Darmowe ebooki » Dramat szekspirowski » Romeo i Julia - William Shakespeare (Szekspir) (jak czytać książki w internecie TXT) 📖

Czytasz książkę online - «Romeo i Julia - William Shakespeare (Szekspir) (jak czytać książki w internecie TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 William Shakespeare (Szekspir)



1 ... 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15
Idź do strony:
class="stanza">
Że mimo swoich niecnot jeszcze żyje. 
  JULIA
Że go nie mogę dosiąc tym ramieniem, 
Rada bym sama móc się na nim zemścić. 
  PANI KAPULET
Dozna on zemsty; nie troszcz się i nie płacz, 
Zlecę ja pewnej osobie w Mantui, 
Gdzie ten wygnany renegat się schronił, 
Dać mu traktament142 tak zniewalający, 
Że wnet pospieszy za Tybaltem.Wtedy 
Będziesz, spodziewam się, zaspokojona. 
  JULIA
Nie zaspokoi mnie Romeo nigdy, 
Dopóki tylko żyć będzie; tak silnie 
Boleść po krewnym rozjątrza mi serce. 
O pani, jeśli tylko znajdziesz kogo, 
Co się podejmie podać mu truciznę, 
Ja ją przyrządzę, by po jej wypiciu 
Romeo zasnąć mógł jak najspokojniej. 
Jakże mię korci słyszeć jego imię 
I nie móc zaraz dostać się do niego, 
By przywiązaniu memu do Tybalta 
Dać odwet na tym, co go zamordował. 
  PANI KAPULET
Znajdź ty sposoby, ja znajdę człowieka, 
Teraz–że mam ci udzielić, dziewczyno, 
Wesołych nowin. 
  JULIA
Wesołe nowiny 
Pożądanymi są w tak smutnych czasach. 
Jakaż tych nowin treść, kochana matko? 
  PANI KAPULET
Masz troskliwego ojca, moje dziecię; 
On to, ażeby smutek twój rozproszyć, 
Umyślił i wyznaczył dzień na radość 
Tak dla cię, jak i dla mnie niespodzianą. 
  JULIA
Cóż to za radość, matko? mogęż143 wiedzieć? 
  PANI KAPULET
Ta, a nie inna, że w ten czwartek z rana 
Piękny, szlachetny, młody hrabia Parys 
Ma cię uczynić szczęśliwą małżonką 
W Świętego Piotra kościele. 
  JULIA
Na kościół   
Świętego Piotra i Piotra samego! 
Nigdy on, nigdy tego nie uczyni! 
Zdumiewa mię ten pośpiech. Mam iść za mąż, 
Nim ten, co moim ma być mężem, zaczął 
Starać się o mnie, nim mi się dał poznać? 
Proszę cię, matko, powiedz memu ojcu, 
Że jeszcze nie chcę iść za mąż, a gdybym 
Koniecznie miała iść, to bym wolała 
Pójść za Romea, który, jak wiesz dobrze, 
Jest mi z całego serca nienawistny, 
Niż za Parysa. Ha! to mi nowina! 
 
Wchodzi Kapulet i Marta. PANI KAPULET
Oto twój ojciec, powiedz mu to sama; 
Zobaczym, jak on przyjmie twą odpowiedź. 
  KAPULET
Kiedy dzień kona, niebo spuszcza rosę; 
Ale po skonie naszego krewnego 
Pada ulewny deszcz. Cóż to, dziewczyno? 
Czy jesteś cebrem? Ciągle jeszcze we łzach? 
Ciągłe wezbranie? W małej swej istocie 
Przedstawiasz obraz łodzi, morza, wiatru: 
Bo twoje oczy, jakby morze, ciągle 
Falują łzami: biedne twoje ciało 
Jak łódź żegluje po tych słonych falach. 
Wiatrem na koniec są westchnienia twoje, 
Które ze łzami walcząc, a łzy z nimi, 
Jeżeli nagła nie nastąpi cisza, 
Strzaskają twoją łódkę. I cóż, żono? 
Czyś jej zamiary nasze objawiła? 
  PANI KAPULET
Tak, ale nie chce i dziękuje za nie, 
Bodajby była z grobem zaślubiona! 
  KAPULET
Co? Jak to? Nie chce? Nie chce? Nie chce, mówisz? 
Nie jest nam wdzięczna? Nie pyszni się z tego? 
Nie poczytuje sobie za szczyt szczęścia, 
Niegodna, żeśmy jej najgodniejszego 
Z werońskich chłopców wybrali na męża? 
  JULIA
Nie pysznam z tego, alem wdzięczna za to 
Pyszna, zaiste, nie mogę być z tego, 
Co nienawidzę; lecz wdzięczna być winnam 
I za nienawiść w postaci miłości. 
  KAPULET
Cóż to znów? cóż to? Logika w spódnicy! 
Pysznam i wdzięcznam, i zasię nie wdzięcznam, 
Jednak nie pysznam! Słuchaj, świdrzygłówko144, 
Nie dziękuj wdzięcznie ni się pyszń z niepyszna, 
Lecz zbierz swe sprytne klepki na ten czwartek, 
By pójść z Parysem do Świętego Piotra, 
Albo cię każę zawlec tam na smyczy. 
Rozumiesz? ty blednico145, ty tłumoku; 
Lalko łojowa146! 
  PANI KAPULET
Wstydź się! czyś oszalał? 
  JULIA
Błagam cię, ojcze, na klęczkach cię błagam, 
Pozwól powiedzieć sobie tylko słowo. 
  KAPULET
Precz, wszetecznico! dziewko nieposłuszna! 
Ja ci powiadam: gotuj się w ten czwartek 
Iść do kościoła lub nigdy, przenigdy 
Na oczy mi się więcej nie pokazuj. 
Nic nie mów ani piśnij, ani trunij: 
Palce mię świerzbią. Myśleliśmy, żono, 
Że nas za skąpo Bóg pobłogosławił 
Dając nam jedno dziecko; teraz widzę, 
Że i to jedno jest jednym za wiele 
I że w niej mamy bicz boży. Precz, plucho147! 
Cyganko148 jakaś! 
  MARTA
Błogosław jej Boże! 
Jegomość grzeszy, tak fukając na nią. 
  KAPULET
Doprawdy! Czy tak sądzi wasza mądrość? 
Idź–że pytlować gębą z kumoszkami. 
  MARTA
Nie mówię bluźnierstw. 
  KAPULET
Terefere kuku! 
  MARTA
Czyż mówić zbrodnia? 
  KAPULET
Milcz, stara trajkotko! 
Schowaj swój rozum na babskie sejmiki. 
Tu niepotrzebny. 
  PANI KAPULET
Za gorący jesteś. 
  KAPULET
Na miłość boską, to trzeba oszaleć! 
W dzień, w noc, wieczorem, rano, w domu, w mieście, 
Sam, w towarzystwie, we śnie i na jawie 
Ciągle i ciągle ot, rozmyślam tylko 
O jej zamęściu; i teraz, gdym znalazł 
Dlań oblubieńca książęcego rodu, 
Pana rozległych majątków, młodego, 
Ukształconego, uposażonego 
Dokolusieńka, jak mówią, w przymioty, 
Jakich się może od mężczyzny żądać; 
Trzeba, ażeby mi jedna smarkata, 
Mazgajowata gęś odpowiedziała: 
Nie chcę iść za mąż, nie mogę pokochać, 
Jestem za młoda, wybaczcie mi, proszę. 
Nie chcesz iść za mąż? a to nie idź, zgoda, 
Ale mi nie właź w oczy; żeruj sobie, 
Gdzie tylko zechcesz, byle nie w mym domu. 
Zważ to, pamiętaj, nie zwykłym żartować. 
Czwartek za pasem; przyłóż dłoń do serca; 
Namyśl się dobrze; będziesz–li powolna149, 
Znajdziesz dobrego we mnie przyjaciela, 
A nie, to marniej, żebrz, jęcz, mrzej pod płotem; 
Bo jak Bóg w niebie, nigdy cię nie uznam 
Za moje dziecko i z mojego mienia 
Nawet źdźbło nigdy ci się nie oberwie. 
Możesz się na to spuścić, jestem słowny. 
 
wychodzi JULIA
Nie masz litości w niebie, która widzi 
Całą głębokość mojego cierpienia? 
Ty mię przynajmniej nie odpychaj, matko! 
Zwlecz to małżeństwo na miesiąc, na tydzień 
Albo mi pościel oblubieńcze łoże 
W tymże grobowcu, w którym Tybalt leży. 
  PANI KAPULET
Nie mów nic do mnie, nic ci nie odpowiem; 
Rób, co chcesz, wszystko mi to obojętne. 
 
wychodzi JULIA
O Boże! O ty, moja karmicielko! 
Poradź mi, powiedz, jak temu zaradzić? 
Mój mąż na ziemi, moja wiara w niebie; 
Jakżeż ta wiara ma na ziemię wrócić, 
Nim mój mąż sam mi ją powróci z nieba 
Po opuszczeniu ziemi? Daj mi radę. 
Niestety! Że też nieba mogą nękać 
Tak mdłą istotę jak ja! Nic nie mówisz? 
Nie masz–że żadnej pociechy, żadnego 
Na to lekarstwa? 
  MARTA
Mam–ci, a to takie: 
Romeo na wygnaniu i o wszystko 
Można iść w zakład, że cię już nie przyjdzie 
Nagabać więcej, chybaby ukradkiem. 
Ponieważ tedy rzecz tak stoi, sądzę, 
Że nic lepszego nie masz do zrobienia 
Jak pójść za hrabię. Dalipan, to wcale, 
Co się nazywa, przystojny mężczyzna. 
Romeo kołek przy nim; orzeł, pani, 
Nie ma tak pięknych, żywych, bystrych oczu 
Jak Parys. Nazwij mię hetką-pętelką, 
Jeśli nie będziesz z kretesem szczęśliwa 
W tym nowym stadle, bo ono jest stokroć 
Lepsze niż pierwsze; a choćby nie było, 
To i tak tamten pierwszy już nie żyje; 
Tak jakby nie żył; przynajmniej dla ciebie, 
Skoro, choć żyje, nie masz zeń pożytku. 
  JULIA
Czy z serca mówisz? 
  MARTA
Ba, i z duszy całej! 
Jeśli nie z serca i nie z duszy, to je 
Przeklnij oboje. 
  JULIA
Amen! 
  MARTA
Na co amen?  
  JULIA
Bardzoś mi przez to dodała otuchy, 
Idź–że i powiedz teraz mojej matce, 
Że, naraziwszy się na gniew rodzica, 
Poszłam do celi ojca Laurentego 
Odprawić spowiedź i wziąć rozgrzeszenie. 
  MARTA
O, idę! to mi pięknie i roztropnie. 
 
wychodzi JULIA
Stara niecnoto! Zdradziecki szatanie! 
Cóż jest niegodniej, cóż jest większym grzechem: 
Czy tak mię kusić do krzywoprzysięstwa? 
Czy lżyć małżonka mego tymiż usty, 
Którymi tyle razy go pod niebo 
Wznosiłaś chwaląc? Precz, uwodzicielko! 
Serce me odtąd zamknięte dla ciebie. 
Pójdę poprosić ojca Laurentego, 
By mi dał radę, a jeśli żadnego 
Na tę przeciwność nie będzie sposobu, 
Znajdę moc w sobie wstąpienia do grobu. 
 
wychodzi
AKT CZWARTY SCENA PIERWSZA
Cela Ojca Laurentego. Ojciec Laurenty i Parys. OJCIEC LAURENTY
W ten czwartek zatem? To bardzo pośpiesznie. 
  PARYS
Mój teść, Kapulet, życzy sobie tego; 
A ja powodu nie mam, by odwlekać. 
  OJCIEC LAURENTY
Nie znasz pan, mówisz, uczuć swojej przyszłej; 
Krzywa to droga, ja takich nie lubię. 
  PARYS
Bez miary płacze nad śmiercią Tybalta, 
Małom jej przeto mówił150 o miłości, 
Bo Wenus w domu łez się nie uśmiecha. 
Ojciec jej, mając to za niebezpieczne, 
Że się tak bardzo poddaje żalowi, 
W mądrości swojej przyśpiesza nasz związek, 
By zatamować źródło tych łez, które 
W odosobnieniu cieką za obficie. 
A w towarzystwie prędzej mogą ustać. 
Znasz teraz, ojcze, powód tej nagłości. 
  OJCIEC LAURENTY
na stronie
Obym mógł nie znać powodów do zwłoki! 
 
głośno
Patrz, hrabio, oto twa przyszła nadchodzi. 
 
Wchodzi Julia. PARYS
Szczęsny traf dla mnie, piękna przyszła żono! 
  JULIA
Być może, przyszłość jest nieodgadniona. 
  PARYS
To „może” ma być już w ten czwartek z rana. 
  JULIA
Co ma być, będzie. 
  OJCIEC LAURENTY
Prawda to zbyt znana. 
  PARYS
Przyszłaś się, pani, spowiadać przed ojcem? 
  JULIA
Mówiąc to, panu bym się spowiadała. 
  PARYS
Nie zaprzecz przed nim, pani, że mię kochasz. 
  JULIA
Że jego kocham, to wyznam i panu. 
  PARYS
Wyznasz mi także, tuszę, że mnie kochasz. 
  JULIA
Gdyby tak było, większą by to miało 
Wartość wyznane z daleka niż w oczy. 
  PARYS
Biedna! łzy bardzo twarz twą oszpeciły. 
  JULIA
Niewielkie przez to odniosły zwycięstwo; 
Dosyć już była uboga przed nimi. 
  PARYS
Tym słowem bardziej ją krzywdzisz niż łzami. 
  JULIA
Nie jest to krzywda, panie, ale prawda, 
I w oczy sobie ją mówię. 
  PARYS
Twarz twoja 
Do mnie należy, a ty jej uwłaczasz. 
  JULIA
Nie przeczę; moja bowiem była inna. 
Masz–li czas teraz, mój ojcze duchowny, 
Czyli też mam przyjść wieczór po nieszporach? 
  OJCIEC LAURENTY
Nie brak mi teraz czasu, smętne dziecię. 
Racz, panie hrabio, zostawić nas samych. 
  PARYS
Niech mię Bóg broni świętym obowiązkom 
Stać na przeszkodzie! Julio, w czwartek z rana 
Przyjdę cię zbudzić. Bądź zdrowa tymczasem 
I przyjm pobożne to pocałowanie. 
 
wychodzi JULIA
O! zamknij, ojcze, drzwi; a jak je zamkniesz, 
Przyjdź płakać ze mną. Nie ma już nadziei! 
Nie ma ratunku! Nie ma ocalenia! 
  OJCIEC LAURENTY
Ach, Julio! Znam twą boleść; mnie samego 
Nabawia ona prawie odurzenia, 
Słyszałem, i nic tego nie odwlecze, 
Że w przyszły czwartek wziąć masz ślub z tym hrabią 
  JULIA
Nie mów mi, ojcze, że o tym słyszałeś; 
Chyba, że powiesz, jak tego uniknąć, 
Jeżeli w swojej mądrości nie znajdziesz 
Żadnego na to środka, to przynajmniej 
Postanowienie moje nazwij mądrym, 
A w tym sztylecie zaraz znajdę środek. 
Bóg złączył moje i Romea ręce, 
Ty nasze dłonie; i nim ta dłoń, świętą 
Pieczęcią twoją z Romeem spojona, 
Inny akt stwierdzi, nim to wierne serce 
W zdradzieckim buncie odda się innemu, 
To ostrze zada śmierć sercu i dłoni. 
Daj mi więc jaką radę, zaczerpniętą 
Z długoletniego doświadczenia twego, 
Albo bądź świadkiem, jak ten nóż rozstrzygnie 
Sprawę pomiędzy mną a moim losem, 
Wnet zaradzając temu, czego ani 
Wiek, ani rozum nie mógł doprowadzić 
Do rozwiązania zgodnego z honorem. 
Mów prędko; pilno mi wstąpić do grobu, 
Jeśli mi powiesz, że nie ma sposobu. 
  OJCIEC LAURENTY
Stój, córko! Mam ja w myśli pewien środek, 
Wymagający równie rozpaczliwej 
Determinacji, jak jest rozpaczliwe 
To, czemu chcemy zapobiec. Jeżeli, 
Dla uniknięcia małżeństwa z Parysem, 
Masz siłę woli odjąć sobie życie, 
To się odważysz snadź na coś takiego, 
Co będąc tylko podobnym do śmierci 
Uwolni cię od hańby, jakiej chciałaś 
Ujść przez zadanie jej sobie naprawdę. 
Masz–li odwagę, toć wskażę ten środek. 
  JULIA
O! każ mi, zamiast być żoną Parysa, 
Skoczyć ze szczytu wieży; w rozbójniczych 
Gościć jaskiniach, w legowiskach wężów, 
Zamknij mię w jedną klatkę z niedźwiedziami 
Albo mię wepchnij nocą do kostnicy, 
Zewsząd pokrytej szczątkami szkieletów, 
Poczerniałymi kośćmi i czaszkami, 
Każ mi wejść żywcem w grób świeżo
1 ... 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15
Idź do strony:

Darmowe książki «Romeo i Julia - William Shakespeare (Szekspir) (jak czytać książki w internecie TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz