Darmowe ebooki » Poemat dygresyjny » Eugeniusz Oniegin - Aleksander Puszkin (gdzie w internecie można czytać książki za darmo .TXT) 📖

Czytasz książkę online - «Eugeniusz Oniegin - Aleksander Puszkin (gdzie w internecie można czytać książki za darmo .TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Aleksander Puszkin



1 ... 13 14 15 16 17 18 19 20 21 ... 32
Idź do strony:
class="verse">A zwał się on Włodzimierz Leński; 
Był to duch iście gettyngeński127, 
Młodzieniec piękny... Chociaż wieszcz, 
Kant128 w nim podziwu budził dreszcz. 
Przywiózł z Germanii mnóstwo znamion: 
Marzenia mgliste — wiedzy plon, 
Entuzjastyczny mowy ton, 
Kędziory czarne aż do ramion, 
Ognistą duszę mknącą hen! — 
I o wolności luby sen. 
  VII
Jeszcze nie zwiędnął. Nie zdołała 
Wciągnąć rozpusty chłodnej toń 
Tej duszy, którą mu rozgrzała 
Pieszczota dziewic, druha dłoń. 
Serce, niewiedzą miłą tchnące, 
Snuło nadzieje czarujące. 
Świata nieznany blask i szum 
Ponętą były młodych dum... 
Dusza ta była jeszcze gładką, 
Cień zwątpień nie padł na jej biel; 
Śniącemu słodko życia cel 
Nęcącą zdawał się zagadką. 
Nie łamał głowy nad nią, wprzód 
Podejrzewając wzniosły cud! 
  VIII
Wierzył, że duszę ma pokrewną, 
Że ta tęsknocie płaci dań, 
Że się połączy z nim na pewno, 
Że każdej chwili czeka nań... 
Że za cześć jego — wierzył z góry — 
Przyjaciel pójdzie na tortury, 
I że dłoń druha ani drgnie, 
Kiedy w potwarcze łono tnie; 
Wierzył, że są wybrańcy losu, 
Którzy prowadzą cały lud 
Do ideału jasnych wrót, 
Że nieśmiertelny dźwięk ich głosu 
Powoła ludzkość aż na szczyt, 
Że przyjdzie wieczny szczęścia świt! 
  IX
Ta miłość, co przed dobrem klęka, 
Nienawiść złego, święty gniew 
I ona sławy słodka męka — 
Wcześnie wzburzyły jego krew. 
Niebo Goethego129 i Schillera130 
Jaśniało nad nim; atmosfera 
Ich pieśni wlała w duszę szał... 
Wówczas płomienną lirę brał, 
Podniosłą Muzę przywoływał. 
Szczęśliwych natchnień był w nim splot, 
Nigdy nie spadał jego lot; 
On w pieśniach dumnie zachowywał 
Dziewiczych snów naiwny żar, 
Powagę i prostoty czar. 
  X
Miłość dobywał z duszy swojej, 
A tak był czystym jego tren, 
Jako niewinnej myśl dziewoi, 
Jako dziecięcia słodki sen, 
Jakoby Diana w nieb pustyni, 
Westchnień, tajemnic, snów bogini. 
Nieokreślony śpiewał żal, 
Nieznane «coś» i mglistą dal, 
Opiewał róże romantyczne, 
Rozłąki ból, daleki kraj, 
Gdzie cicho w kwiatach stąpa Maj, 
Gdzie płyną dziewic łzy mistyczne... 
Śpiewał, że pobladł życia kwiat, 
A nie miał... osiemnastu lat! 
  XI
W pustyni, gdzie Eugeniusz jeden 
Cenę talentu jego znał, 
Sąsiedzkich uczt banalny Eden 
Słaby dla niego urok miał. 
Leński od gwarnej zbiegł zabawy... 
Nie dziw! Rozsądna treść rozprawy 
O porze żniw, o węchu psim, 
O wódce, nie budziła w nim 
Zajęcia; w szczerej tej spowiedzi — 
Przez dowcip, polot, albo smak, 
Lub nieco żywszych uczuć znak, 
Nie uderzyli go sąsiedzi; 
A zaś ich miłych szczebiot żon 
Niósł jeszcze słabszy myśli plon. 
  XII
W pięknym młodzieńcu konkurenta 
Czuł zabiegliwych matek chór... 
Działa zasada na wsi święta: 
Już wszystkie mamy dla swych cór 
Śniły w nim zdobycz; próg przestąpi, 
Już mu rozmowa nie poskąpi — 
Niby to dalszą snując nić — 
Żalów: «Jak źle bez żony żyć!». 
Na stole stanie wnet herbatka; 
Na samowaru baczyć kran 
Ma Dunia... «Duniu, pić chce pan!» 
Tu jej gitarę poda matka 
I już (o, Boże) słychać pisk: 
«O przyjdź, gdzie złoty słonka błysk»... 
  XIII
Jego — hymenu131 węzeł drażni, 
Nie nęci jeszcze mirtu132 liść, 
On marzy tylko o przyjaźni; 
Do Oniegina woli iść. 
Zeszli się. Dziwna133!... Lód z płomieniem, 
Proza z poezją, wiatr z kamieniem 
Mniej różnic mają, niż ci dwaj... 
Każdy, jak w obcy wchodząc kraj, 
Niepewność odczuł w pierwszej chwili; 
Potem nęciła różność ta, 
Potem zjeżdżali się co dnia — 
Nierozłączeni wkrótce byli! 
Niejeden z nas (ja pierwszy snadź) 
Tak sobie serce gotów dać. 
  XIV
Coraz jest rzadszą przyjaźń szczera! 
Wszelkie przesądy zniszczył czas: 
Dzisiaj we wszystkich widzim zera, 
Chcąc, by jednostką zwano nas. 
Każdy chce być Napoleonem 
I jak narzędziem, tak milionem 
Dwunogich stworzeń rządzić rad. 
Śmieje się dzisiaj z uczuć świat! 
Eugeniusz w nowych praw porządku 
Znośniejszym był od wielu; znał 
On ludzi, wzgardę dla nich miał, 
Lecz (nie ma reguł bez wyjątku) 
Umiał niektórym oddać cześć, 
Szanował szczerą serca treść! 
  XV
Z uśmiechem słuchał on poetę: 
Ognisty młodych sądów skok, 
Myśl, za doświadczeń mknąca metę, 
I ten natchniony wiecznie wzrok — 
Wszystko to było dlań tak nowem; 
A więc mrożącym swoim słowem 
Nie chciał tej młodej duszy truć... 
Myślał: «Toć głupio szczęście psuć, 
I tak trwa ono krótką chwilę, 
Życie otworzy oczy mu; 
Tymczasem, szczęśliw z swego snu, 
Niechajże wierzy dobra sile! 
Wybacz gorączce młodych lat 
Młodzieńczy żar i złudzeń kwiat». 
  XVI
Wszystko ich wlokło do rozmowy, 
Budziło myśl, wzniecało spór: 
Umarłych plemion szlak dziejowy, 
Trwałych przesądów chiński mur, 
Gra losu często niedorzeczna, 
I tajemnica grobu wieczna, 
I zło, i dobro, prawda, błąd — 
Wszystko podpadło pod ich sąd. 
Leński, w dyspucie zapalczywy, 
Zapomni się, bywało, tak, 
Że głosi ustęp z szwedzkich sag, 
A mój Eugeniusz pobłażliwy, 
Chociaż bywała ciemną treść, 
Wyrażał mu uwagą cześć. 
  XVII
Lecz częściej dwaj anachoreci134 
Brali za treść — miłości świat; 
Wyrwawszy się z jej władczej sieci, 
Oniegin mówił o niej rad — 
Z westchnieniem, z żalem mimowolnym. 
Szczęśliw, kto był do tego zdolnym, 
Że w burzę wszedłszy, uszedł tuż; 
Szczęśliwszy ten, co nie znał burz, 
Co miłość ziębił przez rozstanie, 
Ból przez szyderstwo; szczędził sił, 
Ziewając, kawkę z żoną pił, 
Zazdrości w sercu tłumił granie, 
Nie stawiał, aby chłodzić krew, 
Majątku — na waleta tref135! 
  XVIII
Gdy nas rozsądek pod sztandary 
Powoła swe, gdy w ciszy czas 
Zgasną namiętnych pragnień żary, 
Kiedy już tylko bawi nas 
Kapryśna żądza swym oddechem, 
Kiedy z spóźnionym serca echem 
Walcząc, tłumimy krwi swej ruch, 
Wówczas nam jeszcze pieści słuch 
Cudzej miłości powieść słodka, 
W głębinach duszy ryjąc znak. 
Ach, inwalida stary tak, 
Kiedy wąsaczów młodych spotka, 
Słyszy w swej chacie armat ryk, 
O nowe boje pytać zwykł. 
  XIX
Ale i młodość błąd milutki 
Posiada: nie ukryje nic; 
Nienawiść, miłość, radość, smutki 
Wygada wnet z rumieńcem lic. 
Oniegin, niby inwalida 
W kochaniu, bada, jak się wyda 
Leńskiego miłość; ten był rad 
Otworzyć przed nim serca świat, 
Wybranki swej przymiotów dowieść. 
Eugeniusz przeto poznał wnet 
Szczegółów moc od a do zet, 
Całą miłości młodą powieść — 
Ocean uczuć... Wyznać mam? 
Nie było nic nowego tam! 
  XX
Włodzimierz kochał... Ach, niestety, 
Dzisiaj miłości takiej brak! 
Tylko szalony duch poety 
Jeszcze skazany kochać tak! 
Wszędzie i zawsze myśl jedyna, 
Pełna jej każda jest godzina, 
Jedno marzenie, jeden żal! 
Ani ziębiąca zwykle dal, 
Ani rozłąki długie lata, 
Nauki chłód i Muzy dar 
I cudzoziemskich dziewoj czar, 
Gwar uczt, wrażenia barwne świata— 
Nic nie zmieniło duszy tej, 
Którą za młodu oddał Jej! 
  XXI
Chłopięciem był, a już niewinne 
Serce uderzył Olgi wdzięk 
I na zabawy jej dziecinne 
Patrzył z zachwytem, czując lęk... 
Z wolna się zbliżył; w cieniach gaju, 
Dzieci bawiły się, jak w raju... 
Widząc krzepnący związek ten, 
Matki o ślubie snuły sen. 
W ustroniu, w cienie brzóz spowita, 
W oczach rodziców szczęściem drżąc 
I niewinności czarem tchnąc, 
Jako konwalia kwitła skryta, 
Której przez traw zielony gąszcz 
Nie dojrzał motyl, ani chrząszcz. 
  XXII
Tak pierwsze sny, zachwyty pierwsze 
Dała Leńskiemu Olga... Wnet 
Począł pisywać czułe wiersze, 
Zabrzmiał elegią136 jego flet. 
Żegnajcież gry dzieciństwa złote! 
Pokochał ciszę i tęsknotę, 
Samotność, gwiazdy, nocny czas 
I tajemniczy gęsty las, 
I lunę137, cudną lampę nieba, 
Której składaliśmy i my 
Westchnienia nocne i te łzy, 
Co je wypłakać z serca trzeba... 
Dziś! — myślim, że jej świetlna gra 
Latarki blask zastąpić ma! 
  XXIII
Zawsze posłuszna, skromna zawsze, 
Wesoła zawsze, jako świt, 
Miła, jak słówka najłaskawsze, 
Prosta, jak młody wieszcza byt; 
Oczka błękitne jak niebiosy, 
Uśmieszek, w płowych loczkach włosy, 
Leciutka kibić, ustek mak — 
Wszystko to w Oldze... Ale wszak 
Łacno jej portret odnajdziecie: 
Dość pierwszy lepszy romans wziąć. 
Sam mogłem ongi przy nim schnąć 
Z miłości, lecz mnie znudził przecie. 
Więc, czytelniku, skończmy z nim — 
O starszej siostrze składam rym! 
  XXIV
Jej siostra zwała się Tatianą... 
Znajdziecie w tym zuchwały żart, 
Żem śmiał wprowadzić takie miano 
Do romansowych czułych kart... 
Lecz wszakże mile dźwięczy w rymie; 
Więc cóż, że razi was to imię 
Czeladnej izby starym tchem... 
Jeżeli chcecie, wyznać śmiem, 
Że u nas mało smaku wszędzie, 
Jak w mianach, które nosi lud 
(Że już nie wspomnę naszych ód)... 
Z postępem iść nam trudno będzie! 
Ba, od oświaty — z pudrem lic 
Wzięliśmy pozę — więcej nic! 
  XXV
A zatem zwano ją Tatianą... 
Nie wiem, w czym był jej wdzięku klucz. 
Świeżością siostry swej rumianą 
Nie mogłaby pociągnąć ócz138. 
Dzika, milcząca, zbyt wrażliwa, 
Jak łania leśna bojaźliwa, 
Choć ją otaczał krewnych świat, 
Rosła w nim, jako obcy kwiat. 
Nie lubi pieszczot... Ojciec, matka 
Nie mogli czytać w duszy tej, 
Choć dziecię — nie pociąga jej 
Dzieci bawiących się gromadka. 
I czasem w oknie cały dzień 
Siedzi milcząca jako cień. 
  XXVI
Zaduma była od kołyski 
Żywiołem jej, przyjaznym tchem, 
Wczas wiejski, zawsze nudy bliski, 
Barwiła jej ciekawym snem. 
Jej delikatnej ręki palce 
Nie znały igły; z nudą w walce 
Nie zwykła do rąk kanwy brać, 
By w nią jedwabiem życie wlać. 
Gdy się w dziewczątku budzi władza, 
Posłuszną lalkę pragnie mieć; 
W konwenansową zmierza sieć, 
Gdy lalkę żartem w świat wprowadza... 
Dziewczynki lalkom z taktem dam 
Prawią morały swoich mam. 
  XXVII
Ale w dziecinne nawet lata 
Tatiana lalkę rzuca w kąt... 
I z nią o modach, plotkach świata, 
Nie toczy rozmów. Widać stąd, 
Że są jej obce figle dziecka; 
Strasznych powieści treść zdradziecka, 
Zimą, gdy mroki rzuca noc, 
Ma nad jej sercem większą moc. 
A kiedy niania na spacerze 
Zbierze dla Olgi dzieci rząd 
I poprowadzi w parku kąt — 
Ona udziału w grach nie bierze. 
Gwar ślepej babki, wietrzny śmiech — 
Nie budzą w jej serduszku ech. 
  XXVIII
Tatiana lubi na balkonie 
Uprzedzać złoty jutrzni brzask, 
Kiedy na bladym niebios łonie 
Stopniowo gaśnie gwiazdek blask, 
Kiedy na skraju ziemi dnieje, 
I poseł ranka, wietrzyk, wieje, 
I z wolna zdąża jasny dzień. 
A zimą, kiedy nocny cień 
Oblecze wszystko czarną smugą, 
Gdy cała ziemia ciężko śni 
I mglisty miesiąc blado lśni 
I wschód ociąga się przydługo, 
Już nie potrafi w łóżku zwlec, 
Ubiera się przy blasku świec. 
  XXIX
Romanse ją zajęły właśnie; 
One to dla niej wszystkim są! 
Ją czarowały z młodu baśnie 
I Richardsona139, i Rousseau140. 
Ojciec jej był poczciwiec sobie, 
Dość zapóźniony w zeszłej dobie, 
Nie widział w druku szkodnych141 plam. 
Prawda, nie czytał nigdy sam, 
Ale w powagę ksiąg nie wierzy, 
Nie daje ceny wieszczym snom, 
Nie dba więc, jaki tajny tom 
Pod poduszeczką córki leży. 
A jego żona... Czyżbym śnił? 
Richardson dla niej bóstwem był! 
  XXX
Tak! Uwielbiała Richardsona — 
Nie, aby miała z dzieł go znać, 
Lub że stawiała Grandisona142 
Nad Lowelasa143 wyżej snadź, 
Lecz ongi księżna Paulinka, 
Słynna moskiewska jej kuzynka, 
Mówiła właśnie o nim wciąż... 
A wtedy jej obecny mąż 
Był narzeczonym... wbrew jej chęci! 
Bo inny ktoś, czyj piękny wąs 
Na jej twarzyczce budził pąs, 
Daleko mocniej tkwił w pamięci. 
Ów Grandison... ba! graczem był, 
Lecz mundur gwardii na nim lśnił. 
  XXXI
Oboje byli dziećmi mody; 
W snach go widziała u swych stóp; 
Ale się nikt nie pytał młodej, 
Kiedy wieziono ją na ślub... 
By ją rozłączyć z wspomnień zmorą, 
Rozsądny mąż wyjechał skoro144 
Na wieś. Tu obcych ludzi gwar 
Z początku wzmógł tęsknoty żar; 
Rozwód — to było jej marzenie 
We łzach, w nerwowych splotach rąk... 
Lecz w gospodarstwa wszedłszy krąg, 
Znalazła wkrótce ukojenie. 
Przyzwyczajenie Bóg dał sam, 
Aby zastąpić szczęście nam. 
  XXXII
Przywykła... Lżejsze było życie... 
Powszedniość sny daleko gna. 
Aż tu zrobiła raz odkrycie, 
Co pocieszyło ją do cna. 
Zakwitła w myśli świeża płonka145: 
Jak pod pantofel wziąć małżonka, 
Jak stworzyć samodzierżczy rząd! 
I zawiał w domu nowy prąd: 
Jeździ codziennie na roboty, 
Łby goli146, grzybów wielki kosz 
Soli na zimę, liczy grosz, 
Odwiedza łaźnię co soboty. 
Służebne bije, wpadłszy w złość... 
Mąż milczał... To dla męża dość! 
  XXXIII
Kiedyś w albumy z czułą miną 
Pisała, biorąc z palca krew, 
Praskowję zwała Pauliną 
Naśladowała mową śpiew. 
O wiotką kibić bardzo dbała, 
I «n» rosyjskie wymawiała 
Zawsze z francuska, więc przez nos... 
Teraz ją mocno zmienił los! 
Album i księżna Paulina, 
Gorset i kajet czułych słów 
Poszły w niepamięć — oto znów 
Akulką wabi się Celina. 
Pani na głowie czepek ma, 
O watowany szlafrok dba. 
  XXXIV
Ale mąż kochał ją bez miary, 
W szlafroku łaził, jadł i pił, 
Na żonę patrzał, pełen wiary, 
Że czyni wszystko wedle sił. 
Życie płynęło tempem skorem; 
1 ... 13 14 15 16 17 18 19 20 21 ... 32
Idź do strony:

Darmowe książki «Eugeniusz Oniegin - Aleksander Puszkin (gdzie w internecie można czytać książki za darmo .TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz