Darmowe ebooki » Tragedia » Balladyna - Juliusz Słowacki (biblioteka online za darmo TXT) 📖

Czytasz książkę online - «Balladyna - Juliusz Słowacki (biblioteka online za darmo TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Juliusz Słowacki



1 ... 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17
Idź do strony:
ja by żyła chleba okruszyną 
W twoich pałacach! Niechby twoja ręka 
Sypiąc gołąbkom w trawę żer perłowy 
Nie odganiała od pszenic ziarenka 
Zgłodniałej matki. — Wygnać w las! na burze! 
Wypędzić matkę! — Upadłam w kałużę 
I grom czerwony wyjadł z powiek oczy, 
Wyjadł do szczętu... 
  PUSTELNIK
Oślepłaś?... 
  WDOWA
Mózg toczy 
Okropna ciemność. Miałam przed wieczorem 
Tyle światłości, że mogłam za borem 
Rozróżnić białe słońce od księżyca; 
A teraz... 
 
Błyska. PUSTELNIK
Jak to? i ta błyskawica 
Nie świeci tobie? 
  WDOWA
Wzrok ludzi nie strzeże 
Od Boga ręki — co mi dziś po wzroku. 
A wiesz ty?... wiesz ty, że ja teraz wierzę, 
A nie wierzyłam dawniej — że co roku 
Ptaszki jaskółki nim pójdą za morze, 
Stare, zgrzybiałe, biedne matki — duszą. 
Tak, tak, tak... ludzie prawdę mówić muszą. 
Żebrząc po świecie, piosenkę ułożę; 
Groszową piosnkę o jaskółkach czarnych, 
Co duszą matki — proszę! w ptaszkach marnych 
Taka nielitość! Wygnać matkę starą, 
Głodną, na cztery wichry, targające 
Za siwe włosy. 
  PUSTELNIK
Podściwych tysiące 
Padają na tym świecie złych ofiarą. 
Gdybym ja ciebie wziął za nieszczęść świadka... 
  WDOWA
To i ty matka... i ty także matka? 
Nie pójdę z tobą, bo się będziem kłócić 
O piękność imion naszych córek — moja! 
Ach gdybyś ty mię z grobu chciał occucić, 
Wołaj: „Bladina”. — Pójdę szukać zdroja 
I pić jak wróble, zadzierając główkę 
Do Pana Boga — dzięki Mu, dał wody. 
 
śpiewa mrucząc
Stara miała jedną krówkę 
I chacinę, i ogrody, 
I dwie córki... 
 
odchodzi w las PUSTELNIK
Po kraju całym szukać każę 
Tej matki — i okropny sąd wydam na dziecko. 
 
odchodzi do celi SCENA III
Noc — błyska. — Sala bez światła w zamku Kirkora.
Skierka i Chochlik wychodzą z drzwi, którymi wyprowadzono po uczcie Grabka. SKIERKA
Nasz pan usnął tam na wieży 
I śpi głęboko; ja lecę, 
Nim się ta burza uśmierzy, 
Kąpać się w błyskawicach. 
  CHOCHLIK
Ja wyprawiam hecę   
W stajni, gdzie nad wrotami nie przybito sroki. 
Czy wiesz, że na tej wieży puchacz jednooki 
Zaprosił mnie na ucztę; będzie patrzał krzywo, 
Jeśli pogardzę udem zadziobanej myszy. 
  SKIERKA
Ja matkę bociana siwą 
Lecę nakarmić; nie słyszy 
Na prawe ucho i ślepa; 
Wczora od chłopskiego cepa79 
Uratowałem niebogę... 
Polecę, czekać nie mogę. 
W taką burzę biedna stara 
Może z przestrachu umarła. 
  CHOCHLIK
Co to za stuk?... 
  SKIERKA
To burza drzwi zawarła. 
  CHOCHLIK
Cyt... ktoś idzie... 
  SKIERKA
Jakaś mara 
W bieli... przez okno wylecę... 
 
wylatuje przez okno CHOCHLIK
Za nim! na koniach w zamku wyprawować hecę. 
 
wylatuje SCENA IV
Sala taż sama. BALLADYNA
sama wchodzi w nocnym ubiorze z nożem w ręku
Nie mogłam spać, nóż leżał przy mnie, wzięłam... 
W koszuli — wstyd! gdyby cię kto zobaczył 
W koszuli z nożem w ręku? — Jak tu ciemno!... 
 
idzie ku wieży
Cyt!... jakiś szmer? — Wiatr mi zagasił świecę... 
To przywidzenie — nic nie słychać, zamek cały 
Głęboko śpi... Lecz jeśli śpi ten człowiek 
Z otwartą tak powieką?... to co? to co? 
Jeżeli dziś nie zrobię rzeczy, jutro 
Żałować będę, wiem, żałować będę. 
Wiatr zamknął za mną drzwi, a ja myślałam, 
 
Że jaki ciemny duch zamykał za mną; 
I dotąd nie spojrzałam w tamtą stronę, 
Jakbym się bała spotkać z czym okropnym. 
 
ogląda się
A widzisz, nie ma nic, nic nie ma. Ciemne 
Powietrze, mgła; żadnych nie widać mar. 
 
Błyska.
Wszelki duch Boga chwali! Jaka to była 
Błyskawica czerwona! jak wszystkie ściany 
Widziałam białe. — Cyt. — Nie słychać nic — 
Spiesz się! — Lecz jeśli żar błyskawic lunie 
Na moją twarz, gdy będę z nożem stała 
Nad nim; to co? — Ogień pokaże tobie 
Miejsce, gdzie masz uderzyć. — O! błyskawice, 
Stwórzcie czerwony dzień na łonie nocy, 
Bądźcie mojego czynu słońcem. — Idę. 
 
wychodzi na wieżę SCENA V
Sala taż sama. KOSTRYN
wchodzi zbrojno z dobytym mieczem
Drzwi otworzone80. Teraz mię, Fortuno81, 
Prowadź i pomóż ze złotego cielca 
Jak Jazonowi złote obciąć runo, 
A ja przysięgam, że choć syn wisielca, 
Będę na tronie jako syn książęcy; 
Dziś sługa gorszych, jutro pan tysięcy 
Lepszych ode mnie. — Cyt. — To puchacz huczy 
Na wieży zamku. — Idźmy na drabinę — 
Wszystko gotowe. Mam pęk cały kluczy 
Od bram zamkowych, płachtami obwinę 
Konia podkowy — i z ową koroną 
W pochmurnej nocy jak duch czarny zginę; 
A co nad wszystko, z cudzołożną żoną 
Rozbrat na wieki. O! szatanie, prowadź! 
 
chce iść na wieżę i we drzwiach spotyka się z powracającą Balladyną
Kto to? 
 
cofa się z przestrachem BALLADYNA
Ja. 
  KOSTRYN
Sama — w ciemnościach — co znaczy? 
Słyszałem jakiś jęk, szedłem ratować. 
  BALLADYNA
Przynieś mi światła; niech światło zobaczy, 
Jak ja okropnie muszę być czerwona. 
Skończyłam. — Kogo ty ratować chciałeś? 
Już zdaje mi się, że ta burza kona, 
Ustało błyskać. — To i ty słyszałeś 
Ten jęk okropny?... aż tu było słychać?! 
To dziwnie! Kiedy przestawał oddychać, 
Raz westchnął. — Idź ty po światło, Kostrynie, 
Idź na dół. 
 
Kostryn wychodzi.
Dziwnie krew pachnie ode mnie...   
Stało się — stało; teraz nadaremnie 
Żałować rzeczy. Stało się — przeminie. 
Z nas wszystkich kiedyś będą takie trupy. — 
Świecy! — mój cały zamek za błysk świecy!82 
 
Kostryn wchodzi bez światła. KOSTRYN
Wszystko śpi w naszej ceglanej fortecy, 
Nawet zagasły latarniowe słupy 
Przy bramie zamku. Czy służbę rozbudzić? 
  BALLADYNA
Nie budź nikogo; musiałam zabrudzić 
Ręce po łokieć. Dziwną pachnę wonią. 
  KOSTRYN
Wzięłaś koronę? 
  BALLADYNA
Nie... stój, pójdę po nią. 
Ja się nie lękam. Wiem, gdzie stoi łoże. 
 
Wychodzi Balladyna na wieżę. KOSTRYN
Straszna odwaga. Omal tobie, Boże, 
Nie podziękuję, że mi ona kradnie 
Czyn ten okropny... Chciałbym na jej czole 
Zobaczyć, jaką barwą lwica bladnie. 
 
Balladyna wraca bez korony. BALLADYNA
Próżno w ciemnościach macałam po stole, 
Ten stół miał jakieś rysy zimnej twarzy. 
Może to nie był stół... 
  KOSTRYN
Ty stój na straży, 
Ja pójdę szukać... 
  BALLADYNA
Stój... Nie, idź — wszak ja się 
Nie lękam siebie. — Nawet nie żałuję... 
 
Kostryn wychodzi na wieżę.
Ja wiem, że zwykle Lachom żal po czasie 
Zawraca głowy i sen cichy truje. 
Może się teraz trup czerwony snuje 
Przed ludzi śpiących oczyma, a oni 
Przez sen żegnają krzyżem cichą marę. — 
Schodzi po wschodach; jak te szczeble stare 
Trzeszczą... 
 
do Kostryna, który wchodzi z koroną
Znalazłeś... ty coś trzymasz w dłoni? 
  KOSTRYN
ponuro
Tak. 
  BALLADYNA
Daj. Nie! nie! nie! nie zbliżaj się do mnie, 
Bo będę wołać ratunku od ludzi... 
Stój tam. 
  KOSTRYN
Co znaczy? mówisz nieprzytomnie. 
  BALLADYNA
Stój tam, bo krzyknę, zamek się obudzi, 
Stój tam z daleka, aż w tobie przeminie 
Ta myśl... W powietrzu ją czuć... o! Kostrynie, 
Chciałeś mię zabić, serce twoje biło 
Głośno, jak moje bije, gdy zarzynam. 
  KOSTRYN
Jeślim to myślał, na wieki przeklinam 
Ów zakąt mózgu, gdzie się urodziło 
Szalone dziecko. 
  BALLADYNA
Chodź tam, do komnaty... 
A namówiemy się po cichu razem, 
Co jutro czynić... 
 
Rozwidnia się trochę. KOSTRYN
Doniosły mi czaty, 
Że Kirkor wrócił do Gnezna, żelazem 
Grożąc takiemu, co by się z koroną 
O tron upomniał... 
  BALLADYNA
To nic... będę miała 
Ludzi i miecze; a za moją stroną 
Będzie ta tłuszcza ludzi, omal cała 
Karmiona w zamku... Kirkor nie poskromi 
Złotego deszczu. — Cyt. — 
  KOSTRYN
Nic, to na dworze 
Wróble świegocą. 
  BALLADYNA
Jak to? już dzień? Boże!   
Jak biała światłość... mdło mi! mdło mi! mdło mi 
  KOSTRYN
Idź, prześpij szarą godzinę poranku. 
Ja sam obudzę, gdy słońce zaświeci; 
Staniesz w rycerzy uzbrojonych wianku. 
Jakoś to będzie — wojsko nam się skleci. 
Daj klucz od skarbu, będę mierzył garcem 
Przekupne złoto. 
  BALLADYNA
Skończ także ze starcem, 
Co mieszka w celi — a nas tylko dwoje 
Będzie wiedziało. 
  KOSTRYN
Ty ciężarna; troje. 
  BALLADYNA
Jak to? i dziecko noszone w żywocie 
Będzie wiedziało? — Idź! — W biednej istocie 
Nie urodzonej taka tajemnica. 
Ty się najgrawasz? jeśliby tak było, 
Jak ty powiadasz — czy ja szalenica 
Porodzić żywe? Lecz nie — będzie żyło, 
Dziecko nic nie wie... 
  KOSTRYN
Niechaj moja lwica 
Spać się położy — i zbudzi się świeża 
Do nowych czynów, w przyłbicy rycerza. 
 
Wychodzą.
KONIEC AKTU CZWARTEGO 
 
AKT PIĄTY SCENA I
Poranek na leśnej łące. — Skierka i Chochlik. SKIERKA
Jak po burzy ranek świeży! 
Byłem u matki bociana 
I nakarmiłem. 
  CHOCHLIK
Ja na zamku wieży 
Ucztowałem u sowy. Gdzie pani Goplana? 
  SKIERKA
Znów polecę po rozłogach, 
Polecę łąką i borem; 
Kwiatki postawię na nogach, 
Rozczeszę żyto na grzędzie, 
Zatrzymam się nad jeziorem, 
Zawołam: „Labu, labusie!” 
I dwa Goplany łabędzie 
Po wód błękitnym obrusie 
Przypłyną do mnie z ajeru83; 
Garsteczką złotego żeru 
Śnieżne ptaszęta przysypię; 
I znów lecę pod leszczynę, 
Gdzie łania Goplany szczypie 
Błyszczącą deszczem krzewinę; 
I tęczę nad nią zawieszę, 
I różę nad nią rozwinę; 
I znowu dalej pospieszę 
Na skrzydłach babki konika. 
 
Przypływa tuman mgły rannej, oświecony tęczą; spod bramy kolorów wychodzi Goplana. GOPLANA
Chodźcie mnie uścisnąć, aniołki, 
Bo Goplana na wieki wam znika. 
O! zapłakane fijołki! 
Róże moje, bądźcie zdrowe. 
  SKIERKA
Co ty śpiewasz?... 
  GOPLANA
Niestety! niestety! 
Piosenkę pożegnania. 
  SKIERKA
Jeszcze oczerety84 
Nie gną się od jaskółek, jeszcze dnie wiosnowe. 
  GOPLANA
Polecę w okropną krainę, 
Gdzie sosny i śniegi sine, 
Gdzie słońce jak gasnący żar; 
Gdzie księżyc jak twarz tych mar, 
Co z grobu wychodzą na cmentarz. 
Anioł kar ze mną popłynie 
Krzycząc mi w duszy: 
„Pamiętasz o róż i malin krainie”. 
Bądźcie zdrowi! bądźcie zdrowi! 
Poplątałam ludzkie czyny 
Tak, że Bogu mścicielowi 
Trzeba wziąć grom i upuścić 
Na ludzkie dzieła i winy... 
  SKIERKA
My cię nie chcemy opuścić, 
Goplano! Goplano! Goplano! 
  GOPLANA
Puszczajcie biedną wygnaną, 
Kiedyś wam o mnie zaśpiewa 
Piosenkę obca ptaszyna 
Usiadłszy na gałązce płaczącego drzewa. 
Bądźcie zdrowi! moja wina, 
Że wygnana w północ lecę. 
  CHOCHLIK
Jeszcze ci w drodze poświecę, 
Jak hajduk85 biegnąc z ognikiem. 
  GOPLANA
Dziś długim związane szykiem 
Na północ lecą żurawie, 
Uczepię się tego wianka 
I w powietrzu się przepławię, 
Jak biedna dziewic równianka86 
W błękitne rzucona fale. 
  SKIERKA
O biada! o biada! o biada! 
  GOPLANA
Próżne żale! próżne żale!... 
 
pokazuje w głąb lasu
Tam szarfa żurawi spada 
Na łąki błyszczące rosą; 
Gdy się żurawie podniosą, 
Uchwycę się szarfy końca 
I w błękit polecę blada, 
Blada jak miesiąc od słońca, 
Lekka jak liść, co opada. 
Lecz nad mury gnezneńskiemi 
Lecąc, zaśpiewam smutne pożegnanie ziemi. 
 
Wychodzi — Skierka i Chochlik lecą za nią. SCENA II
Pod murami Gnezna wał.
Kirkor z dobytym mieczem, ze skrzydłami orlimi na barkach, wchodzi na czele wojska. — Chorągwie rozwinięte — trąby grają. KIRKOR
do Rycerzy
Człowiek, co się o berło Lachów upomina, 
Nie chciał wystąpić w szranki; jak podła gadzina 
Kryje się, a zebrawszy, co mówię! ten podły 
Obietnicami, złotem, zakupiwszy sobie 
Mnogich stronników... rycerz z nieznanymi godły, 
Walką chce tron owładać87 i na moim grobie 
Stanąć jako na pierwszym szczeblu królowania. 
Mnodzy rycerze nasi (niech nas Bóg ochrania 
Od takiego szaleństwa i takiej ślepoty!), 
Mnodzy nasi rycerze przeszli pod namioty 
Jasnego oszukańca, lecz Bóg patrzy z nieba 
W serca ludzkie; nam zdrajców przekupnych nie trzeba. 
Skoro przybędzie Popiel, po którego w lasy 
Posłałem trzech rycerzy, z orlimi
1 ... 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17
Idź do strony:

Darmowe książki «Balladyna - Juliusz Słowacki (biblioteka online za darmo TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz