Darmowe ebooki » Epos » Jerozolima wyzwolona - Torquato Tasso (czytac ksiazki przez internet .txt) 📖

Czytasz książkę online - «Jerozolima wyzwolona - Torquato Tasso (czytac ksiazki przez internet .txt) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Torquato Tasso



1 ... 57 58 59 60 61 62 63 64 65 ... 147
Idź do strony:
id="anchor-1033">1033». 
  27.
Piękna Armida1034 zaraz się gotuie, 
Pobrawszy z sobą zwykłe swoie stroie, 
Wieczór1035 się w drogę cicho wyprawuie 
Y zostawuie1036 oyczyste podwoie. 
Tuszy1037, że piękną twarzą powoiuie1038 
Wielkie rycerze, bez miecza, bez zbroie1039. 
Różnie zmyślając, potym1040 udawano1041 
Ludziom iey odiazd, gdy o nię1042 pytano. 
  28.
Mały czas wyszedł1043, kiedy przyiechała, 
Gdzie chrześcianie rozbili namioty, 
A skoro swóy wzrok y twarz ukazała, 
Y chód, y swoie cudowne przymioty, 
Iako gdy iaka kometa nastała 
Y na niebieskie weszła kołowroty — 
Bieży, co żywo1044; drudzy posyłaią, 
Zkąd1045 cudzoziemka tak piękna? pytaią. 
  29.
Bogini z morskich zrodzona powodzi1046 
Nie iest tak stroyna, nie tak urodziwa: 
Warkocz ma złoty, co czasem przechodzi 
Blaskiem przez rąbek, czasem się odkrywa — 
Tak więc, kiedy się niebo wypogodzi 
To się z obłoku potrosze1047 dobywa, 
To z niego — wszystko wyszedszy1048 — możnieyszy 
Słońce ma promień y dzień śle iaśnieyszy. 
  30.
Włos z przyrodzenia ukędzierzawiony, 
Puszczony na wiatr, w pierścienie się wiie, 
Wzrok sam w swe oczy wszytek1049 zgromadzony, 
Y skarb miłości, y swóy własny kryie. 
Twarz miała, iako kiedy kto gładzony 
Rumianą różą słoniowy ząb zmyie 
Ust — iako godne — nigdy nie pochwalem1050: 
Przechodzą piękne rubiny z koralem. 
  31.
Śnieg biały z piersi y z szyie wynika, 
Gdzie ma swe gniazdo miłość przeraźliwa1051, 
Mnieysza część piersi na wierzch się wymyka, 
Większą część kryie szata zazdrościwa1052; 
Ale chocia ie przed okiem zamyka, 
Przechodzi rąbek y szatę myśl chciwa: 
Ta nie ma dosyć na zwierzchney piękności, 
Wdziera się gwałtem w taiemne skrytości. 
  32.
Jako przez wody y iasne kryształy 
Bez szkody promień słoneczny przechodzi, 
Tak y myśl, kiedy co widzi do chwały1053, 
Przeydzie na wylot, a szacie nie szkodzi 
Y swey rozkoszy owoc niedostały1054, 
Powoley1055 sobie dopiero rozwodzi; 
Potem z nią żądzey1056 y chciwego sięga 
Serca1057, w którem swe płomienie zażega. 
  33.
Wszyscy cudowną gładkość wychwalaią, 
A ona tego wrzekomo1058 nie widzi, 
Baczy, że śmiele na sieć nacierają, 
Śmieie się w sercu y cicho z nich szydzi. 
Chce do Goffreda, tych co zabiegaią 
Prosić o wodza: lecz się wrzekomo wstydzi. 
A w tem1059 Eustacy przybiegł zapędzony1060, 
Zayźrzawszy1061 iey kęs, Goffredów rodzony. 
  34.
Gdy tak Armida o wodzu się pyta1062, 
Idąc przez obóz w gładkość1063 uzbroiona — 
Przystąpiwszy się, Eustacy ią wita. 
Ukłoni mu się, wrzkomo zawstydzona. 
Zachwycił1064 zaraz ognia, iako chwyta 
Płomienia słoma blisko położona. 
Y rzecze do niey (śmiałem go czyniła 
Młodość y miłość, która go paliła): 
  35.
«Panno — ieślić to należy nazwisko, 
Boginią raczey zwaćbyśmy cię mieli1065 — 
Nie pochlebuię y prawdy to blisko, 
Żeśmy tak gładkiey nigdy nie widzieli; 
Co cię zagnało w nasze stanowisko, 
Radzibyśmy się tego dowiedzieli: 
Ktoś iest y skądeś, niechay cię poznamy, 
Że będziem wiedzieć, iako cię czcić mamy». 
  36.
Armida na to: «Barzo mię chwalicie, 
Czegom wam nigdy nie zasługowała1066, 
Y nie tylko mię śmiertelną widzicie, 
Ale umarłą, a tylkom została 
Żywą na żałość, iako usłyszycie: 
W nieszczęściu, w krzywdzie, która mię potkała, 
Do waszego się Hetmana uciekam, 
Od niego rady y ratunku czekam. 
  37.
Przeto ieśli masz w sobie co litości, 
Ziednay mi przystęp coprędzey1067 u niego». 
— «Słuszna, o panno, że w twey doległości, 
Iego tu brata używasz do tego. 
Nie zawiedziesz się na iego ludzkości1068, 
Y ia pomogę, że buława iego 
Będzieć1069 pomocna y ta szabla moia, 
Czego uroda y twarz godna twoia». 
  38.
Tamże do niego przezeń wprowadzona, 
Do samey ziemie1070 nisko się skłoniła, 
Potem na piękney twarzy zawstydzona, 
Stoiąc na mieyscu, słowa nie mówiła, 
Ale cieszona1071 y ubespieczona1072 
Od Eustacego, z boiaźni spuściła1073, 
Co iey dodawał serca y śmiałości; 
Zaczem1074 tak swoie zaczęła chytrości: 
  39.
«Wielki Hetmanie y niezwyciężony! 
O twey dzielności świadectwo dawaią, 
Dobyte miasta, dostane korony, 
A żeś ie posiadł, chluby ztąd1075 szukaią: 
Y takeś twoią dobrocią wsławiony 
Y męstwem, które wszyscy wychwalaią, 
Że o ratunek w swych potrzebach śmiele1076 
Idą do ciebie y nieprzyiaciele. 
  40.
Pewnam — chociam się w pogaństwie rodziła, 
Które ty mieczem swoim chcesz okrócić1077 — 
Że mię twa dobroć y twa można siła1078 
Może do miłey oyczyzny przywrócić. 
A coby1079 drugi, co ma krewnych siła1080, 
Miał się o pomoc do swoich obrócić — 
Ia przeciwko krwi1081 mey pomocy muszę 
U obcych szukać, ieśli kogo ruszę1082. 
  41.
Ty mię sam tylko możesz poratować, 
Y posadzić mię1083 w państwach utraconych, 
A iakoś hardych zwykł mieczem woiować1084. 
Tak masz być1085 łaskaw na upokorzonych 
Y tak ztąd1086 sobie możesz obiecywać 
Tryumph, iako z woysk wielkich porażonych1087. 
Wielką masz sławę, wiele państw zdobywszy, 
Równo będziesz miał, moie mi wróciwszy. 
  42.
Dla różney wiary — tak się domyśliwam1088 — 
Nie będziesz ponno1089 w moię krzywdę wglądał, 
Ale na dufność1090, z którąć1091 się odkrywam, 
Słuszna1092 żebyś się cokolwiek oglądał1093. 
Spólnego Boga na świadectwo wzywam, 
Że nikt od ciebie słusznieyszey nie żądał; 
Lecz żebyś wiedział, co mi się dostało1094 
Od moich krewnych: słuchay — proszę — mało1095. 
  43.
Iam oyca króla Arbilana miała, 
Który był w równem szczęściu urodzony, 
Ale mu matka Karyklia dała 
Damaszek, murem mocnym otoczony. 
Ta niemal pierwey z światem się rozstała, 
Niźlim1096 ia, z każdey nieszczęśliwa strony, 
Wyszła nań: iedney iam się urodziła 
Godziny, ona żywota położyła. 
  44.
Ale podobno nikt tego nie rzecze 
Y nikt tak łatwie1097 temu nie uwierzy, 
Iako są rzeczy odmienne człowiecze. 
Umarł mi ociec, w pięć lat po macierzy, 
Zostawiwszy mię stryiowi w opiece; 
Patrz, gdy się komu kto czego powierzy1098, 
Rzadko mu się to od niego oddaie, 
Zginęły z cnotą dobre obyczaie. 
  45.
Ten mię w mym stanie1099 zrazu pięknie chował, 
Moie królestwo dosyć dobrze rządził1100 
Y oycowską mi miłość pokazował1101. 
Każdy go dobrem opiekunem sądził1102. 
Lecz kto się dobrze rzeczom przypatrywał, 
Nie tak, iako gmin pospolity, błądził, 
Łatwie1103 mógł widzieć chciwość iego onę1104, 
Kiedy mię chciał dać synowi za żonę. 
  46.
Oboieśwa iuż beła1105 w słusznem lecie1106, 
On był nikczemny, sprosny1107 y plugawy, 
Nigdzie iako żyw, nie postał na świecie, 
Doma1108 się chował, rycerskiey zabawy 
Żadney nie umiał; czasem prości kmiecie 
Do każdey będą sposobnieyszy1109 sprawy. 
Co ieszcze więtsza1110, przy tey nikczemności, 
Był y łakomy, y pełen hardości. 
  47.
Za takiego mię chciał wydać szpetnika 
Dobry opiekun, chcąc, żebym go była 
Wzięła za łoża mego uczestnika 
Y do królestwa mego przypuściła. 
Ruszał rozumu, używał ięzyka, 
Abym mu była na to pozwoliła, 
Alem mu nigdy nie obiecowała1111, 
Albom milczała, albom odmawiała. 
  48.
Odszedł nakoniec1112 z twarzą rozgniewaną 
O to, żem mu tak odmawiała śmiele1113, 
Żem historyą1114 mogła napisaną 
Mego nieszczęścia czytać mu na czele1115. 
Odtądem1116 była zawżdy1117 zfrasowaną, 
Snym1118 miała dziwne, nie sypiałam wiele; 
A strach ustawny1119, który mię1120 przeymował, 
Źle mi coś tuszył1121, źle mi obiecował1122. 
  49.
Iednego mi się czasu ukazała 
Postać nieboszki1123 matki mey kochaney: 
Smętna, wybladła y barzo1124 się zdała 
Daleko różną od wymalowaney. 
Iam się wylękła, a ona wołała: 
»Strzeż się, o córko, śmierci zgotowaney, 
Uciekay rychło1125, uciekay z oyczyzny, 
Gotuyą na cię miecze y trucizny«. 
  50.
Cóż to pomogło? choć mi przyszłe trwogi, 
Przyszłe nieszczęście serce przekładało — 
Bo przez wiek młody, w on1126 frasunek srogi, 
Poradzić sobie ieszcze nie umiało: 
Wszystkiego odbiec1127 y oyczyste progi 
Zostawić wiecznie — ciężko się widziało1128, 
Żem raczey umrzeć nieboga wolała, 
A niżbym1129 tego kiedy doczekała. 
  51.
Śmiercim1130 się bała, prawda; ale zasię1131 
Przed niąm1132 uciekać strapiona nie śmiała. 
Trudno powiedzieć swóy strach było na się, 
Z tem, żem się bała, kryćem1133 się musiała: 
Tak w ustawicznych mękach w onem czasie, 
Żywotem1134 przykrszy1135 a niźli1136 śmierć miała, 
Iako złoczyńca na plac wywiedziony, 
Kiedy miecz na się widzi wyniesiony. 
  52.
W tem — lub to był los iaki przyiaźliwy, 
Lub coś gorszego ma mię potkać ieszcze — 
Dawny oycowski sługa mnie życzliwy, 
Upatrzywszy czas pogodny1137 y mieysce, 
Powiedział mi to, że tyran złośliwy 
Żywić mię dłużey żadną miarą nie chce 
Y że mu przysiąc musiał na to wczora, 
Że mię onegoż miał otruć wieczora. 
  53.
Dołożył tego: ponieważ nie była 
Podobna1138 zdrowia inaczey zachować, 
Abym uciekła y dom opuściła, 
W czem mię obiecał z swey strony ratować. 
To słysząc, iam się prętko1139 namyśliła, 
W drogęm1140 się zaraz poczęła gotować, 
Chcąc z niem pospołu z złego stryia mocy 
Uciec, zakryta płaszczem ciemney nocy. 
  54.
Iuż noc swoiemi czarnemi skrzydłami, 
Wszystek świat y mnie razem nakrywała, 
Gdym sama, tylko ze dwiema pannami, 
Taiemnie z mego zamku wychadzała1141, 
A corazem1142 się zalewaiąc łzami, 
Na móy Damaszek nazad oglądała 
Y żałość serce zbolałe kraiała, 
Kiedym się z miłą oyczyzną żegnała. 
  55.
Przezdzięki1143 prawie1144 kray swoy ukochany 
Zostawowały1145 y oczy, y nogi, 
Tak zostawuie1146 brzeg umiłowany 
Łódź, gdy ma wyniść1147 na iaki szturm srogi. 
Całą noc y dzień, niosąc skryte rany 
W żałosnem sercu, mieliśmy tey drogi. 
Przyszliśmy potem do zamku iednego, 
Tuż przy granicy królestwa moiego. 
  56.
A ten zamek był własny Arontowy, 
Co mię z okrutney ręki wyswobodził; 
A skoro tyran obaczył surowy, 
Że mię y przestrzegł y że mię uwodził1148, 
Potwarz y fałsz kładł na oboie1149 nowy, 
Y na to chytrze niecnotliwy godził1150: 
Aby to, co sam chciał ze mną uczynić, 
Mógł na nas złożyć y w tem nas obwinić. 
  57.
Tak to udawał, żem ia przenaięła1151 
Tego Aronta na taką robotę, 
Że go miał otruć; żebym na kieł wzięła 
Y udała się zatem na niecnotę, 
A sprosnego1152 się wszeteczeństwa ięła, 
Nie maiąc względu na żadną sromotę1153. 
Ieśli to prawda, bodaybym umarła, 
Y ziemia żywo1154 niechby mię pożarła. 
  58.
Znośna1155 to była y nie wielkie dziwy, 
Że krwie1156 y moyey pragnął namiętności, 
Ale że szczypał żywot moy uczciwy, 
To była ciężka, to były żałości. 
Potem się boiąc, aby moy życzliwy 
Lud się nie uiął o me doległości, 
Za nierządnicę mię do nich udawał1157 
Y co mógł na mię zmyślał y dostawał. 
  59.
Mało miał na tem1158, że na wierzch swey głowy 
Włożył koronę, co mnie należała1159; 
Mało, że takie mówił o mnie mowy, 
Na iakiem nigdy ia nie zarabiała1160; 
Teraz chce spalić zamek Arontowy, 
Gdziebym1161 mu się z niem zaraz nie poddała. 
Nie tylko woyną, ale y mękami, 
Ale srogiemi grożąc nam śmierciami. 
  60.
Y tę udawa, y tę ukazuie 
Przyczynę tego postępku swoiego, 
Że dobrey
1 ... 57 58 59 60 61 62 63 64 65 ... 147
Idź do strony:

Darmowe książki «Jerozolima wyzwolona - Torquato Tasso (czytac ksiazki przez internet .txt) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz