Darmowe ebooki » Epos » Orland szalony - Ludovico Ariosto (internetowa biblioteka naukowa txt) 📖

Czytasz książkę online - «Orland szalony - Ludovico Ariosto (internetowa biblioteka naukowa txt) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Ludovico Ariosto



1 ... 212 213 214 215 216 217 218 219 220 ... 334
Idź do strony:
słychamy, znać wszytkie drzewiane; 
I wielkie podobieństwo, bo w Paryżu jeszcze 
Z dziesiąci części część jest takich na to miejsce. 
  27
Zda się, że straszne ognie z tak wielką pożogą 
Tak wielkiej nienawiści nasycić nie mogą: 
Gdzie się ujmie rękami, z wielkiem podziwieniem 
Dom obali, a tylko za jednem trząśnieniem. 
Wierzcież mi, żeście jeszcze działa nie widzieli 
Tak wielkiego, któreby, kiedy je wystrzeli, 
Tak uderzone mury i ściany waliło, 
Jako tam jego jedno trząśnienie czyniło.  
  28
Kiedy tam król okrutny wewnątrz jednem razem 
Tak wielką szkodę czynił ogniem i żelazem, 
By się było powiodło spół Agramantowi, 
Szedłby beł Paryż na łup nieprzyjacielowi. 
Ale nie mógł, bo nalazł wstręty i zawady 
Od Rynalda, który mu z Angliej na zady 
Przyszedł z ludem angielskiem i z szkockiem ćwiczonem, 
Od anioła z Milczeniem tam przyprowadzonem. 
  29
Bóg chciał, że właśnie w ten czas, gdy Rodomont srogi 
Wpadł do miasta i takie uczynił pożogi, 
Z możnem wojskiem angielskiem pod paryskie mury 
Przybliżył się przesławny rycerz z Białej Góry. 
Trzy mile wyszszej ujął Sekwanę mostami 
I poszedł w lewą rękę krzywemi drogami, 
Bo mając na pogany uderzyć, od wody 
I od rzeki nie chciał mieć wstrętu i przeszkody. 
  30
Sześć tysięcy piechoty przeprawił przebranej, 
A jezdy zaś tysiąca dwa lekko ubranej; 
Piechotę pod chorągiew dał Odoardową, 
A jezdę chciał pod sprawą mieć Arymanową, 
Chcąc, aby się chorągwie drogami puściły, 
Które od pikardzkiego morza prowadziły, 
I żeby przez świętego bramę Dyoniza962 
I świętego Marcina963 weszli do Paryża. 
  31
Z temi ludźmi tąż drogą wysłał z dobrej rady 
Wozy, juki i insze wojskowe zawady; 
Sam wzwysz poszedł z inszemi wojskami nakoło, 
Ubezpieczywszy dobrze i boki i czoło; 
Miał i mosty i łodzie, nie chcąc się na brody 
Spuszczać, chcąc prześć bezpiecznie Sekwanine wody; 
Mosty zrzucił za sobą, skoro lud przeprawił 
I w piękny, szyk Angliki i Szoty postawił.  
  32
Ale około siebie pierwej zgromadziwszy 
Rotmistrze i rycerstwo pierwsze i wstąpiwszy 
Na pagórek, przy brzegu z równiny wydany, 
Że od wszytkich widziany i mógł być słyszany, 
Tak mówił: »Macie za co dziękować wiecznemu, 
»Że was tu przyprowadził, Twórcy niebieskiemu, 
»Co wam śle za mały trud tak wielkie nagrody: 
»Sławę i cześć nad wszytkie na świecie narody. 
  33
»Wy dziś wielkich monarchów dwu964 wyswobodzicie, 
»Jeśli to z obleżenia miasto wyzwolicie: 
»Naprzód króla waszego; temu do wolności 
»I do swobody pomódz macie z powinności; 
»Więc cesarza, którego między co lepszemi 
»Kłaść może965, co kiedy rząd czynili na ziemi, 
»I z niemi insze króle i wielkie książęta, 
»Rycerze z różnych krajów i przednie panięta.  
  34
»Nie tylko dobrodziejstwo samem Paryżanom, 
»Jeśli ich obronicie miasto złem poganom, 
»Uczynicie, co teraz będąc w obleżeniu, 
»Nie tak się o się boją i są w utrapieniu, 
»Jako o miłe syny i żony strwożone, 
»W temże niebezpieczeństwie z niemi położone, 
»I o panny, oddane ślubem Chrystusowi, 
»Aby nie szły na hańbę nieprzyjacielowi.  
  35
»Mówię, że jeśli przez was ustąpią poganie, 
»Nie tylko wam sam Paryż powinny zostanie, 
»Ale i wszytkie kraje nakoło przyległe, 
»Nie tylko blizkie, ale daleko odległe; 
»Bo niemasz w chrześcijaństwie nigdziej tego kraju, 
»Coby tu nie miał ludzi swojego rodzaju, 
»Tak, że jeśli zwycięstwa męstwem dostaniecie, 
»Tak wiele sobie krajów tem obowiążecie.  
  36
»I jeśli tem Rzymianie koronę dawali, 
»Co jednego ojczyca966 tylko wybawiali, 
»Wy jakicheście godni nagród i korony, 
»Wybawiając tak wielki, tak lud niezliczony! 
»Ale jeśli tak święty uczynek z zazdrości 
»Skutku swego nie weźmie albo z nikczemności, 
»Tak, że nieprzyjaciele Paryża dobędą, 
»Niemcy pewnie i Włoszy bezpieczni nie będą.  
  37
»I wszytkie insze państwa pójdą na łup pewnie, 
»Gdzie Tego chwalą, który za nasze na drewnie 
»Grzechy umarł. — I na to ponno się spusczacie, 
»Że od tego pogaństwa przez morze mieszkacie. — 
»Lecz jeśli z Zybeltery wyszli w insze czasy 
»Od Alcydowych znaków967, jako piszą waszy, 
»I odnieśli zdobyczy i łupy z Angliej, 
»Co będą czynić, jeśli dostaną Francyej?  
  38
»Ale, choćby was sława sama nie ruszała, 
»Choćby was do tej sprawy cześć nie zagrzewała, 
»Pospolita powinność jest jeden drugiego 
»Ratować, co słuchamy kościoła jednego. 
»Ja upewniam, że jeśli siły przyłożycie 
»Jaką trochę, przeciwną stronę zwyciężycie: 
»Widzę ludzie nikczemne, marne, potrwożone, 
»Bez serca i bez siły, nagie968, niećwiczone«. 
  39
Takiemi w one czasy i lepszemi słowy, 
Będąc dobrego głosu i dobrej wymowy, 
Cny Rynald jeszcze więcej do boju onemu 
Przydał żądzej i chęci rycerstwu zacnemu, 
Co było, jako mówi przypowieść, koniowi 
Przydać bojca, co rączo bieży ku kresowi. 
Skoro skończył przemowę, pod rozwinionemi 
Chorągwiami się hufce ruszały swojemi.  
  40
Cicho i bez wołania, w piękny szyk sprawione, 
Szło mocne wojsko, na trzy części rozdzielone. 
Nad Sekwaną ozdobę dał królewicowi 
Pierwszą wprzód się z pogaństwem potkać Zerbinowi; 
Ludziom z Irlandy kazał rozciągnionem czołem 
Więcej pola zajmować i iść więtszem kołem, 
We śrzodku lud angielski zawiera ochotny 
Z cnem książęciem z Linkastru, jezny i piechotny. 
  41
Kiedy tak w drogę ruszył hufce za hufcami, 
Sam wprzód poszedł nad rzeką, zawsze nad brzegami, 
Z ludem szkockim książęcia Zerbina mijając 
I wszytko wojsko, co z niem było, wyprzedzając, 
Aż na króla z Oranu i króla Sobryna 
Trafił, z któremi była i insza drużyna, 
Ćwierć mile od Hiszpanów straży odprawując969 
I z tamtej strony i dróg i pola pilnując970.  
  42
Wtem wojsko chrześcijańskie, które z tak wiernemi 
I z tak przewodnikami podeszło dobremi, 
Bo anioła za wodza i Milczenie miało, 
Więcej cichem i niemem zostawać nie chciało; 
Czując nieprzyjaciela, okrzyk uczyniło 
Jednostajny i w głośne trąby uderzyło, 
I strasznemi, co nieba tykały, dźwiękami 
Przeraziło pogaństwo zimnemi mrozami.  
  43
Rynald wprzód przed wszytkiemi ostrogą po boku 
Konia kole i bieży, drzewo niosąc w toku, 
I na strzelenie z łuku zostawuje roty 
Za sobą, do Marsowej kwapiąc się roboty. 
Jako więc wicher z szumem zmieszany przychodzi 
I straszną niepogodę za sobą przywodzi, 
Z takiemi zawołany rycerz z hufca pędy 
Biegł na nieprzyjacielskie zastawione rzędy.  
  44
Ujźrzawszy Sarraceny na się następ971 taki, 
Strachu i przyszłej klęski ukazują znaki; 
Widać, że jem drżą drzewa pochylone w ręku, 
Nogi w strzemionach, wodza trzymane u łęku. 
Sam Pulian nie znając Rynalda mężnego, 
Strachu nie pokazuje po sobie żadnego 
I tak tęgiego wstrętu się nie spodziewając, 
Bieży przeciwko niemu, na cwał popuszczając.  
  45
I w poskoku składa się za drzewem i zbiera 
Wszytko ciało do kupy jednej, potem zwiera 
Zawodnika972 obiema zaraz ostrogami 
I wypuszcza mu na bieg rzeźwiejszy wodzami. 
Drugi męstwa nie zmyśla, ale uderzeniem 
Pokazuje, że się w niem zgadza rzecz z imieniem 
I że kopią także kształtnie złożyć umie 
I że się na tem, jako ćwiczony, rozumie.  
  46
Obadwa uderzeniem równi sobie byli, 
Bo tak, jako mierzyli, w głowy się trafili, 
Ale bardzo nierówni męstwem i żelazem. 
Tamten przebił przez szyszak, a ten zdechł zarazem. 
Nie po tem męstwa poznać, kiedy kto w poskoku 
Dobrze zmierzy i kształtnie drzewo niesie w toku, 
Ale i szczęścia trzeba; bo nic nie pomoże 
I nic męstwo bez niego albo mało może. 
  47
Zabiwszy Puliana Rynald z temże drzewem 
Na króla orańskiego bieży z wielkiem gniewem, 
Który w serce ubogi i barzo beł mały, 
W kości i w mięso wielki i zbyt okazały. 
Beł godny on raz, chocia nizko go wymierzył, 
Choć go w koniec paiże973 u spodku uderzył; 
I jeśli go kto gani i oń mu przymówi, 
Że nie mógł wyszszej dosiądź, Rynald się wymówi974. 
  48
Nie mogła żadną miarą tak ciężkiego raza 
Wytrzymać tarcz, choć beła z twardego żelaza; 
Na dwa łokcia i więcej przez nię tak przepadła, 
Że dusza przez brzuch skłóty z olbrzyma wypadła. 
Rozumiejąc, że ciężar ciała swego pana 
On cały dzień miał nosić koń króla z Orana, 
Rynaldowi w myśli swej cicho czynił dzięki, 
Że go wyzwolił z prącej i z tak wielkiej męki.  
  49
Złamawszy drzewo Rynald, koń obraca, który 
Tak lekki jest, jakby miał skrzydła jakie z pióry, 
I gdzie najwiętszą gęstwę obaczy i kędy 
Nacieśniejszy huf, wpada i przerywa rzędy 
I nakoło Fusbertą975 ukrwawioną siecze 
I przecina ją zbroje, pancerze i miecze; 
Żadne żelazo, żaden blach976 jej nie hamuje, 
Wszędzie ostrzem przepada i ciało najduje.  
  50
Ale nie na wiele zbrój i blachów trafiała, 
Na którychby się ostra broń bawić musiała, 
Więcej pawęz977 skórzanych i tarczy drzewianych 
I kaftanów, bawełną gęstą przetykanych; 
Dla tego niemasz dziwu, że gdziekolwiek spada, 
Siecze, psuje, dziurawi, kole i przepada; 
Tak się jej wszytko broni, jako gradom kłosy, 
Albo tak, jako trawy zębom ostrej kosy.  
  51
Już beł wszytek on wielki hufiec rozgromiony, 
Kiedy pierwszy pułk szkocki nastąpił sprawiony; 
Przed nim Zerbin królewic z drzewem wymierzonem 
Ukazował tor hufcom sobie powierzonem; 
Za niem z niemniejszem pędem Szotowie bieżeli 
W tamtę stronę, gdzie swego hetmana widzieli, 
I nie inaczej wszyscy biegli na pogany, 
Jeno, jako zgłodzeni wilcy na barany.  
  52
Wtem wszyscy rączem koniom rzeźwiej popuścili, 
A skoro się do siebie wzajem przybliżyli 
I on tak mały rozdział i pole zginęło, 
Które strony dzieliło i nagle zniknęło, 
Począł się taniec, mało podomno widziany, 
Bo sami tylko siekli Szotowie pogany, 
Sami tylko poganie byli tak strwożeni, 
Jakoby byli na śmierć tam byli zwiedzieni.  
  53
Każdy się Szot zdał, jako ogniem zapalony, 
Każdy poganin zhnnem mrozem przerażony, 
Mniemając — taki ból z ran, taką mieli mękę — 
Że każdy z naszych miał mieć Rynaldowę rękę. 
Wtem począł następować król Sobryn z swojemi, 
Niżli pierwszy, bez chyby daleko lepszemi; 
Bo i ćwiczeńszy byli i lepiej ubrani 
I od lepszego wodza beli sprawowani.  
  54
Między afrykańskiemi, jako powiadali, 
O Sobrynowych ludziach najwięcej trzymali. 
Dardynel, król z Zumary potem ruszył swoje, 
Gorzej ubrane i mniej doświadczone w boje, 
Chocia się na niem szyszak lśniał bogaty, nowy, 
I sam beł zbrojny wszytek od stopy do głowy. 
Czwarty hufiec, już lepszy, za Dardynelowem 
Szedł w bój z Izolierem, bratem Feratowem.  
  55
Skoro Izoliera z rycerstwem z Nawarry, 
Wchodzącego w bój, ujźrzał Trazon, książę Marry978, 
Rad, że się w onej zacnej najduje potrzebie, 
Swem rycerzom, których miał bliżej koło siebie, 
Przykład niewymownego męstwa pokazuje 
I w czyn straszny Marsowy ochotnie wstępuje; 
Aryodant swe ludzie ruszył za Trazonem, 
Co nowo był książęciem z Alby uczynionem! 
  56
Z różnych muzyk, to bębnów, to dźwięk trąb krzykliwych, 
To z cymbałów pogańskich i z surm przeraźliwych, 
Złączał się z inszem z łuków i kusz wystrzelanych 
I z kamieni, z wojennych czynów979 wyciskanych, 
I co najwięcej biły nieba, z narzekaniem 
Bitych ludzi i z rannych stękaniem, wołaniem; 
I beł taki, jaki jest Nila, gdy spadając, 
Szumi, strasznem sąsiady hukiem ogłuszając. 
  57
Wielki cień od strzelania tej i owej strony 
Niebo kryje nakoło nad wojski skupiony; 
Dychanie, para z potów z prochem się mieszają 
I na powietrze chmury czarne posyłają. 
Jedno tam, a drugie sam wojsko następuje, 
Widać, jako to goni, to w zad ustępuje; 
W temże miejscu lub blizko ci, co zabijają, 
Przy zabitych od siebie sami umierają.  
  58
Gdzie jeden hufiec, wielkiem spracowany trudem, 
Ustąpi, drugi z świeżem następuje ludem; 
I tej i owej stronie ludzie przybywają, 
Tu jezdy, a tu lekkie piechoty puszczają. 
Ziemia, co wojska dźwiga, wszytka sczerwieniała 
I zielony, piękny płaszcz w krwawy odmieniała; 
Gdzie było pierwej różnych barw kwiecie obfite, 
Leżą na pował ludzie i konie zabite.  
  59
Jeśli kto jeszcze kiedy w niedoszłej młodości 
Ukazał próbę męstwa i swojej dzielności, 
Tedy Zerbin królewic, który niesłychane 
Dzieła w on czas poczynił i ledwie widziane. 
Ale i Aryodant znak serca wielkiego 
Ukazał w oczach ludu swojego nowego, 
Uderzywszy się mocno o Kastylijczyki 
I o Izoliera z jego Nawarczyki.  
  60
Trafiło się tem czasem: Moskin, rycerz młody, 
I Kalinder, brat jego, mąż pięknej urody, 
Bękarci Kalabruna, króla z Aragony, 
I trzeci, Kalamidor, rodem z Barcelony, 
Żądzą sławy zagrzani, pozad zostawiali 
Swe chorągwie i z swych się hufców wysadzali 
I wszyscy na Zerbina oraz uderzyli; 
Ale jego nie, tylko koń pod niem zabili.  
  61
Koń, trzema kopiami na wylot przebity, 
Padł na ziemię przez dusze; ale niepożyty 
Zerbin prętko na nogi niestrwożony wstawa 
I na tych się, co mu koń zabili, udawa. 
Napierwej Moskinowi, zbyt nieostrożnemu 
I na koniu nad sobą w miejscu stojącemu, 
Bo go Moskin poimać i wziąć myślił w troki, 
Ze spodku strasznem sztychem przebił oba boki. 
  62
Skoro Kalinder ujźrzał nędznego Moskina, 
Zabitego, jakoby ukradkiem Zerbina 
Chce potrącić ze wszystkiej mocy zwartem koniem. 
Ale nie tak beł słaby, jako trzymał o niem; 
Porwał konia za munsztuk Zerbin, uskoczywszy, 
Na ziemię go, skąd nie wstał nigdy, obaliwszy, 
Że się więcej nie karmił owsem ani sianem, 
Bo go zabił pospołu jednem cięciem z panem.  
  63
Widząc to, Kalamidor nie miał czego czekać 
I
1 ... 212 213 214 215 216 217 218 219 220 ... 334
Idź do strony:

Darmowe książki «Orland szalony - Ludovico Ariosto (internetowa biblioteka naukowa txt) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz