Darmowe ebooki » Dramat współczesny » Eros i Psyche - Jerzy Żuławski (biblioteki internetowe txt) 📖

Czytasz książkę online - «Eros i Psyche - Jerzy Żuławski (biblioteki internetowe txt) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Jerzy Żuławski



1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 ... 17
Idź do strony:
w stronę zarośli i szuka koszów wśród krzewin. Po chwili wraca, wlokąc kosze za ucha. HEDONE
Teraz do tańca! Hejże! Pójdźcie do mnie! 
  KALLONE
Albo — dziewczęta — naprzód do kąpieli, 
potem oliwą namaścim się złotą  
i tak w wspaniałej, nieskażonej bieli  
ciał naszych młodych staniemy tu wieńcem,  
aż pląsy łona ubarwią rumieńcem! 
  HEDONE
Więc dalej, dziewy! Niechaj zabrzmią echa  
zbudzone głosem pieśni i ochoty  
naszej — niech złota zadzwoni uciecha —  
dalej!... 
  ARETE
Hej, Blaksie, chodź tu do roboty! 
  BLAKS
idzie, mrucząc:
Tamte sroki mogą sobie skakać do woli, ale ty Blaksie, chodź do roboty! 
 
Zbiera wraz z Aretą bieliznę do koszów i wychodzi z nią razem. MELIKE
Ja pieśń zawiodę16 — taneczną, rozlewną! 
  HEDONE
Królewna z nami! Królewno, królewno! 
  PSYCHE
Tańczcie wy same... 
  HAGNE
O, nigdy bez ciebie! 
  PSYCHE
Tańczcie... To słońce gasnące na niebie,  
ta woń na ziemi dziwnie mnie rozmarza... 
Z ziemi woń bije, jak gdyby z ołtarza, 
na którym leży słońce, żertwa17 krwawa... 
Cóż to? Siadłyście wszystkie wkoło, ciche? 
Tańczcie, dziewczęta, pozwala wam Psyche — 
bawcie się, proszę! 
  KALLONE
Bez ciebie zabawa 
jest dla nas niczym! 
  HEDONE
Słuchaj, bogolica, 
czymże rozchmurzyć twoje jasne czoło? 
  MELIKE
Chcesz pieśni może? — Zaśpiewam — wesołą!  
Lub... o potędze twojego rodzica,  
tajemniczego pana mnogich włości,  
albo... o wiośnie lub o twej piękności? —  
Rozkazuj, pani! 
  PSYCHE
Czy słyszysz te drzewa? 
Każdy liść na nich pieśń przedziwną śpiewa,  
hymn uroczysty jakiś na przybycie  
wieczornych, świętych, tajemniczych godzin... 
  MELIKE
nadsłuchuje
Pono18 szum taki w dniu twoich narodzin 
niósł się po świecie... Stara wieść tak prawi... 
  PSYCHE
Wieść...? 
  MELIKE
Czy jej nie znasz? Może cię zabawi... 
Ta pieśń odwieczna, dziwna, która baje, 
jak raz w wiosenne i słoneczne rano 
dziki Człek, idąc przez rosiste gaje, 
zobaczył zorzę na niebie świetlaną, 
której nie widział do onejże pory, 
po nocy jeno goniąc łup przez bory —  
i nagle tknięty jakąś wielką mocą,  
ten pan potężny, co dotąd żył nocą,  
padł na kolana i podniósł ramiona: 
— O zorzo, zorzo! O zorzo złocona!... 
I wtedy pono wystrzelił mu z łona  
kwiat tajemniczy, ukochanie świata,  
motyl złocisty, co ku słońcu wzlata  
i światłem żyje... W pieśni owej rymie  
królewno, twoje powtarza się imię... 
  PSYCHE
I co pieśń mówi? 
  MELIKE
Mówi, że w tej porze 
śpiewać poczęły drzewa i strumienie —  
i hymn ogromny szedł przez wszechstworzenie:  
śpiewały góry, śpiewał las i morze... 
  PSYCHE
A dalej? Dalej? 
  MELIKE
Prawi... o tęsknocie, 
o jakimś wielkim, niebosiężnym locie,  
któremu skrzydło motyle nie sprosta — 
i o kimś, co ma przyjść po latach wielu... 
  PSYCHE
Ma przyjść? 
  MELIKE
...o bogu i poświęcicielu 
jakimś, co zbawia i wznosi, choć chłosta...  
Więcej nie pomnę... 
  PSYCHE
O moja tęsknoto! 
  HAGNE
To pieśń o tobie, o tobie, królewno! 
Gdy wieczór słońcu twarz zakryje złotą,  
na czole twoim widno jasność zwiewną,  
a u twych ramion, jak dwie nikłe tęcze,  
coś jakby barwne dwie błonki pajęcze  
lub listki róży: skrzydełka motyle  
z świateł utkane, co błysną na chwilę  
i nikną znowu... i znów widne, rosą 
ranną się mienią... 
  ARETE
zbliża się do grupy dziewcząt
Wstawajcie! Dziewczęta! 
Oto zachodu już godzina święta 
spływa na ziemię. Pokłon — po zwyczaju —  
oddajmy bóstwom strumienia i gaju,  
który nam w żarach dnia dał słodkie cienie —  
i pójdźmy. Czas nam zejść z tej wonnej łąki,  
gdzie pośród trawy skryte kwiatów pąki 
czekają w ciszy na ożywcze tchnienie  
tajnego bóstwa, co okrąża światy  
i błogosławi nocą drzewa, kwiaty  
i wszystko żywe a łaknące płodu. 
Nam się nie godzi przeszkadzać mu w dziele,  
które tu pocznie już za chwil niewiele;  
do królewskiego zatem spieszmy grodu,  
by do zamczystej poznosić komnaty  
pracą dnia czysto wybielone szaty. 
 
Dziewki służebne, powstawszy, odchodzą za idącą naprzód Aretą. Tuż za nią postępuje Hedone, potem Kallone, za nią Melike, a Hagne na końcu. HEDONE
odwraca się
A ty czy z nami nie idziesz, królewno? 
  PSYCHE
Idźcie! Za chwilę podążę za wami! 
  MELIKE
My biegniem szybko! Możesz nie dogonić... 
  HAGNE
przypada do stóp Psychy
Zostanę z tobą! 
 
Arete wychodzi wraz z trzema służebnymi. PSYCHE
do Hagny:
Zostaniesz! — Czy długo? 
  HAGNE
Jak sama zechcesz, jestem twoją sługą... 
  PSYCHE
Tamte już poszły... Arete czcigodna  
tak je odwiodła ode mnie do domu  
rodzica mego, potężnego króla... 
Hedone, w której złota radość płonie,  
i bogom równa pięknością Kallone  
poszła — i słodka Melike, ptak śpiewny... 
Kiedyż je ujrzę? — Kiedy ujrzę znowu? 
  HAGNE
Możemy jeszcze podążyć za nimi... 
  PSYCHE
Nie, już za późno, już ich nie dognamy! 
Patrz! Oto weszły na zielone wzgórze  
i — białe — kroczą po schodach w marmurze  
kutych, co wiodą do złocistej bramy —  
zamku mojego ojca... Patrz! Przez wrota  
rozwarte jasność wybuchnęła złota —  
już je zamknięto... 
  HAGNE
Co tobie, królewno? 
  PSYCHE
Ta powieść stara tak mnie poruszyła,  
powieść Meliki... Tak śni mi się czasem, 
żem to istotnie ja była, przed wiekiem,  
zrodzona z człeczej ogromnej tęsknoty  
za słońcem, pięknem, niebem i zaświatem... 
Zda się, pamiętam jakieś złote gaje  
i zawieszone na głazach ruczaje,  
morza ogromne, niebosiężne szczyty  
i w zórz uśmiechach rozlśnione błękity,  
w które mię kiedyś szczęśliwą uniesie 
On... 
  HAGNE
Kto? 
  PSYCHE
Ja nie wiem... On! mój nienazwany, 
którego łąki czekają i łany, 
uśpione ptaki po lasach i kwiaty  
i ja — stęskniona, pragnąca, a pewna, 
że przyjdzie w jakąś najsłodszą godzinę, 
kiedy dokoła wszystko będzie ciche, 
i po imieniu zawoła mnie: Psyche! — 
i zbudzi we mnie coś, co jest mną samą... 
Wtedy te skały otworzą się bramą 
i ja na skrzydłach jego — bo skrzydlaty 
będzie! — polecę na te jasne światy, 
na czarodziejskie te ziemie i niwy, 
na łąki, kędy lśni w brylantach rosa, 
w kraj jakiś dziwny, szeroki, szczęśliwy, 
w chmury — nad chmury — i w błękit, w niebiosa! 
  BLAKS
ukazuje się na ścieżce w głębi

Cienie Hadesu na tę głupią zorzę czerwoną, rozmazaną po niebie, jak rumieniec na pyzatej gębie! W ślepia mnie razi, a gdy się od niej odwrócę — wszystko czarne dokoła!

HAGNE

To Blaks się wlecze... Idzie w tę stronę...

BLAKS

Ho, hop! Królewno!

HAGNE

Czego tam, parobku!

BLAKS
do Psychy:

A! jesteście, dostojna panno! I ta dzierlatka z wami...

HAGNE

Po co tu przyszedłeś?

BLAKS

Nie z własnej ochoty, to pewna! Wysłała mnie Arete, zaniepokojona waszą nieobecnością. To jest — nieobecnością królewny. Mam was zaprowadzić do domu...

PSYCHE

Możesz odejść, sługo. Nie jesteś mi potrzebny...

BLAKS
odchodzi w stronę zarośli, mrucząc:

Możesz odejść!... A Arete wygarbuje mi skórę, żem nie przyprowadził królewny... Wolę tu w krzaku zaczekać, aż skończą swoje pogwarki. Prześpię się chociaż tymczasem.

Układa się w głębi na ziemi pod krzakiem, niespostrzeżony przez kobiety, które sądzą, że odszedł do domu. HAGNE
A jednak może czas i nam, królewno,  
iść już do domu?... Rosa już opada  
i twarz miesiąca wypłynęła blada  
z niknącej zorzy... Czekają nas pewno  
w złotym pałacu twojego rodzica... 
  PSYCHE
Więc pójdziem w blaskach srebrzystych księżyca...  
Patrz, ten ostatni rąbek krwawej zorzy  
lśni pośród drzewin, jakby uśmiech boży,  
przed nadchodzącym snem rzucony światu... 
Tam, gdzie przed chwilą był namiot z szkarłatu,  
teraz się błękit bezdenny rozpina  
i mży gwiazdami... O, słodka godzina!  
O, przenajświętsza godzina przemiany! 
Czy słyszysz, jak się szmer strumienia szklany  
zmienia w głęboki, cichy szept zachwytu? 
Wiatr wstrząsnął szczytem drzew i z drzew tych szczytu  
strącił pieśń jakąś... Czy słyszysz, jak liście  
dźwięczą i szemrzą, szeleszczą srebrzyście  
i wieszczą chwile przedziwne, jedyne? 
  HAGNE
Pójdźmy do domu... 
  PSYCHE
Widzisz, jak się krzewy 
gną wawrzynowe? Rozkoszne powiewy  
przeszły przez senną ciemnych krzów gęstwinę...  
Nie! To krok jakiś! Słyszysz, jak się skrada  
cicho, cichutko... 
  HAGNE
To Noc idzie blada... 
  PSYCHE
Noc bez szelestu płynie — czarna po dniu wdowa...  
Czy słyszysz? — skrzydeł jakichś wielkich wianie —  
i ten szept kwiatów, taki niesłychanie  
słodki, jak jakieś w sercu śnione słowa... 
Czy czujesz dziwną powietrza omdlałość  
i tę gwiazd białych nadzwyczajną białość...?  
Dreszcz przeszedł wszystkie drzewa, wszystkie kwiaty... 
  HAGNE
To Sen nad światem waży się skrzydlaty — 
pójdźmy, królewno! 
  PSYCHE
O, Hagne! O, Hagne! 
Wszak On jest tutaj! On jest tu gdzieś blisko,  
On! Wszechpotężny, święty, nienazwany! 
Wszak to pod jego stopą drży to kwiecie 
i z jego skrzydeł wiew ten idzie lasem,  
co daje drzewom zachwycone głosy  
i do rozkosznych łkań przymusza strumień... 
O, przybądź! Przybądź! Czekam cię! Przybywaj! 
  HAGNE
Królewno! Kogo ty wołasz? Mnie straszno! 
  PSYCHE
Jestem jak strumień, jak te drżące drzewa:  
harfą jedynie, co pieśń wieczną śpiewa,  
kiedy ją palcem tknie twa ręka święta! 
Czekam posłuszna, pod twą dłoń ugięta:  
przybywaj, panie! I połóż swe dłonie  
na strunach, które napięte w mym łonie  
z dawien czekają, byś je zmienił w dźwięki  
jednym dotknięciem czarodziejskiej ręki:  
niczym bez ciebie jestem, cichym listkiem  
na drzewie świata — z tobą będę wszystkiem,  
wichrze! Wioń! 
  HAGNE
Pani! Ja się ciebie boję! 
Królewno moja!... 
 
Wybiega. PSYCHE
Oto jestem sama, 
oto tęsknota moja cię przyzywa:  
przybądź na skrzydłach, jako wichr szerokich,  
o, ty potężny, ty nieznany boże,  
któryś jest — czuję! — jak otchłań, jak morze, 
jak niezgłębione powietrzne przestworze! — 
Weź mię i pochłoń, jako morze sine:  
niechaj utonę w tobie, niechaj zginę, 
boże! Niech będę jeno ust twych tchnieniem, 
echem twej piersi, twoich skrzydeł cieniem, 
o, wielki! Święty! O, boże nieznany! 
Od wieków śniony i oczekiwany! 
 
po chwili:
Przez tę tęsknotę zaklinam cię moją  
i przez te kwiaty, których woń się wzmaga  
i ciężkie, słodkie kadzidła rozlewa  
między rozkosznym szeptem drżące drzewa —  
przez strumień, co mi twoją bliskość wieści,  
od łkań serdecznych zanosząc się w ciszy —  
przez rozmodlonych wiatrów szept namiętny —  
i przez te gwiazdy, błogością pijane  
co sennie patrzą z głębiny błękitu —  
przez serce moje, które drży i pęka  
z nadmiaru szczęścia — Panie! Łaknę płodu,  
jak kwiat! Chcę skrzydeł! — przybądź — niech się stanie! 
 
Na ciemnym tle drzew, poza plecyma19 Psychy ukazuje się w księżycowym obrzasku młodzieńcza, smukła, olbrzymimi opuszczonymi skrzydłami obarczona, boska i promienna postać Erosa i zbliża się z wolna do królewny. PSYCHE
która nie widzi zbliżającego się boga:
Głos mi zamiera i lękiem drży łono:  
jakież to wonie niewymowne wioną?... 
Przedziwna jakaś rozkoszna muzyka 
dźwięcznych mgieł srebrnych dreszczem mnie przenika... 
wszystko mi w oczach ćmi się, drży, wiruje, 
— jesteś tu blisko! Jesteś tutaj! Czuję... —  
gwiazdy dokoła mnie krążą i dźwięczą  
i skrzą się w oczach przesłoniętych tęczą —  
mdleję ze szczęścia, z rozkosznego bólu:  
panie mój! Panie! Mój panie i królu! 
 
Osuwa się w tył i pada w ramiona stojącego już za nią Erosa.
Eros nachyla się nad nią i całuje w usta. Biała, gęsta mgła wstaje z łąki, spowija Erosa i zwieszoną w jego ramionach Psychę i zasłania cały krajobraz. SCENA II
Mgła opada, niebo szarzeje świtem. Pod drzewami ściele się jeszcze gęsty cień, rozświetlony tylko nieco jaśnieniem, które bije od boskiego ciała Erosa.
Blaks w krzakach ukryty śpi. —
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 ... 17
Idź do strony:

Darmowe książki «Eros i Psyche - Jerzy Żuławski (biblioteki internetowe txt) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz