Darmowe ebooki » Dramat antyczny » Prometeusz skowany - Ajschylos (darmowa biblioteka internetowa txt) 📖

Czytasz książkę online - «Prometeusz skowany - Ajschylos (darmowa biblioteka internetowa txt) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Ajschylos



1 2 3 4 5 6 7 8
Idź do strony:
Ajschylos Prometeusz skowany

 

tłum. Jan Kasprowicz

Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, jest dostępna on-line na stronie wolnelektury.pl.

Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Nowoczesna Polska.

ISBN 978-83-288-5471-0

Prometeusz skowany Strona tytułowa Spis treści Początek utworu PROLOG SCENA 1 SCENA 2 PARODOS EPEISODION 1 SCENA 1 SCENA 2 STASIMON 1 EPEISODION 2 STASIMON 2 EPEISODION 3 STASIMON 3 EXODOS SCENA 1 SCENA 2 Przypisy Wesprzyj Wolne Lektury Strona redakcyjna
Prometeusz skowany1
OSOBY DRAMATU: Kratos i Bia Hefajstos Prometeusz Chór Okeanid Okeanos Io, córka Inachosa Hermes
Przyjaciele Wolnych Lektur otrzymują dostęp do prapremier wcześniej niż inni. Zadeklaruj stałą wpłatę i dołącz do Towarzystwa Przyjaciół Wolnych Lektur: wolnelektury.pl/towarzystwo/
PROLOG SCENA 1
Kratos i Bia, Hefajstos, (Prometeusz).
Spadziste góry w Scytii, przerwane doliną. W dolinie sterczy skała. W oddali szumi morze. Kratos (Gwałt) i Bia (Przemoc) pojawiają się, wlokąc olbrzymiego Prometeusza. Towarzyszy im Hefajstos z narzędziami do przykucia Prometeusza do skały. KRATOS
I oto stanęliśmy na okrajach2 ziemi, 
Pomiędzy skityjskiego brzegu3 bezludnemi 
Skałami. Hefajstosie! Niech twój umysł zważa 
Na rozkaz, dan od ojca4, byś tego zbrodniarza, 
W żelazne, niezerwalne wziąwszy go kajdany, 
Co tchu do tej opoki przykował krzesanej. 
Albowiem płomień ognia, twoją chwałę drogą5, 
Ukradłszy, dał go ludziom... Winien ci jest bogom  
Pokutę6: niech ma karę za swój czyn zbrodniczy, 
Z Zeusa niech się władzą nieuchronną liczy 
I zrzeknie się miłości, którą ma dla człeka. 
  HEFAJSTOS
Kratosie i ty, Bio7! Żadne z was nie zwleka 
Wypełnić woli Boga, lecz mnie brak odwagi, 
Ażebym mógł przemocą do tej turni nagiej, 
Na wichrów tych igrzysko, krewne przybić plemię8. 
Lecz muszę to uczynić, ciężkie bowiem brzemię 
Na barki swoje ściąga, kto się, nieposłuszny, 
Sprzeciwia woli Ojca. O ty, wielkoduszny 
Temidy9 prawej synu, patrzaj, co się święci; 
Z niechęcią mam cię dzisiaj, na przekór twej chęci 
Skutego w te spiżowe, niezłomne łańcuchy, 
Do skał odludnych przybić, w tej pustyni głuchej, 
Gdzie głosu nie dosłyszysz, nie ujrzysz postaci  
Człowieczej! Za to ciało twoje kwiat swój straci 
W niesytym ogniu dziennym; noc się utęskniona 
Pojawi, zgasi żar ten, a potem znów skona 
Poranny chłód pod tchnieniem miłosnego słońca: 
I tak cię twa niedola żreć będzie bez końca, 
Bo ten, co by cię zbawił, dotąd niepoczęty! 
Za miłość swą do ludzi takie zbierasz sprzęty10! 
Sam bóg, wbrew woli bogów w ponadmiar wysokiej 
Dla człeka żyłeś części, przeto tej opoki 
Strzec będziesz beznadziejnej, wyprężon, kolana 
Nie mogąc zgiąć; pierś twoja, snem nieuciszana, 
Jękami nie rozwieje zaciekłości Boga. 
Tak! Każda nowa władza twarda jest i sroga11. 
  KRATOS
Przecz12 zwlekasz, przecz w daremnym zawodzisz mi słowie? 
Czyż bogiem, którym inni wzgardzili bogowie, 
Nie gardzisz, chociaż skarb twój ludzkiej wydał rzeszy? 
  HEFAJSTOS
Zbyt silnym jest krwi związek i wspólność pieleszy. 
  KRATOS
Rozumiem, lecz czyż myśl cię nie ogarnia trwożna, 
Iż słowa rodzicielskie tak podeptać można? 
  HEFAJSTOS
Zbyt twardy byłeś zawsze i nazbyt zuchwały. 
  KRATOS
Daremnie łzy tu ronić. Na cóż się przydały  
Twe trudy, gdy z nich żadna korzyść nie wyrosła? 
  HEFAJSTOS
O jakiż wstręt uczuwam do swego rzemiosła! 
  KRATOS
Nie! Po co masz złorzeczyć? Niech cię to nie boli, 
Nie twoja przecież sztuka winna jego doli. 
  HEFAJSTOS
A jednak przecz13 kto inny nie ma mej sprawności? 
  KRATOS
Prócz w rządach nad bogami, trud we wszystkim gości, 
I tylko Zeus jest wolny, zresztą nikt na świecie. 
  HEFAJSTOS
Nie myślę się sprzeciwiać, wiem ja o tym przecie. 
  KRATOS
Więc pęta mu zarzucić przecz14 się dłoń twa wzbrania?  
Ma Ojciec15 nasz być świadom twojego wahania? 
  HEFAJSTOS
Wszak widzisz, że pod ręką łańcuch mam gotowy. 
  KRATOS
Nie zwlekaj, skuj mu ręce w żelazne okowy, 
Do ściany przybij skalnej, nie żałując młota. 
  HEFAJSTOS
Zabieram się do dzieła, wraz pójdzie robota.  
  KRATOS
Wal silniej, nie ustawaj, zacieśnij kajdany,  
Bo może się wywinąć z ogniw lis ten szczwany. 
  HEFAJSTOS
Przybite jedno ramię, uwięzione do cna.  
  KRATOS
I drugie niech przykuje twoja ręka mocna, 
Ażeby się przekonał, iż Zeus jest chytrzejszy.  
  HEFAJSTOS
Prócz niego, nikt mi za to sławy nie umniejszy.  
  KRATOS
A teraz żelaznego klinu straszne ostrze  
Niech, piersi mu przeszywszy, na głaz go rozpostrze.  
  HEFAJSTOS
O biada! Prometeju! Twa boleść mnie wzrusza! 
  KRATOS
Co? Jęczeć masz odwagę nad wrogiem Zeusza?  
Bodajbyś tak nie płakał nad swą dolą własną! 
  HEFAJSTOS
A tobie, gdy to widzisz, czyż oczy nie gasną? 
  KRATOS
Ja widzę, że nań kara spadła sprawiedliwa. 
Hej! Jeszcze jego boki zawrzyj w swe ogniwa! 
  HEFAJSTOS
Uczynić wszak to muszę! Po cóż te rozkazy? 
  KRATOS
Tak! Będę rozkazywał, krzyczał po sto razy! 
Zejdź na dół i potężnie skrępuj mu i uda. 
  HEFAJSTOS
Dokonam tego łatwo, nie żadne to cuda. 
  KRATOS
A teraz gwoździe kajdan silnie wbić mu trzeba:  
Pamiętaj: twardy na cię patrzy sędzia z nieba. 
  HEFAJSTOS
Twój język jakżeż twojej dorównał postaci! 
  KRATOS
Pozostań niewieściuchem! Lecz się nie opłaci  
Przyganiać mojej złości i mojej tężyźnie. 
  HEFAJSTOS
Uchodźmy! Z tych on więzów już się nie wyśliźnie. 
 
Hefajstos odchodzi. KRATOS
zwrócony do Prometeusza
A ty się tu przechwalaj! Własność kradnij bożą 
Dla tworów, co się tylko na dzień jeden mnożą!  
Czyż zwolnią cię śmiertelni z tych pęt? Niech odpowie  
Twój przemysł16! Przemyślnikiem zwali cię bogowie —  
Fałszywie! Baczże17 teraz, by przez twe przemysły  
Żelazne się łańcuchy na tobie rozprysły. 
 
Kratos i Bia odchodzą. SCENA 2 PROMETEUSZ
sam
Skrzydlatych wiatrów pełne niebieskie przestworza, 
Potoków wy źródliska i ty, falo morza  
Rytmiczna, i ty, ziemio, wszystkich nas rodzico, 
I ty, wszechwidzącego słońca krągłe lico,  
Spojrzyjcie, jakie znoszę, bóg, od bogów znoje! 
Na trudy popatrzcie się moje, 
Na srom18, którego ciężar na mych barkach legł 
Po nieskończony wiek! 
Takimi więzy19 chce mnie dzisiaj zmóc 
Ten nieśmiertelnych hufców młody wódz20. 
Nie tylko czas dzisiejszy pogrąża mnie w łzach, 
Lecz także dni,
1 2 3 4 5 6 7 8
Idź do strony:

Darmowe książki «Prometeusz skowany - Ajschylos (darmowa biblioteka internetowa txt) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz