Dama Kameliowa - Aleksander Dumas (syn) (czytanie książek TXT) 📖
Dama Kameliowa to najsłynniejsza powieść francuskiego pisarza Aleksandera Dumasa (syna). Dzieło oparte jest na autentycznych wydarzeniach z życia autora, który wdał się w romans z kurtyzaną Marie Duplessis.
Powieść ta doczekała się kilku ekranizacji oraz opery pt. Traviata. Autor pod wpływem sukcesu powieści na stałe zajął się dramatopisarstwem. Obok głównego wątku w utworze została ukazana także sytuacja społeczna XIX-wiecznego mieszczaństwa. Jest to historia burzliwego związku Armanda Duvalla i Małgorzaty Gautier. Ona jest „kobietą lekkich obyczajów” przyzwyczajoną do luksusów a on pochodzi z ubogiej rodziny. Gdy zakochują się w sobie oboje zrywają z dotychczasowym życiem. Jednak na drodze do ich szczęścia staje ojciec chłopaka. Czy mimo przeciwności losu nadal będą razem?
- Autor: Aleksander Dumas (syn)
- Epoka: Romantyzm
- Rodzaj: Dramat
Czytasz książkę online - «Dama Kameliowa - Aleksander Dumas (syn) (czytanie książek TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Aleksander Dumas (syn)
Drogie dziecko, połaj Prudencję.
MAŁGORZATAZa co?
ARMANDProsiłem wczoraj, aby wstąpiła do mnie i przywiozła mi listy, jeżeli są jakie, bo już dwa tygodnie nie byłem w Paryżu... Nie miała nic pilniejszego do roboty, niż zapomnieć, tak że teraz muszę cię opuścić na parę godzin... Od miesiąca nie pisałem do ojca. Nikt nie wie, gdzie jestem, nawet mój służący, bo chciałem uniknąć natrętów. Jest ładnie, Mimi i Gustaw będą ci dotrzymywali towarzystwa... Siadam do powozu, wpadam do domu i wracam.
MAŁGORZATAJedź mój drogi, jedź; jeżeli nie pisałeś do ojca, to nie moja wina. Tyle razy ci mówiłam, abyś napisał. Będziemy tu gawędzili i pracowali razem, z Gustawem i Mimi.
ARMANDZa godzinę jestem z powrotem. Małgorzata odprowadza go do drzwi, wracając mówi do Prudencji. Czy wszystko ułożone?
PRUDENCJATak.
MAŁGORZATAPapiery?
PRUDENCJAOto są... Pośrednik przyjdzie za chwilę porozumieć się z tobą, ja idę coś przekąsić, bo umieram z głodu.
MAŁGORZATAIdź, Anna ci poda.
SCENA TRZECIAWidzicie, oto jak żyjemy od trzech miesięcy.
MIMIJesteś szczęśliwa?
MAŁGORZATAOch, i jak!
MIMIMówiłam ci nieraz, Małgorzato; prawdziwe szczęście to spokój i serce... Ileż razy mówiliśmy sobie z Gustawem: kiedyż Małgorzata pokocha kogoś i zacznie wieść spokojniejsze życie?...
MAŁGORZATAA więc wasze życzenie spełniło się... Kocham i jestem szczęśliwa... To wasza miłość i wasze szczęście sprawiło, że wam pozazdrościłam.
GUSTAWTo fakt, że my jesteśmy szczęśliwi, nieprawdaż, Mimi?
MIMIMyślę sobie, i jak tanio! Ty jesteś wielka dama i nigdy nie zajdziesz do nas... Inaczej chciałabyś żyć zupełnie tak jak my. Myślisz, że tu żyjesz bardzo skromnie!... Cóż byś powiedziała, gdybyś widziała moje dwa małe pokoiki przy ulicy Blanche, na piątym piętrze, z oknami na ogrody, do których właściciele nie zachodzą nigdy! — Jakim cudem mogą istnieć ludzie, którzy, mając ogród, nie przechadzają się po nim?
GUSTAWWyglądamy na jakiś romans niemiecki albo na idyllę Goethego z muzyką Schuberta.
MIMIŻartuj sobie, żartuj, dlatego, że Małgorzata słucha... Kiedy jesteśmy sami, nie żartujesz, jesteś łagodny jak baranek i czuły jak turkawka... Ty nie wiesz, on chciał, abym zmieniła mieszkanie... Nasze życie wydaje mu się zbyt skromne.
GUSTAWNie, tylko uważam, że mieszkamy za wysoko.
MIMINie wychodź z domu, a nie będziesz wiedział, na którym piętrze mieszkasz.
MAŁGORZATAPrzemiła z was para.
MIMIPod pozorem, że ma sześć tysięcy franków renty, nie chce, żebym pracowała... Kiedyś może zechce kupić mi powóz.
GUSTAWI to może przyjdzie.
MIMIMamy czas; trzeba najpierw, aby twój wuj zmienił swoje poglądy i aby ciebie uznał za swego spadkobiercę, a mnie za siostrzenicę.
GUSTAWZaczyna się przekonywać do ciebie.
MAŁGORZATAWięc on cię nie zna? Gdyby cię znał, przepadałby za tobą.
MIMINie, szanowny wujaszek nigdy nie raczył mnie odwiedzić. Jest jeszcze z pokolenia wujów, którzy uważają, że gryzetki rujnują siostrzeńców... Chciałby, aby Gustaw ożenił się z damą z towarzystwa... Cóż, kiedy dla Gustawa towarzystwo to ja!
GUSTAWOswoi się wujaszek... Zresztą, od czasu jak jestem adwokatem, jest już pobłażliwszy.
MIMIA, prawda, zapomniałam ci powiedzieć: Gustaw jest adwokatem!
MAŁGORZATAPowierzę mu moją obecną sprawę.
MIMIJuż bronił! Byłam na rozprawie.
MAŁGORZATACzy wygrał?
GUSTAWPrzegrałem z kretesem! Mego klienta skazano na dziesięć lat ciężkich robót.
MIMINa szczęście!
MAŁGORZATACzemu na szczęście?
MIMIBo był skończony łajdak. To ładny zawód być adwokatem! Zatem adwokat jest wielkim człowiekiem, kiedy może sobie powiedzieć: miałem w swoich rękach zbrodniarza, który zabił własnego ojca, matkę i dzieci... Otóż, mimo to, mam tyle talentu, iż sprawiłem, że go uniewinniono... Wróciłem społeczeństwu tę ozdobę, której mu brakowało.
MAŁGORZATASkoro jest adwokatem, pewnie będziemy mieli niedługo wesele?
GUSTAWO ile się ożenię.
MIMIJak to, o ile się pan ożeni, szanowny panie? Ależ mam nadzieję, że pan się ożeni, i to ze mną! Nie znajdzie pan lepszej żony, i która by pana bardziej kochała.
MAŁGORZATAZatem kiedy?
MIMINiedługo.
MAŁGORZATABardzo jesteś szczęśliwa!
MIMIA ty czy nie skończysz tak jak my?...
MAŁGORZATAZa kogóż mam wyjść?
MIMIZa Armanda.
MAŁGORZATAZa Armanda?... On ma prawo mnie kochać, ale nie żenić się ze mną. Wzięłam mu serce, ale nie wezmę mu nigdy nazwiska. Są rzeczy, których kobieta nie wymaże nigdy ze swego życia, widzisz, Mimi, i nie powinna dopuścić do tego, aby je mąż mógł jej wyrzucać. Gdybym chciała, aby Armand się ze mną ożenił, ożeniłby się jutro, ale zanadto go kocham, aby żądać od niego takiego poświęcenia... Panie Gustawie, czy mam słuszność?
GUSTAWPorządna z ciebie dziewczyna, Małgorzato.
MAŁGORZATANie, ale myślę jak porządny człowiek. To już coś... Jestem szczęśliwa szczęściem, o jakim nigdy nie marzyłam... Dziękuję za nie Bogu i nie chcę kusić Opatrzności.
MIMIGustaw wsiada na wielkiego konia... On sam ożeniłby się z tobą, gdyby był na miejscu Armanda... Nieprawdaż, Gustawie?
GUSTAWMoże... Zresztą dziewictwo kobiety należy do jej pierwszej miłości, nie do pierwszego kochanka.
MIMIChyba, że pierwszy kochanek był zarazem pierwszą miłością! Bywają takie przykłady...
GUSTAWI niedaleko, prawda?
MIMIZresztą, byleś była szczęśliwa, mniejsza o resztę!
MAŁGORZATAJestem szczęśliwa... Ale kto byłby mi powiedział, że kiedyś ja, Małgorzata Gautier, będę żyła cała miłością jednego człowieka, że będę spędzała całe dni siedząc koło niego, pracując, czytając, słuchając go...
MIMIJak my...
MAŁGORZATAMogę z wami mówić otwarcie, wy mi uwierzycie, bo wy słuchacie sercem... Chwilami zapominam, czym byłam i to „ja” dawniejsze tak się oddziela od „ja” dzisiejszego, że powstają z tego dwie zupełnie odrębne kobiety i druga z nich zaledwie sobie przypomina pierwszą... Kiedy, ubrana w białą sukienkę, w wielkim słomkowym kapeluszu, z futerkiem na ramieniu na wypadek wieczornego chłodu, siadam z Armandem do łódki, którą puszczamy swobodnie z biegiem wody i która zatrzymuje się sama pod wierzbami pobliskiej wysepki, nikt nie podejrzewa, nawet ja sama, że ten biały cień to Małgorzata Gautier. Wydałam na bukiety więcej pieniędzy, niżby trzeba, aby wyżywić przez rok uczciwą rodzinę, i oto ten kwiatek, który mi Armand dał dziś rano, wystarcza teraz, aby przepoić wonią cały mój dzień. Zresztą, wiecie dobrze, co to jest kochać: jak godziny biegną same, jak nas niosą, unosząc z sobą tygodnie, miesiące, bez wstrząśnień i bez zmęczenia. Jestem bardzo szczęśliwa, ale chcę być jeszcze szczęśliwsza, nie wiecie wszystkiego...
MIMICzego?
MAŁGORZATAMówiliście mi przed chwilą, że ja nie żyję tak jak wy: nie długo będziecie mi to mówili.
MIMIJak to?
MAŁGORZATAArmand niczego się nie domyśla: kazałam sprzedać wszystko, co posiadam w Paryżu, cały swój apartament, do którego nie chcę nawet wracać. Spłaciłam wszystkie długi, wynajmę mieszkanko niedaleko was, umebluję je bardzo skromnie i będziemy tak żyli, zapominając o wszystkim i przez wszystkich zapomniani. W lecie będziemy mieszkali na wsi, ale skromniej niż tu. Gdzież są ludzie, którzy pytają, co to jest szczęście? Wyście mnie tego nauczyli, a teraz ja mogę ludzi uczyć, skoro zechcą.
ANNAProszę pani, jakiś pan pragnie z panią mówić.
MAŁGORZATATo pewnie pośrednik, którego oczekuję. Idźcie do ogrodu, przyjdę do was. Pojadę z wami do Paryża... wszystko zakończymy razem. Do Anny. Wprowadź.
Czy panna Małgorzata Gautier?
MAŁGORZATATak, panie. Z kim mam zaszczyt?
PAN DUVALNazywam się Duval.
MAŁGORZATADuval!
PAN DUVALTak, pani, ojciec Armanda.
MAŁGORZATAArmanda nie ma tutaj.
PAN DUVALWiem o tym... toteż z panią samą chciałem mówić. Niech pani zechce wysłuchać. Mój syn kompromituje się i rujnuje dla pani.
MAŁGORZATAPan się myli, proszę pana. Nikt już, dzięki Bogu, nie interesuje się mną, a ja nie przyjmuję nic od Armanda.
PAN DUVALTo znaczy — ponieważ pani zbytek i wydatki są znane — to znaczy, że mój syn jest na tyle nikczemny, aby trwonić z panią to, co pani przyjmuje od innych.
MAŁGORZATADaruje pan! ale jestem kobietą i jestem u siebie w domu — te dwie przyczyny powinny dostatecznie zapewnić mi prawo do pańskiej grzeczności. Ton, jakim pan do mnie przemawia, nie jest tonem człowieka dobrze wychowanego, którego mam zaszczyt widzieć po raz pierwszy: zatem...
PAN DUVALZatem?
MAŁGORZATAPoproszę pana, abyś mi się pozwolił oddalić, bardziej jeszcze przez wzgląd na pana niż na mnie.
PAN DUVALW istocie, kiedy się słyszy ten styl, kiedy się widzi te maniery, z trudnością przychodzi pamiętać, że styl jest pożyczony a maniery przybrane. Dobrze mi mówiono, że pani jest niebezpieczną osobą.
MAŁGORZATATak, panie, niebezpieczną, ale dla siebie, nie dla innych.
PAN DUVALNiebezpieczna czy nie, niemniej faktem jest, moja panno, że Armand rujnuje się dla pani.
MAŁGORZATAPowtarzam panu, z całym szacunkiem, jaki jestem winna ojcu Armanda, powtarzam, że pan się myli.
PAN DUVALZatem, co znaczy ten list rejenta, który mnie ostrzega, że Armand chce przelać na panią swą rentę?
MAŁGORZATAUpewniam pana, że jeżeli Armand to zrobił, zrobił to bez mej wiedzy: wiedział dobrze, że, gdyby mi to ofiarował, byłabym odmówiła.
PAN DUVALJednak nie zawsze mówiła pani w ten sposób.
MAŁGORZATATo prawda, ale wówczas nie kochałam.
PAN DUVALA teraz?
MAŁGORZATAA teraz kocham najczystszym uczuciem, jakie kobieta może znaleźć w swoim sercu, kiedy Bóg ulituje się nad nią i ześle jej skruchę.
PAN DUVALA, frazesy.
MAŁGORZATANiech pan posłucha... Mój Boże, ja wiem, że przysięgom kobiet takich jak ja nie wierzy się zbytnio, ale przysięgam na wszystko, co mam najdroższego w świecie, na moją miłość do Armanda, że nie wiedziałam o tej darowiźnie.
PAN DUVALJednakże, proszę pani, musi pani przecież z czegoś żyć.
MAŁGORZATAZmusza mnie pan do powiedzenia tego, co chciałam zamilczeć: że jednak przede wszystkim zależy mi na szacunku ojca Armanda, powiem. Od czasu jak znam pańskiego syna, nie chcąc, aby moja miłość była bodaj przez chwilę podobna do tego, co dotąd w moim świecie nazywano tym mianem, zastawiłam lub sprzedałam kaszmiry, diamenty, klejnoty, powozy... Kiedy przed chwilą powiedziano mi, że ktoś się chce ze mną widzieć, myślałam, że to handlarz, któremu sprzedaję meble, obrazy, dywany, resztę zbytku, który mi pan wyrzuca... Wreszcie, jeżeli pan wątpi o moich słowach — o, nie oczekiwałam pana, nie może pan tedy przypuszczać, że ten akt przygotowany jest na pańską intencję, a jeżeli pan wątpi, proszę, niech pan czyta.
Sprzedaż ruchomości z obowiązkiem włożonym na nabywcę, aby spłacił wierzycieli i wręczył pani nadwyżkę. Patrząc na nią ze zdziwieniem. Czyżbym się omylił?...
MAŁGORZATATak panie, omylił się pan lub raczej pana zmylono... Tak, byłam szalona; tak, mam smutną przeszłość; aby ją zmazać, od czasu jak kocham, oddałabym ostatnią kroplę krwi... Och, co bądź panu powiedziano, ja mam serce, wierz mi pan, ja jestem dobra... zobaczy pan, kiedy mnie pan lepiej pozna... To Armand mnie przeobraził!... On mnie pokochał, on mnie kocha! Pan jest jego ojcem, musi pan być dobry jak on!... Błagam pana, niech pan nie mówi źle o mnie... On by ci uwierzył, bo cię kocha, a ja pana poważam i kocham, bo pan jest jego ojcem!
PAN DUVALPrzepraszam panią. Źle się zachowałem przed chwilą, nie znałem pani, nie mogłem zgadnąć wszystkiego, co w pani odkrywam... Przybyłem tu podrażniony milczeniem syna i jego niewdzięcznością, o które oskarżałem ciebie... Przepraszam panią.
MAŁGORZATADziękuję panu za te dobre słowa...
PAN DUVALToteż, w imię tych twoich szlachetnych uczuć, poproszę panią, abyś dała Armandowi najwyższy dowód miłości, jaki mu dać możesz!
MAŁGORZATAOch, panie, niech pan nie mówi, błagam!... Pan zażąda ode mnie czegoś straszliwego, tym straszliwszego, że zawsze to przeczuwałam... Musiał pan przybyć... Byłam zanadto szczęśliwa!...
PAN DUVALNie gniewam się już, rozmawiamy jak dwa uczciwe serca, ożywione tym samym uczuciem i żądne oba — nieprawdaż? — dowieść tej miłości istocie, która nam jest droga...
MAŁGORZATATak, tak, panie! Tak!
PAN DUVALDusza twoja posiada szlachetność, obcą wielu kobietom... Toteż
Uwagi (0)