Darmowe ebooki » Tragedia » Noc listopadowa - Stanisław Wyspiański (biblioteka cyfrowa za darmo TXT) 📖

Czytasz książkę online - «Noc listopadowa - Stanisław Wyspiański (biblioteka cyfrowa za darmo TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Stanisław Wyspiański



1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 ... 16
Idź do strony:
przykręć to wezgłowie, 
które podadzą służebnice, 
gdy legnę w jego łożnice. 
Jakoż uchylę moich losów? 
Orkusa miłość jak oddalę? 
Ja Orkusowi ślubowana, 
czarem miłości zniewolona; 
oto się już tajemnie palę 
i oto już tajemnie płonę, 
bym jego uznała pana 
a on przytulił mnie żonę. 
  DEMETER
O córo, żegnaj ukochana; 
matczyne serce pogardzone; 
już mnie nie trefić109 twoich włosów, 
ostatni raz twe plotłam kosy; 
już mnie nie stroić tobie szatki, 
już idziesz precz od matki; 
jeno mi dziwno, że twarz płonie, 
że twoja twarz w rumieńcach; 
tyżeś się stała rozkochana, 
żeś w ślubnych wyszła wieńcach? 
  KORA
O matko, wstydem przed cię płonę 
a żar me piersi pali —  
żeście mi poznać miłość dali; 
wszakżeż wiedziecie mnie dziś żonę, 
więc się ten płomień w licach trwali; 
przetom spłoniona i rumiana, 
żem matko, mocno zakochana 
i tobie wyznać muszę. 
  DEMETER
Jakoż te więzy twoje skruszę? 
  KORA
O, nie sąć one nieznośliwe. 
  DEMETER
Teć więzy ciebie mi odbiorą. 
  KORA
O matko — letnią wrócę porą. 
  DEMETER
Do lata, wiosny czekać długo. 
  KORA
Muszę do czasu tam być sługą 
i muszę jemu żoną. 
  DEMETER
Pierwej-że z matką twą rodzoną 
być tobie wolną i dziewiczą, 
niż tam w podziemiu niewolniczą. 
  KORA
O matko, przedsięś przepomniała110: 
w ogniach miłości stoję cała —  
czas, bym odeszła już. 
Żegnaj mi — żegnaj matko dziecię; 
z wiosną mnie drugą znów ujrzycie. 
Odchodzę precz w kraj snów. 
  DEMETER
Odchodzisz w ciemnie wichrów, burz; 
nie zaznasz słońca już... 
  KORA
Za drugą wiosną wrócę znów. 
 
Tu przystanęła zapłoniona, 
Z objęć się matki uchyli; 
przejrzysta kryje ją zasłona, 
a w zadumanej jej postawie 
widać, że łzami mówi prawie; 
a z ócz i czoła to zgadywać, 
że jakąś tajemnicę sili, 
którą kazano jej ukrywać. 
Łzy te, co jej do ócz się cisną, 
dziwnym weselnym blaskiem błysną. 
Na ustach palec położyła 
i tak do matki swej mówiła: 
 
Pamiętasz, matko, jako lecie 
ustroiłam się w żywe kwiecie 
i biegłam do cię w śpiewie, z pola...? 
  DEMETER
Spominasz darmo dzień wesoły 
na dniu, gdy obie płaczem społy, 
że nieodmienna tobie dola, 
że giniesz dla mnie, twej macierze, 
gdy cię za żonę Orkus bierze 
i za Styg111 wiedzie, ku otchłani, 
gdzie będziesz włada i pani. 
  KORA
O matko, Hymen112 mnie powiedzie 
w orszaku sług na przedzie; 
pochodnię smolną spali jasną. 
Sługom na czoła wieńce włoży 
i śpiew zanuci pochodowy, 
jako mam zacząć żywot inny, 
zasiadłszy tron królowy. 
  DEMETER
O córko, rzucasz matkę własną; 
w pochodniach, które dla cię płoną, 
żywoty onych gasną. 
  KORA
Z wiosną, gdy pierwsze lody spłyną, 
gdy pierwsze wichry powioną, 
wrócę i żywot zacznę nowy. 
  DEMETER
Rzucasz mnie — to ostatnie chwile, 
jako na ciebie patrzą żywą — ?! 
  KORA
Ja, matko,będę tam szczęśliwą. 
  DEMETER
A przedsię113 droga to cmentarna. 
  KORA
Tajemnic tobie część uchylę: 
Nie jestem ci ja matko ubogą; 
bogate podziemu śpichlerze: 
z każdego owocu się bierze 
nasienie i skrzętnie kryje; 
tam przechowują się ziarna 
a jak je przyniosę na świat, 
to każde kwiatem odmyje 
i owoców urodzi mnogo. 
  DEMETER
Patrz! Wszystkie pędy pomarnieją, 
gdy nocą wichry powieją; 
patrz, oto martwy konar drzew. 
  KORA
Pamiętaj, matko, wczesny siew. 
Spieszno mi odejść, spieszno tam, 
gdzie stróżką ziarn być mam 
i zgarnąć wszystek płód. 
Rzeczy tajemne tam się dzieją; 
nie mogą się beze mnie stać. 
  DEMETER
Opuszczasz mnie, mnie twoją mać —  
do serca podszedł chłód; 
już idziesz, biegniesz, spieszysz... 
Marnieją moje letnie chudoby114; 
o bezlitośna, ty się cieszysz, 
a mnie ostawiasz groby. 
  KORA
Z tajemnic moich, matko, znaj: 
Jest inny tamten kraj, 
kędy są wiecznotrwałe siły; 
z tych coraz nowy rośnie pęd 
i wzejdą i będą rodziły. 
Tam wszelki żywot ma swój byt 
i czeka, aż dlań błyśnie świt 
i czeka, aż dlań przyjdzie czas: 
zajaśnieć pełnią kras. 
  DEMETER
A te zwarzone, kędyż legną; 
im-że w barłogu zimnym gnić...? 
  KORA
Umierać musi, co ma żyć... 
  DEMETER
Ty na śmierć wiedziesz twe służebne! 
Poznaję miłość twą przeklętą 
i moc i słowa twe wróżebne. 
  KORA
My oto, matko, zmartwychwstaniem 
na wielkie siewu święto. 
  DEMETER
Już palą dla cię pochodnie!! 
 
Wchodzi Hymen i jego orszak z pochodniami i muzyką i otaczają Korę. KORA
Z tajemnic moich, matko wiedz: 
Gdy wszystko żywe musi lec 
pod ręką, która znaczy kres; 
śmierć tych użyźnia nowe pędy 
i życie nowe sieje wszędy. 
Więc smutna, matko, tym rozstaniem, 
ale weselna tajemnicą, 
szaty przyoblekłam godnie. — 
Poniechaj żalu, niechaj łez. 
  DEMETER
Obłędna, stamtąd nikt nie wraca; 
Przysięgą zguby więzisz duszę. 
  KORA
Gdy więzy śmierci skruszę 
i zieleń pędów nowych rzucę 
na niwy, łęgi115, na zagony —  
o matko, Bogów godna praca! — 
sposobić każ lemiesze, brony... 
  DEMETER
Śmierć biorąc żywa, spełniasz zbrodnię! 
  KORA
stała się poważna
Zaś w nieśmiertelnych wieńcu wrócę. 
  MUZYKA
weselna zaczyna grać. DEMETER
Noc cię uwodzi w wieczność ciemną! 
  KORA
stała się rozkazująca
Pochodnie święte nieść przede mną!! 
Przede mną weselne pochodnie!!!! 
 
Orszak muzyką weselną otacza Korę i uprowadza
do podziemu DEMETER
przepada na ogrodzie 1 PODCHORĄŻY
wbiega nagle
Piotr nas Wysocki śle. 
Sam idzie. 
  GOSZCZYŃSKI
Gdzie? 
  1 PODCHORĄŻY
We mgle. 
Ku koszarom kawalerii na bój. 
Chce ich dopaść uśpionych co tchu. 
Gdzie twoi? 
  GOSZCZYŃSKI
Czekają tu. 
  PODCHORĄŻY
To wszyscy? 
  GOSZCZYŃSKI
Tylu wystarczy. 
  PODCHORĄŻY
A reszta? 
  GOSZCZYŃSKI
Czekać daremno. 
  PODCHORĄŻY
Ja drogę wam wskażę do domu. 
  2 PODCHORĄŻY
nadbiega 1 PODCHORĄŻY
Wysocki przydzielił nas dwóch. 
My znamy przejścia pałacu. 
Strzec bacznie wszystkich wyjść, 
by książę sam po kryjomu 
nie uciekł. 
  GOSZCZYŃSKI
Patrzaj, drga we wichrze liść 
i drzewa grają szumem. 
A przyniosłeś naboje, ładunki? 
  2 PODCHORĄŻY
W tej puszce — rozdzielcie, bierz. 
  GOSZCZYŃSKI
Więc Wysocki dobędzie koszary? 
  1 PODCHORĄŻY
By ino116 wpadł znienacka do leż. 
  NABIELAK
Gotowi?  
  GOSZCZYŃSKI
Gotowi. 
  1 PODCHORĄŻY
Za mną! 
 
pada strzał w pobliżu GOSZCZYŃSKI
Słychać strzał! 
  2 PODCHORĄŻY
To Wysocki już wyszedł z ogrodu. 
Wystrzałem sygnał wam dał. 
  GOSZCZYŃSKI
A pokłońmy się białemu królowi... 
  2 PODCHORĄŻY
Gotowi?! 
  NABIELAK
Gotowi! 
  CHÓR
Gotowi! 
 
wybiegają. DEMETER
wchodzi
Gdzieżeś córo, co byłaś mi ptakiem, 
radosnym letnim śpiewakiem — ? 
Zda mi się jeszcze płacz twój słyszę 
i słuchem gonię w głuchą ciszę 
i zapłakana żalem dzwonię 
i w skardze słucham własnych jęków, 
jakoby twoich córko lęków. 
A tyżeś może tam wesoła — ? 
Płoniesz Hymenu płomieniami — ? 
Cóż będzie córo z mymi dniami? 
Cóż będzie z długą ciemną nocą 
dla mnie, gdy cale światłem ninie117 
oczy twe dla mnie nie migocą 
i jeden dzień za drugim spłynie 
i noc za nocą spadnie 
a ciebie przy mnie nie będzie — ? 
Tyżeś już zaszła w te otchłanie, 
gdzie Orkus straszny władnie, 
skąd moc cię moja nie dobędzie — ? 
 
nawołująco

Hekate118, córko Tytana Taurydy; światłonośna niewiasto, dzierżąca pochodni dwoje — zjaw się ty, czujna wszelkim skargom i żalom; ty, co obecna jesteś, gdy matki rodzą; ty, co samotnych strzeżesz pustkowi i drogom rozstajnym stróżujesz. Zjaw się!

spod ziemi wychodzi: HEKATE
pochodni dwoje dzierży w ręku

Oto stoję!

DEMETER

Córkę mi wydarto, porwano i uwięziono; straciłam ją sprzed oczu, pięknolicą i młodzieńczą. Gdzie jest, gdzie zanikła, zatraciłam pamięć i nie wiem i przeto ciebie wzywam, leć, goń, szukaj; o ty, która odgadujesz tajemnice bogów i ludzi przywodzisz do utraty rozumu i do szału, leć ty i świeć dwojgiem świateł głowni płonących i odnaleź córką moją najmilszą.

oddala się w ogród HEKATE

Do mnie, Eumenidy119 lotne; wy, które zamieszkujecie Tartaru120 rozległe pustkowia skalne. Dalej! Wy, kroczące w mroku i chmurą otoczone ciemną.

Przybądźcie! Krzywda się stała!

EUMENIDY
wychodzą spod ziemi HEKATE

Wy, wylęgłe z kropel krwi, padłych na ziemią czarną; ze krwi mordowanego zrodzone a przeto krwawymi łzami płaczące.

Porwano oto pełne życie 
w pełni świeżości kras 
i uwiedziono w noc i grób 
i uwiedziono na rozdroża i łęgi zapadłe. 
Patrzajcie, krzywda się stała: 
Oto wszystko widzicie umarłe, 
powiędłe i zgasłe i zbladłe; 
ziemia się stała jako trup, 
drzewa obnażone z szat, 
zdeptany owoc i kwiat. 
Hej, wy Eumenidy lotne, 
do zemsty! do zemsty mściwe! 
Krzywdy się stały straszliwe. 
Zburzona spokojność chat 
i cichość małżeńskiego łoża. 
Szałem obejmujcie dusze, 
niechaj w obłędzie krwią poją się ciała 
i duch się świetli zbrodniami, 
pognany w męczarń katownie. 
Do zemsty! Krzywda się stała! 
Zapalcie czerwone głownie!! 
  EUMENIDY
Już zapalają swoje żagwie 
i nagle w blasku łun czerwonym, 
oczy ich świecą krwią ociekłe. 
Na głowach węże, w splot wiązane, 
czoła im bolem prężą 
a one bolem, raną wściekłe, 
wsłuchane w słowa te wołane. 
  HEKATE
Nie spoczniem, aż trzykroć razy 
księżyc się odmieni złoty. 
Poprzysięgnijcie loty, 
nie spocząć, wy niestrudzone, 
aż krzywdy będą pomszczone. 
Wojna, wojna, wam żer i wasza obiata121! 
Na świat, na świat, wy mściwe! 
Upadajcie ludziom na pierś i kark 
i ssajcie ze serca krew, 
niech znają Boży gniew. 
Wężami przegońcie park 
i dalej, dalej i dalej, 
lotami sięgnijcie świata! 
Rózga niech mściwa obali! 
Ziemia oto we skardze zadrżała: 
Krzywda, krzywda się stała!!!! 
  EUMENIDY
rozbiegają się po ogrodzie HEKATE
zapada się. SALON W BELWEDERZE
Ciemno. Na ogrodzie noc księżycowa GENDRE
pijany, leży na kanapie LUBOWIDZKI122
chodzi po salonie GENDRE
Przynosisz wiadomości — ? — Masz relacje czyje? 
  LUBOWIDZKI
Gdy pora się nadarzy — wszystko mu odkryję. 
  GENDRE
Patrz — by nie było późno. — I cóż wiesz nowego? 
  LUBOWIDZKI
Wiem dla samego księcia. Cóż tobie do tego? 
  GENDRE
Nie wiesz nic. 
  LUBOWIDZKI
Wiem dla siebie. 
  GENDRE
To i schowaj sobie. 
  LUBOWIDZKI
Dla książęcia pracuję. — Zysku zazdrość tobie — ? 
  GENDRE
A może by partyjkę? 
  LUBOWIDZKI
Nie mam dzisiaj głowy. 
  GENDRE
To szkoda, że bez głowy wychodzisz na łowy. 
Książę, choćby cię nawet przyjął najłaskawiej, 
rogi, jak rogi — głowy nie przyprawi. 
  LUBOWIDZKI
Gadaj zdrów — chcesz wyłudzić ode mnie pieniędzy. 
  GENDRE
Masz dukata, łajdaku — tuczysz się na nędzy. 
  LUBOWIDZKI
goni za dukatem
Dukat zawsze dukatem, piechotą nie chodzi. 
  GENDRE
Najlepiej go ocenisz ty, książęcy złodziej. 
  LUBOWIDZKI
odrzuca dukat w kierunku Gendra
Przestań pijaku, bo to mnie już nudzi. 
  GENDRE
Pyskuj ciszej — bo książę jeszcze się obudzi... 
 
głuchy łoskot LUBOWIDZKI
Cóż to? Biją do bramy?! Rozwalają wrota?! 
  GENDRE
A cóż mnie to obchodzi? — To twoja robota. 
  LUBOWIDZKI
Trzeba obudzić księcia! 
 
wpada do sypialni KAMERDYNER FRIEZE
wpada ze drzwi w głębi
Trzeba księcia budzić! 
 
wpada do sypialni GENDRE
Niech książę śpi spokojnie — na co ma się trudzić? 
Co być ma, niechaj będzie. — 
  FRIEZE
ze sypialni
wywleka W. Księcia pół ubranego
wlecze go po ziemi przez salon
do drzwi w głębi
gdzie znikają LUBOWIDZKI
w sypialni
Ha! na pomoc! Zbóje!! 
  PODCHORĄŻY
w sypialni
Masz łajdaku! — Już uciekł!! 
  SPRZYSIĘŻENI
w kilkunastu wpadają ze sypialni na salon
przebiegają do innych pokoi
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 ... 16
Idź do strony:

Darmowe książki «Noc listopadowa - Stanisław Wyspiański (biblioteka cyfrowa za darmo TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz