Darmowe ebooki » Dramat szekspirowski » Tymon Ateńczyk - William Shakespeare (Szekspir) (biblioteka informatyczna .TXT) 📖

Czytasz książkę online - «Tymon Ateńczyk - William Shakespeare (Szekspir) (biblioteka informatyczna .TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 William Shakespeare (Szekspir)



1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11
Idź do strony:
I DRUGI PAN

Alcybiades wygnany?

TRZECI PAN

Tak jest, możecie mi wierzyć.

PIERWSZY PAN

Jak to? Jak to?

DRUGI PAN

A za co, proszę?

TYMON

Zacni moi panowie, raczcie się przybliżyć.

TRZECI PAN

Wkrótce opowiem ci szczegóły; ale teraz wspaniała uczta nas woła.

DRUGI PAN

Zawsze po staremu.

TRZECI PAN

Tylko czy to długo potrwa? Czy to długo potrwa?

DRUGI PAN

Trwa dotąd — ale z czasem — być może...

TRZECI PAN

Rozumiem.

TYMON

Zasiadajcie proszę, a każdy z takim ogniem, z jakim by się przysuwał do ust swojej kochanki. Wszędzie te same zastawione potrawy. Tylko nie róbcie z naszej uczty miejskiego bankietu, nie pozwólcie, żeby ostygły potrawy, nim się zgodzimy, kto pierwszy zajmie miejsce. Siadajcie! Siadajcie! Tylko zacznijmy od bogów. Wy, potężni dobrodzieje, ześlijcie rosę wdzięczności na nasze zebranie! Rozlewajcie wasze dary, aby dziękowali wam ludzie, ale zatrzymajcie zawsze cząstkę na później, jeśli nie chcecie, żeby pogardzano waszą boskością. Użyczcie każdemu, co trzeba, żeby nic musiał pożyczać u drugich; bo gdyby waszemu nawet bóstwu przyszło pożyczać u ludzi, ludzie wyparliby się bogów. Sprawcie, żeby uczta była ucztującym droższą od traktującego. Nie dozwólcie, aby tam, gdzie się zebrało piętnastu, nie było mendla hultajów; a jeżeli dwanaście kobiet zasiądzie do stołu, sprawcie, żeby ich tuzin był — czym już jest teraz. Niech gniew wasz dotknie, o bogi, senatorów ateńskich z całą kliką pospolitego ludu; niech własne ich wady posłużą do ich ruiny; a co do tu przytomnych moich przyjaciół, jak niczym są dla mnie, tak nie błogosławcie im w niczym, i ja też na nic ich zaprosiłem. Odkryjcie, kundle, i chłepczcie!

Odkryte półmiski są napełnione gorącą wodą. KILKU

Jaka myśl jego dostojności?

KILKU INNYCH

Nie pojmuję.

TYMON
Bodaj z was żaden, gębni przyjaciele, 
Nigdy do lepszej nie zasiadł biesiady! 
Naturą waszą dym i ciepła woda. 
To pożegnanie Tymona ostatnie; 
Umorusany pochlebstw waszych brudem, 
Zmywa go teraz i na twarz wam pluska 
Podłością waszą dymiące pomyje. 
 
pluska im wodą w twarze
Żyjcie w pogardzie długo, pasożyty, 
Z wiecznym uśmiechem na nikczemnej twarzy, 
Uprzejme wilki, dworne rozbójniki, 
Wy letnie muchy, łagodne niedźwiedzie, 
Błazny fortuny, wierni przyjaciele 
Pełnych półmisków, czapki niewolnicy, 
Smrodne wyziewy i minut skazówki! 
Wszystkie choroby bydląt i człowieka 
Niech swą skorupą ciała wam powleką! 
Co? Już odchodzisz? Więc na pożegnanie 
Weź to lekarstwo, i ty, i ty, panie! 
 
rzuca na nich półmiski i wygania
Czekaj, chcę dać ci, a nie chcę pożyczać. 
Wszyscy zmiatają! Odtąd zawsze, wszędzie 
Łotr tylko niechaj gościem uczty będzie! 
Spal się, mój domu! A niechaj Ateny 
W ziemię zapadną! Tymon dziś ślubuje 
Wieczną nienawiść ludziom i ludzkości. 
 
Wychodzi. Wracają panowie z senatorami. PIERWSZY PAN

Co o tym wszystkim myślicie, panowie?

DRUGI PAN

Jak nazwać to szaleństwo Tymona?

TRZECI PAN

Uch! Czy nie widziałeś mojej czapki?

CZWARTY PAN

Płaszcz mój zgubiłem.

TRZECI PAN

Pan ten oszalał i słucha tylko swoich przywidzeń. Dał mi niedawno klejnot, a teraz odtrącił go od mojego kapelusza. Czy nie widziałeś mojego klejnotu?

CZWARTY PAN

A ty czy nie widziałeś mojej czapki?

DRUGI PAN

Tam leży.

CZWARTY PAN

A tu widzę płaszcz mój.

PIERWSZY PAN

Nie traćmy czasu!

DRUGI PAN

Tymon zwariował!

TRZECI PAN

Wiedzą coś o tym biedne me golenie.

CZWARTY PAN

Dawał brylanty, dziś daje kamienie.

Wychodzą.
Informacje o nowościach w naszej bibliotece w Twojej skrzynce mailowej? Nic prostszego, zapisz się do newslettera. Kliknij, by pozostawić swój adres e-mail: wolnelektury.pl/newsletter/zapisz-sie/
AKT CZWARTY SCENA PIERWSZA
Za murami Aten.
Wchodzi Tymon. TYMON
Niech raz cię jeszcze zobaczę. O murze, 
Który twym pasem otoczyłeś wilki, 
Zapadnij w ziemię! Nie broń dłużej Aten! 
Na kurtyzany zmieńcie się, matrony! 
Przeciw rodzicom podnieście bunt, dzieci! 
Szalona tłuszczo głupich niewolników, 
Poważnych starców wygoń z ław senatu 
I rządź na przyszłość rzecząpospolitą! 
Młode dziewice, w kałużę rozpusty 
Rzućcie się wszystkie pod matek oczyma! 
Zamiast dług spłacać weźcie nóż, bankruty, 
I wierzycieli poderżnijcie gardła! 
Okradaj pana, kupny niewolniku! 
Twój pan złodziejem na wielką jest skalę, 
Prawnie rabuje. Do pańskiego łoża 
Idź, służebnico: pani twa z zamtuza. 
Szesnastoletni synu, wydrzyj z ręki 
Starego ojca watowaną kulę, 
Strzaskaj mu czaszkę! Pobożność, skrupuły, 
Religia, pokój, sprawiedliwość, prawda, 
Domowe względy, sen w nocy spokojny, 
Dobry obyczaj, nauka, rzemiosła, 
Porządek stanów, prawa i zwyczaje, 
Wszystko niech zginie! Chaos rządzi światem! 
A wy, choroby, dziedzictwo ludzkości, 
Wyrzućcie wszystkie zaraźliwe febry 
Na lud ateński, już dla was dojrzały! 
Zimna scjatyko, ochrom senatorów, 
Niech mają nogi koślawe jak dusze! 
Wsuń się, rozpusto, w myśl i szpik młodzieży, 
Przeciw nurtowi cnoty niechaj płyną, 
Utoną w zbytkach! Wy, świerzbo i krosty, 
W krwi Ateńczyków ziarno siejcie wasze, 
Niech żniwem wszystkich jedynym trąd będzie! 
Tchu, dech zarażaj! Niech ich towarzystwo 
Tylko trucizną będzie jak ich przyjaźń! 
Nic nie uniosę z ciebie prócz nagości, 
Obrzydłe miasto! Daję ci w zapłatę 
Moje przekleństwo! Tymon w las się chowa, 
W najdzikszych zwierzach, do których ucieka, 
Więcej litości znajdzie niż u człeka. 
Ciebie zaś błagam, Jowiszu, twe strzały 
Niech na proch skruszą ateński lud cały! 
W Tymona piersiach niechaj rośnie z wiekiem 
Wstręt do wszystkiego, co się zwie człowiekiem. 
Amen. 
 
Wychodzi. SCENA DRUGA
Ateny. Pokój w domu Tymona.
Wchodzi Flawiusz z dwoma lub trzema sługami. PIERWSZY SŁUGA
Gdzie pan? Jesteśmyż naprawdę zgubieni? 
Wygnani z domu? Nic nam nie zostało? 
  FLAWIUSZ
Cóż wam powiedzieć mogę, przyjaciele?! 
Bóg mi jest świadkiem, jak wy jestem biedny. 
  PIERWSZY SŁUGA
Taki dom pusty! I pan tak szlachetny 
Dziś zrujnowany! Czyliż się nie znalazł 
Jeden przyjaciel, co by wziął za rękę 
Fortunę jego i w świat się z nim puścił? 
  DRUGI SŁUGA
Jak odwracamy oczy od kolegi 
W grób rzuconego, tak się odwracają 
Od pogrzebanej jego dziś fortuny 
Wprzód nieodstępni jego towarzysze, 
Czcze mu życzenia jak pustą sakiewkę 
Na pożegnanie tylko zostawiając; 
A on, ubogi, wszystkich burz igraszka, 
Z nędzą, jedyną swoją towarzyszką, 
Której jak dżumy świat cały unika, 
Błąka się teraz wzgardzony, samotny. 
Otóż i reszta. 
 
Wchodzą inni słudzy. FLAWIUSZ
Strzaskane narzędzia 
Zrujnowanego domu! 
  TRZECI SŁUGA
Serca nasze 
Jeszcze Tymona wiernie noszą barwę 
I to na twarzach czytać mogę waszych, 
Jesteśmy zawsze na służbie strapienia. 
Lecz barka cieknie, a my, biedne majtki, 
Już na tonącym stoimy pokładzie, 
Szum wichrów słyszym, które nas rozgonią 
Po nieskończonym oceanie życia. 
  FLAWIUSZ
Moim ostatkiem rozdzielę się z wami; 
A gdziebądźkolwiek spotkamy się znowu, 
Tymona pamięć przyjaźń koleżeńską 
Niech w nas zachowa; potrząsając głową, 
Jakby na jego fortuny pogrzebie, 
Powiedzmy: lepsze widzieliśmy czasy. 
Nadstawcie ręce, każdy coś dostanie. 
 
rozdaje im pieniądze
Ni słowa więcej: żegnam was jak braci, 
Idziem ubodzy, lecz w smutek bogaci. 
 
Wychodzą sługi.
Ach, ileż cierpień chwała nam przynosi! 
I któż by nie chciał bogactwa się wyrzec, 
Co go prowadzi do nędzy i wzgardy? 
Kto by zwodniczej pragnął chwały 
Życia, gdzie przyjaźń jest tylko marzeniem? 
Kto by przepychu chciał malowanego 
I malowanych tak jak on przyjaciół? 
Biedny mój panie, zgubą twoją było 
Dobre twe serce. O, jak rzadki człowiek, 
Którego głównym grzechem zbytnia dobroć! 
Kto by śmiał teraz być na pół tak dobrym, 
Gdy właśnie dobroć, która tworzy bóstwo, 
Pędzi człowieka w boleść i ubóstwo? 
Błogosławiony byłeś, drogi panie, 
Abyś przekleństwo uczuł tym boleśniej. 
Bogaty, żebyś nędzę lepiej poznał: 
Twoja fortuna cierpień twych sprawczynią. 
Biedny! Siedlisko potwornych przyjaciół 
Z wściekłością rzucił, nic z sobą nie uniósł, 
Czym by potrzeby życia zaspokoić. 
Pośpieszę za nim, może go wynajdę. 
Jakem mu dotąd służył wiernie, długo, 
Póki mam szeląg, będę jego sługą. 
 
Wychodzi. SCENA TRZECIA
Las.
Wchodzi Tymon. TYMON
O święte słońce, wszystkiego rodzicu, 
Pij zgniłą wilgoć z ziemi oparzelisk! 
Zatruj powietrze pod siostry twej sferą! 
Z jednego łona zrodzonym bliźniętom, 
Razem poczętym i razem powitym, 
Daj tylko później odmienną fortunę: 
Wyższy z pogardą niższego odepchnie, 
Stworzenie, wszystkich niedołęstw siedlisko, 
Wielkiej fortuny posiadać nie może, 
Żeby stworzeniem innym nie gardziło. 
Wynieś żebraka, obal senatora, 
Senator znajdzie dziedziczną pogardę, 
A na żebraka czekają honory; 
Jeden wypycha boki dobrą paszą, 
Boki drugiego chudną w niedostatku. 
Kto się odważy z ręką na sumieniu 
Wstać i powiedzieć: „Ten człek jest pochlebcą”? 
Jeśli pochlebcą jeden jest, są wszyscy. 
Bo każdy szczebel w drabinie fortuny 
Od wszystkich niższych pokłony odbiera; 
Mędrzec czapkuje przed złoconym głupcem. 
Wszystko to krzywe, nic nie stoi prosto 
W naszej przeklętej człowieczej naturze, 
Nic prócz łotrostwa. Brzydzę się też wami, 
Święta, zebrania, ludzkie zbiegowiska! 
Tymon się brzydzi podobnymi sobie 
I sobą samym! Niech zginie ród ludzki! 
Ty, ziemio, daj mi trochę twych korzonków. 
 
kopie
Tych, co od ciebie zażądają więcej, 
Pochleb językom zjadliwą trucizną! 
Cóż to jest? Złoto? Żółte i świecące, 
Kosztowne złoto? Modłym me zanosił 
Nie o to, Boże, ale o korzonki. 
Toć odrobina tego zmienić zdolna 
Czarne na białe, szpetne na urodne, 
A złe na dobre, podłe na szlachetne, 
Starość na młodość, tchórza na rycerza. 
Na co to, bogi? To zdolne odciągnąć 
Kapłanów waszych od waszych ołtarzy, 
Wyrwać poduszkę spod głów zdrowych ludzi. 
Złoty niewolnik ten wiąże i zrywa 
Ludzkie przysięgi, przeklętych poświęca, 
Każe ubóstwiać hydną trędowatość, 
Złodziejom daje godność i pokłony, 
Na senatorskiej ławie ich osadza, 
Płaczącą14 wdowę w nowe stadło wiedzie; 
Tej, którą nawet szpital trędowatych 
Od drzwi by swoich odepchnął ze wstrętem, 
Wdzięk i woń daje wiosennego ranka. 
Przeklęty prochu, świata wszetecznico, 
Ziarno niezgody między narodami, 
Znajdę ci miejsce natury twej godne. 
 
Marsz w odległości.
Co słyszę? bęben? Potężny złodzieju, 
Choć jesteś żywy, tam ja cię pogrzebię, 
Gdzie twoich stróżów podagryczne nogi 
Zajść nie potrafią. Tylko na zadatek 
Tę drobną cząstkę zatrzymam przy sobie. 
 
Zatrzymuje część złota. Wchodzą Alcybiades w wojennym rynsztunku przy odgłosie bębnów i piszczałek, Frynia i Tymandra. ALCYBIADES
Kto jesteś? 
  TYMON
Bydlę podobne do ciebie. 
Bodaj rak serce twe roztoczył za to, 
Żeś mi raz znowu twarz ludzką pokazał! 
  ALCYBIADES
Jakie twe imię? Jak możesz do tyla, 
Sam będąc człekiem, ludzi nienawidzić? 
  TYMON
Jestem mizantrop; brzydzę się ludzkością, 
A co do ciebie, pragnę, byś psem został, 
Bym cię mógł kochać trochę. 
  ALCYBIADES
Znam cię dobrze, 
Lecz nie znam przemian twojego żywota. 
  TYMON
Ja znam cię także i dlatego więcej 
Znać cię nie pragnę. Idź za twoim bębnem, 
Krwią ludzką ziemię pomaluj czerwono! 
Cywilne prawa i święte honory15 
Już są okrutne, czymże wojna będzie? 
Ta przy twym boku sroga nierządnica 
Mimo anielskiej twarzy swojej sieje 
Więcej zniszczenia od twojego miecza. 
  FRYNIA
Bodaj twe usta zgniły! 
  TYMON
Nie mam chęci 
Ust twych całować; niechże więc zgnilizna 
Do ust twych wróci. 
  ALCYBIADES
Jakich zdarzeń sprawą 
Tak się mógł Tymon przemienić? 
  TYMON
Jak księżyc; 
Brakło mi światła, bym je mógł rozdawać; 
Lecz się odnowić jak księżyc nie mogłem, 
Bo słońc nie było pożyczyć mi zdolnych. 
  ALCYBIADES

Szlachetny Tymonie, jaką mogę oddać ci usługę?

TYMON

Żadnej; stwierdź tylko dobitniej moje przekonanie.

ALCYBIADES

Jakie, Tymonie?

TYMON

Przyrzecz mi przyjaźń, a nie dotrzymaj. Jeśli mi nie przyrzeczesz, niech cię skarzą bogi, bo jesteś człowiekiem! A jeśli dotrzymasz, niech cię skarżą, bo jesteś człowiekiem.

ALCYBIADES
Słyszałem trochę o twoich przygodach16. 
  TYMON
Byłeś ich świadkiem, gdy żyłem w dostatkach. 
  ALCYBIADES
Widzę je teraz, wtedy był czas błogi. 
  TYMON
Jak twój jest dzisiaj w objęciach nierządnic. 
  TYMANDRA
Toćże jest Tymon, Aten ulubieniec, 
A świata dziwo? 
  TYMON
Toćże jest Tymandra? 
  TYMANDRA
Tak jest. 
  TYMON
Więc prowadź dalej twe rzemiosło, 
Z twoich kochanków żaden cię nie kocha; 
Za daną rozkosz zapłać im chorobą, 
Użyj lat młodych; twoich niewolników 
Poślij gromadą do łaźni i wanny, 
Skaż na post młodzież o różanych licach. 
  TYMANDRA
Na szubienicę, potworo! 
  ALCYBIADES
Tymandro, 
Przebacz mu, proszę, rozum bowiem jego 
Przepadł, utonął w nieszczęść jego morzu. 
Dobry Tymonie, niewiele mam złota 
I brak ten ciągłych buntów jest przyczyną 
W mej głodnej armii. Słyszałem z boleścią, 
Że te przeklęte Ateny, niepomne 
Twych wielkich czynów, gdy sąsiednie państwa, 
Gdyby nie miecz twój, byłyby je zgniotły... 
  TYMON
Każ bić twym bębnom i ciągnij, gdzieś zmierzał. 
  ALCYBIADES
Jak przyjaciela, żal mi cię, Tymonie. 
  TYMON
Dziwny to
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11
Idź do strony:

Darmowe książki «Tymon Ateńczyk - William Shakespeare (Szekspir) (biblioteka informatyczna .TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz