Elektra - Sofokles (biblioteki publiczne .TXT) 📖
Krótki opis książki:
Elektra i Orestes to dzieci władcy Myken i Argos, Agamemnona, i jego żony, Klitajmestry.
Podczas nieobecności króla, który pod Troją odbija żonę swego brata, Helenę, Klitajmestra dopuszcza się zdrady, a po powrocie męża zabija go i poślubia jego kuzyna, Ajgistosa. Dzieci Agamemnona chcą pomścić śmierć ojca.
Sofokles popełnił tę tragedię w 416 r. p. n. e., ale królewna mykeńska z mitologii greckiej była też główną postacią w utworach Eurypides i Jeana-Paula Sartre.
Przeczytaj książkę
Podziel się książką:
- Autor: Sofokles
- Epoka: Starożytność
- Rodzaj: Dramat
Czytasz książkę online - «Elektra - Sofokles (biblioteki publiczne .TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Sofokles
class="stanza-spacer">
ORESTES
Nie badaj już innych.
ELEKTRA
Mam cię w mej dłoni?
ORESTES
I oby na zawsze!
ELEKTRA
Najmilsze drużki, kochane rodaczki!
Otóż Orestes, co zmarł li podstępem,
Teraz podstępem został ocalony.
PRZODOWNICA CHÓRU
Widzimy, dziecię, a z losu wyrokiem
Łza mi radosna wytrysła pod okiem.
ELEKTRA
O bracie mój, o witaj nam,
Ty, najmilejszy z wszelkich ciał!
Stanąłeś więc u domu bram,
Znalazłeś, widzisz, kogoś chciał!
ORESTES
Jestem, lecz teraz trwać trzeba w milczeniu.
ELEKTRA
Czemuż?
ORESTES
Trza milczeć, by nas kto z wnętrza nie słyszał.
ELEKTRA
Na Artemidę i na jej dziewictwo,
Nie doznam więcej już strachu
Przed kobiet zmorą, co gości w tym gmachu.
ORESTES
Bacz jednak na to, że Ares niekiedy
Wstąpi w niewiastę; wiesz to z doświadczenia.
ELEKTRA
O, biada mi! Odnawiasz ślad
Przelanej w domu krwi!
Nie zatrze go mi szereg lat,
Nie skryją, zmyją mgły.
ORESTES
Wiem o tym, dziecię! Gdy pora nam skinie,
Ufaj, że pomnieć74 będę o tym czynie.
ELEKTRA
O, w każdy czas i w każdy dzień
Przystoją o tym mowy,
Bo prysł niewoli dawny cień
I prysły z ust okowy.
ORESTES
I ja przyznaję; strzeż więc nowej doli.
ELEKTRA
Co czyniąc?
ORESTES
Kiedy nie pora, nie chciej mówić długo.
ELEKTRA
Któż by zamienił, gdyś ty się pojawił,
W milczenie szczęścia odgłosy,
Gdy wbrew nadziei przywiodły cię losy?
ORESTES
Ujrzałaś ty mnie natenczas, gdy bogi
W rodzinną ziemię mi wrócić kazały.
ELEKTRA
Wygłaszasz lepszą jeszcze wieść
Od dawnych: bo jeżeli bóg
Wprowadził cię w ojczysty próg,
On szczęście da i cześć.
ORESTES
Raz nie śmiem wstrzymać twej chwalby radosnej,
To znów się boję uciechy zbyt głośnej.
ELEKTRA
O, skoroś raczył przez najmilszą drogę
Po długim czasie się zjawić,
Nie chciej, gdy widzisz niebogę...
ORESTES
Cóż mam zaniechać?
ELEKTRA
Tego mnie pozbawić,
Bym, kiedy brat mój już w domu tym gości,
Folgi nie dała radości.
ORESTES
Kto by tak czynił, doznałby mych gniewów.
ELEKTRA
Więc wolno?
ORESTES
Czemuż nie?
ELEKTRA
Bracie, wieść miałam straszną, niespodzianą,
I w niemej ścięta boleści
Stałam, słuchając tej wieści.
Teraz cię dzierżę i w twarz ukochaną
Radosna patrzę!
Klęska już chwil tych w pamięci nie zatrze.
ORESTES
Przemilcz, co zbytnim byłoby w twej mowie,
Ani też ucz mnie, że matka przewrotną,
Ani że Egist domu ojcowiznę
Niszczy i trwoni, i marnie rozprasza:
Bo słowa cenny czas by pochłonęły.
Lecz co przydatnym i w porę by było,
Mów: gdzie zjawieni albo też ukryci
Stąpiąc, swywolnych ukrócimy wrogów;
Tak, aby matka snadź nie wypatrzyła
Jasnej twej twarzy, gdy wkroczym do domu.
Więc jak nad ciosem, co głosem zmyślony,
Żal się: bo gdy się wybijem z niedoli,
Będziem radować i śmiać się do woli.
ELEKTRA
Przecie, o bracie, jako tobie miło,
Tak ja postąpię, bo wszelkie pociechy
Przez ciebie przyszły, nie ze mnie mi płyną.
I nie chciałabym twym bólem choć drobnym
Zysk mój okupić; bo tak bym niepięknie
Się przysłużyła tej chwili obecnej.
A przyszłość chyba znasz, jeżeli powiem,
Że Egist teraz nie gości w tych murach,
Matka zaś w domu; nie trwóż się, by ona
Twarz mą ujrzała zjaśnioną radością:
Bo wstręt mi dawny aż wpił się w głąb duszy,
A odkąd ciebie widzę, nie przestaję
Z radości... płakać. Jakżebym przestała,
Ja, która ciebie za jednym obrotem
Widziałam żywym i zmarłym — cud istny!
Toć gdyby rodzic mój żyw tutaj stanął,
Już bym bez dziwu wierzyła mym oczom.
Więc skoroś przybył mi takim sposobem,
Pocznij, jak uznasz; mnie bowiem tu samej
Z dwojga by jedno przypadło w udziale:
Albo żyć podle, lub zginąć wspaniale.
ORESTES
Milczeć mi teraz — bo słyszę przy wyjściu
Niejakie szmery.
ELEKTRA
Wejdźcie, o przybysze,
Zwłaszcza to niosąc, czego nikt od progów
Ani odtrąci, ni przyjmie radośnie.
Wchodzi Piastun.
PIASTUN
O wy, niemądrzy i próżni rozwagi,
Czy już nie dbacie zupełnie o życie,
Czy też rozsądku nie dała przyroda,
Kiedy nie wiecie, że nie u krawędzi,
Lecz w samym złego jesteście odmęcie!
I gdybym ja się nie znalazł na straży
Przy tych podwojach, to wasze zamysły
Przed wami w tych by znalazły się progach;
Lecz ma przezorność was przed tym ustrzegła.
Teraz więc, długich niechając już gadań
I tych wybuchów radości zbyt głośnych,
Wejdźcie do wnętrza, bo złą w takich razach
Zwłoka i raźniej się sprawić należy.
ORESTES
Cóż więc zastanę wstępując do wnętrza?
PIASTUN
Wszystko w porządku, bo nikt cię tam nie zna.
ORESTES
Rzekłeś, żem umarł — jak rzec należało?
PIASTUN
Wiedz, żeś w ich myśli Hadesu mieszkańcem.
ORESTES
Czy się tym cieszą? Lub jakie ich mowy?
PIASTUN
Po czynie powiem; na razie tam wszystko
Po myśli — nawet co mniej jest po myśli.
ELEKTRA
Któż to, o bracie? Objaśń mnie, na bogów.
ORESTES
Czyż nie zgadujesz?
ELEKTRA
O, ani mi w głowie.
ORESTES
Nie wiesz ty, komu oddałaś mnie kiedyś?
ELEKTRA
Komu? Co mówisz?
ORESTES
Którego ramiona
Stąd do Fokidy mnie wiodły z twej rady.
ELEKTRA
Czyż to ów człowiek, co z wielu jedyny
Wiemy pozostał wśród ojca pogromu?
ORESTES
Tak jest, już dzisiaj nie badaj mnie słowy.