Darmowe ebooki » Epos » Orland szalony - Ludovico Ariosto (internetowa biblioteka naukowa txt) 📖

Czytasz książkę online - «Orland szalony - Ludovico Ariosto (internetowa biblioteka naukowa txt) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Ludovico Ariosto



1 ... 188 189 190 191 192 193 194 195 196 ... 334
Idź do strony:
ziemi 
Czarowników, czarownic, o których nie wiemy; 
Którzy sobie swą postać i twarz odmieniają 
I w ludzie często miłość obłudną wzbudzają, 
Nie przez czary, nie przez złych duchów zaklinanie, 
Nie przez złączonych z sobą gwiazd upilnowanie, 
Ale kłamstwem, chytrością, zmyślaniem, zdradami, 
Serca ludzkie mocnemi ściskają węzłami. 
  2
Ktoby miał Angeliki, a raczej baczenia 
I rozumu ten pierścień, mógłby bez wątpienia 
Każdego w twarz, jaki jest, poznać i chytrości 
I oszukania pełne wiedzieć nieszczerości. 
Siła ich, co się zdadzą na twarzy pięknemi, 
Ale zdejm jem maszkarę: aż oni szpetnemi. 
Wielkie miał szczęście Rugier, jakom wam powiedział, 
Że miał pierścień, przez który wszytkę prawdę wiedział. 
  3
Jużeście to słyszeli, jako niestrwożony 
Na Rabikanie rycerz przyjechał do brony, 
Jako niespodziewanie wpadł z mieczem dobytem 
Na straż, jako niejeden z niej został zabitem, 
Niejeden także rannem, tak, że bez swej szkody 
Gwałtem przejechał przez most i spuszczone wzwody453. 
Potem się ku lasowi w drogę swą zapuścił, 
Ale go jeden sługa Alcyny nie puścił. 
  4
Myśliwiec był, sokoła miał na jednej pięści, 
Przez którego dostawał obłowu, po części 
Na przyległe często go jezioro puszczając 
Lub na błota w śrzodku pól, obłowu dostając; 
Przy sobie psa, co przy niem tuż bieżał, wiernego, 
Podjezdka zaś pod sobą miał ladajakiego; 
A widząc, że Rugier biegł tak prędko, poczekał 
Na drodze, rozumiejąc, że pewnie uciekał. 
  5
Skoro przybliżywszy się Rugier, nań nadbieżał, 
Pyta hardzie, dlaczego takiem pędem bieżał? 
On nic nie odpowiada na to myśliwcowi 
I bieży po staremu ani się stanowi. 
Myśliwiec widząc, że się Rugier nie ozywa, 
Woła w głos i na niego lewą ręką kiwa: 
»Co rzeczesz — prawi — kiedy musisz stanąć zgoła 
»Ode mnie i od tego wściągniony sokoła?« 
  6
To wymówiwszy, z ręki puszcza ptaka, który 
Rabikana rączego zalatuje z góry. 
Łowiec z swojego konia na ziemię zskakuje 
I uzdę z głowy, munsztuk z gęby mu wyjmuje: 
On bieży, jako strzała, puszczona z cięciwy, 
Kąsaniem i wierzganiem srogi, zapalczywy; 
Ale się i myśliwiec puścił pieszo po niem, 
Naszczuwając go to psem, to ptakiem, to koniem. 
  7
I pies za Rabikanem poszedł tak w pogonią454, 
Jako lekkie zające lampartowie gonią. 
Za wielką się sromotę to zda Rugierowi, 
Gdy nie stanie i gdy się tam nie zastanowi: 
Obróci się na tego, co go pieszo goni, 
A nie widząc u niego żadnej inszej broni 
Krom palcata, którem psa uczy i wprawuje, 
Nie chce szable dobywać i rękę hamuje. 
  8
On go zatnie palcatem, przypadszy na drogę, 
Pies go także, dosiągszy, kąsa w lewą nogę 
I koń często wierzgając, zadkiem nań wymierzy 
I mocno go w prawy bok nogami uderzy; 
Ale i ptak, latając wielkiemi kołami, 
Spadał na dół i twarz mu drapał paznogciami. 
Rabikan wylękniony tak jest pełen trwogi, 
Że ani ręki słuchać ani chce ostrogi. 
  9
Rugier zatem dobywa szable, przymuszony, 
I żeby mógł uprzątnąć on szturm uprzykrzony, 
Czasem sztychem, a czasem ostrzem sokołowi, 
Psu i natarczywemu grozi myśliwcowi. 
Ale się barziej przykrzą, barziej go hamują 
I to z boku, to mu wprzód drogę zastępują; 
Że go w niebezpieczeństwo i sromotę wprawią, 
Widzi Rugier, jeśli go dłużej co zabawią. 
  10
Wie, że za niem pogonią455 będzie od Alcyny, 
Jeśli się jem da wściągnąć małe pół godziny; 
Bo słychać było wszędzie z tej i z owej strony 
Koło zamku, że bito w bębny, w trąby, w dzwony. 
Na psa mu się sromota zda szable dobywać 
I na bezbronnego jej myśliwca używać: 
Mniejsza hańba, gdy tylko puklerza użyje, 
Który miał od Atlanta, kiedy go odkryje. 
  11
I tak namyśliwszy się, kiedy śmiały łowiec 
Bliżej się przymknął podeń, zdjął z niego pokrowiec: 
Pokazał puklerz zaraz doświadczonej mocy, 
Skoro się blask rozniecił i uderzył w oczy, 
Bo myśliwca zarazem zmysły odbieżały, 
Padł pies, padł koń, sokoła pióra nie trzymały. 
Rugier z tamtego miejsca odjeżdża wesołem, 
Widząc, że śpi myśliwiec, koń i pies z sokołem. 
  12
Alcyna, skoro jej to doszło, jakiem kształtem 
Uciekł i straży posiekł i przejechał gwałtem, 
Tak była tą nowiną w sercu przerażona, 
Że mało nie umarła, żalem zwyciężona; 
Szaty darła, twarz sobie paznogciem drapała, 
Nieostrożną i głupią siebie nazywała, 
W larmę456 bije i ludzie do gromady zbiera 
I gonić się Rugiera zbiegłego wybiera. 
  13
Na dwie części rozdziela i lud rozprawuje: 
Jednych w drogę, którą się udał, wyprawuje, 
Do morskiego się portu obraca z drugiemi, 
I wsiadszy na okręty, sama jedzie z niemi. 
Czerni się pod żaglami morze, a po wodzie 
Czynią wtem siwe piany niedościgłe łodzie; 
Tak się jej chce Rugiera, że się nie postrzega, 
Że nieosadzonego pałacu odbiega. 
  14
Żadnej na mocnem zamku nie zostawia straży: 
Tak się kwapi, tak sobie wszytko lekceważy, 
By go tylko lub żywo lub martwo dostała. 
Melissa też, co na to cicho pilnowała, 
Po opuszczonem szuka pałacu powolej, 
Chcąc tych, co pod jej władzą beli, wziąć z niewolej; 
Charaktery457 i znaki wydrożone psuje, 
Obrazy pali, węzły, wichry rozwięzuje. 
  15
Zaczem przez pole biegli dawni miłośnicy, 
Którzy, jako się zdało brzydkiej czarownicy, 
W drzewa, w bydła, w kamienie, w zdroje obróceni, 
Od Melissy w swą postać beli odmienieni. 
I wszyscy się udali Rugierowem śladem, 
Uciekając przed wiedmy rozgniewanej jadem; 
Zdrowo do Logistylle nakoniec przybyli, 
Skąd się do Persów, Indów, Greków zaś wrócili. 
  16
Wszytkich Melissa do swych krajów odesłała, 
Za co niezmierne dzięki od nich otrzymała. 
O książęciu angielskiem pierwszą miała pieczą, 
Jemu napierwej postać wróciła człowieczą, 
Do czego Rugierowe pomogły przyczyny, 
I że z cną Bradamantą szedł z jednej rodziny; 
Który jej i pierścienia swego chciał pozwolić, 
Aby się mógł beł Astolf tem prędzej wyzwolić. 
  17
Na prośby Rugierowe, z Melissinej sprawy 
Dostał, jakom rzekł, Astolf człowieczej postawy; 
Która nie miała dosyć, że mu pierwszą postać 
Wróciła, ale zbroje obiecała dostać 
I kopiej ze złota, która gdy zabodła, 
Każdyby namężniejszy wypaść musiał z siodła. 
Teraz jej panem Astolf, przedtem beł Argali; 
Oba nią we Francyej czci wielkiej dostali. 
  18
Nalazła ją Melissa w pałacu schowaną 
Pospołu z jego zbroją, złotem nabijaną, 
Którą mu była wzięła niedawno królowa 
I oddała ją temu, co rynsztunki chowa. 
To sprawiwszy, osiadła grzbiet hipogryfowi, 
Kazawszy wsieść pomału za się Astolfowi, 
I z niem do Logistylle jadąc, tak kwapiła, 
Że Rugiera godziną dobrą uprzedziła. 
  19
Tem czasem między cierniem, między kamieniami, 
Rugier do mądrej wieszczki obracał wodzami 
Z skały na skałę, konia zajmując ostrogą, 
Przykrą, pustą zarosłą i nieznaczną drogą, 
Aż z niesłychanem trudem w dolinę przybywa, 
Której odnoga wodą brzeg ślizki umywa; 
Między morzem i górą pewną położona 
Na południe, piaszczysta, bezludna, spalona. 
  20
O przyległy pagórek słońce uderzone 
I zasię promieniami swemi odtrącone, 
I powietrze i piasek suchy tak paliło, 
Żeby się śkło z gorąca było roztopiło. 
Ptacy w cieniu milczeli i odpoczywali, 
Sami świercze zbytniemu gorącu łajali 
Przykrem rymem po chróstach, po trawach na dworze, 
Ogłuszając doliny, góry, niebo, morze. 
  21
Trud ledwie wytrzymany, słoneczne promienie 
Przykre, ale daleko przykrzejsze pragnienie 
Spracowanego barzo rycerza trapiły 
I wszędzie go przez suche piaski prowadziły. 
Ale iżby was tęskno było i niegrzeczy, 
Kiedybych was na jednej tylko bawił rzeczy, 
Małą chwilę Rugiera w gorącu odjadę, 
A do Szkocyej szukać Rynalda pojadę. 
  22
Wszyscy barzo na on czas Rynalda ważyli, 
Król, królewna i szkoccy panowie go czcili; 
Który potem królowi, dostawszy słuchania, 
Opowiedział przyczynę swego przyjechania, 
Jako był od swojego pana do Szkocyej 
I do blizkiej o pomoc posłany Angliej, 
Ukazawszy, że ją beł przeciwko pogaństwu, 
Cesarzowi powinien, więc i chrześcijaństwu. 
  23
Powiedziano od króia, ile sił zstawało 
I ile się królestwo jego rozciągało, 
Że zawżdy wspierać sławy był gotów z swej strony 
I ratować cesarza i jego korony 
I że chocia go barzo czas ściskał, potężne 
Miał kazać zebrać wojsko i piesze i jezne; 
I kiedyby beł młodszem i nie tak starganem 
Pracami, samby mu beł wodzem i hetmanem. 
  24
Ale i tenby go wzgląd nie zatrzymał w ziemi, 
Aby się ruszyć nie miał sam z wojski swojemi, 
Kiedyby nie miał swego jedynego syna, 
I dowcipu i wielkiej dzielności Zerbina, 
Którego miasto siebie chciał mieć na hetmaństwie. 
Prawda, że go nie było w ten czas w jego państwie; 
Ale że się miał wrócić dosyć wcześnie, tuszył, 
Nimby wyprawił wojsko i nimby je ruszył. 
  25
Po wszytkiej ziemi swojej listy rozpisuje 
Przypowiedne, piechotę i jezdę przyjmuje; 
Pieniądze wczas sposabia, okręty z pilnością 
Rynsztunkami i różną ładuje żywnością. 
Wtem Rynald do Angliej przyjechał skwapliwy, 
A król go odprowadzał — tak mu beł życzliwy — 
Aż do samych Beroik i tak powiedali, 
Że obadwa płakali, kiedy się żegnali.  
  26
Kiedy dobry wiatr powstał i słońce pogody 
Pewne obiecowało, Rynald szedł do wody. 
Skoro wsiadł w łódź, żeglarze powrozy zbierali 
I od brzegów ją w drogę wiosły odpychali. 
Tak jachali, aż byli tam, gdzie z niewściągnionem 
Pławem swem piękny Tamis458 ginie w morzu słonem, 
Skąd potem łódź przez wielki ustęp morski poszła 
Do Londru459, używając i żaglu i wiosła. 
  27
I cesarz i król Otton, który w oblężeniu 
Beł z cesarzem w Paryżu, dał na odprawieniu 
Do książęcia z Waliej460 pisma wyrażone 
Rynaldowi i znaki przedtem umówione, 
Aby się pilnie starał i tak o tem radził, 
Jakoby co nawiętsze do portów sprowadził 
Wojsko i do Kales je w armacie przeprawił, 
A stamtąd do Francyej potem je wyprawił. 
  28
Książę, który beł został na miejscu Ottona 
I którego słuchała angielska korona, 
Tak przyjmował i tak czcił Rynalda mężnego, 
Żeby beł nie mógł barziej czcić króla swojego; 
I zaraz na królewskie chciał mieć rozkazanie 
Po wszytkiem państwie popis i okazowanie, 
I dzień pewny i blizki naznaczył, którego 
Miał się wszytek lud ściągnąć do portu morskiego. 
  29
Ale mi trzeba czynić tak, jako dobremu 
Lutniście, na biesiedzie zacnej grającemu, 
Który głosy odmienia, bijąc w te i w owe 
Strony, czasem basowe, czasem tenorowe. 
Terazem, o Rynaldzie mówiąc, sobie wspomniał, 
Żem dawno Angeliki nadobnej zapomniał, 
Którąm zostawił, jako rączo uciekała 
I jako pustelnika na drodze potkała. 
  30
Powiem jaką część małą historyej o niej. 
Pomnicie, jako mnicha, co się trafił do niej, 
Aby jej drogę skazał do morza, dla Boga 
Prosiła: tak się bała Rynalda nieboga. 
Wierzy, że umrze, jeśli morza nie przebędzie, 
Bo od niego w Europie bezpieczna nie będzie. 
Ale stary pustelnik, który ją zabawił, 
Żeby z niem pomieszkała, radby jako sprawił, 
  31
Przerażony na sercu z anielskiej gładkości, 
Która w niem oziębione zagrzała wnętrzności; 
Ale widząc, że ona o to nic nie dbała 
I w drogę dalszą jachać, nie bawiąc się, chciała, 
Aby za nią nadążył, przez sto ubogiemu 
Sztychów dał osiełkowi ostrogą swojemu. 
Ale on ledwie stępią wlecze się leniwo, 
Na cwał pewnie nie pójdzie nigdy, jako żywo. 
  32
A iż śpiesznie pojeżdżać Angelika jęła, 
Widząc, żeby mu zbyła i z oczu zginęła, 
Wrócił się w zad i przyzwał do swego mieszkania 
Czartów, zawsze posłusznych jego rozkazania. 
Jednego sobie obrał, którego nauczył, 
Na co go potrzebował; temu to poruczył, 
Aby wszedł zaraz w konia, co niósł w czasy one 
Gładką dziewkę i jego serce zapalone. 
  33
Jako więc pospolicie pies zwyczajny, który 
Goni małe zwierzęta, przez pola, przez góry, 
Gdy jedną stroną bieży liszka albo zając, 
On mu drogę zabiega, na ślad nic nie dbając, 
Potem się na przechodzie zasadzi i skradnie 
I czeka, że mu samo zwierzę w gębę wpadnie: 
Tak mnich choć różną drogą Angelikę goni, 
Pewna, że mu nie zbędzie461, że mu się nie schroni. 
  34
Jużem ja zgadł, tak wiedzcie, jużem się domyślił 
I powiem inszem czasem, co mnich sobie myślił, 
Czego się Angelika ani domyślała, 
I raz mniej, drugi więcej na dzień ujeżdżała 
Na koniu, który już beł barzo obciążony, 
Bo się w niem krył piekielny duch zły zatajony, 
Jako się czasem ogień mały kryje, który 
Potem straszne zapały wymiata do góry. 
  35
A wtem się Angelika w swą drogę udawa 
Przy morzu, które mężne Gaszkony napawa, 
I po brzegu przy samej wodzie konia wiedzie 
I gdzie wilgotność twardszą drogę dawa, jedzie. 
A wtem jej konia szatan, co się w niem zakrywał, 
Gwałtem wciągnął do wody, że rad nierad pływał. 
Nie wie, co rzec, lękliwa dziewka, tylko w ręku 
Siodło ściska i mocno trzyma się u łęku. 
  36
Chce nazad, ale im go barziej wodzą wściąga, 
Uporniej w głębią idzie i szyję wyciąga. 
Szatę swoję, żeby jej nie zmaczać, zebrała 
I nóg, strzegąc się wody, wzgórę umykała. 
Wiatrek wolny bił złote włosy rozplecione 
I tam i sam po obu ramionach puszczone; 
Więtsze wiatry ucichły i cicho milczały 
I z morzem się tak pięknej twarzy dziwowały. 
  37
Ona na zad do ziemie mdłe
1 ... 188 189 190 191 192 193 194 195 196 ... 334
Idź do strony:

Darmowe książki «Orland szalony - Ludovico Ariosto (internetowa biblioteka naukowa txt) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz