Darmowe ebooki » Poemat alegoryczny » Boska Komedia - Dante Alighieri (gdzie można czytać książki online .TXT) 📖

Czytasz książkę online - «Boska Komedia - Dante Alighieri (gdzie można czytać książki online .TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Dante Alighieri



1 ... 25 26 27 28 29 30 31 32 33 ... 85
Idź do strony:
wyżej siedział, 
Jeśli tym jesteś, co mi odpowiedział, 
Mów, jaki kraj twój, jakie twoje miano?» 
— «Byłam Sienką,» niewiasta odrzekła: 
«Brud mego życia tu czyszczę z drugimi, 
Żebrząc o Łaskę łzami gorącymi. 
Byłam niemądrą, choć Sapią mię zwano734.  
W nieszczęściu drugich czułam radość piekła, 
Gdybyś nie myślał, że ja ciebie zwodzę, 
Słuchaj, zawiścią jak szalałam srodze! 
Już łuk dni moich zniżał się powoli, 
Wtenczas, gdy moi ziomkowie przy Kolii 
Stanęli zbrojno wobec swego wroga; 
Prosiłam o to, co Bóg chciał, u Boga735;  
Za danym hasłem gdy bitwę zaczęli, 
Nasi złamani wśród bitwy pierzchnęli, 
Gnani w ucieczce; widząc takie łowy, 
Z radości szał mię opanował nowy: 
Wołałam wodząc oczyma po niebie, 
»Teraz, o Boże, nie lękam się ciebie!« 
Tak kos zdradzony ciepłym dniem zimowym, 
Śpiewa, nie myśląc o zamrozie nowym. 
Przy schyłku życia nad grobowym progiem, 
Chciałam w pokoju pojednać się z Bogiem: 
Jeszcze by dług mój nie zmniejszył się może 
Pokutą, gdyby nie Piotr Petinagno736,  
Który litością nad mym grzechem zdjęty, 
Codziennie wołał na modlitwie świętej: 
»O, nad grzesznicą ulituj się, Boże!« 
Lecz skąd twe chęci tak nas badać pragną? 
Kto jesteś? zda się otwarte masz oczy, 
Gdy mówisz, głos twój pełny i uroczy». 
«Oczy me» rzekłem «tu poszyją druty737,  
Lecz nie na długo; bo kaźń tej pokuty 
Prędko mą duszę z tej skazy oczyści, 
Mało zgrzeszyłem spojrzeniem zawiści. 
Więcej mnie trwoży tu, pod tą opoką 
Noszących wielkie ciężary katusza, 
Jak one ciężą, czuje moja dusza». 
Duch: «Kto wprowadził ciebie tak wysoko, 
Ciesząc powrotu wiarą nadaremną?» 
Ja: «Ten, co milczy i stoi tu ze mną. 
Ja żyję, naucz mię, duchu wybrany, 
Czy chcesz, bym jeszcze stopy śmiertelnemi 
Zwiedził dla ciebie twój kraj ukochany?» 
Duch rzekł: «To słyszeć dla mnie rzecz tak nowa, 
Widać, że ciebie Bóg w swej łasce chowa; 
Więc mi dopomóż modlitwą na ziemi. 
Na święte imię zaklinam cię Pańskie, 
Gdy kiedy wstąpisz na ziemie toskańskie, 
Chciej przed moimi oczyścić mię z brudu. 
Tam ich zobaczysz wśród próżnego ludu738, 
Co swe nadzieje wiatrami karmione 
Utkwił jak kotew w porcie Talemone. 
Więcej on straci, jak ci, co szukali 
Dyjany w piasku zagrzebanej fali; 
Lecz jeszcze więcej stracą admirali». 
 
Pieśń XIV

(Gwido del Duka i Renier de Kalboli. Przeciw Florencji i Pizie.)

«Nie wiesz, kto wkoło naszej góry kroczy, 
Wprzód nim śmierć jemu dała polot chyży, 
Co jak chce, mruży i otwiera oczy?» 
«Wiem, że tu idą jacyś dwaj przychodnie; 
Kto on, ja nie wiem: ty, co stoisz bliżej, 
Aby rad odrzekł, zapytaj łagodnie». 
Tak wsparte jeden na drugim dwa duchy, 
Ode mnie w prawo między sobą gwarzą. 
Jeden z nich bliższy, z podniesioną twarzą739,  
Rzekł do mnie: «Duchu, co w ciele zamknięty 
Idziesz ku niebu jak wpół wniebowzięty, 
Pociesz nas, nie bądź naszym prośbom głuchy, 
Mów, skąd i ktoś jest? widna łaska boża, 
Jaka twą duszę w tobie uwielmoża, 
O tyle sobą nas tu zachwyciła, 
Jak chce rzecz nowa, co nigdy nie była». 
A ja: «Przez środek Toskaniji740 płynie 
Niewielka rzeka, co krynicą małą 
Ledwo się sączy z góry Falterona741,  
A stumilowym ujściem nieznużona. 
Przy jej wybrzeżu oblokłem się w ciało. 
Mówiąc, kto jestem, rzekłbym słowa marne, 
Bo imię moje jeszcze dość nie słynie742». 
Duch odpowiedział, ten co pierwszy pytał: 
«Jeślim rozmowy twojej myśl wyczytał, 
Pod jej zasłoną widzę rzekę Arnę». 
A drugi rzekł doń: «Dlaczego nazwisko 
Ukrył tej rzeki jak na pośmiewisko?» 
Cień zagadnięty na to odparł żywo: 
«Nie wiem, lecz żadne nie będzie w tym dziwo, 
Gdy takiej rzeki nazwisko zaginie. 
Bo od jej źródła, kędy Apeniny, 
Od których morzem odcięte Peloro743, 
Toną w powietrzu jako obłok siny, 
Aż do jej kresu, gdzie powraca szkody 
Zrządzone morzu przez ubytek wody, 
Jaką zeń chmury w dni słoneczne biorą, 
Wszyscy od cnoty stronią jak od węża, 
Tak lud w tym kraju zły nałóg zwycięża! 
Tam ludzie tak swą naturę zmienili, 
Jakby się Cyrcy karmią744 utuczyli. 
Pośród tych wieprzów745, o wspomnieć bolesno! 
Godnych przeżuwać chyba żołędź leśną, 
Nie owoc dany na pokarm człowieka, 
Zrazu nurt wąski toruje ta rzeka, 
W kolej zstępując korytem pochyłem, 
Spotyka małe kundle, które warczą, 
Więcej niż siły na ich wark wystarczą: 
Ze wzgardą do nich obraca się tyłem 
I szybko płynie; im bystrzej przecieka 
Ta nieszczęśliwa i przeklęta rzeka 
Wita psy, co się mianują wilkami; 
Potem głębszymi werznięta brzegami, 
Spotyka lisy, co chytrzy i zdradni 
Odwietrzą łatwo przynętę w zapadni. 
Rad prorokuję, choć wobec słuchacza, 
W korzyść mu pójdzie widzieć obraz czasu, 
Jaki duch prawdy przede mną roztacza. 
Widzę synowca twego, bohatera746, 
Który tych wilków staje się myśliwcem; 
Rzęże jak bydlę, ścierw ich kupczy żywcem, 
Biorąc im życie sobie cześć odbiera. 
Wychodzi krwawy ze smutnego lasu747, 
Który od dzisiaj wyschłych aż do rdzeni 
Drzew i za tysiąc lat nie zazieleni». 
Jak na wieść smutną proroczego ducha, 
Miesza się, blednie twarz tego, co słucha, 
Z jakiej bądź strony nań godzi nieszczęście: 
Podobnie drugi cień, który, jak sądzę, 
Ażeby słuchać, ku nam się obrócił, 
Wyraźnie w twarzy mieszał się i smucił, 
Pocierał czoło i zaciskał pięście, 
Gdy te do niego dochodziły słowa. 
Postać drugiego i pierwszego mowa, 
Wiedzieć, kto oni, wzbudziła mą żądzę. 
Modląc się prawie błagałem ich o to: 
Przeto duch pierwszy jął mówić z ochotą: 
«Ty chcesz to wymóc na mojej osobie, 
Czegoś nie zrobił dla mnie; lecz gdy w tobie 
Znak bożej łaski tak widomie pała, 
Dla cię nie będą skąpe usta moje: 
Gwido del Duka tu przed tobą stoję; 
Krew niegdyś we mnie tak zawiścią wrzała, 
Że gdybym spotkał wesołość człowieka, 
Widziałbyś bladość, jak mą twarz powleka. 
Patrz, z mojej siejby jaką żnę tu słomę! 
Przecz w to, o ludzie, kłaść serce łakome, 
Gdzie jedno dobro, łechcąc wasze chcenia, 
Drugiego dobra pragnie wyłączenia? 
Patrz, Rinieri, skarb Kalbolich domu, 
Spadek cnót jego nie dany nikomu. 
Przebóg! Nie tylko ich następcy sami 
Pomiędzy morzem a Apeninami748 
Tak znikczemnieli, że tam ziemia dzika, 
Pasożytnymi pokryta chwastami, 
Dziś by zawiodła nadzieje rolnika. 
Gdzież jest Arigo, gdzie Piotr Trawersaro749? 
Romański szczepie! jak twą szlachtę starą 
Ty znikczemniłeś; gdzie jej blask obaczę? 
Kowal w Bolonii, a Fosko w Faency750, 
Wykluty z ziarka drobnego, nic więcej, 
Z pniów swych puszczają gałęzie rodowe. 
O Toskańczyku! nie dziw się, że płaczę, 
Gdy przypominam sławne rody owe. 
Gwidona z Prato, Ugolina d’Azzo751, 
Co żyli z nami: o rodowa skazo! 
Ich potomkowie bodajby nie byli 
Dziedzictwo cnót ich tak marnie strwonili. 
Płaczę, gdy wspomnę rycerze i damy, 
Ich gry, turnieje, jakich dziś nie mamy: 
W piersi, gdzie wrzała miłość i zalotność, 
Dziś tylko chłodna gnieździ się przewrotność. 
Czemuś nie runął, zamku Brettinaro752,  
Odkąd twe pany bez skazy poległy, 
By się nie zbrukać jak ścian twoich cegły! 
W Bagnokawallo gmach stoi bezdzietny, 
Nikczemnych hrabiów płodzi Kastokaro753. 
Dziś Ugolina z Fantoli ród świetny 
Bezpiecznie może świecić na cześć ziomków, 
Bo już zepsutych nie wyda potomków, 
Idź, Toskańczyku, gdzie cię żądza niesie, 
 
Dziś więcej płakać mi jak mówić chce się, 
Tak wasz kraj serce zakrwawił mi srodze». 
Byliśmy pewni, że te słodkie duchy 
Z miłością śledzą wszystkie nasze ruchy, 
Skazówką dla nas było ich milczenie754. 
Podczas gdy jedni szliśmy po tej drodze, 
Jak piorun, gdy się chmura z chmurą zetrze, 
Spadł głos z wysoka, mówiąc przez powietrze: 
«Kto bądź mię spotka, powinien mię zabić755!» 
I znikł jak gromu dalekiego grzmienie. 
Gdy w naszym uchu hałas jął się słabić756, 
Głos drugi zagrzmiał z tak wielkim łoskotem, 
Jakby raz po raz huczał grzmot za grzmotem: 
«Jestem Aglaurą zastygłą kamieniem757!» 
Tuląc się z trwogą do poety boku, 
W tył, a nie naprzód posunąłem kroku758. 
Powietrze, głos ten gdy przebrzmiał z daleka, 
Wkoło nas cichym dyszało milczeniem. 
Wódz mówił: «Oto masz twarde wędzidło, 
Które by swoim żelazem powinno 
Zawściągać759, trzymać w granicach człowieka. 
Lecz wam przynęta tak drażni myśl czynną, 
Że wróg, co z dawna z tej krewkości szydzi, 
Was jako wędą przyciąga w swe sidło. 
Przeto wędzidła hart i napomnienie 
Tracą moc swoją przez lekceważenie. 
Niebo kołując nad głowy waszymi 
Was pięknościami pociąga wiecznymi, 
A jednak wasze oko lgnie do ziemi: 
Za to was chłosta On, co wszystko widzi!» 
 
Pieśń XV

(Drugie P znika. Krąg III. Gniewni w dymie. Widzenie łagodności. Wieczór.)

Ile od świtu do godziny trzeciej 
Upłynie czasu, nim sfera obleci 
Jak żywe dziecko zawsze igrająca760; 
Snadź tyle czasu zostało dla słońca 
Ubiec nad czyśćcem kres dziennego toru: 
Tu była północ, tam gwiazda wieczoru761. 
Promienie na nas w samą twarz padały, 
Bośmy obeszli krąg góry obwodu, 
Kierując nasze kroki do zachodu. 
Gdym poczuł, jak mi upaliła czoło 
Światłość daleko większa jak słoneczna762, 
Na tę rzecz nową zdumiałem się cały, 
Z trwogi oczyma zataczając wkoło. 
Wzwyż nad powieki wzniosłem obie ręce, 
Robiąc dla oczu zasłonę naprędce, 
Kędy się jasność łamała zbyteczna. 
Jak w przeciwległe wznosi się przestrzenie 
Promień odbity w wodzie lub zwierciadle, 
Pod jednym kątem wznosząc się, jak zstąpił; 
Wtedy gdy kamień spada prostopadle, 
Jak uczy sztuka nas i doświadczenie: 
Tak byłem rażon763 światłością tajemną, 
Która swój promień odbiła przede mną, 
Aż wzrok mój przed nim w głąb oka ustąpił. 
«Jaka to światłość, ojcze, co me oko», 
Rzekłem, «jak strzałą przebija głęboko, 
Zda się wprost ku nam pomyka się bliżej?» 
«Nie dziw się» odrzekł, «że widok uroczy 
Niebieskich gońców jeszcze lśni twe oczy. 
Goniec ten wzywa, by człowiek szedł wyżej. 
Na światło, co go znieść wzrok twój nie zdoła, 
Patrzeć z rozkoszą przywykniesz powoli, 
Ile ci czuć ją natura pozwoli». 
Kiedyśmy byli już blisko anioła: 
«Idźcie!» rzekł pełen anielskiej pogody; 
«Od dwóch poprzednich tu mniej strome schody764. 
Jużeśmy zeszli z kręgu, gdy za nami 
Misericordes beati śpiewano765, 
I: «Bądź tu, duszo zwycięzcy, wesoła766!» 
Mój wódz, ja, szliśmy samotni schodami: 
A idąc krokiem dość sporym767, myślałem 
Z jego słów korzyść wyciągnąć żądaną. 
Więc go zaszedłem z boku i spytałem: 
«Co duch romański chciał rzec, mówiąc ciemno 
O dobrach, które zawiścią wzajemną 
Jedne od drugich wyłączać się rade?» 
A wódz: «On teraz zna niebezpieczeństwo 
Grzechu, co ściągnął nań czyśćca męczeństwo: 
Potępia zawiść, duchową szkaradę, 
Która was brudem tak powszednim kali768, 
Aby mniej drudzy na ten grzech płakali. 
Bo gdy lgną wasze żądze i nadzieje 
Do tych dóbr, z których część każda maleje 
Gdy się ich całość na wielu rozrzuca, 
Zawiść wzdychaniem morduje wam płuca. 
Gdybyście w niebo wznieśli żądze wasze, 
Które na ziemi lada fraszka drażni, 
W sercach by takiej nie było bojaźni. 
Bo tam kto więcej mówi: Oto nasze! 
Ten większą cząstkę posiada z dóbr ducha, 
W nim miłosierdzie większym ogniem bucha». 
— «Twych odpowiedzi ja łaknę bez końca,» 
Rzekłem, «bo duch mój trawi myśl wątpiąca. 
Jakżeby mogło dobro podzielone 
Więcej bogacić licznych posiadaczy, 
Niż gdyby było w jednostce skupione?» 
A mistrz: «Twej myśli ruch zawsze ślimaczy, 
Tkwi w rzeczach ziemskich, w ciasnym kółku chodzi, 
Ze światła prawdy w niej się ciemność rodzi. 
Najwyższe dobro i niewysłowione 
Spada, gdzie miłość ku niemu drży cała, 
Jak schodzi promień do jasnego ciała, 
Gdzie większy zapał większym blaskiem pała. 
Duch ile więcej ukochał miłośnie, 
O tyle wieczna jego wartość rośnie; 
Tam dusz społecznych im większe zebranie, 
Tym większa jest ich miłość i kochanie; 
Jak jedna drugą szyba zwierciadlana, 
Treść kochającą odbija kochana. 
Jeśli za skąpo twoją żądzę sycę, 
Jeśli głód czują twoje myśli czynne, 
Tam wyżej wkrótce twoja Beatryce 
Ukoi żądzę tę i wszystkie inne769. 
Postępuj dalej, bo co prędzej warto 
Pięć plam ci zetrzeć, jako dwie już starto770, 
A które łzami Bóg zmywać pozwolił». 
Gdy chciałem mówić: «Tyś mnie zadowolił», 
Wszedłem w krąg inny; oczy moje głodne 
Widzieć przedmioty oglądania godne 
Skazały moje usta na milczenie. 
Tam śniły mi się sny zachwycające771: 
W świątyni ludu widziałem tysiące, 
Niewiasta stojąc w drzwiach domu bożego, 
Z słodyczą matki mówiła: «Dlaczego, 
Mój synu, ty nam nie wracasz do domu, 
Płacząc my ciebie szukamy dzień trzeci772». 
Gdy zmilkła, znikło me pierwsze widzenie, 
Potem się druga zjawiła niewiasta, 
W cieniu jej rzęsów773 kropla wody świeci, 
Ta, jaką czasem z oczu ból wyciska, 
Draśnięty wielkim gniewem przeciw komu. 
Łkając mówiła: «Jeśliś ty pan miasta774, 
Które jak nazwać spór wiedli
1 ... 25 26 27 28 29 30 31 32 33 ... 85
Idź do strony:

Darmowe książki «Boska Komedia - Dante Alighieri (gdzie można czytać książki online .TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Podobne książki:

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz