Darmowe ebooki » Epos » Orland szalony - Ludovico Ariosto (internetowa biblioteka naukowa txt) 📖

Czytasz książkę online - «Orland szalony - Ludovico Ariosto (internetowa biblioteka naukowa txt) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Ludovico Ariosto



1 ... 183 184 185 186 187 188 189 190 191 ... 334
Idź do strony:
zmyślonej potwarzy. 
Zatem za wytrąbieniem trzeciem drzewo344 w toku345 
Złożył; ale i Rynald ze wszytkiego skoku 
Także przeciwko niemu bieżał i tak mierzył, 
Żeby go prosto w piersi trafił i uderzył. 
Jakoż się skutek potem z jego żądzą zgodził: 
Właśnie go w piersi ostrą kopią ugodził. 
  89
Od konia kilka łokci z siodła wysadzony, 
Padł, mając koniec drzewa w piersiach przyłomiony. 
Leżącego na ziemi Rynald następuje, 
Zsiadszy z konia, i hełm mu kryty rozwięzuje. 
On się bronić nie może, ręce tylko wznosi 
I u niego pokornie miłosierdzia prosi, 
I tak, że król mógł słyszeć i bliższy dworzanie, 
Wyznał jawnie, że słuszne za fałsz wziął karanie. 
  90
Coś jeszcze więcej nad to chciał mówić, gdy leżał 
Na ziemi, ale go głos i żywot odbieżał. 
Król widząc swą fałszywie dziewkę oskarżoną, 
Od osławy346 i śmierci razem wybawioną, 
Beł weselszy i barziej został pocieszony, 
Niżli kiedyby zbywszy państwa i korony, 
Teraz mu ją zaś na skroń kładziono; samego 
Poważa i czci tylko Rynalda mężnego. 
  91
I poznawszy go z twarzy, gdy szyszak zdjął z głowy — 
Bo go przedtem widywał — nabożnemi słowy 
Dziękował Bogu, że mu tak godny ratunek, 
Jaki to beł, w czas posłał na jego frasunek. 
Tam też zaś nieznajomy drugi rycerz, który 
Przyjechał beł na on czas dla królewskiej córy 
Wszytek zbrój no, aby jej w tem razie ratował, 
Wszytkiemu się, na stronie stojąc, przypatrował. 
  92
Ten beł proszon od króla, aby mu powiedział 
Imię swoje, albo zdjął szyszak, żeby wiedział, 
Jako mu to nagrodzić, i aby pokazał, 
Że jego dobrą wolą wysoko poważał. 
On też na te królewskie prośby i namowy 
Nie chciał się dłużej bawić i szyszak zdjął z głowy. 
Kto to beł i jak się zwał? — Jeśli chcecie wiedzieć, 
O wszytkiem w drugiej pieśni wolę wam powiedzieć. 
 

Koniec pieśni piątej.

VI. Pieśń szósta Argument
Albańskie księstwo dają Aryodantowi 
W posagu, cnej Ginepry wybawicielowi. 
Rugier mając pod sobą koń dziwny, skrzydlaty, 
Trafia, gdzie beł Alcyny chytrej dwór bogaty; 
O której się nierządzie potem dowiaduje 
Od mirtu i wyjechać od niej się gotuje; 
Ale wstręty najduje potem i obrony, 
Na nowy bój od pięknych dziewek prowadzony. 
  Alegorye

Pałac Alcyny w tej szóstej pieśni i sama Alcyna, która nacieszywszy się chwilę z swemi miłośnikami, potem je obracała w drzewa i w źwierzęta, znać nam daje, jako rozkoszy cielesne odejmują postać ludzką, nie tylko rozum, człowiekowi, który się na nie uda.

1. Skład pierwszy
Myli się, kto źle czyniąc, rozumie, że złości 
I grzech i jego zdrady mają być w skrytości; 
Bo powietrze, które ma wszędzie koło siebie, 
I ziemia sama woła, w której je pogrzebie, 
Choćby wszyscy milczeli, i Bóg to sprawuje 
Częstokroć, że grzech, skoro czas mały folguje, 
Tak grzesznika prowadzi i tak oszukiwa, 
Że, niepytany, niechcąc sam siebie odkrywa. 
  2
I Polineks na on czas mniemał nieszczęśliwy, 
Że miał być tajny jego uczynek złośliwy, 
Kiedyby beł Dalindę, jako się usadził, 
Która to sama mogła objawić, zagładził. 
Przydawszy grzech do grzechu, tak się stąd ucieszył, 
Że złe, które mógł odwlec, sam sobie przyśpieszył. 
Mógł je zwlec lub mu zniknąć347 człowiek niepobożny, 
A teraz sam wbiegł pędem na śmierć, nieostrożny. 
  3
I razem i majętność i żywot utracił 
I co daleko więtsza, czcią tego przypłacił. 
Powiedziałem wam przedtem, jako poznać chciano 
Rycerza, który, kto był, jeszcze nie wiedziano; 
Teraz tę historyą kończę. Kiedy pilnie 
Król, aby mu się odkrył, prosił go usilnie, 
Pokazał, że był, zdjąwszy z głowy hełm spiżany, 
Aryodant, po wszytkiej Szkocyej płakany.  
  4
Którego rozumiejąc, że już beł zginiony, 
Płakała i królewna i jego rodzony, 
Płakał król i wszytek lud, dworzanie płakali, 
Bo wielką jego dobroć wszyscy miłowali. 
To były szczere plotki, które rozsiał o niem 
On pielgrzym, że utonął i już było po niem. 
Prawda jednak, że widział, kiedy z ostrej skały 
Głową na dół z zapędem skoczył między wały. 
  5
Ale jako się często trafia stroskanemu, 
Z ostatecznej nadzieje nagle zrzuconemu, 
Że się śmierci napiera i chciwie jej czeka, 
A kiedy blizko przydzie, to przed nią ucieka: 
Tak Aryodant, w morze na on czas wskoczywszy, 
Widząc, że źle, prędko się na śmierć rozmyśliwszy, 
Tak się długo mocował z wodą, że nie zginął 
I z morskich nawałności zdrów na brzeg wypłynął. 
  6
I chciwości swej zbytniej na śmierć przyganiając 
I szaleństwem ją wielkiem w sobie nazywając, 
Szedł w drogę, umaczany, od brzegu onego, 
Aż domek pustelnika natrafił jednego; 
I tam chwilę pomieszkać i z niem się zabawić, 
Aż dotąd sobie myślił, ażby się mógł sprawić, 
Jeśli348 piękna Ginepra miała się radować 
Z tego jego przypadku, jeśli349 go żałować. 
  7
Tam to naprzód usłyszał, że gdy się otarła 
Ona wieść o jej uszy, mało nie umarła 
Od okrutnego żalu i wszędzie mówiono 
Po Szkocyej, że o jej żywocie wątpiono; 
Co beł przeciwny skutek we wszytkiem onemu 
Omylnemu tak barzo widzeniu swojemu. 
Potem wiedział zaś i to, co Lurkan uczynił, 
I jako cną Gineprę przed królem obwinił. 
  8
Nie mniejszem gniewem pałał przeciw niemu pewnie, 
Jaką pałał miłością przeciwko królewnie; 
Zdał mu się być niesłuszny on jego uczynek, 
Chocia o jego krzywdę miał wniść w pojedynek. 
Słysząc potem, że dotąd nie beł nikt gotowy, 
Coby chciał o królewnę wstąpić w bój Marsowy, 
I że za tak mężnego Lurkaniego mieli, 
Że się z niem bić i z niem się kosztować nie śmieli. 
  9
I że nadto ci, którzy Lurkaniego znali, 
Tak o jego baczeniu i cnocie trzymali, 
Że kiedyby to beł fałsz jaki nieprawdziwy, 
Co powiadał, nie szedłby na raz tak wątpliwy, 
I każdy się obawiał, który beł z jej strony, 
Żeby się beł niesłusznie podjął tej obrony — 
Nakoniec po rozwadze i długiem rozmyśle 
Stanąć przeciwko bratu zawarł350 na umyśle. 
  10
»Nie mógłbym — prawi — słyszeć i znieść tej nowiny, 
»Żeby nieszczęsna miała umrzeć z mej przyczyny, 
»I śmierćby mi dopiero przykra być musiała, 
»Kiedyby przed oczyma memi umrzeć miała. 
»Próżno to: ona sercu mojemu panuje, 
»Ona zdrowiem i mojem żywotem szafuje. 
»Lub słusznie lub niesłusznie dają jej tę winę, 
»Byle ona została żywą, ja niech zginę. 
  11
»Wiem, że się o niesłuszną biorę i ujmuję 
»I że zginę, lecz o to namniej się frasuję; 
»Barziej o to, że gdy mię zabiją, i ona 
»Za mą śmiercią musi być na śmierć osądzona. 
»Jedna mi tylko w śmierci pociecha zostawa, 
»Że jeśli ją Polineks, jako to udawa, 
»Miłuje, obaczy to i dobrze uważy, 
»Że jej odbieży, że się dla niej nie odważy. 
  12
»Ujźrzy i mnie, którym tak od niej urażony, 
»Że na śmierć pójdę dla jej zdrowia i obrony, 
»I jednem razem pomstę odniosę nad bratem, 
»Który ten ogień wzniecił tak wielki, a zatem 
»Sprawię, że to obaczy, że nie inszy skutek 
»Będzie jego postępku, jedno żal i smutek: 
»Mniemając, że się brata pomści sam nad bratem, 
»Zostanie mężobójcą i okrutnem katem«. 
  13
Skoro to w swoich myślach zawarł351 w onej dobie, 
Nowego konia, nowej zbroje dostał sobie. 
Wszytek się czarno ubrał, tarcz mu uczerniono, 
Po brzegach zmalowano żółto i zielono352. 
Z trafunku potkał w drodze pewnego lokaja, 
Który beł niewiadomy tamecznego kraja; 
Tego tylko wziął z sobą i tak, niepoznany, 
Stanął przeciwko bratu, we zbroję ubrany. 
  14
To, co się zasię stało, słyszeliście o tem, 
I jako się dał poznać Aryodant potem; 
Z czego król tak się cieszył, jako z wybawienia 
Swojej córki od śmierci i od obelżenia, 
Uważając, że w dawny i w ten wiek dzisiejszy 
Nie beł nigdy miłośnik szczerszy i wierniejszy, 
Który po takiej krzywdzie i takiej urazie 
Stanął przeciwko bratu w onem jej złem razie. 
  15
I z swej łaski ku niemu i na zdanie panów 
Swoich radnych i wszytkich przedniejszych dworzanów 
I gwoli proszącemu za niem Rynaldowi 
Dał za żonę Gineprę Aryodantowi; 
Księstwo albańskie, które po śmierci książęcej 
Na króla przypadało, przydawszy mu więcej 
Wsi do niego przyległych i bliższe powiaty, 
Swojej kochanej córce dał w posag bogaty.  
  16
I to Rynald uprosił, że imo353 się puścił 
Swą obrazę i wszytko Dalindzie odpuścił; 
Która, że ślub tajemny beła uczyniła, 
Syta świata, do Boga myśli obróciła 
I zarazem się w drogę puściła z Szkocyej, 
Chcąc mniszką zostać w pewnem klasztorze w Dacyej354. 
Ale mi się już wrócić do Rugiera trzeba, 
Który na lekkiem źwierzu wyleciał pod nieba. 
  17
Lubo Rugier beł śmiały i mąż niestrwożony 
I nie zbladł i na twarzy nie beł odmieniony, 
Ja temu wierzyć nie chcę, żeby mu nie drżało 
I żeby mu się serce w on czas bać nie miało. 
Tak daleko wyleciał w niezwykłej prętkości, 
Że nietylko Europę w wielkiej odległości, 
Ale już beł i znaki minął355 i zostawił, 
Które za kres żeglarzom Herkules ustawił356, 
  18
Bo hipogryf, dziwny zwierz, tak prętko skrzydłami 
Machał i tak prętko siekł powietrze piórami, 
Żeby beł rączem lotem nie dał wprzód ptakowi, 
Który prętkie pioruny nosi Jowiszowi. 
Jeśli który ptak lotem i rączością słynie, 
On każdego wyścignie i każdego minie. 
Wierzę, że gromy tylko same prędzej lecą, 
Które nieba ogniste na dół z góry miecą. 
  19
Skoro wielką część świata przebiegł, nie zstępując 
W lewo i w prawo, ale nabarziej prostując, 
Nakoniec syt powietrza, wielkiemi kołami 
Na jednę pewną wyspę powracał skrzydłami, 
Podobną tej, na której po długiem męczeniu 
Swojego miłośnika i swem zatajeniu 
Nadobna Aretusa357 próżno uchodziła 
Ślepą drogą podziemną i morze brodziła. 
  20
Tak wiele świata przebiegł, a nie widział jeszcze 
Tak rozkosznego kraju, jako ono miejsce; 
Ale choćby beł wszytek i tam i sam różno 
Przewidział, takie drugie naleść było próżno. 
Nad którem zakoli wszy koły przestronemi 
Z Rugierem koń skrzydlaty, spuszczał się ku ziemi, 
Gdzie pagórki uprawne, przejźrzoczyste wody, 
Łąki i brzegi piękne i pyszne ogrody, 
  21
Łąki wesołe i w nich w rzędy usadzone 
Różne drzewa, i w owoc i w kwiat opatrzone, 
I palmy i cyprysy i pięknie kwitnące 
Pomarańcze i mirty i cedry pachniące 
Sprawą gęstego liścia358 i przyjemnych cieniów 
Używały gorąca słonecznych promieniów, 
A między gałęziami słowicy latali 
I rozkosznemi garły wdzięcznie przebierali.  
  22
Między rumianą różą i białą lilią, 
Które tam zawżdy świeże z ciepłych wiatrów żyją, 
Przechodzą się zające prętkie z królikami 
I wyniosłe jelenie z pysznemi czołami; 
Nie boją się bezpieczni, bo ich tam nie straszą, 
Lub się w trawie pokładą, lubo się w niej pasą. 
Skaczą pierzchliwe sarny i chyże daniele, 
Których tamte równiny mają barzo wiele. 
  23
Gdy niedaleko ziemi beł zwierz niestateczny, 
Tak blizko, że skok z niego nie beł niebezpieczny, 
Rugier wsparty na ręce i kęs wyniesiony 
Na łęku, skoczył z niego na wzgórek zielony 
I mocno w ręku trzyma u wódz długie pasy, 
Bojąc się, aby wzgórę nie biegł w one czasy. 
Potem go przywięzuje do mirtu jednego 
Między sośnią359 i dębem u brzegu morskiego. 
  24
I przy zdroju, obeszłem360 płodnemi palmami 
I wkoło opasanem pięknemi cedrami, 
Rozebrał się ze zbroje, hełm i rękawice 
I tarcz zrzucił i złożył tuż podle krynice; 
I raz do gór, a drugi raz do morskiej wody 
Obracał twarz na wiatry, przynoszące chłody, 
Które z wolnem szemraniem wierzchy drzew ogromnych 
Trzęsły, lip, sosien361, buków i dębów niezłomnych. 
  25
Czasem sobie spoconą twarz, czoło rękami 
I suche wargi płócze zimnemi wodami, 
Aby się mu zagrzane ochłodziły żyły, 
Które się w niem z dźwigania zbroje rozpaliły. 
Jakoż słusznie z nią tęsknił i nie dziwna była, 
Że mu się tak na on czas barzo uprzykrzyła, 
Bo w niej bez odpoczynku ubiegł w lot źwierzęcy, 
Jeśli nie więcej, wielkich mil pod pięć tysięcy.  
  26
Tam między gałęziami ustrojone w pierze 
Stojąc w cieniu i chłodzie ono dziwne źwierzę, 
Porwie się, chcąc uciekać, bo mu się tak zdało, 
Że nań coś straszliwego z gęstwy wypadało, 
I mirtem, u którego było uwiązane, 
Tak trząsł, że opadały rózgi przyłamane, 
I porusza go prawie z samego korzenia, 
Ale mocnego urwać nie może rzemienia. 
  27
Jako pień, który ma drzeń362 próżny i nadgniły, 
Kiedy się podeń ognie mocne podłożyły, 
Skoro w niem płomień strawi mokre wilgotności 
I wiatr wielki, który miał w śrzodku swych wnętrzności, 
Ożywa się i sapi i dźwięk czyni na dnie, 
Aż drogę najdzie, którą do wierzchu wypadnie: 
Tak piszczał i tak sapał, od konia ciągniony, 
I nakoniec się ozwał on mirt urażony. 
  28
Ozwał się, jako trzeba, głosem dosyć głośnem 
I wyraźnem, lecz smętnem i barzo żałosnem: 
»Jeśli — prawi — pobożność i ludzkość miłujesz, 
»Jeśli jakie litości miejsce zostawujesz, 
»Jakoć widzę przystoi i jako postawą 
»I twarzą ukazujesz skłonną i łaskawą, 
»Odwiąż konia ode mnie: dosyć ciężkie razy 
»I męki wewnątrz cierpię krom zwierzchniej urazy!« 
 
1 ... 183 184 185 186 187 188 189 190 191 ... 334
Idź do strony:

Darmowe książki «Orland szalony - Ludovico Ariosto (internetowa biblioteka naukowa txt) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz