Darmowe ebooki » Poemat » Don Juan - George Gordon Byron (warszawska biblioteka cyfrowa TXT) 📖

Czytasz książkę online - «Don Juan - George Gordon Byron (warszawska biblioteka cyfrowa TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 George Gordon Byron



1 ... 72 73 74 75 76 77 78 79 80 ... 103
Idź do strony:
— to Łanskoj; łez po nim roniła 
Prawdziwych całe zdroje i cysterny, 
Jakkolwiek był zeń grenadyjer mierny. 
  LV
O teterrima causa wszystkiej belli564, 
Bramo tajemna śmierci i żywota, 
W której tak zginiem, jak my się poczęli! — 
Warto obaczyć duszę, gdy się miota 
W twojej wieczystej, prześwieżej kąpieli... 
Jak człowiek upadł — nie wiem, bo niecnota 
Wąż zerwał jabłko z drzewa „wiadomości”. 
Dziś stałym trybem dzieje się najprościej. 
  LVI
Zwą cię „najgorszą wszech wojen przyczyną”, 
Ja cię najlepszą zwę. W wiecznej podróży 
Ludy wychodzą z ciebie, w tobie giną. 
Czemu cię nie ma wezwać człek, gdy burzy 
Miasta i światy, skoro ledwie miną, 
Ty znów napełniasz świat mały i duży. 
Bez ciebie wszystek ruch, jak zegar, stanie, 
Ty suchych lądów życia oceanie! 
  LVII
Carowa, która cała była wielką 
Treścią tych przyczyn wojny i przymierza 
(Miłość — jest wszystkich rzeczy rodzicielką), 
Ucieszyła się ujrzawszy rycerza 
Z takim błyszczącym okiem i szabelką. 
Wiktoria565 wiała jemu od pancerza, 
A kiedy ukląkł, to wpatrzona cała 
W dziwo, treść pisma zbadać zapomniała. 
  LVIII
Uprzytomniwszy, że jest cesarzową, 
Co nie niweczy natury niewieściej 
(Kobietą była w trzech czwartych), woskową 
Pieczęć rozdarła. Dwór szmerem szeleści. 
Dwór pojmie każdy ruch, spojrzenie, słowo; 
Aż im królewska pogoda obwieści 
Pokój na cały dzień. Twarz jej przytłusta, 
Lecz pańska; piękne oczy, wdzięczne usta. 
  LIX
Radość! — bo naprzód: spełnione zamysły, 
Gród wzięty, trupów tysięcy trzydzieści. 
Chwała i triumf na twarz jej wytrysły 
Jak słońce, kiedy ziemi dzień obwieści. 
Ambicja duszę nasyca przez zmysły 
Jak deszcz, gdy wargi puszcz spieczonych pieści 
Wilgocią — próżno! — Sahara wypije 
Chmurę, ambicja krwią swe ręce myje. 
  LX
Druga uciecha nosi milsze znamię: 
Śmieje się w myśli, że dzik wiersze pisze 
I w jednym krótkim, ciemnym epigramie 
Tysiące chowa jak w grobową niszę. 
A trzecia czysto kobieca, więc ta mnie 
Trochę ugłaska i krew ukołysze 
Wzburzoną na myśl, że król wojną szczuje 
Na ludzi, wódz żga, a potem błaznuje. 
  LXI
Dwie pierwsze zwykłą drogą przebieżały 
Z oczu na usta, i wnet się też oczy 
Całego dworu błogo roześmiały 
Jak zwiędłe kwiaty, kiedy je deszcz zmoczy, 
Aż gdy spojrzała na zwiastuna chwały, 
(A na młodzieńców nigdy się nie boczy, 
Widzi ich chętnie jak depesze świeże), 
Uśmiechnęła się; dwór uszyma strzyże. 
  LXII
Choć zbyt rozkwitła, pulchna i zażyła, 
Groźna, kiedy zła, za to w pokojowych 
Chwilach wspaniała postać, zwłaszcza miła 
Ciał wielbicielom dojrzałych, rasowych. 
Lecz taka, gdy raz komu powierzyła 
Kapitał, każe się z kupidynowych 
Weksli na termin sumiennie rachować, 
Nie pozwalając nigdy dyskontować. 
  LXIII
Chociaż w miłości folga — rzecz wygodna, 
Tu się obeszło bez folg i przestanków; 
Carowa była luba i łagodna, 
Dobra jak dla swych pasterka baranków. 
Gdy wartość pozna czyjąś, już mu miodna 
Ambrozja ciecze nieustannie z dzbanków 
Szczęścia; choć robi wdowami narody, 
Nie jest jej wstrętny sam mąż, zwłaszcza młody. 
  LXIV
Mężczyzna — dziwny to twór; białogłowa 
Jeszcze dziwniejszy. Jej głowa: powietrzna 
Trąba, a reszta: głęboka, wirowa 
Otchłań, zdradliwa, wabna, niebezpieczna. 
Dziewka, mężatka, matka albo wdowa, 
Zawszę ta sama — jak wiatr niestateczna, 
Inaczej pragnie, a inaczej działa; 
Rzecz zawsze nowa, choć tak przestarzała! 
  LXV
Och! Katarzyno, ach! (myślałem dwa dni 
Nad wykrzyknikiem, wreszcie uczuć wzdęcie 
Stworzyło och! ach!) Jak to trudno składni 
Dopatrzyć w myśli człowieczych odmęcie. 
Lecz twoje na trzy podzielić najskładniej: 
Najprzód cię bawi Izmaiłu wzięcie, 
Po drugie: dzielne rycerstwo cię cieszy, 
Po trzecie: piękny oddawca depeszy. 
  LXVI
Szekspir powiada, jak poseł Merkury 
Leciał ku „niebo całującej górze”. 
Podobny obraz mglił się w mózgu córy 
Książąt, gdy przed nią kląkł ten żak w purpurze. 
Ciężko jest wspinać się na Babie Góry, 
„Wspinanie” może odbić się na skórze,  
W tym szkopuł; jednak przy zdrowiu kwitnącym 
Każdy jest całus „niebo całującym”. 
  LXVII
On spojrzał w górę, a z góry carowa 
I rozkochali się; ona w tej twarzy, 
W tym wdzięku i w tym „czymś”. — Kupidynowa 
Czara z miejsca cię, jak ogień, rozparzy 
I rychlej po niej zawróci się głowa 
Niż po butelce najtęższych aliaży566.  
Wiadomo: oczu rozkochanych dwoje 
Prócz łez wysuszą wszystkie życia zdroje. — 
  LXVIII
Jego też tknęła miłość; jeśli nie ta 
Wzniosła, to niemniej silna — miłość własna, 
Która powstaje, gdy jaka kobieta 
Wyższa: śpiewaczka, tancerka lub jasna 
Pani, nowego sezonu kometa, 
Raczy się zniżyć i choć chwilę nas na 
Szczęśliwców zmienia, dowodząc tym czynem, 
Że górujemy czymś nad prostym gminem. 
  LXIX
Juan był właśnie w tej szczęśliwej porze 
Życia, kiedy się nie żąda metryki 
Od dam, odważnie, jak Daniel w lwiej norze, 
Wystawia czoło zachciankom podwiki 
I chce się słońce swe w najbliższe morze 
Zatopić, aby żar ochłodzić dziki, 
Jak Febus567, który co wieczora tonie 
W przesolonego Oceanu łonie. 
  LXX
Lecz Katarzyna (kłamać nie mam celu), 
Choć sangwiniczna, była z tych ziemianek, 
Których namiętna chuć nie jest bez wielu 
Powabów. Królem jest dla nich kochanek, 
Według jednego skrojony modelu 
Mąż, bez pierścionka i innych cacanek, 
Co najprzykrzejszą są przyprawą stadła. 
Słowem — owoce bez łupiny jadła. 
  LXXI
Dodaj wiek, w którym najmocniej igrają 
Żądze płci; oczy niebieskie czy szare. 
Ostatnie, jeśli duszą przeświecają, 
To najpiękniejsze oczy — na mą wiarę. 
Maria ze Szkocji, Napoleon dają 
Takiej piękności świadectwo i miarę. 
Co o Palladzie568 piszą tak szeroko, 
Kłamstwo; za mądra, by być „modrooką”. 
  LXXII
Pełność form, uśmiech i te powłóczyste 
Oczy, królewska słodycz, pańska mina, 
Intencje w jego wyborze snadź czyste, 
Boć rozroślejszych przekłada dziewczyna 
Nawet; te wdzięki jak owoc soczyste, 
Że się już więcej nad to nie wspomina, 
Każda z tych zalet, jeśli już na sumę 
Nie patrzał, mogły wzbić młodzika w dumę. 
  LXXIII
A mogły wzbić go. Miłość jest próżnością 
I samolubstwem w poczęciu i skonie, 
Wyjąwszy, gdy jest szałem i pięknością. 
Da się ogarnąć tym ogniem, co płonie 
Jak wulkan i jest marą i nicością, 
Ale namiętność spali i pochłonie. 
Dlatego słusznie w filozofii Greków 
Miłość jest źródłem i macierzą wieków. 
  LXXIV
Obok miłości platońskiej, miłości 
Boga, kochanki, a z faktów porządku 
Małżonki (tu rym przypada na „mdłości”... 
Rym to flis, który wbrew prądom rozsądku 
Płynie; rozsądek nie zawsze tam gości, 
Gdzie rymy dźwięczą, bo nic bez wyjątku), 
Więc obok uczuć, zwanych mianem ścisłem 
Miłości, są też rzeczy zwane: zmysłem. 
  LXXV
To serc pukanie, ta chęć wyskoczenia 
Ze skóry, aby prędzej do swej miłej 
Zlecieć bogini (już to bez wątpienia 
Wszystkie kobiety nimi są — lub były); 
Ciekawe chwile febrycznego drżenia, 
Co drogę tęsknych pragnień wymościły;  
Jak dziwny sposób ten i jak jedyny 
Zamykania dusz w formie z nędznej gliny. 
  LXXVI
Najzacniejsza jest miłość platoniczna; 
Tą się zaczyna zwykle albo kończy; 
Tuż za nią idzie miłość kanoniczna, 
Zwana tak, bo ją ksiądz nosi w opończy. 
A trzecia bardzo miła i praktyczna 
(U nas zwyczajna), co pod jedną łączy 
Chorągwią — gacha569 z mężem weteranem. 
Małżeństwo wtedy zwie się „parawanem”. 
  LXXVII
Analizować nie chcę; powieść zwróci 
Wypadki na tor; damę mą rozgrzałem, 
Już Juan tkwi w jej miłości — czy chuci, 
Nie lubię kreślić, co raz napisałem; 
Zresztą to siostry; gdy się jedna rzuci, 
Zaraz i druga zawładnie nad ciałem, 
A w rzeczach owych ta cesarska wdowa 
Była jak pierwsza lepsza pokojowa. 
  LXXVIII
Nagle dwór cały w jeden szmer się wzburzy; 
Wszędy się usta zbliżają ku uszom, 
Starszym się damom każda zmarszczka wzdłuży, 
Że na bezbożność taką patrzeć muszą. 
Z młodszych — do jednej druga oczy mruży, 
Panny się śmiechem wstrzymywanym duszą; 
A za to groźna iskra się zapala 
Śród armii, w oczach każdego rywala. 
  LXXIX
Więc poseł posła, więc konsul konsula 
Pytają, jak się zwie chłopię młodziutkie, 
Co za dni kilka zajmie miejsce króla 
(Doprawdy prędko — choć życie jest krótkie). 
Już widzą, jak się kochanka rozczula, 
Sypie pieniążki złote, okrąglutkie, 
Coraz to więcej i coraz to więcej, 
Nagrody, wstęgi, dusz parę tysięcy. 
  LXXX
A nasza pani była szczodra. Damy 
Lubią nagradzać. Miłość — ta odźwierna 
Serca, co liczne ma, jak wiecie, bramy, 
Bo to jest buda mała, lecz obszerna — 
Miłość (i ona nie bywa bez plamy, 
Niech Klitemnestra570 świadczy, ta niewierna 
Mężobójczyni... choć myśląc spokojnie, 
Lepiej raz zabić niż żyć w ciągłej wojnie) — 
  LXXXI
Miłość tu w ręce niosła kieskę złota, 
Nie jak u naszej półczystej Elżusi, 
Co przez oszczędność zbawiała żywota 
Swych ulubieńców, jeżeli nie kusi 
Prawdy historia, wielki łgarz. Zgryzota 
Miała ją zabić po Essexie. Musi 
Wstrętnym się wydać gruchań rodzaj nowy, 
Niegodny i płci, i stanu królowej. — 
  LXXXII
Gdy po recepcji z wysokich parnasów 
Carskich dwór się jął do wyjścia gotować, 
Posłowie z wdziękiem obleśnych grymasów 
Biegli zwycięzcy kłaniać i winszować. 
Słyszano także szelesty atłasów 
Grzecznych dam, które lubią spekulować 
I coś zarobić na cudzej piękności, 
Gdy ta do pańskiej łaski drogę mości. 
  LXXXIII
Don Juan, biegiem zdarzeń postawiony 
Na powszechnego dziwu piedestale, 
Wdzięcznym ukłonem odpłacał ukłony, 
Niby minister: grzecznie, a niedbale. 
Gładki sklep571 czoła nosił naznaczony 
Szlachectwem; zawsze skromny, mówił wcale572 
Mało, lecz mądrze i jak pod sztandarem, 
Stał pod tym głowę mu wieńczącym czarem. 
  LXXXIV
Na rozkaz samej cesarzowej skorzy 
Dworzanie biorą perłę lowelasów 
Pod skrzydła. Cały dwór gnie się i korzy 
(Jak się to gwiazdom zdarza różnych czasów, 
Co niechaj młody w serce sobie wdroży). 
Potem zabrała go panna Protasów, 
Zwana mistycznym mianem „Epruweska573”. 
— Nie zrozumie go pończoszka niebieska. 
  LXXXV
Poszła z nim spełnić swe obowiązkowe 
Czynności. Pójdę i ja. Słychać kury 
Piejące, mdleją skrzydła pegazowe. 
Doszliśmy „niebo całującej góry”, 
A tak wysoko, że zawrót na głowę 
Pada, a w oczach ćmi się obłok bury. 
Jest to dla mózgu i dla nerwów sygnał, 
Bym gdzieś na paszę hipogryfa wygnał. 
 
Pieśń dziesiąta I
Gdy Newton widział jabłko spadające 
Z drzewa, ockniony z swojej kontemplacji 
Znalazł, czego się ludzkiej przez tysiące 
Lat nie udało znaleźć kalkulacji, 
Prawdę, że ziemia to jest wirujące 
Ciało powszechnej prawem grawitacji. 
I to jedyny był w świecie przypadek, 
Że człeka wzniosły: jabłko i upadek.  
  II
Przez jabłko runął człek, przez jabłko wstaje 
(Jeżeli runął); a uważać trzeba, 
Że sposób, jakim Newton wstąpił w kraje 
Stopą nie tkniętych kołowrotów nieba, 
Ludzkiej bezsile odwagi dodaje. 
Odtąd płodna jest wynalazków gleba, 
Człowiek maszyny nowe ciągle kleci 
I wkrótce parą do księżyca wzleci. 
  III
Lecz na co wstęp ten? — Ot, w lej chwili właśnie, 
Kiedym me gęsie pióro temperował, 
W piersi mi nagle ogień błysnął jaśnie. 
Duch mój podskoczył i przekoziołkował. 
A choć mój geniusz przy sztukmistrzu gaśnie, 
Co szkłem pogląda na niebieski pował 
Albo co parą wiatrom w oczy płynie, 
Chcę sztuk tych użyć w poezji dziedzinie. 
  IV
Wiatrowi w oczy pływałem i pływam, 
Co do gwiazd — słaba zbyt moja luneta. 
Na wodach dotąd nie znanych przebywam, 
Chcę stracić z oczu ląd, bo moja meta 
Jest wieczność. Wiatry i burze wyzywam, 
Chociaż na kruchej łódce; wiem, że mnie ta 
Łódka nie zdradzi; pójdzie przez odmęty, 
Gdzie już ginęli ludzie i okręty. 
  V
Żyje don
1 ... 72 73 74 75 76 77 78 79 80 ... 103
Idź do strony:

Darmowe książki «Don Juan - George Gordon Byron (warszawska biblioteka cyfrowa TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz