Darmowe ebooki » Dramat wierszowany » Brand - Henryk Ibsen (literatura naukowa online .txt) 📖

Czytasz książkę online - «Brand - Henryk Ibsen (literatura naukowa online .txt) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Henryk Ibsen



1 ... 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24
Idź do strony:
jeden człek, 
Ale ten miał bzika w głowie!”... 
  WÓJT
grożąc palcem
Cokolwiek tu proboszcz powie 
Jednak lud, choć w dobrej wierze, 
Trochę z nim się, rzekłszy szczerze, 
Nie po ludzku obszedł... 
  PROBOSZCZ
wzruszając ramionami
Panie, 
Powiem ci na pożegnanie 
Że „vox populi, vox dei183”. 
 
odchodzą
Na rozległym płaskowzgórzu.
Szaruga rośnie i ciężkie obłoki spędza na śnieżne pola; tu i ówdzie wychylają się czarne szczyty i na nowo giną w mgłach. Brand nadchodzi pokrwawiony, poturbowany. BRAND
przystaje i spogląda poza siebie
Tłum tysiączny za mną kroczył, 
Ale szczytu nikt nie zoczył. 
Wszystkie serca snać upiększa 
Rozbudzona, coraz większa, 
Żądza jakichś większych dni! 
W wszystkich duszach hasło brzmi: 
„Dalej! W bój pod świętym znakiem!”, 
Lecz na polu bitwy makiem 
Jakbyś zasiał... Nikt ofiary 
Nie chce ponieść. Tak bez miary 
Tchórzem wola jest podszyta! 
Nikt o męstwo się nie pyta. 
Jeden zmarł za słabość świata, 
A tchórzostwo dziś, w te lata, 
Zbrodnią zwać się już przestało. 
 
opada na kamień i bojaźliwie rozgląda się wokoło
Ileż razy moje ciało 
Dreszcz przebiegał, w „chowanego” 
Gdy się bawiąc, do ciemnego 
Biegłem ukryć się alkierza. 
Lecz dziecięca dusza świeża. 
Gdy największy krew mych żył 
Ścisnął strach, gdy brytan wył, 
Czuła, że za firankami 
Słońce żywym blaskiem mami, 
Że za chwilę światła zdroje 
Spłyną w ciemne ściany moje, 
Że ten promień jasny, krzepki, 
Przezwycięży mrok izdebki, 
Że przepędzi wszystkie duchy, 
Co budziły przestrach głuchy! 
Gdzież potęga tego słońca? 
Noc ponura, noc bez końca, 
A tam siedzi lud w tej mroczy — 
Białe włosy, zgasłe oczy — 
Strzeże dawno zgasłych snów! 
Los wyprawił straszny łów, 
A on starcze ściska pięście, 
Grozi losom, co mu szczęście 
Uśmierciły — patrz, rok w rok 
U królewny-śnieżki zwłok, 
Tłumiąc w sobie gorzki ból, 
Nieszczęśliwy siedzi król, 
Ucho do jej płuc przykłada, 
Patrzy, słucha, śledzi, bada, 
Zali z zmarłej krwi o wiośnie 
Świeża róża nie wyrośnie! 
Nikt, jak on, nie rzucił w grób 
To, co było trupem — trup 
Żaden prawdy tej nie wzbudził, 
By się darmo nikt nie łudził, 
Że w żywocie nowym wskrześnie 
To, co zmarło... Zmarłe pieśnie — 
Pod mogilny rzuć je głaz! 
Nowe ziarna siać w ten czas, 
By z nich wyrósł owoc świeży — 
O to dbać mu dziś należy! 
Noc, posępna, głucha noc! 
Gdybym miał piorunów moc, 
Wówczas zniszczyłby mój grom 
Tej pozornej śmierci srom! ... 
 
zrywa się na równe nogi
Nocne pędzą gdzieś widziadła — 
Z piekieł zgraja ta wypadła! 
Czas ten zbrojny, czas pancerny 
Chce ofiary wielkiej, wiernej, 
Zamiast laski, chce żelaza, 
Miecza z pochew raz do raza 
Wydobywa w krwawej pracy! 
Tam wojują już krewniacy, 
A tu bracia, ślepcy sami 
I głuchmani, pod razami 
Uchylają trwożnie głów! 
Biedny lud mój, biedny chów! 
Nadmiar hańby tak go zmógł! 
Śród samotnych krocząc dróg, 
Tylko jęczą, tylko płaczą, 
Imię swe pokorą znaczą, 
Biedną bracią się rybaczą 
Zwąc w tej myśli, że w pokorze 
Najlepiej kierować może 
Swymi losy184 nędzny lud! 
Gdzie jest sztandar? Gdzie ten cud, 
Który na swym licu spaja 
Tęczowe kolory maja, 
Czerwono-niebiesko-złote? 
Gdzież ten tłum, co na ochotę 
Ruszył falą? Gdzie ta mnoga 
Rzesza, co ideologa 
Królewskiego otaczała, 
Kiedy jego moc wspaniała 
Wycinała ci swą ręką 
Ten twój język?... Tak, paszczęką 
Obdarzono cię, sztandarze, 
Ale smocze zęby wraże 
Nie wyrosły z twej gardzieli! 
Czemuż ci, co znak twój cięli 
Nożycami królewskimi, 
Nie przepadli razem z nimi 
Jeszcze onej dawnej chwili, 
Zanim dzieło swe spełnili? 
Drugi znak nasz czworogranny, 
Znak pokoju nieustanny, 
On za sygnał nam wystarczy, 
Kiedy burza tu zawarczy, 
Gdy łódź trzeba mieć na pieczy... 
Gorsze losy, gorsze rzeczy 
Rodzi przyszłość niewstrzymana: 
Ta obłoku czarna ściana, 
Brytańczyka dym węglowy, 
Brudzi łąki i dąbrowy, 
Każde źdźbło pokrywa sadzą. 
Z swą trującą idzie władzą, 
Kradnie dzień ze wszystkich dróg, 
Na tę zieleń naszych smug185, 
Na te miasta, na te sioła 
Deszcz popiołu sypie, zgoła 
Jak Wezuwiusz, dookoła. 
Brzydcy są dzisiejsi ludzie! 
Po kopalniach w ciężkim trudzie, 
Gdzie w kilofów takt kropelki 
Wody sączą, ginie wszelki 
Płód szlachetny; gorzko, luto186 
Tłum kaleki ostrzy dłuto, 
By wyzwolić kruszcu duchy... 
Ciało karle i duch kruchy, 
Rysy żądzą zeszpecone, 
Spoglądają w złota stronę. 
Któż tu płacze? Któż się śmieje? 
Brat ni ziębi ani grzeje, 
Nie ma człeka, nie ma męża, 
Co sam siebie przezwycięża — 
Huk kowadła, łoskot młota, 
Oto życia jest robota. 
Baśń o świetle już nie nęci! 
Już nie mają w swej pamięci 
Owi ślepcy, że dla człeka 
Chwila ta ma być daleka, 
By, gdy zgasną jego siły, 
Obowiązki się skończyły! 
Gorsze losy, gorsze rzeczy 
Przyszłość z siebie tu wyłuska! 
Wilcza gardziel mędrkowania 
Chce pochłonąć blask mądrości. 
Krzyk w północne idzie włości: 
„Pomagajcie doli człeczej, 
Ratujcie nas!” A to karli 
Syczą: „Siły byśmy starli, 
Cóż my mamy przy tym dziele? 
Wszak nas luda jest niewiele! 
Naród silny niech się waży 
Stać na dóbr powszednich straży! 
Nie zadamy sobie trudu, 
Aby krew naszego ludu 
Dać za jakieś puste dymy! 
Wszak nie żadne my olbrzymy, 
Nie wyrosną żadne sprzęty 
Z świętych harców, z walki świętej! 
Toć nie za nas cierpiał wiernie 
On, gdy skroń mu bodły ciernie, 
Gdy mu włócznię wbijał w bok 
Żołdak rzymski, kiedy tłok 
Obszarpańców w głos się śmiał, 
Gdy mu straszny, ludzki szał 
Wbijał gwoździe w nogi, ręce! 
Tak, nie za nas On w tej męce 
Konał kiedyś!... My za mali... 
On nas nie kładł na swej szali! 
Ten krzyż cieśli i ta góra, 
Te powrozy, ta purpura 
Krwi spod razów Ahaswera187 — 
Wszystko to jest prawda szczera, 
Lśniąca w tym pasyjnym dziele, 
Obchodzonym dziś w kościele!” 
 
rzuca się w śnieg i chowa oblicze; po chwili wznosi wzrok do góry
Czy ja śniłem? Czym się zbudził? 
Czy mnie jakiś obraz łudził? 
Czy wodziło mnie widziadło, 
Co w tych mrocznych mgłach przepadło? 
Czyż zapomniał człek w tej dobie 
O Tym, który go po sobie 
Stworzyć raczył? Czyż ten człek 
Na wieki w przepaści legł? 
 
nasłuchuje
Cóż to? Straszne wichru siły 
Językami przemówiły? 
  CHÓR NIEWIDZIALNYCH
huczy wskroś burzy
Z prochuś powstał, czym twa wola, 
Czymże przy Nim twoja moc? 
Wytrwasz, czy też ujdziesz z pola, 
Perć188 twa zawsze spada w noc. 
  BRAND
powtarza wyrazy powyższe i mówi cicho
Snać jest prawda w słów tych treści! 
Kazał iść za próg kościoła, 
Zrzec się tego, co się mieści 
W mej tęsknocie, w mej boleści; 
Mroki rozsiał mi dokoła, 
Zlecił walczyć aż do końca, 
Abym upadł dziś — bez słońca! 
  CHÓR NIEWIDZIALNYCH
coraz silniej huczy nad jego głową
Płazie, prochu! Czym twa woła 
Czymże przy Nim jest twój duch? 
Zdążaj naprzód, czy schodź z pola, 
Dzieło twe — to marny puch! 
  BRAND
Żonę drogą, dziecko moje, 
Dni, co miały w szczęścia chwale 
Płynąć, w gorzkiem zmienił boje 
Wszystkom rzucił to na szale — 
Dziś, zwyciężon, sam tu stoję! 
  CHÓR
łagodnie i wabiąco
Choć największe byś ofiary 
Składał Mu po wieków wiek, 
Nie dorośniesz Jego miary, 
Boś nic więcej, tylko człek! 
  BRAND
z cichym płaczem
Żono, dziecię, wróćcie do mnie! 
Sam na pustej siedzę zboczy, 
Szczęście ujrzeć chcą me oczy, 
W mgłach się gubię nieprzytomnie. 
 
podnosi oczy do góry; plama świetlana wylania się z mgieł i rozszerza się przed nim, zjawia się postać niewieścia w jasnej szacie z płaszczem na ramieniu. To Agnieszka ZJAWISKO
uśmiecha się i wyciąga ku niemu ramiona
Masz mnie znowu, swą Agnieszkę!  
  BRAND
zrywa się na równe nogi
Tyś to weszła na mą ścieżkę? 
Żyjesz?  
  ZJAWISKO
Wszystko było snem! 
Teraz koniec jest ze złem!  
  BRAND
Ty! Agnieszka!  
 
rzuca się ku niej ZJAWISKO
z krzykiem
Nie ktej stronie189! 
Czyż nie widzisz? Przepaść zionie! 
Czy nie słyszysz? Huk siklawy!  
 
łagodnie
To nie sen już! To nie zjawy 
Chmurne, groźne! Wszystko tobie 
Widziało się, jak w żałobie 
Nocy ciemnej! Sen to chwili, 
Żeśmy ciebie opuścili!... 
  BRAND
Żyjesz! Chwała!... 
  ZJAWISKO
szybko
Ani słowa! 
Chodź! Czas nagli!  
  BRAND
A dziecina? 
  ZJAWISKO
Żyje! Jak roślina 
Żyje młoda, świeża, zdrowa! 
Snem li były męki twoje, 
Marą wszystkie twe przeboje. 
Alf wyzdrowiał, w oczach rośnie, 
Babka pieści go miłośnie, 
A i kościół stoi też, 
Tak, jak niegdyś! Jeśli chcesz, 
Zbuduj większy! W naszym siole 
Ludzie w krwawym się mozole 
Tak, jak niegdyś, kąpią wraz! 
  BRAND
Niegdyś —?  
  ZJAWISKO
Tak, jak w owy czas, 
Gdy był spokój. 
  BRAND
Spokój? 
  ZJAWISKO
Strach, 
Że tak zwlekasz.  
  BRAND
Ja śnię! Ach! 
  ZJAWISKO
Nie! Ty nie śnisz! Jak po znoju, 
Trza opieki-ć i spokoju, 
  BRAND
Silny jestem!  
  ZJAWISKO
Tak, a przecie 
Możemy cię, ja i dziecię, 
Stracić znowu, jak cień jaki, 
Ujdziesz nam na obce szlaki, 
Wzdyć osłabnie duch twój, człeku, 
Gdy nie weźmiesz się do leku. 
  BRAND
Daj mi lek ten!  
  ZJAWISKO
Ty go masz, 
Ty sam jeden zdrowia straż 
Dzierżysz w ręku....  
  BRAND
Wymieńże mi! 
  ZJAWISKO
Stary lekarz, co licznemi 
Księgi mądrość swoją sycił, 
Trzy słóweczka li pochwycił — 
W nich choroby onej siła, 
Co szaleństwem cię raziła! 
Tych wyrzeczesz się najświęciej, 
Te wykreślisz z swej pamięci — 
One bowiem źródłem mar tych. 
Co cię w swych ramionach zwartych 
Tak trzymają — te trzy słowa 
Masz zapomnieć, jeśli zdrowa 
Ma być dusza, gdy z jej lic 
Chora ma ustąpić bladość! 
  BRAND
Prośbie mojej uczyń zadość: 
Wymień!  
  ZJAWISKO
Wszystko albo nic! 
  BRAND
cofając się
To jest?  
  ZJAWISKO
To! Jakom ja żywa, 
A ty poddan śmierci! Lecz, 
Lecz swą duszę!... 
  BRANDA
A więc miecz 
Jeszcze wisi!...  
  ZJAWISKO
Precz stąd! Precz! 
Przy mnie radość się odzywa, 
Przy mnie rozkosz! Otom żona! 
Przytul mnie do swego łona 
I w cieplejsze pośpiesz kraje! 
  BRAND
Ma choroba już ustaje. 
  ZJAWISKO
Wróci znowu. 
  BRAND
Nie! Nie wróci! 
Już gorączka mi nie kłóci190 
Myśli! Niech śni, kto ma chęci — 
Mnie zaś nęci jasność życia!  
  ZJAWISKO
Życia?  
  BRAND
Za mną! 
  ZJAWISKO
Jakie plany 
Rozpierają ci twą duszę?  
  BRAND
W życie sen przemienić muszę, 
Czyn wykonać zaniedbany!  
  ZJAWISKO
Niemożliwe! Wszystkie dreszcze 
Tych męczarni — nie!...  
  BRAND
Raz jeszcze! 
  ZJAWISKO
Strasznych słów bolesną treść 
Dobrowolnieś gotów znieść 
I na jawie? 
  BRAND
I na jawie! 
Dobrowolnie!...  
  ZJAWISKO
Stracić dziecię?  
  BRAND
Stracić. 
  ZJAWISKO
Brand! 
  BRAND
To mus jest przecie. 
  ZJAWISKO
Patrzeć jeszcze, jak się dławię, 
Jak mi krew się w żyłach ścina, 
Aż nadejdzie znów godzina, 
Co od ciebie mnie wyzwoli? 
  BRAND
Muszę.  
  ZJAWISKO
Dzień zastąpić nocą, 
Tłumić blaski, co się złocą, 
Gardzić słodką szczęścia mocą, 
Nie zamykać serca doli 
W pieśni?  
  BRAND
Czyż ja byłbym sobą — 
Powiedz — gdybym się tą dobą191 
Miał oszczędzać?  
  ZJAWISKO
Przyjacielu, 
Zapomniałeś, że u celu 
Przedrzeźniała ciebie złuda, 
Że oplwano twoje cuda, 
Że cię bito, opuszczono! 
  BRAND
Nie dla siebiem szarpał łono, 
Nie dla zwycięstw walczył swych! 
  ZJAWISKO
Wystawiałeś się na sztych 
Za żyjących w kopalń norze! 
  BRAND
Jeden człek wypłoszyć może 
Dużo mroków. 
  ZJAWISKO
Twardyś bój 
Toczył za straceńców rój! 
  BRAND
Wiele nieraz — toć nie dziwy! — 
Zdoła jeden sprawiedliwy. 
  ZJAWISKO
Wspomnij sobie spór ten jeden: 
Kto wyrzucał nas za Eden? 
Nie otworzą się już wrota, 
Które ta zamknęła ręka! 
Płonne trudy, płonna męka! 
  BRAND
Wolną drogę ma tęsknota! 
  ZJAWISKO
ginie śród huku, jak gdyby gromowego, mgła zwala się na miejsce, na którym stało; zrywa się krzyk ostry, przeraźliwy, jak gdyby krzyk uciekającego
Umrzyj! Czego chcesz na ziemi?! 
  BRAND
stoi chwilę, jakby ogłuszony
Znikło! Przeszło! W mgłę czarnemi 
Powionęło skrzydły192 — tam! 
Niby jastrząb! Znowu kłam 
Nastawił swe sieci — zguby 
Chciały mojej złe
1 ... 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24
Idź do strony:

Darmowe książki «Brand - Henryk Ibsen (literatura naukowa online .txt) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz