Darmowe ebooki » Epos » Orland szalony - Ludovico Ariosto (internetowa biblioteka naukowa txt) 📖

Czytasz książkę online - «Orland szalony - Ludovico Ariosto (internetowa biblioteka naukowa txt) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Ludovico Ariosto



1 ... 216 217 218 219 220 221 222 223 224 ... 334
Idź do strony:
Herma1030, gdzie jest złoto znamienite; 
Migdonią, Lidyą i insze obfite 
Kraje, o których często z historyj słychacie, 
Nie tak daleko, jeśli iść tam chcecie, macie. 
  79
Ty, wielki lwie1031, któryś jest teraz niebieskiemi 
Obciążony od Boga kluczami złotemi, 
Obudź sam włoską ziemię ani jej dopuszczaj 
Spać tak długo, ale ją na te psy poduszczaj. 
Ty masz łaskę, tyś pasterz, od Boga obrany, 
I dla tegoś tak strasznem imieniem nadany, 
Abyś ryczał, rozciągał ręce i ściśnionej 
Trzody bronił od wilków, tobie powierzonej. 
  80
Ale z mowy do mowy, o jakom mojego 
Zbyt daleko ustąpił gościńca1032 pierwszego! 
Ale nie takem przecię bardzo obłądzony, 
Abych zaś nie miał trafić na tor opuszczony. 
Powiedziałem, że się tak na on czas Syrowie 
Ubierali do bojów, jako Francuzowie. 
Zaczem w Damaszku beł plac rycerzów wybranych 
Pełny, w hełmy i zbroje zupełne ubranych. 
  81
Gońcom1033 się z ganków piękne przypatrują panie 
I kwiecie rozmaite wymiatają na nie, 
Kiedy przeciwko sobie kopie składają 
Albo z mieczmi na koniech na się nacierają. 
Każdy, lubo zły jeździec lubo jest ćwiczony, 
Chce się udać1034 na placu i być pochwalony; 
Zaczem jedni i sławy i czci dostawają, 
Drudzy słyszą, że szydząc za niemi wołają. 
  82
Zwycięzcy na gonitwach zbroję wystawiono, 
Którą królowi w dary świeżo przyniesiono, 
Nalezioną z trafunku od kupca jednego 
Na drodze, z Armeniej na zad jadącego. 
Przydał król zwierzchnią szatę, utkaną ze złota 
I z jedwabiów; okrom że sama jej robota 
Dziwna beła, kamieni siła w sobie miała 
I pereł, że się za skarb wielki szacowała. 
  83
Kiedyby beł Norandyn poznał onę zbroję, 
Pewnieby ją beł schować dał w skarbnicę swoję, 
I choć beł hojny, by go był kto o niej sprawił1035, 
Na gonitwyby jej beł za dar nie wystawił. 
Siłaby o tem mówić, jako znieważona 
I od kogo tak barzo była pogardzona, 
Że porzucona w drodze na ziemi leżała 
I na łup tem, co wprzód szli i pozad, została. 
  84
Indziej o tem, a teraz powiem o Gryfonie, 
Który, jakom przypomniał, stanąwszy na stronie, 
Zastał kilka par z sobą kopie łamiących 
I potem się ręcznemi broniami bijących. 
Ośm było naprzedniejszych na dworze, co byli 
Towarzystwo i związek z sobą uczynili; 
Wszyscy młodzi i w bojach bywali mężowie, 
Lubo domów przedniejszych lub wielcy panowie. 
  85
Ci przeciwko każdemu w szranki wstępowali 
I wszytkiem po jednemu w bój odpowiadali 
Pierwej drzewem, a potem szablą i buławą, 
Póki się jeno cieszyć chciał król oną sprawą. 
Częstokroć sobie drzewy zbroje dziurawili, 
Wrzkomo w igrzysku, ale to wszytko czynili, 
Co czyni nieprzyjaciel nieprzyjacielowi, 
Krom, że ich było wolno rozdzielić królowi. 
  86
Rycerz z Antyochiej i z serca obrany 
I z siły, Martan1036 własnem imieniem nazwany, 
Jakoby mając z sobą Gryfona, śmiałości 
Był jego ucześnikiem i jego dzielności, 
Wjechał w szranki na pięknem i ubranem koniu 
I potem sobie w miejscu stanął na ustroniu, 
Czekając, ażby byli srogi bój skończyli 
Dwaj rycerze, którzy się z sobą w ten czas bili. 
  87
Pan z Seleucyej1037, jeden z onych, którzy mieli 
Odpowiadać tem wszytkiem, którzy gonić chcieli, 
Goniąc w on czas z Ombrynem, właśnie go kopią 
W jego miarę ugodził, w czoło pod skofią1038. 
Spadł Ombryn z konia zaraz na ziemię, zabity, 
Z wielką żałością wszytkich, bo beł znamienity 
Rycerz z niego i człowiek do tego cnotliwy, 
Ale cóż, kiedy tak chciał los jego złośliwy. 
  88
Martan widząc to, bał się, aby się i jemu 
Także właśnie nie zstało, jako i onemu, 
I do swego się zaraz wrócił przyrodzenia, 
Myśląc, jakoby zniknąć1039 boju i gonienia. 
Gryfon, który stał przy niem, jego urażony 
Ociąganiem, popchnął go, żeć wżdy ośmielony, 
Przeciwko się jednemu ruszył rycerzowi, 
Jako pies pospolicie przeciwko wilkowi, 
  89
Co się za niem zapuści trochę i zaś czeka, 
W miejscu stając, i tylko z daleka nań szczeka, 
Widząc, jako ma w oczu zapalonych żywe 
Ognie i jako zęby wyszczerza straszliwe. 
Gdzie wszytek lud, gdzie wszyscy rycerze ćwiczeni, 
Gdzie i król i książęta byli zgromadzeni, 
Wylękniony się Martan razowi uchronił 
I w prawą stronę głowy i wodze1040 nakłonił. 
  90
Przecię mógł jakokolwiek koniowi swojemu, 
Wymawiając się, winę dać twardoustemu; 
Ale kiedy do ręcznej przyszło potem broni, 
Tak zbłądził, że Demosten sam go nie obroni: 
Jakoby beł papierem kryty, nie żelazem 
Tak się boi i tak drży przed namniejszem razem, 
Na ostatek ucieka bez wstydu i rzędy 
Miesza; ludzie się śmieją koło niego wszędy. 
  91
Potem powstał huk i krzyk i wielkie wołanie 
Pospolitego ludu i chłopiąt gwizdanie, 
Gdy wypuściwszy wodze swojemu koniowi, 
Właśnie, jako szczwany wilk, bieżał ku domowi. 
Gryfon, co został, tak się rozumie zelżonem, 
Tak swego towarzysza hańbą oszpeconem, 
Żeby się w ogniu wolał widzieć w onej chwili, 
Widząc, jako się wszyscy śmiali i szydzili. 
  92
Pała na twarzy z gniewu i wstydu wielkiego, 
Jakoby błąd Martanów beł jego samego, 
Bo wszyscy tejże kuźniej dzieła wykładali 
I takiegoż się po niem męstwa spodziewali. 
Jeśli kiedy, dziś mu się trzeba dobrze stawić 
I swego towarzysza występku poprawić: 
Błąd na piądź, iż już o niem złe mniemanie mieli, 
Na dziesięćby go beli łokci rozumieli. 
  93
Wziął był już drzewo Gryfon i do toku włożył, 
Któremu się był w bojach tak dobrze przyłożył, 
Że rzadko kiedy chybiał, i konia rozpuścił, 
Co jedno biegu mógł mieć, i na dół je spuścił 
I tak je dobrze w on czas o pana zawadził 
Z Sydoniej1041, że go zbił i z siodła wysadził; 
Wszyscy się zadziwili i na nogi wstali, 
Bo przeciwnego po niem wszytkiego czekali. 
  94
Gryfon znowu zajachał i z onemże drzewem, 
Całem i niezłomanem, skoczył z wielkiem gniewem 
I złamał je we troje o tarczą mężnemu 
Rycerzowi, staroście laodycejskiemu1042, 
Który niewytrzymanem razem uderzony, 
Zachwiał się i raz i dwa, na dół pochylony; 
Ale się prętko przecię zasię poprawiwszy, 
Szedł na Gryfona, szable od boku dobywszy. 
  95
Gryfon widząc, że mało kopia sprawiła 
I że go, jako tuszył, z siodła nie zwaliła, 
Czego kopia sprawić nie mogła to — prawi — 
Szabla za piątem cięciem albo szóstem sprawi. 
I przypuściwszy konia podeń, wysadzony 
Od siodła, ostrą szablą tnie go bez obrony 
W lewą skroń, nie przestając, raz drugi i trzeci, 
Że ogłuszony z konia na ostatek leci. 
  96
Tamże i z Apamiej1043 dwaj bracia rodzeni, 
Jako o nich trzymano, gońcy1044 doświadczeni, 
Jeden Tyrses, a drugi Korymbus nazwani, 
Od Gryfona zostali z koni pozwalani. 
Uderzony kopią, Tyrses łęk zostawił, 
Ale się ręczną bronią z Korymbem rozprawił; 
Już Gryfonowi wszyscy prawie przysądzają 
Zwycięstwo i pewnie, że dank1045 weźmie, trzymają. 
  97
Po tych dwu w szranki wstąpić zaś Salinterowi, 
Najwyszszemu dopiero przyszło marszałkowi, 
Który wszytkiem królestwem rządził, podwyszszony 
Na pierwsze dostojeństwo damaskiej korony. 
Ten znieść tego nie mogąc, w sobie rozgniewany, 
Że on od cudzoziemca miał być otrzymany 
Dank w gonitwie, groźnych słów i fuków1046 używa 
I Gryfona na drzewo zuchwale wyzywa. 
  98
Odpowiedział mu Gryfon dobrze hartowaną 
Kopią, za najlepszą z dziesiąci obraną. 
I aby uszedł błędu, w pół tarczy mu mierzył 
I tak go ją na on czas potężnie uderzył, 
Że mu piersi i oba blachy rozerwała 
I przepadszy, grot tyłem na piądź ukazała. 
Wszyscy krom króla radzi śmierć jego widzieli, 
Bo go z jego łakomstwa zbyt nienawidzieli. 
  99
Toż i dwiema damaskiem panom, Karmundowi, 
Gryfon właśnie uczynił, i Ermofilowi; 
Z których jeden wszytkich wójsk na ziemi hetmanem, 
Drugi na amilarstwo1047 świeżo beł obranem. 
Jeden zbył konia, drzewem z siodła wysadzony, 
Drugi leżał na ziemi, koniem przywalony, 
Który nie mogąc razu wytrzymać ciężkiego, 
Jakoby go podrąbił1048, padł, Gryfonowego. 
  100
Jeszcze beł z Seleucyej pan został, którego 
Miedzy tą siedmią mieli za namężniejszego, 
A dobrze baczył pewnie siłę swą niemałą 
Z dobrem koniem i zbroją przednią, doskonałą. 
Oba się kopiami tak, jako mierzyli, 
Gdzie hełm przeście wzrokowi daje, ugodzili; 
Lecz przecię lepiej Gryfon uderzył tamtego, 
Bo mu noga wypadła z strzemienia lewego. 
  101
Skruszywszy wielkie drzewa, złomki zarzucili 
I z mieczmi się do siebie gołemi wrócili. 
Uprzedził mężny Gryfon i szablą staloną 
Tak mocno poganina w tarcz ciął wystawioną, 
Że chocia była z miąższej kości i żelaza, 
Puściła, znieść nie mogąc tak ciężkiego raza; 
Przeciął ją aż do zbroje, ale ta wytrwała 
I nieuchronnej szable moc zahamowała. 
  102
Z Seleucyej pan zaś w łeb tak chrześcijańskiego 
Rycerza ciął, że razu wytrzymać srogiego 
Żadne najwyborniejsze żelazo nie mogło; 
Że beł uczarowany szyszak, to pomogło. 
Darmo potem i zbroję siecze z każdej miary, 
Bo i ta także była zrobiona przez czary; 
A jego zbroja zasię już jest zdziurawiona, 
Nie w jednem, ale w kilku miejscach od Gryfona. 
  103
Już u wszytkich rzecz jasna i widoma była, 
Że Gryfon nad pogańskiem rycerzem miał siła, 
I jeśli ich Norandyn prędko nie rozdzieli, 
Że go Gryfon zabije, na oko widzieli. 
A zatem też od króla strażom rozkazano, 
Aby ich nie mieszkając zaraz rozerwano; 
I tak byli na różne rozdzieleni strony 
I z onego postępku król beł pochwalony. 
  104
Ona ośm, którzy mieli przeciwko każdemu 
W bój wchodzić, a odeprzeć nie mogli jednemu, 
Gdy źle, czego się byli podjęli, strzymali, 
Że już mieli uchodzić wszytkiem, wyjawiali; 
Po jednemu już byli zjachali do dworu, 
A gonitwy zostały bez żadnego sporu, 
Bo jem sam jeden Gryfon wziął, jako widzieli 
To, co przeciwko ośmiom wszyscy czynić mieli. 
  105
A tak to krótko trwało, co dziwniejsza była, 
Że się w godzinę wszytka ta sprawa skończyła; 
Ale chcąc król Norandyn krotofile1049 użyć 
I aż ku wieczorowi igrzysko przedłużyć, 
Zszedłszy z ganku uprzątnąć plac kazał i swoje 
Rycerze pomieszane rozdzielił na dwoje 
I na nową gonitwę według ich zacności 
Na pary je połączył i według dzielności. 
  106
Wtem się beł do gospody wrócił rozgniewany 
Gryfon, w sercu żal niosąc niewypowiedziany; 
Barziej go towarzyska sromota1050 frasuje, 
Aniżli się z swojej czci cieszy i raduje. 
Martan swe obelżenie i hańbę pokrywa 
I kłamstw i fałszywego języka używa, 
A nierządnica, co go bratem nazywała, 
Jako mogła najlepiej, tak mu pomagała. 
  107
Lub mu uwierzył, lubo nie uwierzył, toli 
Jako baczny, wymówki one przyjąć woli 
I myśląc, co ma czynić, nakoniec obiera 
Jachać stamtąd i cicho się zaraz wybiera, 
Tusząc, że stać pospólstwo spokojem nie miało, 
Skoroby jeno było Martana ujźrzało; 
I tak, jako naskryciej i naciszej mogą, 
Puszczają się za miasto co naprostszą drogą. 
  108
Gryfon lubo sam, lub koń jego beł strudzony, 
Lubo po onej prącej snem beł obciążony, 
Stanął w pierwszej gospodzie, na którą trafili, 
Od Damaszku mniej jeszcze, niżli w równej mili; 
I z swojej się zwyczajnej zbroje rozebrawszy 
I siodła zdjąć i uzdy z konia rozkazawszy, 
Zamknął się sam w komnacie, w której rozebrany 
Położył się na łożu na sen pożądany. 
  109
Ledwie dopadł pościeli, jako zmrużył oko 
I wszytek zmysł utopił we śnie tak głęboko, 
Że leniwi pilchowie1051 twardziej nie sypiają 
I szczurcy snu głębszego nigdy nie miewają; 
Wtem chytra Orygilla i Martan do chłodu 
Na przechadzkę blizkiego poszli, do ogrodu 
I zdradę rozpoczęli, która u człowieka 
Nigdy w myśli nie była podobna od wieka. 
  110
Konia i świetną zbroję i szyszak i szaty, 
Z których się rozebrał, spać wszedszy do komnaty, 
Umyślił wziąć niecnota Martan Gryfonowi 
I za niego się udać w nich Norandynowi. 
Wykonał zaraz swą myśl i konia dzielnego, 
Bielszego, niżli mleko, wziął Gryfonowego; 
I nasuwień1052 i szyszak, tarcz jego i zbroję, 
Włożył na się w gospodzie, porzuciwszy swoję. 
  111
Z giermkami, z Orygillą swoją, okazały, 
Przyjachał na plac, gdzie beł lud jeszcze niemały, 
I trafił właśnie w ten czas, gdy już przestawali 
Gonić i już ze szranków wszyscy wyjeżdżali. 
Wtem król po cudzoziemca pewne swe rycerze 
Onego posłał, który białe nosił pierze 
U hełmu, koń miał biały, sam wszytek beł w bieli, 
Bo imienia zwyciężce jeszcze nie wiedzieli. 
  112
Martan nikczemny, który cudzą w onej dobie, 
Jako kiedyś osieł lwią, skórę miał na sobie, 
Od przedniejszych dworzanów beł z czcią prowadzony 
Do króla Norandyna, jako beł proszony. 
On go waży i z stołka przeciw niemu wstawa, 
Obłapia go, miejsce mu podle siebie dawa 
I nie ma dosyć na tem, że go czci i chwali 
Przed wszytkiemi swojemi, którzy w koło stali, 
  113
Ale na dźwięk trąb głośnych chce go dnia onego 
Za zwyciężcę w gonitwie obwołać pierwszego. 
Idą po wszytkich stronach głosy niezliczone, 
Sławiąc imię niegodne, imię obelżone; 
Każe król, aby obok jachał z niem pospołu, 
Chcąc go mieć na wieczerzy u swojego stołu, 
I taką mu cześć czyni, że Herkulesowi 
Nie mógłby więtszej czynić ani Gradywowi1053. 
1 ... 216 217 218 219 220 221 222 223 224 ... 334
Idź do strony:

Darmowe książki «Orland szalony - Ludovico Ariosto (internetowa biblioteka naukowa txt) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz