Darmowe ebooki » Tragedia » Koriolan - William Shakespeare (Szekspir) (czytanie książek TXT) 📖

Czytasz książkę online - «Koriolan - William Shakespeare (Szekspir) (czytanie książek TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 William Shakespeare (Szekspir)



1 ... 6 7 8 9 10 11 12 13 14 ... 19
Idź do strony:
wymienić i jego 
Wady. 
  SYCYNIUSZ
Konsula! Jakiego konsula? 
  MENENIUSZ
Konsula Koriolana. 
  BRUTUS
Co? On konsul? 
  OBYWATELE
Nie, nie, nie! 
  MENENIUSZ
Jeżelibym mógł zyskać posłuchanie 
Panów trybunów i wasze, poczciwi 
Obywatele, powiedziałbym słowo 
Lub dwa najwięcej, co by was o inną 
Nie przyprawiło szkodę jak o stratę 
Kilku chwil czasu. 
  SYCYNIUSZ
Mówcież, panie, mówcie, 
Ale niedługo, bo nam pilno sprzątnąć 
Ten gad zdradziecki168; wypędzić go grozi 
Niebezpieczeństwem, trzymać go zaś w mieście 
Grozi nam śmiercią, stanęło więc, że ma 
Zginąć tej nocy. 
  MENENIUSZ
Nie dajcie, bogowie, 
Aby nasz sławny Rzym, którego wdzięczność 
Dla zasłużonych dzieci swoich stoi 
W Jowisza nawet księdze zapisana, 
Na wzór wyrodnej matki miał dziś własny 
Płód swój pożerać. 
  SYCYNIUSZ
On jest chorobliwą 
Naroślą, którą gwałtem trzeba odciąć. 
  MENENIUSZ
O, on jest raczej chorym tylko członkiem, 
Odciąć go zgubnie, uleczyć go łatwo. 
Cóż on tak złego uczynił Rzymowi, 
Żeby aż na śmierć zasłużył? Że wrogów 
Naszych zabijał? Krew, którą utracił 
(A utracił jej, ręczę, o niejedną 
Uncję169 obficiej, niż jej dziś ma), krew ta 
Przelana była w obronie ojczyzny; 
Ma mu ojczyzna resztę jej odbierać? 
Taki postępek okryłby nas wszystkich, 
Co byśmy mogli zrobić to i ścierpieć, 
Wieczystym piętnem hańby. 
  SYCYNIUSZ
Stara piosnka. 
  BRUTUS
I na fałszywą nutę. Kiedy dobrze 
Służył ojczyźnie, wtedy go ojczyzna 
Umiała także cenić. 
  MENENIUSZ
Kiedy nogę 
Dotknie gangrena, dawne jej usługi 
Przestają już być cenione? 
  BRUTUS
Niczego 
Słuchać nie chcemy — idźcie go poszukać 
W jego mieszkaniu i wywlec go stamtąd, 
Aby się jego zaraźliwy oddech 
Dalej nie rozszedł. 
  MENENIUSZ
Jeszcze tylko słowo; 
Słowo, panowie. Ta tygrysia wściekłość, 
Poznawszy gorzkie skutki nierozważnej 
Swej porywczości, zechce poniewczasie 
Ołowiem sobie okowywać nogi. 
Złóżcie na niego sąd, inaczej bowiem 
Powstaną partie (bo on ma przyjaciół) 
I wielki nasz Rzym runie w waśni Rzymian. 
  BRUTUS
Gdyby tak miało być... 
  SYCYNIUSZ
Co wasze170 prawisz171! 
Nie wiemyż, jak on umie być posłusznym? 
Nie uderzyłże on naszych edylów? 
Nie targnąłże się na nas samych? Idźmy! 
  MENENIUSZ
Zważcie, że on się wychował w obozach, 
Odkąd mógł dźwignąć miecz, że się nie ćwiczył 
W cedzonej mowie, mąkę i otręby 
Razem pytluje172. Pozwólcie mi działać: 
Pójdę do niego i biorę na siebie 
Skłonić go, żeby się stawił przed wami 
I wedle prawnych form usprawiedliwił 
Z zarzutów albo kaźń poniósł. 
  PIERWSZY SENATOR
Szlachetni 
Obrońcy ludu, to jest droga zgodna 
Z ludzkością173, inna byłaby za krwawa; 
A końca naprzód nie można przewidzieć. 
  SYCYNIUSZ
Szlachetny Meneniuszu, bądźże waćpan 
W tej sprawie niby delegatem ludu. 
Mości panowie, złóżcie broń. 
  BRUTUS
Jednakże 
Nie rozpierzchajcie się. 
  SYCYNIUSZ
Idźcie na rynek; 
Tam, Meneniuszu, czekać na was będziem. 
Jeśli Marcjusza nam nie przyprowadzisz, 
Chwycim się pierwszej drogi. 
  MENENIUSZ
Przyprowadzę 
Go, przyprowadzę. Szanowni koledzy, 
Mogę na wasze liczyć uczestnictwo? 
Musi się stawić, inaczej najgorsze 
Skutki wynikną. 
  PIERWSZY SENATOR
Chętnie ci służymy. 
 
Wychodzą. SCENA DRUGA
Komnata w domu Koriolana.
Wchodzi Koriolan z patrycjuszami. KORIOLAN
Niech się wkoło mnie, jak chcą, srożą, niech mi 
Stawią przed oczy sromotną174 śmierć w kole175 
Albo u kopyt rozpędzonych koni; 
Niech na Tarpejską Skałę wsadzą jeszcze 
Dziesięć skał takich, aby dno przepaści 
Sięgało dalej, niż wzrok może dosiąc176; 
Jeszcze i wtedy będę dla nich takim 
Samym, jak jestem. 
  PIERWSZY PATRYCJUSZ
Tym szlachetniej czynisz. 
  KORIOLAN
Zastanawia mnie to, że moja matka 
Nie okazuje mi teraz takiego 
Zadowolenia jak dawniej, a przecie 
Sama ich dawniej zwała poddańcami 
Z wełną pod strzyżę177; istotami, które 
Na to są tylko, aby je kupować 
Za marny szeląg178 i za marny szeląg 
Sprzedawać; żeby szły na zgromadzenia 
Z odkrytą głową; żeby się gapiły, 
Słuchały, milcząc, i wpadały w podziw, 
Kiedy ktoś mego stopnia wstał i prawił 
O sprawach kraju!  
 
Wchodzi Wolumnia.
O was mówię, matko. 
Dlaczegóż mnie chcesz widzieć uleglejszym? 
Chciałabyś, abym zaprzeczał sam sobie? 
O, powiedz raczej, że nie zaprzestaję 
Być tym, czym jestem. 
  WOLUMNIA
Synu, synu, synu! 
Trzeba ci było wprzód pozyskać władzę, 
Nimeś179 ją stracił. 
  KORIOLAN
Dajmy temu pokój. 
  WOLUMNIA
Byłbyś był łatwo mógł być tym, czym jesteś, 
Gdybyś być sobą mniej był usiłował. 
Nie postawiono by się tak na drodze 
Twoim widokom, gdybyś był dopiero 
Wtedy był pozór odrzucił, kiedy by 
Już nie zdołano stanąć ci na poprzek. 
  KORIOLAN
Niech im kat świeci! 
  WOLUMNIA
Niech ich spali nawet! 
 
Wchodzi Meneniusz z senatorami. MENENIUSZ
Pójdź, pójdź! Za ostro się z nimi obszedłeś, 
Za opryskliwie; trzeba ci powrócić 
I złe naprawić. 
  PIERWSZY SENATOR
Nie ma środka; jeśli 
Tego nie zrobisz, nasze wielkie miasto 
Rozpadnie się i runie. 
  WOLUMNIA
Słuchaj rady; 
I ja mam serce nieugięte, ale 
Umysł mój zwraca czynność mego gniewu 
Na korzystniejsze drogi. 
  MENENIUSZ
Dobrze mówisz, 
Zacna matrono. Nimby on w ten sposób 
Stanąć miał przed tą trzodą w innym czasie, 
Nie omieszkałbym ja sam przywdziać zbroi, 
Którą już ledwie mogę dźwignąć; ale 
W obecnym razie krok ten jest niezbędny 
Jako lekarstwo w gwałtownej chorobie 
Czasu, potrzebne dla całego państwa. 
  KORIOLAN
Cóż mam uczynić? 
  MENENIUSZ
Wrócić do trybunów. 
  KORIOLAN
Dobrze; cóż potem? Cóż potem? 
  MENENIUSZ
Żałować 
Tego, coś wyrzekł. 
  KORIOLAN
Żałować? Przed nimi? 
Nie mógłbym tego przed obliczem bogów, 
A mam żałować przed nimi? 
  WOLUMNIA
Mój synu, 
Za niezawisły masz sposób myślenia: 
Piękny to przymiot, ale niebezpieczny 
W niektórych razach ostatecznych. Nieraz 
Z ust twych słyszałam, że honor i zręczność, 
Na wzór przyjaciół nierozłącznych, w parze 
Chodzą na wojnie; jeśli tak jest, powiedz, 
Czym może jedno drugiemu zaszkodzić 
W czasie pokoju, że je w nim rozdzielasz? 
  KORIOLAN
Przestańcie, matko. 
  MENENIUSZ
Dobre zapytanie. 
  WOLUMNIA
Jeśli na wojnie zgadza się z honorem 
Wydawać się tym, czym się w gruncie nie jest 
I k’temu zręczność przyzywać na pomoc: 
Dlaczegoż by mniej miało być godziwym 
Honor z zręcznością spleść w czasie pokoju, 
Kiedy tak wojna, jak pokój zarówno 
Obu tych zalet wymaga? 
  KORIOLAN
O matko, 
Dlaczegóż przy tym obstajesz? 
  WOLUMNIA
Bo teraz 
Masz się odezwać do ludu nie wedle 
Własnego zdania i poszeptu serca, 
Ale takimi słowy, które będą 
Języka twego nieprawymi dziećmi; 
Głoskami, które z przekonaniem twoim 
Nie będą nic mieć wspólnego. Nie bardziej 
Ci to ubliży niż wejście do miasta 
Wskutek uprzejmej odezwy, bez czego 
Nie uniknąłbyś niebezpieczeństw walki 
I krwi rozlewu. Byłabym zaiste  
W sprzeczności z sobą, gdybym się wahała 
Tak honorowo postąpić w potrzebie, 
W której by los mój lub moich najbliższych 
Był narażony. W tej potrzebie teraz 
Jestem ja, żona twa, syn, szlachta, senat — 
A ty ludowi wolisz pokazywać 
Zmarszczone czoło niż pozorny uśmiech, 
Którym byś kupić mógł jego przychylność 
I zabezpieczyć tym samym nas wszystkich 
Od nieochybnej ruiny. 
  MENENIUSZ
Szlachetna 
Matko Rzymianko! Pójdź, pójdź z nami; przemów 
Do nich uprzejmie: tym sposobem zdołasz 
Nie tylko zakląć złe dziś nam grożące, 
Lecz i odzyskać to, cośmy stracili. 
  WOLUMNIA
Uczyń tak, synu, proszę cię, pójdź do nich 
Z tą czapką w ręku; unieś ją do góry, 
Pocałuj ziemię kolanami (w takich 
Bowiem okazjach gesta są wymową, 
A oczy gminu wrażliwsze niż uszy), 
Kiwaj im głową, aby pomyśleli, 
Że twarde serce twe skruszało, zmiękło 
Jako dojrzała morwowa jagoda, 
Którą najmniejszy wiatr strząsa. Lub wreszcie 
Powiedz im, żeś jest żołnierzem, że będąc 
W bitwach i w wrzawie wychowanym, nie masz 
Tego łatwego, słodkiego obejścia, 
Które właściwie, jak to sam przyznajesz, 
Mieć byś powinien; a którego oni 
Właściwie mogą od ciebie wymagać, 
Skoro się starasz o ich względy. Wszakże 
Uczynisz wszystko, co będzie w twej mocy, 
Ażeby się im nadal przypodobać. 
  MENENIUSZ
Weź się w ten sposób do rzeczy, a wszystkich 
Sobie zniewolisz; bo tacy prostacy 
Równie pochopni180 są do przebaczenia, 
Gdy ich pogłaszczesz, jak skorzy do krzyków 
O lada bzdurstwo. 
  WOLUMNIA
Jeszcze raz cię proszę, 
Posłuchaj rady i pójdź do nich, chociaż 
Wiem, że wolałbyś za nieprzyjacielem 
W ognistą otchłań skoczyć niż mu w chłodzie181 
O włos pochlebić. Otóż i Kominiusz. 
 
Wchodzi Kominiusz. KOMINIUSZ
Byłem na rynku; wypada ci śpiesznie 
Zebrać stronników lub szukać ucieczki 
W zimnej krwi albo oddaleniu. Wszystko 
Wre przeciw tobie. 
  MENENIUSZ
Niech jeno uprzejmie 
Do nich przemówi. 
  KOMINIUSZ
To by wprawdzie mogło 
Zaradzić złemu, ale czy on tylko 
Potrafi zdobyć się na to? 
  WOLUMNIA
Powinien, 
Musi się zdobyć. Zaklinam cię, synu: 
Powiedz, żeś gotów, i idź to uczynić. 
  KORIOLAN
Mam więc pójść ciemię odkrywać przed nimi? 
Podłymi usty szlachetnemu sercu 
Kłamstwo zadawać, że się musi, temu 
Poddać spokojnie? Dobrze, niech tak będzie. 
Gdyby atoli tylko szło o stratę 
Tej jednej ziemi bryłki, Marcjusza, 
Niechby ją starli w proch i rozrzucili 
Na cztery wiatry. Chodźmy już na rynek!  
Rolę mi taką dajecie, że nigdy 
Dobrze jej zagrać nie zdołam. 
  MENENIUSZ
Pójdź, my cię wesprzemy. 
  WOLUMNIA
Kochany synu, mówiłeś był dawniej, 
Że ci pochwały moje bodźcem były 
Na polu Marsa; niechajże cię one 
Zachęcą teraz do tej roli trudnej 
I tak dla ciebie nowej. 
  KORIOLAN
Dobrze więc, dobrze więc. Precz, męski duchu! 
Niech mnie duch sprośnej niewolnicy natchnie; 
Wojenne gardło moje, które dźwiękom 
Trąb wtórowało, niechaj się zamieni 
W cienką piszczałkę rzezańca182 lub niańki, 
Co dzieci lula! Niech szalbierski uśmiech 
Osiądzie na mych licach; łzy żakowskie 
Powloką szybę mych oczu! Niech w ustach 
Moich żebraczy język zabełkoce, 
Kolana moje, com je dotąd chyba, 
Pnąc się pod górę, zginał, niech się zniżą 
Jak u charłaka, co bierze jałmużnę! 
Nie, nie, nie zrobię tego: bo musiałbym 
Przestać czcić godność własną i grą ciała 
Wdrażać swój umysł do najostatniejszej 
W świecie podłości. 
  WOLUMNIA
Jak ci się podoba, 
Żebrać od ciebie większą jest zakałą183 
Dla mnie niż od nich dla ciebie. Zgub wszystko; 
Daj matce doznać skutków dumy twojej! 
Wolę to niż się obawiać zgubnego 
Twego uporu, bo pogardzam śmiercią 
Tak samo jak ty. Rób, co chcesz. Odwaga, 
Którą się pysznisz, moją jest; tyś z moim 
Mlekiem ją wyssał, ale duma twoja 
Wyłączną twoją własnością. 
  KORIOLAN
O matko, 
Idę na rynek. Bądź zadowolona, 
Przestań mnie winić. Jak szachraj wyłudzę 
Ich dobre względy, jak kuglarz podchwycę 
Serc ich życzliwość i wrócę do ciebie 
Pieścidłem wszystkich rzemieślników Rzymu. 
Oto już idę, patrz. Pozdrów mą żonę. 
Wrócę konsulem lub zwątpię na zawsze, 
Aby mój język na drodze pochlebstwa 
Mógł kiedy czego dokazać. 
  WOLUMNIA
Masz wszelką 
Wolność. 
 
Wychodzi. KOMINIUSZ
Dalejże, dalej; trybunowie 
Czekają na cię; uzbrój się w łagodność. 
Bo oni mają, jak słyszę, wystąpić 
Z oskarżeniami gorszymi niż dotąd. 
  KORIOLAN
Łagodność jest więc hasłem. Dobrze, idźmy. 
Niech mnie oskarżą, jak chcą, ja odbiję 
Ich oskarżenia, jak mi honor każe. 
  MENENIUSZ
Tylko łagodnie. 
  KORIOLAN
O, tak, tak, łagodnie! 
 
Wychodzą. SCENA TRZECIA
Tamże. Forum.
Wchodzą Sycyniusz i Brutus. BRUTUS
Bijmy w to, że on chce sobie przywłaszczyć 
Tyrańską władzę. Jeśli nam w tym ujdzie, 
Przywiedźmy jego nienawiść do ludu; 
I to, że zdobycz, wzięta na Ancjatach, 
Jeszcze nie była rozdzielona. 
 
Wchodzi Edyl.
Jakże, 
Czy przyjdzie? 
  EDYL
Idzie już. 
  BRUTUS
Z kim? 
  EDYL
1 ... 6 7 8 9 10 11 12 13 14 ... 19
Idź do strony:

Darmowe książki «Koriolan - William Shakespeare (Szekspir) (czytanie książek TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz