Darmowe ebooki » Tragedia » Biedny Henryk - Gerhart Hauptmann (biblioteka publiczna online .TXT) 📖

Czytasz książkę online - «Biedny Henryk - Gerhart Hauptmann (biblioteka publiczna online .TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Gerhart Hauptmann



1 ... 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17
Idź do strony:
rozkoszą, a niebiańskie dale 
szczęściem — i znowu w mej piersi poczęły 
rwać się do życia i wrzeć świeże siły: 
zwarły się we mnie znów w przemożną wolę, 
ażeby walczyć, niemal dotykalnie, 
przeciwko memu wiądowi351... Lecz jeszczem 
nie był wyzdrowion352, ale czułem jedno: 
że wyzdrowieję albo też z nią razem 
jednakiej doznam śmierci... 
Posłuchajcie! 
Wbrew mojej woli, na przekór mym prośbom 
wiodła mnie z sobą do Salerny. Chciałem 
złamać jej śluby — ale mnie przemogła... 
Prawda: Południa raje hamowały 
nieraz jej kroki; w kwiecistych smaragdach353 
gór apenińskich stawała zdumiona, 
tknięta ich czarem, albo na błękitnych 
milkła wybrzeżach, pobladła z boleści 
i szczęśliwości... lecz potem... — o, wielką 
wydała mi się tą chwilą354, w mych oczach 
rosła do jasnych rozmiarów serafa355! 
Potem zamknęła się, mówię, dla świata 
i, jakby szarpał ją głód śmierci, znowu 
z podwójną mocą ciągła356 mnie za sobą 
hen na Południe... 
Stanęliśmy razem 
wobec lekarza: — o tak, mimo wszystko, 
jakem powiedział... daleko! W Salernie... 
Przemówił do niej... Pytał, czego pragnie. — 
Chce umrzeć dla mnie. Dziwił się, odradzał, 
nóż pokazywał i tortury — na nic! 
Ani na chwilę nie umiały zachwiać 
słowa lekarza jej wolą: i wtedy 
zamknął się razem w komorze — z nią razem. 
Ja zaś... tak, nie wiem, co się działo ze mną. 
Straszne słyszałem huki — jakaś światłość 
błyskawicowa wdzierała się we mnie, 
paląc i krając mi serce! Straciłem 
zmysły! I z dźwierzy357 poleciały trzaski, 
krew popłynęła z moich pięści obu, 
zdawało mi się, że wszedłem przez ścianę! 
I oto, mówię, leżała przede mną 
naga, jak Ewa, silnie przywiązana 
do deski... Patrzcie, mężowie, naonczas358 
trzeci mnie dotknął promień świętej łaski. 
Cud się wypełnił, byłem uzdrowiony! 
Wierzaj, Hartmannie! Jak ciało bez serca, 
jak golem359 będziesz, jak twór czarnoksięski, 
nie dzieło boże — z gliny lub kamienia, 
albo i skruszon będziesz, póki czysty 
i nieskrzywiony, nieprzerwany, prosty 
strumień boskości nie wyryje sobie 
drogi do owej niezgasłych tajemnic 
pełnej łupiny, kryjącej przed naszym 
okiem prawdziwy cud stworzenia: — wówczas, 
wówczas dopiero przeniknie cię życie. 
I z piersi twojej rozszerzą się nieba, 
wielkie, bezkreśne360, przecinając ściany 
twego więzienia — i ty razem z światem, 
wyzwolon jego zbawiającą mocą, 
wraz się rozpłyniesz w przedwiecznym żywiole 
miłości... 
Sprowadź ją tutaj. 
Hartmann odchodzi 
Tak, ojcze! 
Ona jest tutaj! Ale ty — toć mówię — 
już jej nie spotkasz takiej, jaką znałeś. 
Jeszcze naonczas, kiedym ją odwiązał 
od stołu mistrza i uniósł ze sobą 
ten dar niebiosów, upadła, złamana. 
Naprzód tygodnie długie przeleżała 
w ciężkiej gorączce, a potem, powstawszy 
z łoża boleści, była przemieniona. 
Chociaż ją nogi zaledwie udźwigły361, 
nie chciała żadną miarą dosiąść konia, 
któregom dla niej najął do podróży. 
Przy moim boku, z wielkim biegnąc trudem, 
ciężar ołowiu w wątłych mając członkach, 
wciąż się zdawała unikać mnie w drodze 
i tylko z drżeniem znosić me sąsiedztwo. 
  Benedykt
Gdzie ona, panie? Prowadźcie mnie do niej! 
Racz wasza miłość przebaczyć: ociężał 
ten ci mój język w tej chwili wdzięczności. 
Idzie! — Zostawcie nas sam na sam, panie! 
 
Henryk wchodzi do kaplicy. SCENA SIÓDMA Ottegeba
Wchodzi, prowadzona przez Hartmanna. Blada i zmęczona, bosa, w ubraniu pielgrzymim, o kiju. Ottegeba
Gdzie jestem, panie? Powiedz... 
  Hartmann
W zamku w Aue. 
  Ottegeba
Gdzie?  
  Hartmann
W zamku w Aue. 
  Ottegeba
Gdzie? W jakiej dziedzinie? 
  Hartmann
W Szwarcwaldzie, pani, na ojczystej ziemi. 
  Benedykt
Popatrz się na mnie, już mnie nie poznajesz? 
  Ottegeba
W uporczywym zamyśleniu.
Przebacz... cokolwiek... 
z lękliwą radością, rzucając mu się na piersi 
Ojcze Benedykcie! 
Nie mów nikomu! Nie mów, kim ja jestem! 
Pomóż! Bądź wierny! Dobry! Litościwy 
bądź mi, mój ojcze, iżby mnie nie zabił 
ten wstyd bezmierny!... 
  Benedykt
Cicho, dziecko, cicho! 
Ja cię ukryję, jeżeli gdzie indziej 
nie masz ukrycia. 
  Ottegeba
Tak, tutaj przy tobie, 
w cichej pustelni... 
  Benedykt
Co? 
  Ottegeba
Przy tobie, ojcze, 
w głębokiej puszczy. 
  Benedykt
Powróćże362 do zmysłów, 
ty moje drogą utrudzone dziecię. 
Mylisz się: ptactwo śpiewa o tam, w kniejach! 
Tu echo tylko odbija się w zamku. 
My nie jesteśmy, dziecko, w moim lesie. 
  Ottegeba
Jać sobie, ojcze, przypomnąć363 nie mogę364, 
gdzie my jesteśmy... Idźmy głębiej w góry! 
Słuchaj... Nie! Później... Idźmy! Nie! Nie jeszcze — 
kłamałam... Jestem potępiona, ojcze! 
Jestem stracona... ojcze... 
  Benedykt
Nie, dziewico! 
Czyn twój przeciwko tobie świadczy, rada 
oddałaś życie, by okupić dolę 
biednego pana Henryka, atoli365 
Bóg ci uczynił, jak Izaakowi — 
miłośnie przyjął ofiarę z ołtarza. 
  Ottegeba
Nie! Ja umarłam na ołtarzu! Obcy, 
surowy, dziki pochłonął mnie ogień, 
który się palił w szpiku moich kości... 
Pragnęłam krzyczeć: puśćcie mnie, wy piekła! 
Ale ten wyraz milkł na żądnych ustach — 
Bij, zanim umrę, bij, ty zły lekarzu — 
takem jęczała — daremnie! Truciznę 
nieprzyjaciela wessały już w siebie 
spragnione członki. I nim aniołowie 
poczęli śpiewać «hosanna», ma żądza 
zmarła na piersiach szatana. 
  Benedykt
Podpierając ją i prowadząc do ołtarza.
Cóż na to 
można powiedzieć? Znasz mnie i wiesz dobrze, 
iż na szerokiej ziemi nikt mojemu 
tak nie jest bliski sercu, jak ty, dziecię. 
Miej na uwadze słowa spowiednika: 
Lekarz, być może, jest czartem, lecz właśnie 
pan nasz w ostatniej chwili był powołan, 
by cię ratować. I tak to leżałaś 
nie na szatańskim łonie, lecz w uścisku 
tego człowieka, o którego duszę 
takeś walczyła366, jak on w owej chwili 
walczył o twoją. 
  Ottegeba
W największym wyczerpaniu pada na krzesło.
Kłamałam! Kłamałam! 
Nigdym o jego nie walczyła367 duszę 
i przeto368 Bóg mnie postawił pod pręgierz. 
 
Zasłania sobie twarz rękami. Henryk
Wychodzi po cichu z kaplicy i klęka przed nią.
Spójrz wokół siebie! Nie drżyj! Wszak nie jesteś 
gołębiem w klatce — a jam nie jest wężem, 
abyś drżeć miała przed moim spojrzeniem. 
Ale tyś moją, męża, którym jestem, 
który jest twoim... a nie kusicielem, 
nie! To mnie kuszą, kuszą tak jak ciebie! 
A choć ty jesteś czystsza, choć wolniejszaś369 
od skaz, to ogień i mnie uszlachetnił, 
że, jako pierścień z czystego metalu, 
mogę już dzisiaj służyć za oprawę 
dla tego wody najczystszej brylantu, 
jakim jest dusza twoja. 
Przeto370 mała 
oblubienico, powiedz mi słóweczko, 
ciche słóweczko na ciche pytanie, 
a potem możesz wypocząć po strasznych 
trudach długiego poranku, co dla nas 
skończył się teraz jasnym dniem. Odpowiedz: 
żali371 nie chciałaś wrócić mi znów życia 
i w zamian za nie dać twego? Więc teraz 
daj mi twe życie: moim jest i moim 
było od wieków! Wierną, na śmierć wierną 
byłaś mi dotąd służebnicą: dzisiaj 
po raz ostatni niechaj znajdzie posłuch 
u ciebie moja modlitwa: bądź moją 
panią! Bądź moją żoną! — 
  Ottegeba
Rozwarła szeroko oczy, jak w natchnieniu, a potem, jak gdyby oszołomiona wielką światłością, powoli zamknęła je znowu. Benedykt
W nawałnicy 
światła zasnęła, a jednakże jeszcze 
widziała glorię. 
  Henryk
Zaślubiny ziemskie 
lub wiekuista śmierć! 
  SCENA DZIEWIĄTA Ottaker
Zjawił się we drzwiach. Poznaje Henryka, postępuje kilka kroków ku niemu i pada zemdlony. Henryk
Wstań, Ottakerze! 
Wstańże372, mój wierny przeniewierco! Łaska 
i przebaczenie spływa na nas wszystkich. 
Walczyłeś! Jam się poznał na twej walce! 
Żyw ten, kto walczy, a na dobrej drodze 
ten, który, błądząc, ciągle dąży naprzód. 
A teraz na znak, drogi przyjacielu, 
że jestem twoim tak, jak byłem ongi, 
gdy ja się będę ubierał w purpurę, 
ty jak stróż Grala, staniesz mi przy boku. 
  SCENA DZIESIĄTA Benedykt
Spoczywaj, dziecię, spoczywaj! 
  Ottaker
Stojący obok tronu.
A choćby 
miała lat tysiąc wypoczywać tutaj, 
a ja się ruszył z miejsca — kromia373 tego, 
iżby mnie zmogła śmierć, to, mój księżuniu, 
niech mnie w wieczyste strącą potępienie. 
  SCENA JEDENASTA Benedykt
Udał się do kaplicy; widać go zajętego przy ołtarzu. Sala zapełnia się powoli rycerzami zbrojnymi i bez zbroi. Pierwszy rycerz
Co?  
  Drugi rycerz
Tam! 
  Pierwszy rycerz
Rycerzu, gdzie? 
  Drugi rycerz
O tam, na tronie! 
  Ottaker
Cicho, panowie! 
  Pierwszy rycerz
Cóż to jest za obraz? 
  Trzeci rycerz
To jest ta sama, panowie... na Boga! 
...którą widziałem jeszcze wczoraj z góry, 
z okna Pallady, jak z studni, pod murem, 
o tam, przy bramie, piła nachylona 
wodę rękami! — Mówię wam, rękami... 
  Pierwszy rycerz
Czy to jest może pani Awantura? 
  Ottaker
Panowie, cicho! Świętym jest sen świętej, 
przy tym to nasza pani. 
  Czwarty rycerz
Co? 
 
Ogólny, serdeczny śmiech rycerzy. Piąty rycerz
Ten tuman — 
co on powiada? Mary mu się snują — 
To jakieś dziewczę wędrowne, nic więcej. 
  Ottaker
Niech was pchły zjedzą!... Niech wam bielmem zajdą 
te wasze oczy, pano... — — —  
Bogu dzięki: 
Żyje! 
  Pierwszy rycerz
Naprawdę! Porusza wargami. 
  Ottegeba
Nigdym ja dotąd nie słyszała takiej 
nawały hymnów... 
  Drugi rycerz
Śni! 
  Ottegeba
Czy słyszysz, ojcze? 
  Pierwszy rycerz
Co ona mówi? 
  Ottegeba
Matko! Matko! Widzisz?... 
  Piąty rycerz
Czego to dziecko chce? 
  Ottegeba
Korona spływa — 
Niesie ją tyle, tyle rąk!... 
  Trzeci rycerz
Kim jesteś — 
powiedz, dziewczyno... 
  Ottegeba
Przez sen.
Waszą teraz panią! 
  Pierwszy rycerz
Kimkolwiek jesteś, moje dziecko drogie, 
przed twym urokiem uginam kolana. 
Ale nam biedny hrabia z Aue zginął 
w dalekim świecie i jest nieżonaty. 
 
Tłumione i wzrastające poruszenie śród rycerzy. Benedykt
Wychodzi z kaplicy, tajemniczo.
Cicho, panowie! Spokój! Posłuchajcie: 
cud ten przywiodła ku nam taka ręka, 
że się jej żadna, żadna ludzka wola 
oprzeć nie może; nigdy też baldachim 
nie krył kobiety czystszej, szlachetniejszej... 
Korzcie się przed nią! Ona jest tu panią, 
musi być panią... A on, zaginiony 
w dalekim święcie książę, Henryk z Aue, 
jest między nami i za chwilę, zdrów już, 
stanie się dumnym filarem tej sali. 
  SCENA DWUNASTA
Rycerze tryumfalne wznoszą okrzyki, albowiem Henryk, w purpurze i przy mieczu wchodzi na scenę przy boku Hartmanna; przed nim trzej paziowie, z których pierwszy niesie na wezgłowiu trzy korony. Henryk
Dank374 wam rycerze! Dank wam! Z odmłodzonej 
witam was duszy, lecz z dawną miłością!  
Pod tą purpurą kryję blizny... Blizny 
wzdyć375 kosztowniejsze od purpury! Prawdę 
po tysiąckrotniem chwytał376, a com chwycił377, 
ranę mi ryło w ciele... Wszystkie strachy, 
wszystkiem ja poznał378 leki, wszystkie jadne379, 
krwią rozpienione widziałem zapasy. 
Sam ci się wiłem380 w mękach potępieńców, 
aż mnie znalazła miłość, co nas wszystkich 
szuka. 
zwrócon do Ottegeby 
Gołąbka, nieznająca żółci, 
święta Ottgeba... Ustąpcie się od niej!... 
Zbudź się, małżonko!  
do paziów 
Dajcie mi koronę! 
bierze koronę i trzyma nad głową Ottegeby 
Mą pośredniczką była ta dziewica — 
bez pośrednictwa Bóg zbawiać nie może — 
to niech wam starczy... 
nakłada jej koronę 
A teraz się pytam: 
Stwórca wybranych swoich koronuje 
we śnie — czy chcecie czcić ją jako waszą 
panią — goręcej czcić niż mnie — powiedzcie — 
pod jej łagodnym berłem żyć czy chcecie? 
Czy nam w weselne uderzycie dzwony? 
  Hartmann
Panie! Co mówisz! Nie tylko we dzwony, 
ale w spiżowe uderzym381 puklerze, 
a okna tego starego zamczyska 
w wielką, jak usta, rozkrzyczą się radość. 
 
Podnoszą tryumfalne okrzyki. Henryk
Sposępniał, pospiesznie.
Cicho, bez wrzawy! Bez tej wesołości, 
co oszałamia, lecz nie budzi — precz z nią, 
albowiem ona kazi uroczystość, 
przytłacza duszę świętych dni!... Tchórzostwo 
słucha dzikiego głosu trąb wrzaskliwych, 
a my nie tchórze; mężami jesteśmy 
i wierzącymi w każdy czas. Rzecz wzniosła 
1 ... 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17
Idź do strony:

Darmowe książki «Biedny Henryk - Gerhart Hauptmann (biblioteka publiczna online .TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz