Darmowe ebooki » Melodramat » Dama Kameliowa - Aleksander Dumas (syn) (czytanie książek TXT) 📖

Czytasz książkę online - «Dama Kameliowa - Aleksander Dumas (syn) (czytanie książek TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Aleksander Dumas (syn)



1 ... 8 9 10 11 12 13 14 15 16 ... 18
Idź do strony:
class="h4">MAŁGORZATA

Co za list? Dobra nowina dla pana.

HRABIA

Jak to?

MAŁGORZATA

Zarabiasz na tym liście piętnaście tysięcy.

HRABIA

To pierwszy list, który mi tyle przynosi.

MAŁGORZATA

Już mi nie trzeba tego, o co pana prosiłam.

HRABIA

Wierzyciele pokwitowali rachunki? To bardzo ładnie z ich strony.

MAŁGORZATA

Nie, byłam zakochana, drogi hrabio.

HRABIA

Pani?

MAŁGORZATA

Tak, ja.

HRABIA

W kim, dobry Boże?

MAŁGORZATA

W człowieku, który mnie nie kochał, jak bywa często; w człowieku bez majątku, jak bywa zawsze.

HRABIA

A, tak, tymi miłostkami chcecie się opłukać po innych.

MAŁGORZATA

I oto co mi pisze.

Daje hrabiemu list. HRABIA
Czyta.

„Droga Małgorzato...” A, to od pana Duval. Bardzo zazdrosny ten jegomość. A, rozumiem teraz cel tego czeku. To bardzo ładne, co pani chciała urządzić.

Oddaje list. MAŁGORZATA
Dzwoni i rzuca list na stół.

Proponował mi pan kolację.

HRABIA

I proponuję jeszcze. Nigdy nie zdołasz zjeść za piętnaście tysięcy franków. Zawsze to będzie oszczędność.

MAŁGORZATA

A więc jedźmy, potrzebuję powietrza.

HRABIA

Widzę, że to było poważne, jesteś tak podniecona...

MAŁGORZATA

Och, to nic. Do Anny, która wchodzi. Daj mi szal i kapelusz.

ANNA

Który, proszę pani?

MAŁGORZATA

Kapelusz, który zechcesz, i szal lekki. Do hrabiego. Trzeba nas brać, tak jak jesteśmy, kochany hrabio.

HRABIA

Och, ja jestem przyzwyczajony do tego wszystkiego.

ANNA
Dając szal.

Pani będzie zimno.

MAŁGORZATA

Nie.

ANNA

Mam czekać na panią?

MAŁGORZATA

Nie, połóż się, może wrócę późno... Idziesz, hrabio?

SCENA DZIEWIĄTA ANNA
Sama.

Coś się tu dzieje: pani jest taka wzruszona, to ten list, co go przyniesiono przed chwilą, wprawił ją w taki stan. Bierze list. A, jest. Bagatela. Pan Duval wziął szybkie tempo. Mianowany przed dwoma dniami, dziś już w dymisji, żył ledwie tyle, ile żyje kwiat róży i kariera ministra... Oho! Wchodzi Prudencja. Pani Duvernoy.

SCENA DZIESIĄTA
ANNA — PRUDENCJA — później SŁUŻĄCY. PRUDENCJA

Małgorzata wyszła?

ANNA

Przed chwilą.

PRUDENCJA

Dokąd poszła?

ANNA

Na kolację.

PRUDENCJA

Z panem de Giray?

ANNA

Tak.

PRUDENCJA

Czy dostała przed chwilą list?

ANNA

Od pana Armanda.

PRUDENCJA

Co powiedziała?

ANNA

Nic.

PRUDENCJA

A wróci kiedy?

ANNA

Pewnie późno. Myślałam, że pani Prudencja śpi już od dawna.

PRUDENCJA

Już spałam, kiedy mnie obudziło gwałtowne dzwonienie, poszłam otworzyć...

Pukanie do drzwi. ANNA

Proszę.

SŁUŻĄCY

Pani prosi o futro: zimno jej jest.

PRUDENCJA

Jest na dole?

SŁUŻĄCY

Tak, w powozie.

PRUDENCJA

Poproś ją na chwilę, powiedz, że to ja proszę.

SŁUŻĄCY

Ale pani nie jest sama.

PRUDENCJA

To nic, poproś. Służący wychodzi. Prudencjo!

PRUDENCJA
Otwierając okno.

Masz tobie, teraz tamten się niecierpliwi! Och, ci zazdrośni kochankowie! Wszyscy jednacy!

ARMAND
Zza sceny.

I cóż?

PRUDENCJA

Czekajże pan trochę, u diabła! Za chwilę pana zawołam.

SCENA JEDENASTA
CIŻ — MAŁGORZATA — potem ANNA. MAŁGORZATA

Czego chcesz, Prudencjo?

PRUDENCJA

Armand jest u mnie...

MAŁGORZATA

Co mnie to obchodzi?...

PRUDENCJA

Chce z tobą mówić.

MAŁGORZATA

A ja nie chcę go widzieć... Zresztą nie mogę... czekają na mnie... Powiedz mu to...

PRUDENCJA

Niech mnie Bóg broni! Wyzwałby hrabiego!

MAŁGORZATA

No i czegóż on chce?

PRUDENCJA

Czy ja wiem?... Czy on sam wie?... Ale my wiemy, co to jest zakochany!

ANNA
Z futrem w ręku.

Pani życzy sobie futro?

MAŁGORZATA

Nie, jeszcze nie...

PRUDENCJA

No i co?... Cóż postanowisz?

MAŁGORZATA

Ten chłopak mnie wpędzi w nieszczęście!

PRUDENCJA

Więc najlepiej nie widzieć go już więcej! Lepiej nawet, aby się w ten sposób skończyło.

MAŁGORZATA

Tak sądzisz? nieprawdaż?

PRUDENCJA

Oczywiście!

MAŁGORZATA
Po chwili.

Co ci jeszcze mówił?

PRUDENCJA

Ej, ty chcesz, aby przyszedł... Zawołam go... A hrabia?

MAŁGORZATA

Hrabia?... Zaczeka.

PRUDENCJA

Lepiej byłoby może odprawić go zupełnie...

MAŁGORZATA

Masz słuszność! Do Anny. Anno, zejdź, powiedz panu de Giray, że czuję się niezdrowa i że nie pójdę na kolację, niech mi wybaczy.

ANNA

Słucham panią.

Wychodzi. PRUDENCJA
W oknie.

Armandzie! Chodź pan! Och! Nie trzeba mu tego dwa razy powtarzać.

MAŁGORZATA

Zostaniesz tu cały czas, póki on będzie.

PRUDENCJA

Nie, nie! Przyszłaby chwila, w której kazałabyś mi się wynosić, wolę iść od razu!

ANNA
Wraca.

Pan hrabia odjechał, proszę pani.

MAŁGORZATA

Czy nic nie mówił?

ANNA

Nie.

Wychodzi. SCENA DWUNASTA
MAŁGORZATA — ARMAND — PRUDENCJA. ARMAND
Wchodzi.

Małgorzato! Nareszcie!

PRUDENCJA

Moje dzieci, zostawiam was.

Wychodzi. SCENA TRZYNASTA
MAŁGORZATA — ARMAND. ARMAND
Przypadając do stóp Małgorzaty i klękając.

Małgorzato!

MAŁGORZATA

Czego pan żąda?

ARMAND

Żebyś mi przebaczyła...

MAŁGORZATA

Nie zasługujesz na to! Gest Armanda. Rozumiem, że możesz być zazdrosny i napisać do mnie list podrażniony, ale nie ironiczny i niegrzeczny... Zrobiłeś mi wielką przykrość i wiele złego.

ARMAND

A ty, Małgorzato, mnie?

MAŁGORZATA

Jeżeli ci zrobiłam, to mimo woli.

ARMAND

Kiedy ujrzałem hrabiego i powiedziałem sobie, że to dla niego mnie wyprawiłaś, byłem już oszalały, straciłem głowę, napisałem do ciebie... Ale kiedy ty, zamiast się usprawiedliwić, powiedziałaś Annie, że dobrze, zapytałem sam siebie, co się ze mną stanie, jeśli cię już nie ujrzę. Nagle zrobiła się koło mnie pustka... Nie zapominaj, Małgorzato, że, choć cię znam ledwie od kilku dni, kocham cię od dwóch lat!

MAŁGORZATA

A więc, mój drogi, to było bardzo roztropne postanowienie...

ARMAND

Jakie?

MAŁGORZATA

Wyjechać. Czyż nie tak mi napisałeś?

ARMAND

Czyżbym mógł?...

MAŁGORZATA

A jednak trzeba...

ARMAND

Trzeba?

MAŁGORZATA

Tak, nie tylko dla ciebie, ale i dla mnie. Moje położenie każe mi rozstać się z tobą, a wszystko mi broni tej miłości...

ARMAND

Kochałaś mnie zatem trochę, Małgorzato?

MAŁGORZATA

Kochałam.

ARMAND

A teraz?

MAŁGORZATA

Teraz zastanowiłam się, że to, co sobie roiłam, jest niemożliwe!

ARMAND

Gdybyś mnie kochała, nie byłabyś przyjęła hrabiego zwłaszcza dziś wieczór.

MAŁGORZATA

Toteż lepiej, abyśmy dali temu pokój... Jestem ładna, podobałam ci się, jestem dobra dziewczyna, ty jesteś chłopiec rozgarnięty, trzeba było wziąć ze mnie to co dobre, zostawić to co złe i nie zajmować się resztą.

ARMAND

Nie tak mówiłaś do mnie niedawno, Małgorzato, kiedy obiecywałaś mi kilka miesięcy z tobą, z dala od Paryża, z dala od świata, i to właśnie że runąłem z tej nadziei w rzeczywistość, sprawiło mi taki ból.

MAŁGORZATA
Z melancholią.

To prawda... Powiedziałam sobie: trochę spoczynku dobrze by mi zrobiło... On troszczy się o moje zdrowie, gdyby tak można spędzić z nim lato, gdzieś w jakimś lesie, byłoby to parę dobrych chwil w tym smutnym życiu. Po trzech, czterech miesiącach wrócilibyśmy do Paryża, uścisnęlibyśmy sobie serdecznie ręce i sklecilibyśmy przyjaźń z resztek naszej miłości... To byłoby jeszcze wiele, bo miłość, jaką ktoś może czuć dla mnie, choćby najgwałtowniejsza, nie zawsze starczy potem na trochę przyjaźni... Nie chciałeś! Twoje serce to strasznie wielki pan, nic nie chce przyjąć! Nie mówmy już o tym... Przychodzisz tu od czterech dni, byłeś u mnie na kolacji, przyślij mi jakiś klejnot z twoim biletem wizytowym i będziemy skwitowani...

ARMAND

Małgorzato, jesteś szalona! Ja cię kocham! To nie znaczy, że jesteś ładna i że mi się będziesz podobała przez kilka miesięcy... Ty jesteś całą mą nadzieją, moją myślą, moim życiem! Kocham cię po prostu... Cóż mam powiedzieć więcej?...

MAŁGORZATA

Zatem masz słuszność... lepiej żebyśmy zaraz się rozstali!

ARMAND

Naturalnie, bo ty mnie nie kochasz!

MAŁGORZATA

Bo... Ty nie wiesz, co mówisz!

ARMAND

Więc czemu?

MAŁGORZATA

Czemu? Chcesz wiedzieć? Bo są godziny, w których ten rozpoczęty sen snuję do końca... bo są dni, w których jestem zmęczona życiem, jakie wiodę, i roję sobie inne... bo w naszej burzliwej egzystencji, nasza wyobraźnia, nasza próżność, nasze zmysły żyją, ale nasze serce wzbiera i, nie mogąc znaleźć upustu... dławi nas... Wyglądamy na szczęśliwe... zazdroszczą nam... W istocie, mamy kochanków, którzy się rujnują, nie tyle dla nas, jak to powiadają, ile dla swej próżności... Jesteśmy pierwsze w ich miłości własnej, ostatnie w ich szacunku... Mamy przyjaciół, przyjaciółki jak Prudencja, których przyjaźń bywa czasem służalcza, nigdy bezinteresowna... Mało je to obchodzi, co robimy, byleby je widziano w naszych lożach, byleby mogły się rozpierać w naszych powozach. Tak więc, dokoła nas sama ruina, wstyd i kłamstwo! Marzyłam tedy chwilami... nie śmiejąc tego wyznać nikomu... o tym, aby spotkać człowieka dość górnie myślącego, aby mnie nie pytał o nic i aby chciał być kochankiem mego kaprysu! Tego człowieka znalazłem w księciu, ale starość nie daje pociechy, ani oparcia... Dusza moja potrzebuje czego innego... Wówczas spotkałam ciebie, młodego, zapalonego, szczęśliwego... Łzy, które wylałeś dla mnie, twoja troska o moje zdrowie, twoje tajemnicze wizyty w czasie mej choroby, twoja szczerość, twój zapał, wszystko pozwalało mi widzieć w tobie tego, którego wzywałam w głębi mej gwarnej samotności... W jednej minucie, jak szalona, zbudowałam całą przyszłość na twojej miłości, marzyłam o wsi, o niewinności... przypomniałam sobie moje dziecięctwo... zawsze człowiek ma jakieś dziecięctwo, co bądź by się z nim potem stało — to marzenie było niepodobieństwem, jedno twoje słowo dowiodło mi tego... Chciałeś wiedzieć wszystko, wiesz wszystko!

ARMAND

I ty sądzisz, że po tych słowach cię opuszczę?... Kiedy szczęście puka do nas, mielibyśmy przed nim uciekać? Nie, Małgorzato! Nie! Marzenie twoje ziści się, przysięgam! Nie mędrkujmy, jesteśmy młodzi, kochamy się, idźmy za naszą miłością!

MAŁGORZATA

Nie zwódź mnie, Armandzie! Pomyśl, że gwałtowne wzruszenie może mnie zabić! Pamiętaj, kim jestem i czym jestem!

ARMAND

Jesteś aniołem i kocham cię!

ANNA
Puka do drzwi.

Proszę pani...

MAŁGORZATA

Co tam?

ANNA

Przyniesiono list.

MAŁGORZATA
Śmiejąc się.

Co za noc! Same listy!... Od kogo?

ANNA

Od pana hrabiego.

MAŁGORZATA

Czy ma być odpowiedź?

ANNA

Tak, proszę pani.

MAŁGORZATA
Rzucając się na szyję Armanda.

Więc powiedz, że nie ma żadnej!

AKT III
Auteuil. Salon w domu wiejskim. W głębi kominek, nad nim lustro. Po obu stronach kominka drzwi. Widok na ogród. SCENA PIERWSZA
ANNA — PRUDENCJA — potem ARMAND. ANNA sprząta po śniadaniu. PRUDENCJA
Wchodzi.

Gdzie Małgorzata?

ANNA

Pani jest w ogrodzie z panną Mimi i z panem Gustawem, którzy byli tu na śniadaniu i zostaną cały dzień.

PRUDENCJA

Idę do nich.

Anna wychodzi, wchodzi Armand. ARMAND

Prudencjo, chcę z tobą pomówić... Przed dwoma tygodniami wyjechałaś stąd powozem Małgorzaty?

PRUDENCJA

W istocie...

ARMAND

Od tego czasu nie ujrzeliśmy ani powozu, ani koni. Przed tygodniem, wychodząc, bałaś się rzekomo zimna i Małgorzata pożyczyła ci szal, którego nie odniosłaś... Wreszcie wczoraj dała ci bransolety i diamenty do naprawy, jak mówiła... Gdzie są konie, powóz, szal i diamenty?

PRUDENCJA

Mam być szczera?

ARMAND

Błagam o to...

PRUDENCJA

Konie wróciły do kupca, który odkupił je za pół ceny.

ARMAND

Szal?

PRUDENCJA

Sprzedany...

ARMAND

Diamenty?

PRUDENCJA

Zastawiłam dziś rano... Przynoszę kwity.

ARMAND

I czemu mi nie powiedziałaś?

PRUDENCJA

Małgorzata nie chciała...

ARMAND

A po co te sprzedaże i te zastawy?

PRUDENCJA

Aby płacić!... Czy myślisz, mój chłopczyku, że wystarczy kochać się i żyć sobie z dala od Paryża, obyczajem pasterskim i eterycznym?... Wcale nie... Obok życia poetycznego jest życie realne. Książę, u którego byłam właśnie, bo pragnęłam, o ile możliwe, uniknąć tylu ofiar, nie chce nic dać Małgorzacie, póki nie zerwie z tobą, a Bóg widzi, jak ona nie ma ochoty!...

ARMAND

Dobra Małgorzata!

PRUDENCJA

Tak, dobra Małgorzata!... Za dobra Małgorzata, bo kto wie, jak to się skończy?... Nie licząc, że, aby zapłacić resztę długów, chce oddać wszystko, co jej jeszcze zostało... Mam w kieszeni projekt sprzedaży, który mi wręczył pośrednik.

ARMAND

Ile potrzeba?

PRUDENCJA

Przynajmniej pięćdziesiąt tysięcy.

ARMAND

Poproś wierzycieli o dwa tygodnie zwłoki, za dwa tygodnie zapłacę wszystko.

PRUDENCJA

Pożyczy pan?

ARMAND

Tak.

PRUDENCJA

Ładna historia! Poróżni się pan z ojcem, zrujnuje pan swą przyszłość.

ARMAND

Przeczuwałem, co się dzieje, napisałem do mego rejenta, że chcę na kogoś przelać majątek, jaki mam po matce, i w tej chwili otrzymałem odpowiedź: akt jest gotowy, chodzi tylko o parę formalności, dziś jeszcze mam się udać do Paryża, aby podpisać. Tymczasem powstrzymaj Małgorzatę, niech...

PRUDENCJA

Ale papiery, które przynoszę?

ARMAND

Kiedy ja pojadę, oddasz je jej tak, jakbym ci nic nie mówił. Nie trzeba, aby

1 ... 8 9 10 11 12 13 14 15 16 ... 18
Idź do strony:

Darmowe książki «Dama Kameliowa - Aleksander Dumas (syn) (czytanie książek TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Podobne książki:

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz