Darmowe ebooki » Poemat heroikomiczny » Jobsjada - Karl Arnold Kortum (gdzie czytać książki txt) 📖

Czytasz książkę online - «Jobsjada - Karl Arnold Kortum (gdzie czytać książki txt) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Karl Arnold Kortum



1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 ... 15
Idź do strony:
sił 
Nie targał w pracy, z ludźmi żył.  
 
A choć mi o tym, najkochańsi moi 
Rodzice, wiele mówić nie przystoi, 
To przecież śmiało powiem Wam: 
Najlepsze z wszystkich stopnie mam.  
 
Ale od pracy aż mi głowa pęka, 
Mózg od myślenia, od pisania ręka. 
Tak się tu uczę. (À propos! 
Śpieszcie z przesyłką, proszę, tą.) 
 
W niczym ja sobie tutaj nie folguję79, 
I rozum kształcę, i zmysły hamuję, 
Tak że i noce, tak jak dni, 
Na medytacji schodzą mi.  
 
Mam zamiar nawet wstąpić na ambonę 
I słowem wzruszyć tłumy zgromadzone, 
Bom na dysputach wprawił się, 
Iż mało kto prześcignie mnie.  
 
Śpieszcie się tedy, Rodzice kochani, 
Przysłać dukaty, które, jak deszcz kani, 
Tak mi potrzebne — widzi Bóg! — 
A wrócę księdzem w ojców próg.  
 
Donoszę przy tym, iżem instruktora 
Wziął sobie, aby nie tracić wieczora. 
Dziesięć talarów płacę go — 
Więc mi przyślijcie jeszcze to.  
 
Nadto, kochani Rodzice, donoszę, 
Że się mój surdut drze z tyłu po trosze, 
Więc choćbym nie chciał, muszę chcieć 
Na nowy z dziesięć także mieć.  
 
Toż i z pantofli wiszą mi już łaty, 
I szlafrok w strzępy zdarł się aż do waty, 
I z lewej nogi prawy but 
Aż do napiętka jest — kaput!  
 
A jako mając prawie bosą nogę 
Na me kolegia wcale iść nie mogę, 
Proszę, by ojciec dodał mi 
Cztery luidory80 albo trzy.  
 
Nie wspominałem także do tej pory, 
Że wprost śmiertelnie byłem tutaj chory, 
Zapewniam wszakże, iż dziś znów 
Prawie kompletnie jestem zdrów.  
 
Lecz ów medicus, który mnie kurował, 
Osiem talarów sobie narachował, 
A zaś olejki, proszki et 
Altra81 uczynią dziesięć wnet. 
 
Ale że leki ani też doktory 
Nie opłacone są aż do tej pory, 
Dodajcie, proszę, abym mógł 
Jak można prędko spłacić dług.  
 
I pilnowaczka, która mnie w chorobie 
Tej mojej strzegła, też coś liczy sobie, 
Więc złota sztukę, albo dwie, 
Przyślijcie jej — na imię me.  
 
Toż za cytryny, lody, konfitury 
Dla pokrzepienia subtelnej natury 
Dukata-m winien, aż mi wstyd, 
Cukiernikowi, co jest Żyd.  
 
Te więc pozycje, o których tu mowa, 
Rad bym był spłacić od jednego słowa, 
Gdyż nade wszystko cenię ład, 
Długów się strzegąc bardzo rad. 
 
Tak więc przyślijcie mi bez czasu straty 
Summa summarum82, a także dukaty, 
Których trzydzieści może mi 
Plus minus starczy na te dni. 
 
Tu-m wspomniał sobie jeszcze tę drobnostkę, 
Iż w lewej nodze zwichnąłem był kostkę 
I ramię-m złamał prawie wpół, 
Ze schodów spadłszy na sam dół.  
 
Więc mi chirurgus talarów dwanaście 
Coś porachował za balsam i maście, 
I za spirytus, i za perz, 
I to więc mi przyślijcie też.  
 
Tym się wszelako nie trap, Ojcze drogi, 
Bom już i ręce wygoił, i nogi 
I na kolegia co dzień znów 
Chodzę, jak kiedy byłem zdrów.  
 
Dzisiaj mi tylko z żołądkiem najgorzej. 
Mówią mi na to tutejsi doktorzy, 
Iż skutkiem wielkiej pracy mej 
W trzewiach nabyłem wady złej.  
 
Każą mi oni — choć się nie znam na tem — 
Ciepły burgundus83 z cukrem i z muszkatem84, 
Lecz by się wzmacniać winem tak, 
Jest mi pieniędzy na to brak.  
 
A więc dodajcie jeszcze z dwa dukaty 
Tak na burgundus, jak i na muszkaty, 
A ja zaręczam słowem, że 
Wyleczę z moich cierpień się.  
 
Mam też tu jeszcze małe długi wreszcie, 
Tak ze trzydzieści talarów coś, w mieście: 
Tę bagatelkę także wraz 
Przyślijcie mi tu, proszę Was.  
 
Gdybym zaś przy tym, na inne wydatki, 
Mógł dostać jaką drobnostkę od Matki, 
Cztery luidory, albo trzy, 
Bardzo by miło było mi.  
 
Czyli oboje cieszycie się zdrowiem, 
Niechaj i o tym z odpisu się dowiem, 
Lecz w każdym razie: dobrym, złym, 
Pieniędzy czekam w liście tym.  
 
Tu kończę pisać już i nader czule 
Siostry i braci mych do serca tulę 
I uściśnienia łączę im. 
Wasz przywiązany 
Hieronim. 
 
Jeszcze post scriptum — obracam stronicę: 
Najukochańsi i drodzy Rodzice, 
Nie zwłóczcie, błagam Was co sił, 
Bo z czegóż tutaj będę żył? 
 
Miałem ja w skrytce w szufladzie, w komodzie, 
Coś dziesięć koron francuskich w odwodzie, 
Lecz oto, z wielkim żalem mym, 
Chwycił je jakiś anonim.  
 
Nie powinniście wszak pozwolić na to, 
Abym niewinnie był dotknięty stratą, 
Gdyż, drogi Ojcze, wiesz to sam, 
Jakże ja tracić na tym mam?  
 
Lecz żeby w pełni Was ukontentować85, 
Odnajdę łotra, choćby się miał schować 
W ziemię, i prosto na stryk dam! 
Niech dynda! 
Zawsze Wasz ten sam.» 
 
Rozdział piętnasty

w którym podaje się kopia odpowiedzi piśmiennej senatora Jobsa na list przytoczony powyżej.

Co zaś senator na to odpowiedział, 
Cny czytelniku, chcę, byś także wiedział: 
«Najukochańszy synu mój, 
List otrzymałem dzisiaj twój.  
 
Na to, co piszesz w nim, tak ci odpowiem: 
Twoją nauką cieszę się i zdrowiem 
I to mi tylko nie jest w smak, 
Że znów pieniędzy czujesz brak.  
 
I kwartał jeszcze nie minął, jak sądzę, 
Gdyś dostał z domu dość znaczne pieniądze 
I nie wiem, gdzie u licha są? 
Wór masz dziurawy czy też co?  
 
Miło mi wiedzieć, iż się tak mozolisz 
I z księgą niźli z hultajami wolisz, 
Lecz to zachmurza moją twarz, 
Że chcesz dukatów tyle aż.  
 
Uwierzyć prawie trudno, by w tej porze 
— Na tę uwagę pozwolisz mi może — 
Na Akademii student miał 
Tyle wydawać. Skąd by brał?  
 
Wiem, że kolegia kosztują i księgi, 
Że nikt ci darmo swej nie da mitręgi86, 
Lecz na to miałeś fundusz Waść, 
A mnie też tutaj trudno kraść.  
 
Stół, pokój, światło, opał i bielizna 
— Każdy to chyba razem ze mną przyzna — 
Także atrament, pióra, lak 
Nie mogą drogie być aż tak!  
 
Cieszy mnie, iż się od kompanii onych 
Rozpustnych z dala trzymasz i szalonych, 
Że siedzisz w domu wpośród ksiąg 
I nie wypuszczasz pióra z rąk.  
 
Lecz kiedy przy tym żyjesz li herbatą, 
Toż po kaduka potrzebny ci na to 
Owych dukatów taki huk, 
Że byś i hulać za nie mógł? 
 
Że zaś koledzy cię niesprawiedliwie 
Tak prześladują, to się mocno dziwię, 
Bo kto wydaje to, co ty, 
Ten chyba sam ze wszystkich drwi.  
 
Kiedy ci w pracy nikt nie może sprostać, 
To po ojcowsku radzę ci tak zostać, 
Aby ten drogi nauk czas 
Nie szedł z pieniędzmi razem w las.  
 
Wszelako nie chcę i w tym widzieć zbytku, 
Który jest wrogiem wszelkiego pożytku; 
Ucz się, lecz ucz się wedle sił, 
Niejeden mądral głupcem był.  
 
Nie wiem, do czego wziąłeś instruktora, 
Siedząc w kolegiach z ranka do wieczora, 
Do głowy mi nie idzie to, 
Tym mniej, gdy sam mam płacić go. 
 
Na to już zresztą przystałbym najprędzej, 
Bo w takich rzeczach nie szczędzę pieniędzy, 
Lecz za talarów dziesięć, hm... 
Nie zdają jakoś, proszę cię!  
 
Surdut — zapewne, że go sprawić trzeba, 
Gdy ten się drze już z dopuszczenia nieba. 
Lecz za talarów dziesięć, hm... 
Zbyt cienkie sukno miałbyś w nim.  
 
A kto na księdza idzie, ten się szatą 
Nie miałby pysznić, według mnie, bogatą. 
Więc grubszy towar, nawet part87, 
Mógłby ci służyć nie na żart.  
 
Toż i na inne sztuki toalety, 
Na te pantofle, szlafrok czy mankiety, 
Chcesz, abym także trzasnął ci 
Cztery luidory albo trzy.  
 
Wszakże jeżeli ja mam płacić owe 
Słone dodatki twe toaletowe, 
Na cóż posyłać jeszcze mam 
Owe dukaty, powiedz sam?  
 
O twej śmiertelnej chorobie-m się z żalem 
Dowiedział, drogi Hieronimie! Alem 
Zaraz pomyślał, że to źle, 
Iż w lekarstw tyle wdałeś się. 
 
Nieraz już ja to sprawdziłem na sobie, 
Że jest najlepszy rumianek w chorobie; 
Że, zwłaszcza w młodych latach, to 
Sama natura spędza zło.  
 
A te doktory wszelkie i leczenia 
Tak są kosztowne, że do obrzydzenia, 
I myślę, że się tego chrzest 
Nie ima, kto doktorem jest. 
 
Tej pilnowaczce, która cię w chorobie 
Strzegła, a dzisiaj tyle liczy sobie, 
Daj pół talara srebrem, to 
Ukontentujesz pewno ją.  
 
Chyba ci insze usługi jakowe 
Też oddawała w te czasy niezdrowe? — 
Co muszę wnosić z sumy tej, 
Jaką mi każesz płacić jej.  
 
Toż i w cukierni trzeba redukować, 
A nie tak zaraz talary sumować, 
Gdyż za talara albo dwa, 
Kto zje konfitur — mdłości ma.  
 
Wszystkie ja owe łakotki, słodycze, 
Wprost za truciznę dla żołądka liczę. 
Kleik i kasza, to mi to 
Przedni posiłek w chwilę złą.  
 
Żeś spadł ze schodów, także źle się stało, 
Bo i to kosztów pociąga niemało. 
A więc w przyszłości, proszę cię, 
Dobrze o poręcz wspieraj się.  
 
Ten twój chirurgus odarł cię ze skóry, 
Bo jak mi balwierz88 mówił tu niektóry, 
I pół czątego89 miałby dość 
Za wykręconą w nodze kość.  
 
Cieszy mnie wszakże wiadomość niemało, 
Że z tym złamaniem ręki się udało, 
Gdyż plebanowi piękny gest 
Niezbędny przy kazaniu jest.  
 
Za to żałuję, że ze swym żołądkiem 
Nienależytym cieszysz się porządkiem. 
I mój żołądek, bierz go czart, 
Od sedenterii90 diabła wart!  
 
Burgund wszelako, także muszkatele, 
Te kosztów tylko sprawiają zbyt wiele. 
Ziarnko jałowca albo dwa 
Przednio żołądek wzmacniać ma.  
 
A gdy prócz tego talarów trzydzieście 
Na długi żądasz, które masz na mieście, 
Skąd te urosły, licho wie, 
Gdyś wszystko zliczył, co i gdzie.  
 
Wszakżeś wypisał różne specjały, 
Łokciowy91 regestr dosławszy ich cały! 
Nie bagatelka, jak zwiesz je, 
Są te talary, wcale nie.  
 
Prócz tego żądasz czegoś i od matki, 
Abyś na inne jeszcze miał wydatki; 
Lecz zauważyć tylko chciej: 
Tobie to miłe, a nam — mniej!  
 
Bo cóż byś z owych trzydziestu dukatów 
Miał ekspensować92 wreszcie, u stu katów? 
A za luidory, których chcesz, 
I nam potrzeba żyć, jak wiesz!  
 
Zbytnie są także i twoje wywody 
Co do tych koron skradzionych z komody 
Dalipan93, więcej boli mnie 
Zwrot straty, niźli strata cię.  
 
Co zaś do mego ukontentowania, 
By łotra wieszać, to znów jestem zdania, 
Że anonimus — kat go zwie! — 
Poprawić jeszcze może się.  
 
Nadto ci tutaj nadmienię w sekrecie, 
Że sprawiedliwość już nie jest na świecie 
Tak ostra jako była wprzód, 
Gdy kata trzymał każdy gród. 
 
Teraz, mój synu, za tak drobną winę 
Nie ciągną zaraz na czarną drabinę, 
U nas przynajmniej bywa tak, 
Że łotr jest wolny jako ptak.  
 
Lecz kiedy będziesz pieniądze znów chował, 
Radzę, byś lepiej zamki wypróbował, 
Gdyż nic nie kusi ludzi tak, 
Jak grosz, któremu stróża brak.  
 
Lepiej my na tym rozumiem się, starzy, 
I złodziej u nas tu nie gospodarzy, 
Bowiem na rygle i na klucz 
Zamknięte wszystko. Stąd się ucz!  
 
Przecież by jakoś wspomóc cię w potrzebie, 
Raz jeszcze chętnie tu wysłucham ciebie 
I pod pieczęcią w mieszku ślę 
Dobrych złotówek kopy dwie.  
 
Muszę ci jednak zapowiedzieć z góry, 
Że nieprzyjazne różne koniunktury 
Sprawiają, iż jest trudno mi 
Coś więcej nad to przyrzec ci.  
 
W handelku pustka, że nikt wiary nie da, 
Lecz kto dziś pić ma, kiedy wszędzie bieda! 
A co z radcostwa, osób sześć 
Ledwie że syto może zjeść.  
 
Dobrze więc zrobisz, synu, gdy się wrócisz 
I Akademię ową już porzucisz; 
A to tym bardziej, iż i tak 
Rozumu pewno ci nie brak.  
 
Gdybyś albowiem dłużej miał studiować 
I, co strzeż Boże, tyle ekspensować, 
Kij-by mi przyszło chyba wziąść 
I w kruchcie między dziady siąść!  
 
Więc nas obojga piszę ci imieniem, 
Iż cię tu czekać będziem z utęsknieniem, 
Matka szczególnie z całych sił 
Pragnie, byś jeszcze dziś tu był.  
 
Chciałbym ci donieść jakowe nowiny, 
Lecz u nas wszystkie jednakie godziny. 
Na Ratusz chodzę w każdym dniu, 
Choć coraz częściej brak mi tchu.  
 
Właśnie in pleno94 radziliśmy o tem, 
Jak z rynku śmiecie usunąć wraz z błotem, 
Ale decyzja jeszcze się 
Odwlokła lub są raczej dwie. 
 
Matka na zęba cierpiała tu srodze, 
Aż musiał wyrwać z pieńkiem go niebodze 
Chirurgus jeden sławny, co 
Rwie lepiej, niż tu nasi rwą. 
 
Co do twej siostry Grety, ta z rejenta 
Ma przy tutejszym sądzie konkurenta. 
Rzecz dość daleko zaszła już 
I Greta grubsza wszerz niż wzdłuż.  
 
Stary nasz proboszcz po dawnemu kwęka, 
Więc to jest może Opatrzności ręka, 
Bo gdyby
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 ... 15
Idź do strony:

Darmowe książki «Jobsjada - Karl Arnold Kortum (gdzie czytać książki txt) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz