Darmowe ebooki » Poemat dygresyjny » Eugeniusz Oniegin - Aleksander Puszkin (gdzie w internecie można czytać książki za darmo .TXT) 📖

Czytasz książkę online - «Eugeniusz Oniegin - Aleksander Puszkin (gdzie w internecie można czytać książki za darmo .TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Aleksander Puszkin



1 ... 17 18 19 20 21 22 23 24 25 ... 32
Idź do strony:
wyda gniewu twarz, 
A madrygały pisać masz! 
  XXXI
Nie madrygały Leński pisze, 
Lepszego album Olgi wart... 
Miłością pióro jego dysze, 
Nie błyśnie spodeń211 zimny żart: 
Coś dojrzy, słyszy coś o Oli, 
Notuje zaraz prawdzie gwoli. 
Na kształt szumiących rzeki fal, 
W elegiach płynie słodki żal... 
Jak on, Jazykow212 mój natchniony, 
Gdy jego serce ogniem tchnie, 
Opiewa — kogo? Pan Bóg wie — 
A tom, z elegii upleciony, 
Wsłuchanym w ich czarowny głos 
Opowie z czasem jego los. 
  XXXII
Lecz ciszej!... Słyszysz ostry przytyk? 
Elegii skromny wianek rwać 
W strzępy — surowy każe krytyk, 
Na rymotwórców woła brać: 
«Hola, przestańcie wreszcie płakać, 
Wciąż jedno w srogim żalu kwakać, 
I o „minionym” duby pleść, 
Dosyć!... Odnajdźcie nową treść!» — 
«Masz słuszność! Pewnie nam pokażesz 
Maski, kindżały z dawnych lat, 
I odnowiwszy stary grat, 
Myśl „nową” wskrzesić nam rozkażesz? 
Czy tak, mój druhu?» — «Ale, ba! 
Panowie, ody pisać trza! 
  XXXIII
Według poważnej starej mody, 
Gdy żył potężny przodków ród...» — 
«Co? Uroczyste same ody! 
Czy się nie zlękniesz czasem ód? 
Zważ, ody tworzył i satyryk! 
Cudzego zdania chytry liryk213 
Mali214 dla ciebie większy wdzięk 
Niż rymotwórców naszych jęk?» — 
«Lecz treść elegii tchnie pustotą, 
Jej cel jest marny! Ody pisz, 
Bo oda wzniośle dąży wzwyż, 
Szlachetny cel ma»... Mógłbym o to 
Spór wzniecić, ale spokój dam; 
Po co dwa wieki kłócić mam? 
  XXXIV
Wielbiciel sławy i swobody, 
Z myślą burzliwych pełną nut, 
Włodzimierz byłby pisał ody, 
Lecz Olga nie czytała ód. 
Wieszczu! Czyś czytał swej uroczej 
Elegię tkliwą, patrząc w oczy? 
Wyższej nagrody nie zna wieszcz! 
Tak mi mówiono... Szczęścia dreszcz 
Wstrząsa skromnego wielbiciela, 
Gdy Ona — słodki przedmiot ów 
Miłości, rymów, westchnień, snów — 
Uwagi swojej mu udziela! 
Szczęsny... Choć ona — wierzcie mi — 
Nie o tym myśli, albo śpi! 
  XXXV
Lecz ja, co Muzom złożę w dani 
Owoce natchnień, marzeń kwiat, 
Czytam jedynie starej niani, 
Druhowi moich młodych lat. 
Lub gdy znudzony, po obiedzie, 
Przypadkiem sąsiad do mnie zjedzie, 
Rwę go za połę za ten błąd, 
Duszę tragedią, cisnąc w kąt; 
Lub (tu żartować nie wypada), 
Słuchając smętnej Muzy praw, 
Kieruję kroki ponad staw, 
Wystraszam dzikich kaczek stada: 
Spędza je z brzegu nagły lęk, 
Gdy słyszą słodkich strof mych dźwięk! 
  XXXVI
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .  
  XXXVII
A cóż Oniegin?... — zapytacie, 
Widząc, że Pegaz215 na bok mknie... 
Jeśli cierpliwym będziesz, bracie, 
Opiszę, jak przepędza dnie... 
Żył jak pustelnik... Zerwał z światem; 
O siódmej rano wstawał latem, 
Wychodził na czczo... Wieś tę znam: 
Pod górą rzeczka płynie tam... 
Piewcę Gulnary216 naśladował, 
Przepływał wpław Hellespont217 ów; 
Potem do domu wracał znów, 
Pił kawę, dziennik zły wertował, 
Ubierał się. . . . . . . . . . . . . . . 
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 
  XXXVIII
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .  
  XXXIX
Przechadzki, książki, sen głęboki, 
Strumyka szept, cienisty gaj, 
Czasem dziewicy czarnookiej 
Świeżutki całus (w to mi graj!), 
Koń bystry, a wędzidłu korny. 
Obiad zaprawdę dość wytworny, 
Białego wina puchar i — 
Samotność, luba cisza wsi: 
Ot, cały żywot Oniegina! 
Nieznacznie z ciszą tą się zżył, 
Nie liczył dni, pogodny był... 
W spokoju miłym zapomina 
Przyjaciół, bale, newski gród 
I nudę, co go gryzła wprzód. 
  XL
Ale północne nasze lato, 
Karykatura włoskich zim, 
Mignie i znikło... Zgoda na to?... 
Więc czemuż kryć się z sądem tym? 
Już czuć w powietrzu tchy jesienne, 
I słonko świeci mniej promienne, 
I coraz krótszy dzienny czas 
Cienisty, tajemniczy las 
Z posępnym szmerem głąb obnaża; 
Na pole pada mgła, śród chmur 
Krzykliwych gęsi leci sznur 
Het, na południe... I zagraża 
Nuda, jesieni wierny stróż... 
Listopad stał na progu już. 
  XLI
Świt blady w mgłę się wdziera chłodną; 
Na łąkach hałas pracy zmilkł 
I wraz z wilczycą swoją głodną 
Na drogę z lasu dąży wilk; 
I już go poczuł koń podróżny, 
Rozdyma chrapy; pan ostróżny, 
Pędzi co tchu na górski szczyt! 
Już pastuch, gdy nadejdzie świt, 
Z chlewu wyganiać krów nie będzie, 
Ani w południe jego róg 
Nie zwoła ich na zakręt dróg; 
W izbie, śpiewając, dziewa przędzie. 
Przed nią zimowych nocy druh, 
Łuczywo barwi kłębka ruch. 
  XLII
Lecz mróz już trzeszczy... Śnieżne burze 
Pokryły srebrem całą wieś... 
(Czytelnik czeka rymu: «róże»; 
No, więc go żywo sobie weź!). 
Jako posadzka woskowana — 
Czyściej — lśni rzeka w lód odziana. 
Krzykliwych chłopców drobny lud 
Łyżwami zręcznie kraje lód. 
Na kraśnych łapkach gąsior dąży, 
Ot, chce po łonie płynąć wód, 
Ostrożnie zsuwa się na lód, 
Ślizga się, pada... Patrz, jak krąży 
Wesołych śnieżnych płatków rój, 
W mig tracąc kształt gwiaździsty swój. 
  XLIII
Co począć w głuszy w takim czasie? 
Na spacer iść? Ach, stygnie krew, 
Gdy przykry widok oczy pasie 
Nagością monotonną drzew. 
W surowym stepie jechać konno? 
Z biedą się spotkasz nieuchronną: 
Groźna podkowie śliska błoń, 
Jeszcze ci nogę złamie koń! 
Pod dach się kryj więc od zamieci! 
Czytaj: ot, Pradt218, ot, Walter Scott219! 
Nie chcesz? Rachunki sprawdzaj, ot! 
Gniewaj się, pij — i wieczór zleci... 
Nazajutrz wstąp na tenże szlak... 
Pysznie ci zima zejdzie tak. 
  XLIV
Jako Childe Harold nieustannie 
Oniegin duma... Próżniak zeń! 
Rankiem w lodowej siędzie wannie, 
A potem w domu cały dzień 
W obrachowaniach pogrążony 
I tępym kijem uzbrojony 
W dwie kule na bilardzie gra... 
Od rana ta zabawa trwa... 
Nadchodzi wieczór... Wtedy z dłoni 
Wypuszcza kij. (Ba, głód już czuł!) 
Już przy kominku gotów stół... 
Eugeniusz czeka... Trójką koni 
Nadjeżdża Leński... «Otóż masz 
Głodnego! Obiad podać każ!» 
  XLV
Za stołem siada mój poeta, 
A słowo już zmienione w czyn: 
Wdowy Cliquot, albo Moëta220 
Błogosławiony niosą płyn; 
W zmarzniętej pieni się butelce... 
Niegdyś i moją duszę wielce 
Nęciło grą swą wino to: 
Koledzy! Wszakże za Cliquot 
Puszczałem ongi resztki monet; 
Pomnicie: z tych czarownych strug 
Powstawał miłych bredni huk, 
Mnóstwo i żartów i canzonet221. 
Niespodziewanie świetnych słów, 
Zajadłych sporów, słodkich snów! 
  XLVI
Lecz dzisiaj zdradzasz mój żołądek 
Swą gwarną pianą, o, Cliquot! 
Zmieniając dawny uczt porządek, 
Rozsądne wolę dziś bordeaux222. 
Ai223 mi szkodzi nawet szklanka... 
Ai — druhowie! — to kochanka, 
Błyszcząca, wietrzna, zmiennych cech: 
Kapryśna, w pusty wpada śmiech! 
Lecz ty, bordeaux, ty jesteś druhem 
I towarzyszem w każdy czas, 
Co w smutku zwykł pocieszać nas. 
Wspomagać w położeniu kruchem, 
Miłą gawędą pieścić słuch... 
Niech żyje nam bordeaux, nasz druh! 
  XLVII
Przygasa ogień... Popiół biały 
Powleka złoty węgla blask; 
Ciepło przepełnia pokój cały, 
W kominku ustał iskier trzask... 
Wzlatują z fajek dymu wstęgi, 
Wokół butelek tworzą kręgi... 
I spuszcza się wieczorny zmrok... 
(Ach, przy kieliszku gawęd tok, 
Łgarstw przyjacielskich miła chwilka, 
Zwłaszcza o zmierzchu urok ma, 
Gdy ta niepewna pora trwa, 
«Pora pomiędzy psa i wilka»224; 
Ten termin — mój obraża słuch). 
Lecz słuchaj mych przyjaciół dwóch: 
  XLVIII
«A cóż sąsiadki? Co Tatiana? 
I co się dzieje z Olgą twą?» — 
«Dolej mi wina... Dzisiaj z rana 
Byłem tam. Wszyscy zdrowi są. 
Panny pokłonić się kazały... 
Jak plecy Oli wyładniały! 
Co to za dusza! Kiedyś bądź 
Zajedziem do nich. Proszę, sądź: 
Dwa razy tylko tam zajrzałeś — 
Gościnnie cię przyjęto tam, 
A ty — czy słusznie, rozważ sam — 
Już nosa im nie pokazałeś... 
Ależ... to osioł ze mnie!... Wszak 
Proszony jesteś!» — «Ja?» — «A tak! 
  XLIX
W sobotę Tani imieniny, 
Ola i matka proszą cię; 
Odmówić nie ma wszak przyczyny... 
Pojedziesz, prawda?» — «Zlituj się! 
Tam kupa gości, wiem to z góry, 
A przy tym moc hałastry, której...» — 
«Nikt, tylko swoi, dobrze wiem! 
Zaręczyć mogę słowem swem. 
Pojedziesz, proszę!» — «Zgoda!» — «Dzięki! 
Jaki ty dobry!» — Mówiąc to, 
Do góry kielich wzniósł z Cliquot, 
Wychylił go za Olgi wdzięki 
I o nich jął rozprawiać znów. 
Ba, miłość nie zna innych słów! 
  L
Był wesół... Toć za dwa tygodnie 
Szczęśliwy termin wypaść miał... 
Czekał na żar, co nie ochłodnie, 
Na szczęście, na zachwytów szał, 
Na małżeńskiego łoża tajnię... 
Nigdy nie sądził, że zwyczajnie 
Hymen przynosi troski nam, 
Żal, poziewanie, chłód i kram... 
Gdy domowego życia scena 
Wrogom Hymenu wróży swąd 
Albo obrazków nudnych rząd, 
Romans w rodzaju Lafontaine’a225, 
Mój biedny Leński o niej śnił: 
Dla tego życia zrodzon był! 
  LI
On był kochany... albo sądził, 
Że jest kochany... Szczęścia dość! 
Szczęśliwy, kto się wiarą rządził, 
Kto zdusił chłodną myśli złość, 
Nie wstrzymał słodkich marzeń w biegu, 
Jako podróżny na noclegu 
Spojony, w śnie nie słyszał burz, 
Lub motyl ssący nektar z róż... 
Lecz biada temu, co przewidzi 
Już z góry wszystko, zimny jest, 
Kto każde słowo, każdy gest, 
Za treść wewnętrzną nienawidzi, 
Śród mroźnych życia zastygł burz: 
Zapomnieć się nie zdoła już! 
 
Rozdział V
O, Świetlano moja, 
Bogdajbyś nie znała 
Onych strasznych snów.226 
 
Żukowski227 I
Jesień w tym roku długo trwała, 
Jak gdyby czasu zwolniał bieg... 
Natura zimy wyglądała; 
Dopiero w styczniu upadł śnieg, 
Trzeciego w nocy... Już z posłania, 
Ocknąwszy się, spostrzega Tania 
Przez okno — pobielały dwór, 
Parkan z przeciwka, dachów sznur, 
Gałęzie sosen srebrem kryte, 
Na szybach w kształcie haftu szron, 
Na śniegu gwarne roje wron, 
Miękkim kobiercem opowite 
Błyszczące grzbiety bliskich wzgórz... 
Dokoła wszystko w bieli już! 
  II
Zima!... Włościanin, tryumfując, 
Saniami pierwszy znaczy ślad; 
Kobyłka, śnieg pod stopą czując, 
Kłusem przebiega mimo chat; 
Pryskając wokół śnieżnym puchem, 
Kibitka228 śmiga żwawym ruchem; 
Stangret na kozioł żywo wlazł, 
Lśni na kożuchu kraśny229 pas... 
Patrz, na folwarku biega malec, 
W saneczki z drzewa wsadził psa, 
Sam przy nich konia dzielnie gra; 
Swawolnik już odmroził palec. 
Choć ból doskwiera, mknie co tchu, 
A matka z okna grozi mu... 
  III
Lecz... wy wolicie temat inny, 
Nie tych obrazów prostych rząd; 
To wszystko jest natury gminnej, 
Niewiele wdzięku bije stąd. 
Już inny wieszcz230, Apollinową 
Obdarzon łaską, cudną mową 
Wam odmalował pierwszy śnieg, 
Wszystko o cudach zimy rzekł... 
Przejażdżki w saniach tajemnicze 
Umiał w ognisty zamknąć rym 
I pewnie was czarował nim... 
Z nim walczyć — sobie dziś nie życzę, 
Ani wymieniać z tobą strzał, 
Śpiewaku Edy z fińskich skał!231 
  IV
Tania — że ruską duszę miała — 
Rosyjskiej zimy chłodny wdzięk 
Całą swą duszą ukochała... 
(Wyjaśnić, za co — byłby sęk!) 
Kochała sanek polot śliski, 
W zorzy różowe śniegu błyski, 
Sosny na mrozie skrzący wierzch, 
Wieczorów grudnia długi zmierzch. 
Dom cały święcił zwyczaj miły: 
W zmroku służebnych huczał głos; 
Wróżyć panienkom przyszły los 
Z kuchni, z folwarków się schodziły: 
Przepowiadały im co rok 
Wojskowych mężów bliski krok! 
  V
Tania w prostocie słucha służby, 
Wierzy w znaczenie wieszczych słów, 
W kabałę z kart, w księżyca wróżby, 
W przesądy, w głos proroczych snów. 
I różne złe ją trwożą znaki; 
Wypadek, przedmiot lada jaki 
Ma dla niej tajemniczy wiew; 
Przeczucie w żyłach ścina krew. 
Kot z zalotnością na kominie, 
Miaucząc, łapkami mordkę mył: 
To dla niej znak niemylny był, 
Że goście jadą. Wtem wypłynie 
Dwurogiej Luny młoda twarz 
Na lewym niebie — otóż masz: 
  VI
Tatiana zbladła i zadrżała! 
A kiedy, złoty kreśląc szlak, 
Przez ciemne niebo przeleciała 
Gwiazdka, spadając — na ten znak, 
Tatiana spieszy szepnąć właśnie, 
Dopóki gwiazdka nie zagaśnie, 
Życzenie serca... Znaków złych 
Ustrzec się chce: gdy czarny mnich 
Przeszedł jej drogę albo zając 
Mignął przed okiem pośród pól, 
Uczuwa w sercu strach i ból, 
Na miejscu stoi, już dumając, 
Jaki ją rychło spotka cios, 
Jaki ją czeka smutny los... 
  VII
Cóż? Tajny urok grozy siła 
Posiada... Tanię nęci strach... 
Natura tak nas utworzyła, 
Z sprzeczności wznosząc życia gmach!... 
Nastały Świątki232. Toż uciecha! 
Młodość wróżenia nie zaniecha, 
Choć nie zna, wietrzna, co to żal, 
Choć przed jej okiem życia dal 
Ciągnie się jasna... Z nią ochotnie 
Przez okulary wróży też 
Starość, grobowych bliska leż, 
Straciwszy wszystko niepowrotnie! 
Nadzieja wszędzie bierze
1 ... 17 18 19 20 21 22 23 24 25 ... 32
Idź do strony:

Darmowe książki «Eugeniusz Oniegin - Aleksander Puszkin (gdzie w internecie można czytać książki za darmo .TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz