Henryk Ibsen
Brand
tłum. Jan Kasprowicz
Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, jest dostępna on-line na stronie wolnelektury.pl.
Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Nowoczesna Polska.
ISBN 978-83-288-5575-5
Brand
Strona tytułowa
Spis treści
Początek utworu
Akt pierwszy
Akt drugi
Akt trzeci
Akt czwarty
Akt piąty
Przypisy
Wesprzyj Wolne Lektury
Strona redakcyjna
Brand
Poemat dramatyczny w pięciu aktach
Osoby:
Brand1
jego Matka
Ejnar, malarz
Agnieszka2
Wójt
Doktór
Proboszcz
Kościelny
Bakałarz
Gerda
Chłop
Syn chłopa, wyrostek
Drugi chłop
Kobieta
Druga kobieta
Pisarz
Duchowieństwo i Zwierzchność
Lud, Mężczyźni, Kobiety i Dzieci
Kusiciel w pustyni
Chór niewidzialnych
Głos
Rzecz dzieje się w naszych czasach, częścią w parafii, częścią poza parafią, obok fiordu, na zachodnimi wybrzeżu Norwegii.
Przyjaciele Wolnych Lektur otrzymują dostęp do prapremier wcześniej niż inni. Zadeklaruj stałą wpłatę i dołącz do Towarzystwa Przyjaciół Wolnych Lektur: wolnelektury.pl/towarzystwo/
Akt pierwszy
Na śnieżnych polach górskich.
Ciężkie gęste mgły; deszcz i półmrok. Brand w czarnym ubraniu, z laską i weretkiem3, przeciska się naprzód w kierunku zachodnim. Towarzyszący mu Chłop i Syn jego, wyrostek, postępują za nim.
CHŁOP
woła na Branda
Hej tam! Zaczekać, cudzy4 człecze!
Gdzieżeś?
BRAND
Tu jestem!
CHŁOP
Człek się wlecze
We mgle, że nawet kij swój traci
Z oczu!... Zabłądzisz!
SYN
A niech kaci!
Jakieś tu żleby!
BRAND
Jakieś złomy!
Zaginął wszelki ślad widomy5!
CHŁOP
krzyczy
Stać! Do stu diabłów! Ani kroku!
Zwały z śnieżnego lecą stoku!
BRAND
nasłuchuje
Słyszę jak gdyby grzmot z daleka.
CHŁOP
Bystro przegryzła się tu rzeka,
Na dół w bezmierną przepaść spada...
Zginiesz i my zginiemy razem!
BRAND
Ja muszę przejść tam, trudna rada!
CHŁOP
Nas nie przynaglisz swym rozkazem...
Mówię ci: zostań! Nie baczycie,
Że tu o ludzkie chodzi życie?
BRAND
Mój Pan się śmieje z trwogi twojej.
CHŁOP
Któż to ten pan, co się nie boi?
BRAND
Ten Pan to Bóg!...
CHŁOP
A ty kim, panie?
BRAND
Księdzem.
CHŁOP
Daremne to gadanie:
Choćby był proboszcz, biskup z ciebie,
To byś odwagę swą w tym żlebie
Na wiek pogrzebał, gdybyś jeszcze
Chciał dalej iść w te mgły złowieszcze.
zbliża się ostrożnie; przekonywująco
Choćby był człowiek, mości księże,
Nie wiem, jak mądry, nie dosięże,
Czego dosięgnąć niepodobna!
W jedno li6 życie jest zasobna,
Księże, twa dusza; gdy to minie,
Cóż ci zostanie w twej godzinie?
Milę — powiadam prawdę szczerą —
Masz do następnej stąd chałupy,
A mgły tak gęste zewsząd kupy,
Że nie rozetniesz jej siekierą...
BRAND
Tak, lecz w tej pustce strasznej, dzikiej
Żadne mnie błędne dziś ogniki,
Widzisz, nie wodzą.
CHŁOP
Lecz dokoła
Sterczą lodowców groźne czoła.
BRAND
Tamtędy pójdziem...
CHŁOP
Co? Tamtędy?
Śmierć pomknie z nami wraz, w te pędy!
BRAND
A jednak uczył ktoś, że suchą
Przejść można nogą grzbietem fali.
CHŁOP
To było kiedyś... Dzisiaj dalej
Trudno się zmagać z zawieruchą,
Zginiem z kretesem!
BRAND
chce odejść
Żegnam zatem.
CHŁOP
Chcesz się pożegnać, widzę, z światem...
BRAND
Chceli7 mnie Bóg doświadczyć prawy,
Witajcie śniegi, mgły, siklawy8!
CHŁOP
cicho
Jakiś szaleniec... szuka zguby.
SYN
płaczliwie
Chodźmy stąd, ojcze!... Płone9 próby...
Widać po wszystkim, że tu jeszcze
Większe mgły będą, większe deszcze.
BRAND
przystaje i zbliża się ponownie
O ile myśli moje mogą
Przypomnieć sobie, toś miał drogą
Córkę w tych stronach, no, i ona
Dała ci kiedyś znać, zmartwiona,
Że jej nie znaleźć ciszy w grobie,
Jeśli nie spojrzy w oczy tobie
Choćby raz jeszcze? Czy być może?
CHŁOP
Tak mi dopomóż, Panie Boże!
BRAND
Że dziś ostatni dzień widzenia?
CHŁOP
Tak...
BRAND
I to woli twej nie zmienia?
CHŁOP
Nie!
BRAND
Nie? Nie pójdziesz dalej ze mną?
CHŁOP
Na mowę silisz się daremną,
Ani się ruszę...
BRAND
patrzy mu bystro w oczy
Miałbyś wolę
Złożyć talarów sto na stole,
Aby znalazła śmierć spokojną?
CHŁOP
O, tak!
BRAND
A dwieście? Czyż tak hojną
Byłaby dłoń twa?
CHŁOP
Czegóż nie da
Dłoń ma dla córki? Cała scheda10
Niech sobie pójdzie!
BRAND
No, a życie?
CHŁOP
Życie?... Mój słodki!...
BRAND
Nie?! ... Słyszycie...
CHŁOP
drapie się w głowę
To już byłoby ponad siły...
O Panie Jezu! Boże miły!
Czego ty żądasz? A dyć11 przecie
Mam jeszcze w domu żonę, dziecię...
BRAND
Lecz On się wyrzekł nawet matki!...
CHŁOP
Za dawnych czasów to po gładkiej
Szło jakoś drodze — cuda, dziwy
Działy się ongi. Sprawiedliwy
Człek dzisiaj o tym nie pamięta.
BRAND
Twą drogą śmierć jest! Na cóż pęta
Nakładasz na mnie? Nie znasz Pana,
I Pan cię nie zna.
CHŁOP
Niezbłagana
Dusza w tym księdzu.
SYN
ciągnie go
Chodźmy sami!
CHŁOP
Nie! Nie! On musi iść stąd z nami!