Darmowe ebooki » Epos satyryczny » Reineke - Lis - Johann Wolfgang von Goethe (biblioteka publiczna online txt) 📖

Czytasz książkę online - «Reineke - Lis - Johann Wolfgang von Goethe (biblioteka publiczna online txt) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Johann Wolfgang von Goethe



1 ... 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12
Idź do strony:
to borsuk odpowie: — Niedobre przynoszę wam wieści. 
Król się zawziął, by was pozbawić i mienia, i życia; 
Pospolite ruszenie powołał; przedniejsi rycerze, 
Zbrojni w dzidy, rusznice i łuki, z taborem wojennym 
Wkrótce zebrać się mają i oblec wasz zamek warowny. 
Myś i Srogosz na nowo są w łaskach u króla, jak nigdy 
Tylko patrzeć, jak wilk hetmańską otrzyma buławę. 
Kruk z wiewiórką przed tron na waści skargę zanieśli, 
W wielkiej jestem obawie, wujaszku, o koniec tej sprawy. 
 
— Tylko tyle? rzekł lis. To furda, wierzaj mi, bracie. 
Choćby się nawet i król, i rada na jedno spiknęli, 
Skoro tam tylko zawitam, przez nogę ich wszystkich przesadzę. 
Oto zabierzmy się lepiej do smacznej choć skromnej przekąski. 
Właśnie złowiłem tu parę gołąbków młodych, a tłustych; 
Lubię bardzo te ptaszki, to strawa i lekka, i miła. 
Pójdźmy zatem do mojej niewiasty; lecz nie mów jej, proszę, 
Z czym przybyłeś, bo ona do serca by zaraz to wzięła. 
Jutro społem ruszymy do dworu; tuszę zaś sobie, 
Że mi dopomóc tam zechcesz, jak godzi się między krewnymi. 
— Chętnie oddam majątek i życie na wasze usługi, 
Rzecze borsuk; a lis mu na to: — Wdzięcznym ci będę 
Póki żyję, siostrzanie. — Aż tamten znów się odezwie: 
— Mówcie śmiało do króla; wysłucha was, ręczę wam za to, 
Bo królowa z lampartem po waszej, wujaszku, są stronie. 
 
Tak gawędząc ze sobą, do hożej poszli gosposi; 
Podzielono gołąbki i każde swą cząstkę spożyło. 
Smaczne były, bo smaczne, lecz skąpo przypadło na głowę: 
Byliby chętnie schrupali i tuzin, gdyby go mieli.  
 
Po wieczerzy, rzekł lis: A muszę też teraz waszeci 
Synków swoich przedstawić, boć przecie jest czym się pochwalić. 
Oto starszy Capikur, a owo pieszczoszek nasz Lubuś. 
Wielką mam z nich pociechę: roztropne to, zręczne, pojętne 
I zabiera się sprytnie do łowów wszelkiego rodzaju. 
Przy tym ja ich przyuczam, jak psów się ustrzec i strzelców; 
Gdy dorosną, to nigdy nie zbraknie już u nas zwierzyny, 
Bo wrodzili się w ojca; chwytają szybko i składnie, 
A i w skoku są silni i pewni, co rzeczą jest ważną. 
— Wielka łaska to nieba, odeprze borsuk, gdy dzieci 
Dobrze się komu127 udają: albowiem przyszłość i rodzin, 
I narodów zależy od cnót i przymiotów młodzieży. 
Dumny jestem, że mam tak dzielnych swojaków w swym rodzie. 
 
Wtem mu przerwie gospodarz, rzucając lisicy te słowa: 
— Pora nam spocząć, niewiasto, bo siostrzan128 nasz srodze zmęczony. 
 
Więc posłanie wygodne, na słomie i liściach suszonych, 
Sporządzono w sypialni i wszyscy tam społem chrapnęli; 
Tylko Reineke lis, choć miną junacką nadrabiał, 
Zasnąć nie mógł stroskany i ranek w dumaniu go zastał. 
Ledwo też ślepie rozwarła lisica, już ozwał się do niej: 
— Wyznać, duszko, ci muszę, że idę z Kosmaczem do dworu 
Ale nie frasuj się o mnie, a pilnuj dzieciaków i domu.  
 
Na to liszka129 mu rzecze: — Doprawdy, dziwię się bardzo, 
Że bez ważnej przyczyny, na nowo chcesz głowy nadstawiać; 
Czyż nie pomnisz przeszłości? — Zaiste, lis jej odpowie, 
Ciepło było mi wtedy; lecz różnie się dzieje na świecie: 
Raz się bywa na wozie, to znów się legnie pod wozem. 
Jednak spokojną bądź o mnie, za dni niewiele powrócę.  
 
Rzekłszy to, chwycił za kij i odszedł z borsukiem Kosmaczem.  
 
Pieśń VIII
Szli więc razem krewniacy przez pola, i łąki, i bory, 
Wprost do zamku, gdzie król zasiadał z wasali swych gronem. 
W drodze Reineke rzekł: — Na dwoje babka wróżyła; 
Jednak szepce mi coś, że wszystko się dobrze zakończy. 
Lecz wysłuchaj tymczasem powtórnej mych grzechów spowiedzi, 
Bom o dawnych przepomniał130 i nowych napłatał niemało. 
 
Więc po pierwsze, jak wiesz, i Myś, i Srogosz przeze mnie 
Postradali131 niesłusznie po sporym szmacie swej skóry. 
Sam królowi naplotłem wierutnych baśni o skarbach. 
Dalej Dobrutkę zagryzłem, a głowę jego, miast listów, 
Przez barana posłałem do dworu. Nieborak Kłęboróg 
Życiem mą zdradę przypłacił. Wiewiórkę także skrzywdziłem. 
Wreszcie ze wstydem wyznaję, że w oczach kruka niedawno 
Żonę Dzióbajkę mu zjadłem, obżarstwu gwoli132 wstrętnemu. 
Oto są grzechy spełnione po pierwszej już owej spowiedzi. 
 
Alem jeszcze zapomniał o jednej sprawce z przeszłości. 
Idąc z wilkiem na żer, spostrzegliśmy klacz i źrebiątko. 
Srogosz strasznie był głodny; więc rzecze do mnie: — Kolego, 
Racz się klaczy zapytać, czy czasem nam źrebca nie sprzeda. 
Jam też podszedł i prawię: — Przezacna niewiasto, powiedzcie, 
Czy to źrebię jest wasze i czybyście zbyć go nie chcieli? 
— Owszem, odrzecze mi klacz, za dobre pieniądze je oddam, 
Cenę znajdziecie spisaną na spodzie kopyt mych tylnych. 
Zmiarkowałem jej podstęp. Więc mówię: Wyznać wam muszę, 
Żem niebiegły w czytaniu; a zresztą nie o mnie tu idzie, 
Lecz o wilka-Srogosza, co źrebca kupić zamierza. 
— Niechże przyjdzie, odparła, objaśnię go krótko a jędrnie. 
 
Zatem rzekłem wilkowi: — Jeżeli towar mieć chcecie, 
To targujcie go sami. Kobyła ma cenę spisaną 
Na swych tylnych kopytach. Zobaczcie tylko, mój kumie, 
Owo pismo, to może i jego znaczenia dojdziecie. 
 
— Jażbym nie miał zrozumieć osnowy133 pisma? wilk krzyknie. 
A to rzeczy zabawne! Toż wiecie, że władam wybornie 
Z dawnych języków łacińskim, a z nowszych włoskim, francuskim 
I angielskim po trosze. Jam przecie getyngskiej wszechnicy 
In absentia134 doktor. Wyczytać bym nawet potrafił 
Starodawne skryptury, tak biegle, jak własny swój podpis. 
Odszedł tedy i spytał kobyły: — Co chcecie za źrebca? 
Tylko się proszę nie drożyć. — Tu cenę znajdziecie na spodzie, 
Klacz mu rzecze, i zaraz z murawy nogę podniosła, 
Sześcią135 gwoźdźmi podkutą. Aż gdy się doktor nachyli, 
By zobaczyć pisanie136, jak wierzgnie, mierząc mu w czoło, 
Tak się biedak przewrócił, a klacz ze źrebcem uciekła. 
Długo leżał bez duszy i ledwo w godzinę dopiero 
Oprzytomniał nieborak. Jam wtedy przystąpił do niego: 
— Jakże kupno? pytałem; czy drogo zapłacić wam przyszło? 
Co tam było u klaczy na tylnym kopycie, doktorze? 
— Jeszcze ze mnie szydzicie? żałośnie jęknął raniony. 
Bodaj kaci porwali tę klacz z długimi nogami! 
Gwoździe miała w kopytach, prawdziwe pismo ćwiekowe, 
Z przeczytania onego137 sześć dziur mi w głowie zostało. — 
Ledwo z ran się wylizał. — I tak wyznałem ci wszystko, 
Co mi na sercu ciężyło. Jakkolwiek się los mój obróci, 
Zawszem ulżył sumieniu i śmielej już w przyszłość spoglądam. 
 
Borsuk na to: — W istocie, zgrzeszyliście ciężko, mój wuju; 
Ha, cóż robić? umarli nie wskrzesną138, choć byłoby lepiej, 
Gdyby odżyć zdołali. Jednakże wybacza się wiele 
Temu, co śmierć mu zagraża. Najgorsza, powiem wam, sprawa 
Z tym morderstwem Dobrutki; bo sami też przyznać musicie, 
Że zuchwalstwem to było posyłać łeb jego królowi.  
 
— Stało się, przerwie mu lis; co będzie ze mną, to będzie. 
Widzisz bo bratku, że radzić rozumnie i innym, i sobie 
Nie jest rzeczą tak łatwą. Toć świętym być trudno na świecie. 
Każdy swoje ma wady, i jeślim przez krewkość zawinił, 
To i oni mi także niemało dopiekli, zaprawdę. 
Zając drażnił mnie wielce ciągłymi skokami swoimi, 
Pulchność mię jego nęciła, więc afekt na bok iść musiał. 
Zresztą tępe to było, niezdarne i głupie okrutnie. 
Wprawdzie miłować należy bliźniego jak siebie samego, 
Ale spójrzmy dokoła, czy przykład przyświeca nam z góry? 
Lew rozbija niegorzej, jak każdy z jego wasali, 
A gdy sam nie zagrabia, to każe niedźwiedziom lub wilkom. 
Jednak nie ma nikogo, co śmiałby mu prawdę powiedzieć; 
Wszyscy milczą, bo wszystkim z milczeniem jest arcywygodnie. 
Co ci starszy zabierze, przepadło, rozstąp się ziemio! 
Toteż król nasz i pan nazywa nas dziećmi swoimi, 
Aby wszystko, co nasze, za swoje uważać był w prawie; 
Lubi przy tym, gdy dwór tańcuje, jak zagrać mu każe; 
A że niedźwiedź i wilk do łaski królewskiej wrócili, 
Gawiedź bije im czołem i korzy się przed ich potęgą 
Jeśli biedny się lis poważy kuraka zadusić, 
Wszyscy hurmem na niego! nuż tropić go, chwytać i sądzić! 
Małych złodziejów139 się wiesza, a wielcy bezkarnie rabują. 
Gdy to wszystko rozważę, doprawdy nabieram otuchy, 
Że nie jestem tak zły, jak może się ludziom wydaje. 
Wprawdzie i we mnie czasami odezwie się wyrzut sumienia, 
Ale nie trwa to długo. Bo cóż pomoże być zacnym, 
Kiedy tłuszcza bezmyślna i zacnych nawet spotwarza. 
Nie przepuszczą nikomu języki gminu złośliwe: 
Zawsze złe upatrują w swych panach, choć znają i dobre. 
Lecz co gorsza, każdemu się zdaje, że on bez pochyby140 
Światem by rządził najlepiej. Oj, gdybyć to każdy przynajmniej 
Własną żonę i dzieci w karności utrzymać potrafił, 
Gdyby z krnąbrną czeladką skutecznie uporać się zdołał, 
Gdyby umiał żyć sam rozumnie śród141 głupich i próżnych! 
My tymczasem lubimy od innych wymagać wszystkiego, 
A od siebie nic nie dać. Dlatego w zepsuciu grzęźniemy. 
Potwarz, kłamstwo, obłuda, zabójstwo i krzywoprzysięstwo, 
Grabież cudzej własności, to rzecz zwyczajna dziś wszędzie. 
Żyje się tylko z dnia na dzień i każdy małpuje bliźniego, 
Tym się przed sobą tłumacząc, że inni nie lepiej też czynią. 
 
— Wuju, borsuk mu rzecze, zaprawdę dziwna to spowiedź: 
Zamiast o własnych swych grzechach, prawicie mi ciągle o cudzych. 
Niechaj każdy w swem kółku to spełnia, co pełnić mu każą 
Honor i prosta powinność, a wszystkim nam będzie z tym dobrze. 
 
Tak gawędząc, niebawem do lwiej się zbliżyli siedziby 
I spotkali na drodze pawiana w podróżnym ubiorze. 
Powitano się grzecznie i Reineke z biedą się swoją 
Przed krewniakiem użalił: jak świeżo kruk i wiewiórka 
Oczerniły go srodze, w obliczu monarchy i rady.  
 
— Kumie, pawian odpowie, ruszajcie śmiało do dworu; 
Tam, przy boku królowej, żoneczka moja, jak wiecie, 
Honorową jest damą i wielkim zaszczyca się wpływem. 
Ona wam chętnie pomoże, bo mądra to bardzo niewiasta. 
Zresztą wracam dziś jeszcze, a król od dawna wie o tym, 
Żem życzliwy jest dla was i marnie zginąć wam nie dam. 
 
Więc pokrzepion142 na duchu, już raźniej Reineke ruszył 
Prosto na sądy królewskie, gdzie liczne czyhały nań wrogi143.  
 
Pieśń IX
Ale gdy przybył do dworu i ujrzał tam tłumy niechętnych, 
Którzy zemstą ku niemu pałali i zgubić go chcieli, 
Uczuł trwogę nieborak, choć miną nadrobił i giestem144, 
Przeciskając się butnie z borsukiem do tronu monarchy. 
Więc towarzysz mu szepnie — Wujaszku, nie traćcie odwagi! 
Cało z tej sprawy wyjdziecie, bo śmiałym zwykle los sprzyja. 
— Prawdę mówisz, rzekł lis, i jeśli przy życiu zostanę, 
Dobro ci dobrem odpłacę. — Raz jeszcze obejrzał się wkoło 
I zobaczył tam wielu krewniaków, lecz mało przyjaciół. 
Tedy Reineke-lis przed tronem ukląkł na ziemi. 
— Bóg najwyższy, zawołał, niech raczy zachować cię, panie, 
Wraz z królową jejmością, i łaską natchnąć was swoją, 
Byście prawdę od fałszu we wszystkim odróżniać zdołali, 
Bo zbyt wiele jest teraz matactwa i zdrady na świecie. 
Gdyby tak każdy na czole miał napis, co zacz i co myśli, 
Miłościwy nasz król oceniłby szczerość słów moich. 
Wiem, że licznych mam wrogów, co pragną mię wyzuć z twych względów, 
Władco zwierząt potężny! Lecz ufny w twą mądrość i stałość, 
Wierzę, że z drogi słuszuości sprowadzić cię nikt nie potrafi. 
 
— Łotrze, odpowie mu król, na ten raz przebiegłe twe słowa 
Nie przydały się na nic. Rabujesz, cyganisz i zdradzasz, 
Jak widzieliśmy świeżo na biednej wiewiórce i kruku. 
Ale dosyć już tego: przebrała się miara twych zbrodni! 
 
Lis pomyślał strapiony: Ha, kuso coś ze mną naprawdę; 
Ale kto zabrnął, ten musi i przebrnąć. Spróbuję raz jeszcze... 
 
— Wielki królu, przemówił, jeżeliś na śmierć mnie osądził, 
To z mylnego jedynie na całą tę sprawę poglądu. 
Racz mię zatem wysłuchać. Wszak zawsze radziłem ci dobrze, 
Wiernie przy boku twym stając, gdy inni od ciebie stronili, 
Czyliż sądzisz, że byłbym tak śmiało się stawił u dworu, 
Gdybym winnym się czuł tych przestępstw i wielkich, i drobnych? 
Nie, pozostałbym raczej u siebie, w swej twierdzy warownej, 
Zamiast skwapliwie, bez zwłoki, posłusznym być twemu wezwaniu. 
Alem przybył i żądam, by wszelkie pokątne obmowy 
Powtórzono mi w oczy, otwarcie, jak czynić się godzi. 
Naprzód więc co do wiewiórki opowiem w krótkości rzecz całą. 
 
Wczoraj rano, o świcie, siedziałem przed swoim zameczkiem, 
W zwykłym ducha skupieniu, pacierze zmawiając poranne. 
Wtem wiewiórka przechodzi i wita się ze mną uprzejmie, 
Mówiąc, że idzie do dworu. — Bóg z wami! powiadam jej na to, 
A ujrzawszy, że biedna znużona jest srodze podróży. 
Sam wyniosłem jej chleb, i masło, i świeże wisienki. 
Jadła jeszcze ze smakiem, gdy zbliżył się do nas mój Lubuś, 
Ukochany pieszczoszek, i chwycił ze stołu kęs chleba, 
Boć dzieciaki łakome są zawsze; aż chytre stworzenie 
Jak go skrobnie pazurem po pyszczku, tak krew się polała. 
Widząc to, starszy mój syn Capikur za bratem się ujął; 
Walka nie żartem zawrzała i ledwom rozłączyć ich zdołał. 
Jeśli podstępna wiewiórka w tym boju, z jej winy powstałym, 
Wąsy i ucho straciła, niech sobie to tylko przypisze. 
 
Albo znowu ten kruk. W południe przybiegł sam do mnie, 
Z wielkim lamentem, zwiastując, że żona śmiertelnie
1 ... 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12
Idź do strony:

Darmowe książki «Reineke - Lis - Johann Wolfgang von Goethe (biblioteka publiczna online txt) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Podobne książki:

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz