Darmowe ebooki » Epos » Orland szalony - Ludovico Ariosto (internetowa biblioteka naukowa txt) 📖

Czytasz książkę online - «Orland szalony - Ludovico Ariosto (internetowa biblioteka naukowa txt) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Ludovico Ariosto



1 ... 217 218 219 220 221 222 223 224 225 ... 334
Idź do strony:
class="stanza-spacer">  114
Nadto go w swem pałacu postawił budownem, 
W pokojach, ozdobionych obiciem kosztownem. 
Orygillę także czcił i swem pacholętom 
Prowadzić ją rozkazał i pierwszem paniętom. 
Ale czas, abym znowu o Gryfonie śpiewał, 
Który się w on czas żadnej zdrady nie spodziewał, 
Ani od towarzysza ani od żadnego, 
I do wieczora niemal twardo spał samego. 
  115
Gdy się ocknął i postrzegł, że się dobrze było 
Do późnego wieczora słońce nachyliło, 
Poszedł tam, gdzie od niego, nim szedł spać, zmyślony 
Szwagier beł z Orygillą chytrą zostawiony. 
Skoro ich tam nie zastał i obaczył swoje 
Szaty wzięte i nie mógł naleść zwykłej zbroje 
I towarzyskie1054 tylko widział tam odzienie, 
Dopiero mu to wpadło w wielkie podejźrzenie. 
  116
Gospodarz się wtem trafił i wszytko powiedział 
O jego towarzyszu, co widział i wiedział, 
Że się w białą przebrawszy zbroję i niewiasta 
I wszytka czeladź chwilę wrócili do miasta. 
Dopiero napadł na ślad, który do tej doby 
Miłość mu zakrywała, i pełen żałoby, 
Widzi swe pierwsze błędy i poznawa zatem, 
Że on beł Orygille gamratem1055, nie bratem. 
  117
Winę teraz głupiemu daje rozumowi, 
Że szczerą mówiącemu prawdę pielgrzymowi 
Uwierzywszy, tak prędko zaś beł odmieniony 
Na słowa tej, od której nieraz beł zdradzony. 
Mógł się pomścić, a nie chciał, teraz chcąc nie może: 
Ujachał nieprzyjaciel, Gryfonie nieboże! 
Musisz jeszcze na wielką niefortunę swoję 
Tak marnego człowieka wziąć konia i zbroję. 
  118
Lepiej beło bezbrojnem, nagiem1056 i swobodnem 
Zostać, niż piersi odziać blachem tak niegodnem, 
Niż wyśmianą na głowę i posromoconą 
Przyłbicę i na ramię tarcz wziąć obelżoną. 
Ale się barziej żądzej, niżli rozumowi 
Dał rządzić, która była cudzołożnikowi 
Dać karanie i na złej pomścić się niewieście, 
I jachał tak, że mógł być przed wieczorem w mieście. 
  119
Przy bramie, którą wjachać miał Gryfon stroskany, 
Z lewej strony jest zamek pyszno budowany 
Z pięknemi pokojami, barziej urobiony 
Dla wczesnego1057 mieszkania, niżli do obrony; 
Gdzie król, gdzie i syryjskie nazacniejsze panie 
I przedniejszy panowie i pierwszy dworzanie 
Na jednej pięknej sali przestronej siedzieli 
U bogatej wieczerzy i byli weseli. 
  120
Wielka sala, na którą tak się było siła 
Dworu zeszło, daleko za mur wychodziła 
I z wysoka widoki wszędzie rozsyłała 
I pola i gościńce wszytkie odkrywała. 
Wtem się Gryfon do bramy tamtej przybliżając, 
Hełm i zbroję na sobie obelżoną mając, 
Na swe wielkie nieszczęście strojem beł wydany 
I od króla i dworu wszytkiego ujźrzany. 
  121
I za tego, którego i zbroję i pierze 
I tarcz miał, rozumiany, panie i rycerze 
Pobudził na wielki śmiech. Martan z prawej strony, 
Podle króla samego, siedzi poważony; 
Orgilla podle niego zdradliwa za stołem. 
Których na on czas pytał król z wzrokiem wesołem: 
»Kto to, co się dopuścił tak grubego błędu 
»I tak nie miał na swoję cześć żadnego względu, 
  122
»Że się dziś tak sromotnie i źle popisawszy, 
»Jeszcze mi lezie w oczy, na dwór przyjachawszy? 
»Dziwno mi to — powiada — że wy, będąc takiem 
»Rycerzem zawołanem, tak się z ladajakiem 
»Towarzyszem łączycie, nad którego tchórza 
»Więtszego stąd nie najdzie do samego morza. 
»Podomno to czynicie, że swoje dzielności 
»Przy jego lepiej chcecie udać nikczemności. 
  123
»Ale to wam na Boga mojego ślubuję, 
»Że jeno, że was wielce ważę i szanuję: 
»Wziąłby takie karanie, jakie zasługują 
»Wszyscy inszy, co się tak, jako on, sprawują, 
»I tożbym mu uczynił, jako inszem wielem1058: 
»Zawszeż ja takiem ludziom beł nieprzyjacielem, 
»I jeśli bez karania odejdzie puszczony, 
»Dla was to czynię, z którem przyjachał w te strony«. 
  124
Naczynie takich złości, Martan niecnotliwy 
»Ja go — powiada — nie znam, królu miłościwy! 
»Na drodzemem go trafił niedawno z przygody, 
»Jadąc z Antyochiej na te sławne gody. 
»Z postawym go być godnem rozumiał i sądził 
»Mojego towarzystwa, alem w tem pobłądził; 
»Jegom męstwa nie widział jeszcze ani słyszał, 
»Aż dopiero tu, gdzie dziś tak się źle popisał. 
  125
»Czem mię do tak wielkiego przywiódł zasromania, 
»Żeby był zaraz tamże nie uszedł karania, 
»Tak, żeby się beł odrzekł na gonitwach bywać 
»I na nich lub kopiej lub szable używać; 
»Alem miejsce i bytność królewską uważał, 
»A on mi się też potem więcej nie ukazał. 
»Nie chcę jednak, aby mu co pomagać miało, 
»Ze był w mem towarzystwie, co tak krótko trwało. 
  126
»Wiem, żem się tem obelżył i wesół nie będę, 
»Póki zmazy, nabytej przezeń, nie pozbędę; 
»I jeśli z wielką hańbą dzieła rycerskiego 
»Nie odniesie, o królu! karania żadnego, 
»Nie każ go, proszę, puszczać; więtszą mi pokażesz 
»Łaskę, kiedy go z muru powiesić rozkażesz, 
»I będą twój uczynek wszyscy wychwalali, 
»Aby się jego drudzy przykładem karali«. 
  127
Orygilla Martana mowy potwierdzała 
I aby zaraz wisiał, króla nalegała1059. 
»Nie tak barzo wystąpił — król odpowie na to — 
»Aby na garle miał być pokarany za to; 
»Niech ma pokutę, swemu należną grzechowi, 
»Niech ludziom krotofile jutro też odnowi«. 
I jednego rotmistrza przyzwać sobie kazał 
I jako sobie miał w tem postąpić, ukazał. 
  128
Rotmistrz tak, jako mu król rozkazał, z ochotą 
Poszedł, nic nie mieszkając, do miasta z piechotą, 
Którą z sobą po cichu do bramy prowadził, 
I z nią się na Gryfona czekając zasadził; 
I między dwiema mosty w bramie go zatrzymał 
I niestrzegącego się z piechotą poimał 
I do wieże go ciemnej stamtąd zaprowadził 
Z naśmiewiskiem i strażą dobrą go osadził. 
  129
Ledwie beł piękny Febus złote swoje włosy 
Ukazał z oceanu, mokrej pełne rosy, 
I poczynał oświecać przez jasne promienie 
Wierzchy gór, wyganiając niewesołe cienie, 
Kiedy Martan bojąc się, aby od Gryfona 
Na ostatek nie była ta rzecz objawiona 
I nań się jego na zad nie wróciła wina, 
Jachał precz, pożegnawszy króla Norandyna, 
  130
Wynalazszy wymówki pewne w onej chwili, 
Że przy naznaczonej być nie mógł krotofili. 
Tak wziął dar, nie od siebie w gonitwie wygrany, 
I wielą upominków inszych darowany, 
Odjachał, nadewszystko zacnem ozdobiony 
Przywilejem, którem beł wielce podwyszszony. 
Ale niech jedzie, gdzie chce; wiem, że w krótkiem czesie 
Godne karanie za swój występek odniesie. 
  131
Gryfon wtem, obstąpiony nakoło piechotą, 
Prowadzon beł na rynek z hańbą i sromotą; 
Hełm mu wzięto, z jego go zbroje zewleczono 
I w samem go kaftanie tylko zostawiono 
I jakoby beł na rzeź do jatek wiedziony, 
Na wysokiem beł wozie wzgórę posadzony, 
W którem beły dwie szpetne krowie zaprzężone, 
Słabe, chude i wielkiem głodem wycieńczone. 
  132
Około zelżonego woza nierządnice 
Szły zewsząd niewstydliwe i stare zwodnice1060. 
Te beły woźnicami i krów poganiały, 
A wszytkie go sromotnie lżyły i szczypały; 
Ale mu się najbarziej chłopięta przykrzyły, 
Bo okrom słów plugawych, które mu mówiły, 
Na śmierćby beł kamieńmi od nich obrażony, 
Kiedyby od baczniejszych nie miał beł obrony. 
  133
Zbroja, która przyczyną jego złego była 
I która nieprawdziwy sąd o niem czyniła, 
Za wozem uwiązana, w błocie się walała 
I pomazana, godne karanie cierpiała. 
Nakoniec przed sędziami wóz zastanowili, 
Gdzie za cudzy występek słuchał w onej chwili 
Swej sromoty, która mu była wymiatana 
Na oczy, od trębacza w głos wywoływana. 
  134
Stąmtąd go wieźli dalej od bramy do bramy, 
Przed kościoły, ratusze i bogate kramy, 
Gdzie słowo tak wszeteczne żadne nie zostało, 
Któremby mu pospólstwo było nie łajało. 
Na ostatek za miasto beł wyprowadzony 
Od gminu, który mniemał tak, że wypędzony 
Miał być stamtąd samem ich wrzaskiem i gwizdaniem, 
Którzy nie znając, kto beł tam, a wyli za niem. 
  135
Ledwie co mu jeno z nóg żelazo i pęto 
I powrozy z obu rąk zdymować poczęto, 
Jak tarcz porwał i broni dopadł, którą pole 
Hojnie skropił i suche ponapawał role. 
Nie miał oszczepów ani mieczów przeciw sobie, 
Bo bezbronne pospólstwo biegło w onej dobie. — 
Alem nazbyt przedłużył, przeto pieśni skrócę, 
A w drugiej się do tejże historyej wrócę. 
 

Koniec pieśni siedmnastej.

XVIII. Pieśń ośmnasta Argument
Mści się swej zelżywości Gryfon zawołany. 
Mandrykard Rodomonta szuka; bój z pogany 
Zwiódszy, cesarz wygrawa. Dają Martanowi 
Słuszną kaźń; cna Marfiza lud Norandynowi 
Bije, potem z Gryfonem stamtąd i inszemi 
Do Francyej się puszcza wiatrami dobremi. 
Klorydon się i Medor w pole wyprawują 
I króla Dardynella zmarłego najdują. 
  Allegorye

W tej ośmnastej pieśni w Gryfonie, który zemściwszy się mężnie swojej krzywdy, beł poznany i barzo szanowany od króla Norandyna, jaśnie ukazuje, że niewinność złączona z dzielnością może się nie bać nigdy złego końca. Przeciwnem obyczajem przez Martana, od Akwilanta nalezionego i do Damaszku przywiedzionego i sromotnie za jego niecnoty i nikczemność pokaranego, daje się przestroga, aby się nikt nie sadził na swej chytrości, która jest przeciwko prawdzie i przeciwko sprawiedliwości.

Skład pierwszy
O zawołane książę, o panie łaskawy! 
Słuszniem chwalił i chwalę zawsze twoje sprawy, 
Acz z drugiej strony siebie samego winuję, 
Żeć grubem piórem wielką część chwały ujmuję; 
Ale najbarziej między inszemi wszytkiemi 
Ciągnie serce i język mój dzieły twojemi 
To, że każdego zawżdy rad słuchasz cierpliwie, 
Ale nie zaraz wiarę dajesz mu skwapliwie. 
  2
Słyszę więc, że na obronę nieobecnemu 
I za oczy do ciebie źle odniesionemu 
Często i te i owe wymówki najdujesz 
I drugie mu przynamniej ucho zostawujesz; 
Ucho mu zostawujesz drugie, aż się stawi 
Sam przed tobą i z rzeczy zadanych się sprawi, 
I raczej do miesięcy albo i lat sprawy 
Odkładasz, niżbyś wyrok miał skazać nieprawy. 
  3
By beł także uczynił Norandyn, jako ty, 
Nie odniósłby beł Gryfon od niego sromoty, 
Jaką odniósł; przeto cześć i sława z twojego 
Postępku, a hańba brzmi z Norandynowego. 
Dla niego jego ludzie na on czas polegli, 
Bo z tych, którzy za miasto i bramę wybiegli, 
Dziesiącią razów ciętych, dziesiącią sztychowych 
Trzydzieści zaraz padło od rąk Gryfonowych. 
  4
Drudzy zasię tam, gdzie ich strach pędził, przez drogi, 
Przez ścieszki i przez pola w prędkie poszli nogi; 
Drudzy, kiedy do miasta na zad uciekali, 
W bramie jeden na drugiem pobici padali. 
Gryfon próśb nie używa, ale rozgniewany 
Bez litości, zażarty i nieubłagany, 
Macha mieczem około gminu bezbronnego 
I mści się znieważenia okrutnie swojego. 
  5
Z tamtych, którzy do bramy naprzód przybieżeli 
I którzy nogi rętsze1061, niżli inszy, mieli, 
Część wielka, aby sobie raczej dogodzili, 
Niżli inszem, wiszące wzwody1062 podnosili; 
Część krwie próżnych na twarzach wybladłych z wołaniem, 
Uciekając i płacząc, z wielkiem narzekaniem, 
Po ulicach tam i sam zgiełkiem napełniali. 
Wszytkie strony i miasto wrzaskami mieszali. 
  6
Dwu, jako ich zły los chciał, Gryfon zapędzony 
Porwał, kiedy wielki wzwód wznoszono u brony; 
Jednego o kamienny słup uderzył czołem, 
Że mu się mózg rozpierzchnął po powietrzu kołem, 
Drugiego wziął za piersi i tak mocno potem 
Cisnął jem, iż za mury spadł wśród miasta lotem: 
Dopiero wziął zimny mróz mieszczany za boki, 
Kiedy widzieli, że ten leciał pod obłoki. 
  7
Byli ci, co się bali, aby beł przez mury 
Nie skoczył Gryfon, inszej nie szukając dziury. 
Więtszy tam strach nie mógł być, kiedyby beł hurmem 
Sułtan wojsko obegnał i miasto wziął szturmem. 
Zgiełki, wrzaski i krzyki i srogie wołanie 
I ludzi, po ulicach tam i sam bieganie 
Z dźwiękiem się trąb krzykliwych i bębnów mięszały 
I nieba dosięgały i świat ogłuszały. 
  8
Ale teraz tu stanę rad nie rad, bo o tem 
Wolę inszego czasu powiedzieć wam potem; 
Bo mi trzeba za Karłem, który ku rynkowi 
Przeciwko okrutnemu biegł Rodomontowi, 
Rodomontowi, co lud paryski mordował. 
Słyszeliście, jako nań cesarz następował 
Z Danem, Namem, Ottonem i Oliwijerem, 
Z Awinem i z Awolem i z Berlingijerem. 
  9
Ośm kopij, któremi nań spólnie w onej chwili 
Ośm rycerzów tak wielkich razem uderzyli, 
Skóra, łuską nakryta, snadnie wytrzymała, 
Co mężnego pohańca piersi pilnowała. 
Jako się pospolicie okręt więc prostuje, 
Gdy go uczony żeglarz pod wiatr nakieruje, 
Tak się prędko Rodomont poprawił pochyły 
Po raziech, coby beły i góry ruszyły. 
  10
Mężny Gwidon, Ranijer, Rykard z Salomonem, 
Angolier i Turpin wierny z Ganellonem, 
Andzolin, Ugiet, Iwon i Marek z Peryny 
I Maciej, pan świętego Michała równiny1063, 
Z ośmią, którzy na rynek z cesarzem przypadli, 
Wszyscy wraz zuchwałego pohańca opadli, 
Aryman z Odoardem także, którzy byli 
Świeżo z angielskiem ludem do miasta przybyli. 
  11
Nie tak huczy na skale z gruntu wywiedziony 
Mocny mur na Krępaku, kiedy Akwilony 
Wściekłe około niego gniewy rozciągąją, 
Które z korzeniem twarde dęby wywracają, 
Jako huczy Sarracen, gniewem zapalony 
I niezmiernem pragnieniem na krew przerażony; 
I jako piorun z grzmieniem bywa w jednem czesie, 
Tak jego gniew zarazem z sobą pomstę niesie. 
  12
Tego, co podeń podpadł nabliżej, z Dordony 
Ugięta tak ciął ostrą szablą bez obrony, 
Że choć miał doskonały szyszak, aż do gęby 
Przeciął mu łeb, że wszytkie widać było zęby; 
1 ... 217 218 219 220 221 222 223 224 225 ... 334
Idź do strony:

Darmowe książki «Orland szalony - Ludovico Ariosto (internetowa biblioteka naukowa txt) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz