Darmowe ebooki » Poemat dygresyjny » Eugeniusz Oniegin - Aleksander Puszkin (gdzie w internecie można czytać książki za darmo .TXT) 📖

Czytasz książkę online - «Eugeniusz Oniegin - Aleksander Puszkin (gdzie w internecie można czytać książki za darmo .TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Aleksander Puszkin



1 ... 15 16 17 18 19 20 21 22 23 ... 32
Idź do strony:
class="verse">«Zmiłuj się, Panie. Złe wnet stropię!» 
I niania, dziewczę ustrzec chcąc, 
Żegna je starą ręką, drżąc. 
  XX
«Ja kocham! Modlić się nie pora! 
Mnie nie pomoże krzyża znak!» — 
«O nie, kochanie! jesteś chora!» — 
«Daj pokój, nianiu! Kocham tak!» 
A tu księżyca popielaty 
Blask się zakradał do komnaty, 
Srebrzył na oczach ślady ros 
I rozpuszczony ciemny włos; 
I w siwych włosów lśnił promyku, 
Który spod chustki starej zbiegł; 
I tak Tatianę blask ten strzegł 
I starą w ciepłym kaftaniku... 
I tak ta srebrna cisza drga, 
A w niej się chwieją cienie dwa. 
  XXI
Tatiana milczy, głowę ściska, 
Patrzy w promienia srebrną nić... 
Wtem nowa myśl w jej duszy błyska... 
«Zostaw mnie samą, nianiu... Idź... 
Wprzód papier, pióro dasz mi może; 
Stół przysuń. Wnet się spać położę. 
Idź teraz!»... W ciszy skrzypną drzwi. 
Tatiana sama. Miesiąc lśni... 
Pisze nad stołem pochylona, 
Wciśnięta we framugi kąt, 
I nierozważnych liter rząd 
Wchłania jej miłość... Blask już kona... 
Za oknem słychać wiatru świst. 
Skończyła. Komu poślesz list? 
  XXII
Znałem piękności niedostępne, 
Chłodne i czyste, jako śnieg, 
Nieubłagane, nieprzestępne, 
Których nie pojmie nigdy człek. 
Dziwiąc się pysze, modnej pono, 
Jam przed ich cnotą przyrodzoną — 
Wyznaję — uciekł... Miałem sen: 
Zda się, żem czytał napis ten 
Ponad ich brwiami — napis piekła: 
«Nadziei tu na wieki zbądź!»181 
Bo grzechem dla nich — miłość tchnąć, 
Odstraszać ludzi — rozkosz wściekła. 
Nad Newą nie wypadłoż wam 
Spotykać mnóstwo takich dam? 
  XXIII
Znałem i inne, ach, ponętne, 
O ustach pełnych mroźnych tez, 
Egoistycznie-obojętne 
Dla westchnień, hołdów i dla łez. 
Cóż kapryśnice wywołały? 
To, że wielbiciel ich nieśmiały 
Uciekał od surowych słów. 
Lecz te umiały przecie znów 
Pociągnąć go choć iskrą żalu; 
Przynajmniej czasem mowy dźwięk 
Słodyczą drgnął, cokolwiek miękł... 
I na następnym zaraz balu 
Szaleniec zapominał skarg 
I biegł w przepaści łamać kark. 
  XXIV
Czyliż winniejszą jest Tatiana? 
Czemu? — Że nie wie, co to kłam? 
Że w blasku marzeń rozkochana 
Nie widzi na swym słońcu plam? 
Że sztukę ma w miłości za nic, 
Że w zaufaniu nie zna granic, 
Że ją porywa uczuć głos, 
Że ją obdarzył władny los 
Umysłem lotnym, wolą żywą, 
Burzliwym wyobraźni tchem, 
Nieco dziwacznym myśli tłem, 
Sercem ognistym, duszą tkliwą?... 
Któż by kamieniem rzucić śmiał 
Za lekkomyślny uczuć szał? 
  XXV
Tylko kokietka chłodno sądzi. 
Tatiana szczerze kocha snadź, 
Jak dziecię sobą już nie rządzi; 
Miłości życie pragnie dać! 
Nie umie liczyć tak: odłożę — 
Wartość miłości tym pomnożę. 
Pewniej go schwytam w swoją sieć. 
Trzeba więc plan ostrożny mieć: 
Wprzód niepewności zmęczę noszą182, 
Ambicję kolnę, w serce jad 
Zapuszczę, struję widmem zdrad... 
Inaczej, nudząc się rozkoszą, 
Niewolnik nędzny, chytry wąż, 
Gotów jest rwać kajdany wciąż. 
  XXVI
Jeszcze mam trudność: chcąc ratować 
Ojczystej ziemi drogą cześć, 
By list Tatiany zacytować, 
Muszę... przełożyć jego treść! 
Ojczysty język słabo znała, 
Dzienników naszych nie czytała; 
By oddać płomień swoich snów, 
Nie chciała długo szukać słów; 
A więc — pisała po francusku... 
Z przekąsem precz!... Sprawdziłem sam, 
Że dotąd miłość naszych dam 
Nie oświadczała się po rusku. 
Pocztowa proza — otóż masz! — 
Nie dba o dumny język nasz. 
  XXVII
Wiem: chcą nauczyć nasze panie 
Po rusku czytać... Oto bąk! 
Toć ja im wyrwać byłbym w stanie 
«Błagonamierennego«183 z rąk! 
Na was powołam się, o wieszcze! 
Wszak prawda? Te, co natchnień dreszcze 
Budziły w was, u czyich stóp 
Gorzeliście jak ognia słup, 
Składając świetnych rymów tyle — 
Czuły na sobie ostry szpon, 
Chcąc trafić w ruskiej mowy ton, 
Swój język przekręcały mile, 
Do francuskiego miały gust: 
Ten, jak ojczysty, brzmiał z ich ust. 
  XXVIII
Strzeż Boże spotkać gdzieś na balu, 
Gdzie z gawęd wzlata czad i dym, 
Seminarzystę w żółtym szalu, 
Akademika w czepku pstrym184. 
Jak bez uśmiechu buzi ślicznej, 
Tak bez pomyłki gramatycznej 
Nie mogę ruskiej mowy znieść! 
Lecz oto, słyszę, idzie wieść, 
Że nowe niewiast pokolenie 
Wypieści ruskim wierszem słuch 
I gramatyczny stworzy ruch, 
Błagania gazet mając w cenie! 
Lecz ja... Ach, to nie moja rzecz! 
Z wiernością będę patrzył wstecz... 
  XXIX
Niedbale słodka paplanina, 
Źle wymawianych słówek żar, 
Co wszelkich reguł zapomina — 
Zawsze mieć będą dla mnie czar. 
Sił do pokuty nie nabędę 
I galicyzmy185 kochać będę: 
Bogdanowicza186 wiersze wszak 
I stare grzeszki kocham tak. 
Lecz dość! Tatiany listem oto 
Dawno przyrzekłem zająć was... 
Ba! Rad bym słowo cofnąć wraz: 
Coś mi nie pilno z tą robotą! 
Wiem, nowa moda dzisiaj drwi 
Z westchnień i piór à la Parni187! 
  XXX
O Uczt śpiewaku188 z duszą smętną 
Gdybyś tu teraz ze mną był, 
Prośbą bym znużył cię natrętną; 
Ja bym cię błagał z całych sił, 
Byś na czarowne swoje dźwięki 
Przełożył mej dziewicy jęki, 
Co w obcej mowie słodko brzmią... 
Gdzie jesteś? Przybądź! — Oto są 
Me prawa — oddam je z pokłonem. 
Nie słyszy!... Pośród smutnych skał, 
On, który poklask ongi brał, 
Dziś błądzi z sercem wyziębionem... 
W fińskiego nieba patrząc dal, 
Nie wie, że druha toczy żal! 
  XXXI
Leży przede mną list Tatiany, 
Świętości strzegę tej... Z tych słów 
Czar wieje zawsze niespodziany... 
Czytam go... Schowam... Czytam znów... 
Kto włożył w pióro jej tę żałość 
I taką słodką słów niedbałość? 
Skąd ten naiwnych westchnień plon 
I ten szalony wezwań ton, 
Co tchnąc słabością, moc posiada? 
Ja nie wiem!... Oto puszczam w świat 
Niezręczny przekład, pełny wad... 
Żywego pędzla kopia blada, 
Melodia Strzelca189, tylko że 
W nieśmiałej uczennicy grze! 
  List Tatiany do Oniegina
«Piszę do Pana — czegóż więcej? 
To jedno zdradza serca stan. 
Czy wydrwisz zapał ten dziewczęcy? 
Czy mnie ukarzesz wzgardą Pan? 
O nie! — W to wierzę najgoręcej, 
Że mi litości podasz znak, 
Że nie zostawisz Pan mnie tak... 
 
A jam z początku milczeć chciała... 
Wierzaj: mojego serca ran 
Nigdy byś nie mógł dojrzeć Pan, 
Gdybym nadzieję słabą miała, 
Że z rzadka, choć w tygodniu raz, 
Poświęcisz nam swój drogi czas! 
Że głos usłyszę Twój przelotem, 
Rzucę Ci słówko, aby potem 
O jednym myśleć dzień i noc 
Aż przyjdziesz znów — tchnąć w serce moc! 
Lecz powiadają, żeś odludek; 
Nudzi Cię głuchy, wiejski świat; 
Więc Pana, ach, nasz skromny sad 
Nie znęci wonią niezabudek... 
 
Dlaczegoś Pan odwiedził nas? 
W tym zapomnianym kątku świata 
Nigdy by mi nie odkrył czas, 
Jak mocno serce w pierś kołata... 
I burzę słów niedoświadczoną 
Czas by uciszył — w życia śnie; 
Ktoś by do serca przypadł pono, 
Cnotliwą matką, wierną żoną 
Mogłabym zostać — kto to wie? 
 
Inny!... Nie zmusi cały świat. 
Bym mu oddała duszę swoją! 
Na Wyższej Radzie wyrok padł, 
To wola nieba: jestem Twoją!... 
Cały mój żywot był zadatkiem 
Spotkania naszych krewnych dusz; 
Bóg mi nie zesłał Cię przypadkiem, 
Do grobu Tyś mój anioł stróż.... 
Z dawna mi sen Cię ukazywał 
I z niewidzianym łączył los; 
I cudny wzrok Twój mnie porywał 
I w duszy cudny dźwięczał głos! 
 
Lecz nie!... To nie był tylko sen! 
Gdyś wszedł, jam Ciebie wnet poznała. 
Jam zapłonęła, osłupiała 
I w myśli rzekłam: Oto ten! 
Wszak prawda? Muszę głos twój znać... 
To Ty mówiłeś ze mną w ciszy, 
Gdy szłam biednemu pomoc dać, 
Gdy się modliłam, klęcząc w niszy, 
By w serce słodki pokój wlać! 
Czyś to nie Ty śród groźnych mgnień, 
Gdy nocą wzrok mój się wysilał, 
Wstępował w mgłę, jak miły cień, 
Nad mym wezgłowiem się pochylał? 
Nie twójże głos brzmiał dźwiękiem cytry, 
Szeptał, że przejdzie pora burz?... 
Kto jesteś?... Czyś kusiciel chytry, 
Czy dobrotliwy anioł stróż? 
Rozstrzygnij trwożne te zwątpienia... 
Może to wszystko jeden błąd, 
Okrutny błąd niedoświadczenia... 
I innym będzie Boży Sąd! 
Wszystko mi jedno!... Cały los 
Składam w tej chwili w Twoje ręce, 
Ku Tobie z prośbą wznoszę głos: 
Ulżyj głębokiej mojej męce; 
Zrozumiej tylko: jestem sama, 
Nikt tu nie zajrzy w moją duszę, 
Mój umysł cierpi tu katusze, 
Dokąd się zwróci — wszędzie tama... 
Czyliż w milczeniu zginąć muszę? 
Czekam na Ciebie w strugach łez... 
Ożyw mnie jednym oka rzutem, 
Albo złudzeniom połóż kres 
I zasłużonym raź wyrzutem! 
 
Kończę!... I strach i wstyd mnie dręczy... 
Nie śmiem odczytać tego w głos... 
Za Ciebie honor Twój mi ręczy, 
Śmiało powierzam Ci mój los!»... 
  XXXII
Tatiana wzdycha przy stoliku; 
Raz po raz list w jej dłoni drgnie, 
Na rozpalonym jej języku 
Opłatek190 czerwonawy schnie. 
Opada głowa ociężała 
I zsuwa się koszulka biała 
Z prześlicznych ramion... Płynie czas, 
Promień księżyca całkiem zgasł, 
Przez mgłę poczyna jaśnieć niwa; 
Świt idzie na strumyka próg 
I w fali drży... Pastuszy róg 
Ze snu mieszkańca wsi wyrywa. 
Już dzień... Obudził wszystkich blask. 
Tatiana nie wie, że już brzask; 
  XXXIII
Nie wie, że słonko jasno błyska... 
Znużona, snem żelaznym śpi, 
Pieczątkę rytą w palcach ściska... 
Lecz oto cicho skrzypią drzwi; 
To stara niania... Już przy pracy! 
Herbatę wnosi jej na tacy 
I woła: «Taniu! Wstawać czas! 
Ba! Uprzedziła wszystkich nas! 
Moja gołąbka już gotowa! 
O, ranne ptaszę... Wczora tak 
Bałam się, że ci czegoś brak... 
Zły wieczór!... Dzięki Bogu, zdrowa! 
Po takiej nocy choćby ślad! 
Gdzie tam! Tak świeża, kieby191 kwiat!». 
  XXXIV
«Ach, nianiu!... prośba... mam życzenie...» — 
«Kochanie moje, tylko każ». — 
«Ach, nie myśl tylko... Podejrzenie... 
Zrobisz to, prawda?» — «Otóż masz! 
Nie wierzą mi... Przysięgam przecie...» — 
«Niech z listem tym twój wnuk w sekrecie 
Idzie do O... No, wiesz już kto? 
Nasz sąsiad... Lecz zapowiedz to: 
Nikomu niech nie mówi słowa, 
Niechaj nie powie, list ten skąd...» — 
«Komu, kochanie?... Zrobię błąd, 
Tak zesłabiała moja głowa, 
Sąsiadów różnych wkoło huk... 
Kto by to wszystkich pomnieć mógł?» 
  XXXV
«Czyli nie możesz zgadnąć, nianiu?» — 
«Kochanie moje, nie wiem, kto!... 
U starej rozum stępiał, Taniu... 
A dawniej bystra byłam, ho! 
Pan rzeknie słówko, ja już skora...» — 
«Ach, nianiu, nianiu, czy to pora 
O starych czasach teraz pleść?... 
No, widzisz, list ten trzeba nieść 
Do Oniegina». — «Tera jasno!... 
Nie gniewaj się, gołąbku mój. 
Ja stara... A sąsiadów rój. 
Ot, znów ci liczka, Taniu, gasną!...» — 
«Idź, nic mi nie jest!» — «Dałby Bóg» — 
«Idź i niech zaraz spieszy wnuk». 
  XXXVI
Dzień minął. Nie ma odpowiedzi... 
Nastaje drugi... Nic i nic! 
Od świtu Tania, milcząc, siedzi 
I trwoży dom bladością lic. 
Do Olgi Leński przybył. Oto 
Matka jej pyta go: «A co to, 
Druh pański już zapomniał nas?». 
Tatiana drgnęła... «Ach, w sam raz 
Spytała pani... Dziś przyjedzie — 
Rzekł Leński. — Ze mną jechać chciał, 
Ale robotę z pocztą miał 
I pewnie będzie po obiedzie». 
Tatiana oczy spuszcza w dół, 
Jakby wyrzutem ktoś ją kłuł. 
  XXXVII
Był zmierzch... Na stole blask rozlewał 
Samowar, kipiąc. Jego war 
Chińskie czajnika dno rozgrzewał... 
Wkoło się snuły kłęby par. 
Olga pospiesza wnet z posługą; 
Do filiżanek ciemną strugą 
Leje się płyn, wydając woń... 
Chłopak śmietankę poda doń. 
Tatiana stoi cicho, dysze 
Na szyby okna ust swych tchem, 
I coś, porwana słodkim snem, 
Prześlicznym swym paluszkiem pisze; 
I widać na omglonym szkle 
Luby monogram: «O» i «E». 
  XXXVIII
Drży Tania, że ją zdradzą szpetnie 
Ślady na twarzy łzawych smug. 
Wtem tętent... Krew się w żyłach zetnie. 
Już bliżej... Ścichło... Zdąża w próg 
Eugeniusz. «Ach!» i jako łania, 
Przez drugą sień ucieka Tania, 
A z sieni na dwór, potem w sad... 
Wzdłuż ogrodowych biegnie krat, 
Głowy na chwilę nie odwraca, 
Obiegła mostki, bagna skraj, 
Aleję do jeziora, gaj; 
Bzy łamie i do sadu wraca, 
Po klombach depce i bez tchu 
Ku małej ławce spieszy. Tu — 
  XXXIX
Upada. 
«On! Eugeniusz w domu! 
List czytał! Jak mnie sądzi zeń?!» 
I serce pełne męki, sromu192, 
Kryje nadziei mglistej cień. 
Drży cała... cała żarem dyszy. 
Czeka czy idzie?... Nic nie słyszy. 
W sadzie służące pośród grząd 
Zbierały wiśnie. Parku kąt 
Rozbrzmiewał pieśnią nakazaną 
(Nakaz ten cel osiągnąć mógł, 
Że pańskich jagód usty193 sług — 
Chciwymi usty nie zjadano; 
Bo usta musiał zająć śpiew... 
I na wsi dowcip rzuca siew). 
  Pieśń dziewcząt
«Hej, dziewice, krasawice, 
Gołąbeczki, kochaneczki, 
Rozigrajcie się, 
Rozbiegajcie się! 
Zaśpiewajcie pieśń 
Ulubioną swą! 
Oto chłopca wraz 
Zwabcie pieśnią tą... 
Ledwie zwabim go, 
Z dala ujrzym go, 
Rozbiegniemy się, 
Zarzucimy go — 
Zarzucimy wiśnią, 
Wiśnią i maliną, 
Czerwonymi
1 ... 15 16 17 18 19 20 21 22 23 ... 32
Idź do strony:

Darmowe książki «Eugeniusz Oniegin - Aleksander Puszkin (gdzie w internecie można czytać książki za darmo .TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz