
A! — nie: Żyd Rotszyld i Baring, kum jego. 
  VI
Ci z liberalnym i wiernym Lafitte’em647 
Są Europy wyrocznią, zakonem. 
Spekulacjami są pożyczki. — przy tem 
Jednak ludami władają i tronem. 
Dają ton nawet rzeczompospolitym; 
Nawet Kolumbia sama ma patronem 
Meklera; nawet Peru złote miny648 
Dziś dyskontują możne Żydowiny. 
  VII
Czemuż ma skąpiec być zły i przeklęty? 
Jak powiedziałem, wiedzie skromne życie, 
Za które byłby cynik albo święty 
Wielbion, które by czczono w eremicie, 
Do kalendarza byłby za nie wzięty. 
Więc za co chudy jego byt ganicie? 
„Nie ma pożytku — mówisz — z głodomarcia 
Większa zasługa więc samozaparcia. 
  VIII
Oto poeta! On w czystej pieszczoty 
Objęciach złoto zgromadzone ściska, 
Którego sama nadzieja już roty 
Ludzkie za morze pędzi. Dlań wytryska 
Z czarnych min, z rudy szpetnej promień złoty; 
Dlań brylant iskier milijonem błyska, 
A szmaragd barwą łagodnej zieleni 
Koi jaskrawy blask innych kamieni. 
  IX
Jego są ziemie, góry, pola, bory; 
Jemu okręty z Cejlonu, Kataju, 
Indyj przynoszą wonnych płodów zbiory; 
Dlań zboże rośnie, doń wina Tokaju, 
Madery śmieją się jak twarz Aurory649; 
W jego piwnicach mieszka się jak w raju — 
Gdy on sam twardy, zimny, niezmysłowy 
Kieruje tylko wszystkim — pan duchowy. 
  X
Kto wie? Może chce co wielkiego sprawić? 
Zbudować szkołę, sfundować wieczysty 
Majorat650 albo gdzieś kościół wystawić, 
W nim wizerunek swej twarzy kościstej? 
Może chce ludzkość tymże złotem zbawić, 
Które ją gubi, lub kapitalisty 
Pierwszego imię pozyskać w narodzie, 
Lub lubi w złocie pluskać się jak w wodzie? 
  XI
Choćby to był cel owego z zapałem 
Upartej żądzy zbieranego mienia, 
Jedynie głupiec nazwie tę chuć — szałem. 
Jakież są jego czyny i zachcenia? 
Wojna, bunt, miłość... Sąż te ideałem 
Życia? Pracą, od tabliczki, mnożenia 
Ważniejszą? Skąpcze, niech twój dziedzic powie, 
Czyś ty miał lepiej, czy rozrzutnik — w głowie. 
  XII
Sztaby, rulony i garnki monety 
Pełne, z głowami nie tych luminarzy 
Starych, gdzie głowa wraz z laurem — niestety — 
Dziś nawet tyle co blaszka nie waży, 
Lecz ważne złoto, na którym portrety 
Koronowanych karłów; co się jarzy 
Nieobrzezane nożem Żydowina; 
O, tak! Złoto jest lampą Alladyna. 
  XIII
„Miłość wsią, dworem, miłość grobem władnie, 
Bo raj miłością jest, a miłość rajem” — 
Co zresztą dowieść nie da się tak snadnie 
(Logiczność nie jest poetów zwyczajem). 
Prawda, że „w grobie” jest coś może na dnie: 
Choćby rym „grób” — „ślub”; w wątpliwość podajem 
Jednakże (biorąc na świadka dziedzica), 
Czy „wsią” lub „dworem” każdy się zachwyca. 
  XIV
Co nie śmie miłość, to pieniądze czynią, 
Bo pieniądz nawet wyżej grobów siada. 
Bez niego niczym jest dwór, wieś pustynią; 
Bez złota „nie bierz żony” — Malthus651 gada. 
Więc pieniądz rządzi miłością-rządczynią, 
Tak jak dziewicza Cyntia falą włada. 
Mówisz: „Miłość — raj!” Czy za wosk oddajem 
Miód?... To nie miłość — małżeństwo jest rajem. 
  XV
Jestże prócz ślubnej pozwolona inna 
Miłość? Małżeństwo zaś to miłość przecie 
W jakimś tam sensie. Lecz logika gminna 
Nigdy jedności z tych dwu słów nie plecie: 
W stadle być może miłość i powinna; 
Małżeństwa bez niej także widujecie; 
Lecz wolna miłość jest grzechem, zgorszeniem, 
Że już jej innym nie nazwę imieniem.  
  XVI
A że na dwory i na wieś nie jadą 
Ani wpadają w grób żonaci sami, 
Którzy się żadną nie splamili zdradą, 
Uważam wiersz ten za lapsus calami652. 
Dziw, że to pisze Scott: buen camerado, 
Który jest sławny swymi zasadami 
Tak, że mi Jeffrey stawia go przykładem. 
— W tych strofach dowód, żem szedł jego śladem. 
  XVII
Dziś powodzenia nie mam, lecz bajeczne 
Miałem za młodu; rozrywany byłem; 
W czasie, kiedy są sukcesy konieczne. 
Z owych sukcesów dla się wydobyłem 
To, czegom pragnął — szczegóły zbyteczne. — 
Co było — moim było. Choć płaciłem, 
Przyznam się, za te powodzenia dzięgi653, 
Nie chciałbym wydrzeć tych kart z życia księgi. 
  XVIII
Ów Sąd Kanclerski choć się go wybierze 
Na opiekuna nad ową nowiną 
Niedorodzoną, co ją mocni w wierze 
Zwą „potomnością” albo „przyszłą gliną”, 
Zda mi się, śmiało powiadam, lecz szczerze, 
Słabą dla wsparcia moralności trzciną. 
Potomność będzie — niechaj świat się płoni — 
Tak mało wiedzieć o nim, jak on o niej. 
  XIX
Czyż nie jesteśmy przyszłością? Ja i wy? 
A pamiętamy kogo? Ni seciny. 
Gdyby fakt każdy w książkach był prawdziwy, 
To bohaterów prześcigłyby czyny. 
Plutarch654 ważniejsze tylko spisał dziwy, 
A krytyk i tak podkłada mu miny, 
Zaś Mitford dzisiaj (z grecką, jak się zdaje, 
Wiarą) samymże Grekom kłam zadaje. 
  XX
O czytelnicy wszystkich stanów, czynów! 
Słuchaczu miły, niemiły pisarzu! 
Dalszą pieśń tworzę — z poważnych zaczynów, 
Jakby Wilberforce w moim kałamarzu 
Siedział lub Malthus. Pierwszy z nich Murzynów 
Wyzwolił, za co wart stać na ołtarzu, 
Kiedy Wellington tylko Białych gubi, 
A Malthus czyni to, co gromić lubi. 
  XXI
Więc spoważnieję, bym nie podrwił głową; 
Przeczżebym655 i ja nie miał czego stworzyć 
I „słońca zaćmić swą świeczką łojową”? 
Dziś konstytucje nowe chce ułożyć 
Ludzkość i dźwignię wynaleźć parową, 
Mędrzec zaś ojcom zabrania się mnożyć, 
Gdy nie wystarcza ich szczupły majątek 
Dla odsadzonych od piersi dzieciątek. 
  XXII
To jest szlachetne, romantyczne, szczytne! 
Myślę, że „filogenitywność” — może 
To słowo dzisiaj niezbyt jest pochwytne„.. 
Istnieje nawet >krótsze, lecz w tej porze 
Przyzwoitości spódniczek nie przytnę, 
Bo na moralność godzić, broń mnie Boże! — 
Otóż jak mówię: „Filogenitywność” 
Winna na mniejszą natrafiać przeciwność. 
  XXIII
Lecz do przedmiotu. — Mój Juanie luby, 
Jesteś w Londynie, w mieście przykrej woni, 
Gdzie na cię paszczą zieje potwór zguby; 
Młodzież mu dzisiaj trudno się obroni. 
Nie doznasz wprawdzie strachu pierwszej próby, 
Boś już nie frycem w forsownej pogoni 
Wczesnego życia. Lecz to ziemia mglista, 
Której od razu nie przejrzy turysta. 
  XXIV
Co do mnie, mógłbym o jednym mandacie 
Wszędzie być posłem, w gorącym czy chłodnym 
Kraju; różnicę boć tylko w klimacie 
Przedstawia stały ląd w swym nowomodnym 
Ustroju; ale rym jest trudny na cię, 
Anglio, sposobem Muzie niewygodnym. 
Każdy kraj ma swych lwów — ale w kochanej 
Brytanii żyją największe brytany. 
  XXV
Hej! Polityka wnet mi oczy wyżga. 
Paulo majora656 Juan w wielkim grodzie 
Między ścieżkami wszech pokus się ślizga, 
Jak wyćwiczeni łyżwiarze — po lodzie. 
Kiedy go znudzi sport, to się umizga657 
Do pięknych istot, u których jest w modzie 
Znosić w triumfie czystości męczeństwo, 
Przeciwstawiając grzechom swe panieństwo. 
  XXVI
Lecz tych niewiele. W końcu taka mała 
Robi diabelski skok, którym dowodzi, 
Że i najczystsza czasem głupstwo zdziała, 
W morzu zepsucia tracąc ster swej łodzi. 
Ludzie truchleją, jakby się ozwała 
Balaamowa658 oślica, i chodzi 
Jak żywe srebro z ust do ust nowina; 
Kto by pomyślał: tak skromna dziewczyna! — 
  XXVII
Małą z wschodnimi oczyma Leilę — 
Typowy okaz milczących Azjatek, 
Która bez dziwu patrzała na tyle 
Śliczności, ku niespodziance magnatek, 
Mających nowość każdą za motyle 
Łowione z nudów — owy „wielki światek” 
Przyjął z historią Szecherezad godną, 
I zrobił zaraz tajemnicą modną. 
  XXVIII
Panie spierały się, jak zwykle panie 
Spierać się zwykły tak w dużym, jak w małym. 
Darujcie, piękne, że was ostro ranię; 
Zawszem was lubił bardziej, niż pisałem, 
Lecz gdym zmoralniał, zgromię panowanie 
Gadulstwa, które dziś staje się szałem — 
Szeroko zatem jęły dysputować, 
Jak młodą pannę należy wychować. 
  XXIX
Co do jednego punktu trwała zgoda, 
I słusznie, to jest, że młoda dziewczyna 
Piękna jak niebios jej wieczna pogoda, 
Swojego szczepu gałązka jedyna, 
Chociaż pupilką Juana — tak młoda! — 
Być mogła, lepiej, że jaka hrabina, 
Której już płochość659 młodociana zbrzydła, 
Weźmie ją pod swe opiekuńcze skrzydła. 
  XXX
Więc wywołało to spółubieganie 
I poruszone były wyższe sfery, 
Kto ma sieroty objąć wychowanie. 
Ponieważ Juan był z tych, co „maniery” 
Znają, za shocking660 uznano zbieranie 
Składek. Zgłosiło się dwadzieścia cztery 
Wdów oraz dziesięć panien (każda dama 
Przeszła już dawno „średni wiek Hallama661”). 
  XXXI
Jedna albo dwie roztropne rozwódki 
Chciały ją również chować (ich szczep wcale 
W dobie małżeńskiej nie wydał jagódki) 
I w świat wprowadzić, to jest w karnawale 
Wziąć na bal, pełną rumieńców, i skutki 
Chowu pokazać. Zaraz pierwsze bale 
Do dziewiczego miodu młódź przynęcą 
(Przy złotych ulach te trutnie się kręcą). 
  XXXII
Szlachta, u której w kieszeni ostatki, 
Gołe hrabiątka i lwy-desperaci, 
Babki przezorne, siostry-dyplomatki 
(Które, gdy zręczne, lepiej od swych braci 
Wpędzają ryby do małżeńskiej siatki) 
Jak ćmy dokoła tej nowej postaci 
Szczęścia latają, zawracając głowę 
Ci walcem, tamte przez słodką wymowę. 
  XXXIII
Każda kuzynka, ciotka ma rachubę 
Swoją; mężatki nawet są czasami 
Tak nienamiętne i niesamolube, 
Że inne żenią z swymi kochankami. 
Tantae-ne662! (Oto masz cnót istnych próbę 
Na wyspie, której białość Dover plami). 
Aż sama panna śród takiej wybiórki 
Mieć by wolała płeć syna niż córki. 
  XXXIV
Ta wpada prędko, ta wkoło rozdaje 
Adoratorom ryczałtem koszyki. 
Miły to widok: stara ciotka łaje 
(Sprzyja związkowi zwykle). Słychać krzyki: 
— Jeśli się pannie Edward nie nadaje, 
Czemu odbiera jego bileciki, 
Czemu z nim tańczy i czemu go mami, 
„Tak” mówi wzrokiem, a zaś „nie” ustami? 
  XXXV
Czemu? Edward był przywiązany szczerze, 
Nie dla majątku — na to go nie złowim. 
Panienka przyzna kiedyś i powie, że 
Głupstwo zrobiła, partia była bowiem 
Świetna — markizy intryżki w tym świeże. 
O! Znam ją — zaraz jutro księżnej powiem. 
Może dlań lepiej, że się rzecz rozchwiała?... 
Jak ona na list jego odpisała! — 
  XXXVI
Mitry, mundury, epolety, szpady 
W obieg puszczają się jak w karuzelu. 
Tracą się serca i czas, i zakłady 
O materialną żonę, a gdy z wielu 
Wybierze wreszcie sławnego z ogłady, 
Z polowań, jazdy, tańca i do celu 
Ślicznotka dojdzie, to reszta się cicho 
Złośliwie cieszy: „Jak wybrała licho!” 
  XXXVII
Z adoratorów niekiedy wybiera 
Takiego, co jest natrętny i patrzy 
Czule lub znowu — co się nie napiera 
Bynajmniej (lecz ten wypadek jest rzadszy); 
Czterdziestoletnim wdowcom się otwiera 
Szerokie pole; mogą w kącie siadłszy 
Zdobycz wytropić; lecz z jakich bądź sfer ją 
Wybiorą, wybór jest zawsze loterią. 
  XXXVIII
Co do mnie (macie tutaj przykład nowy 
Szkodliwej prawdy i prawdziwej szkody), 
Byłem wybrany od mojej królowej, 
Zalotnik nie tak roztropny jak młody. 
1 ... 78 79 80 81 82 83 84 85 86 ... 103
Idź do strony:

Darmowe książki «Don Juan - George Gordon Byron (warszawska biblioteka cyfrowa TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz