Darmowe ebooki » Tragedia » Biedny Henryk - Gerhart Hauptmann (biblioteka publiczna online .TXT) 📖

Czytasz książkę online - «Biedny Henryk - Gerhart Hauptmann (biblioteka publiczna online .TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Gerhart Hauptmann



1 ... 6 7 8 9 10 11 12 13 14 ... 17
Idź do strony:
krwie268 tę straszną, 
haniebną klątwę! Obsypię cię złotem 
po samą szyję, wszak jestem bogaty! 
Oczyść mnie, księże! Zmuśże269 do milczenia 
głos, dzień i noc mi wyjący: «Nieczysty!», 
a ja ci oddam wszystkie moje skarby, 
wszystkie me zamki rzucę ci pod nogi 
niby garść piasku! Pomów z Bogiem Ojcem, 
pomów z tym panem! Powiedz mu, że dosyć 
mam jego razów, poniżeń i męki! — 
Że mi aż nadto dał już odczuć tutaj, 
kim jest i że już nie zostało we mnie 
nic do zniszczenia. Powiedz mu to, mnichu! 
Powiedz mu, powiedz, że jestem rozdarty, 
że zepsowane270 jądro mego życia, 
że psom na strawę już się nie nadaję 
i — Bóg jest wielki! Przepotężny! Wielki! 
Chwalę Go, chwalę! Nie ma nic nad Niego 
i jam jest niczym... lecz ja żyć, żyć pragnę!!!!... 
 
Pada z szlochem do nóg mnicha. Benedykt
Wyście to może Henryk von der Aue? 
  Henryk
Nie — nie! Tamtego dawno pogrzebiono! 
Patrzaj! Wyrokuj: czy on jeszcze żyje. 
 
Zrywa kaptur z twarzy, widać blade, wygłodniałe, zniszczone oblicze. Benedykt
Cofa się przerażony.
O panie! Panie! To wyście271 naprawdę! 
  Henryk
Powiedzże272 mi to! Utkwij oczy we mnie, 
badaj i powiedz, czy to ja... Bo chociaż 
jestem ja niczym, tylko czymś, co wieczną 
gnane wichurą, straszne znosi męki, 
to na dnie mego szaleństwa jest przecie 
coś, co z chełpliwym szepce mi uporem: 
jam kiedyś księciem był i jednym z możnych 
tej ziemi... Mnichu, powiedz mi, kim jestem! 
Wszak to niedawno, jak mnie pogrzebiono273 
w grodzie Konstanckim, w grobach moich przodków, 
a przecież żyję lub śnię może w grobie? 
jakże ty sądzisz: śnię czy żyję? Sen to, 
że pogrzebiono mnie przy biciu dzwonów, 
że sam ci byłem274 przy tym, gdy mą trumnę 
nieśli z znakami książęcej potęgi? 
Senli to275, powiedz, był, że iskra ognia 
z żarnej pochodni jednego z trabantów276 
spiekła mi nogę? Żem słyszał, jak kuzyn 
Konrad, wychodząc z kościoła, z szyderstwem 
krzyczał: «zobaczym, żali277 taka świnia 
będzie umiała rozburzyć grobowiec?». 
Powiedz mi, księże, czy to jest ten Konrad, 
który mi sprawił trumnę i grobowiec — 
ten sam, któregom ciężką bryłą złota 
wykupił ongi tam w Maroch? Czy jestem 
tym samym, powiedz, który to uczynił? 
Lub czy też jestem marnym psem żebraczym, 
który, gdy w polu pokaże się jakaś 
głowa kapusty, dziwnie małpująca 
mądrość człowieka, zaraz się przeważa 
i drżeć zaczyna, i na siedem stajań278 
skrada się z strachu przez rowy i bagna, 
by tylko w oczy nie spojrzeć Gorgonie279?! 
  Benedykt
Powiedzieliście mi ongi280, w godzinie, 
gdy was przenikał jeszcze duch pokoju — — 
powiedzieliście mi, że mędrcy świata 
mają ze sobą wspólną myśl głęboką, 
żeśmy się winni zbroić w równowagę; 
że ta w nich wspólna nauka, iż człowiek 
winien się cały poddać woli bożej... 
  Henryk
Nagle zmieniony.
Nie! Nie chcę! Gdzież to dziecko? 
  Benedykt
Przerażony.
Jakie dziecko? 
  Henryk
Ta dziewka! Dziecko! — Owa obłąkana — 
córka dzierżawcy Gotfryda! Gdzie?... 
  Benedykt
Po co? 
Na co wam ona? Czego chcecie od niej? 
  Henryk
Co? Czego chcę ja? Na co to pytanie? 
  Benedykt
Chciałbym wybadać, jakie ma zamysły 
człek chrześcijański. 
  Henryk
Dziko.
Czy Bóg jest litośny281?   
  Benedykt
Tak. 
  Henryk
Czy mnie może zbawić? 
  Benedykt
Tak. 
  Henryk
Czy może 
zbawić mnie przez to dziecko? Jednym słowem: 
gdzie ona? Powiedz! 
  Benedykt
Kto?... Wszakeście282, panie, 
szlachcic! 
  Henryk
A tyś jest łotrem! 
  Benedykt
Macie w myśli 
to nieszczęśliwe i biedne stworzenie, 
które w ciemnościach szło, szukając drogi 
do Pana Boga i zasię zbłądziło 
tuż nad krawędzią przepaści? 
  Henryk
Zbłądziła 
czy nie zbłądziła: ona jest u ciebie! 
Posłuchaj mnichu! Popatrz mi, księżuniu 
w oczy — tak, popatrz, abyś każde słowo, 
nim je wypowiesz, dokładnie rozważył, 
a gdybyś nie chciał zrozumieć przestrogi, 
którą na twarzy mej krwawymi głoski283 
wyryły ciernie płomienne — naonczas284 
w klepsydrze twojej piasek już przesypan285 — 
na łeb na szyję spadniesz w otchłań zguby. 
  Benedykt
Mnie wasza groźba wcale nie przeraża. 
Dziwny jesteście, prawda, i straszliwy 
i ten przybytek święty drga od ogni 
krwawych błyskawic przepaści, lecz Ojciec 
ochroni dzieci swoje... 
  Henryk
Nie ochroni! 
Nic nie ochroni cię, jeżeli kłamiesz! 
Gdzie ona? Powiedz! Jest tutaj!... Dwie noce 
jam się zakradał286 pod strzechę dzierżawcy 
i nie spotkałem nigdzie mej małżonki, 
chociażem ucho przykładał287 do każdej 
marnej szczeliny, chociażem288 się chyłkiem, 
prawdziwy szlachcic, drapał289 poprzez płoty, 
aby ją ujrzeć... Ona jest u ciebie... 
Zdradził to w stajni jeden z mych parobków, 
który, po udziech290 klepiąc klacz, powiedział: 
«Bądźże291 posłuszną, a nie jak naszego 
córka dzierżawcy, bo inaczej pójdziesz 
do pustelnika w zaloty»... 
  Benedykt
Nie!... Panie, 
powiedzcie raczej, czemu się jak złodziej 
zakradaliście popod dom Gotfryda? 
Cóżeście chcieli292 czynić z Ottegebą? 
  Henryk
Co chciałem czynić?... Małpy chciałem chwytać 
i potem z nimi pójść na dwór cesarski 
i przeszachrować je za trzy czerwieńce293. 
Tak, mój księżuniu, tegom chciał294... Nic więcej! — 
  Benedykt
Czyście nas sami nie uczyli kiedyś... 
  Henryk
Kimże295 ja jestem, bym kogo pouczał? 
Ty na podziękę poucz mnie, gdzie ona?... 
  Benedykt
Nie ma jej tutaj!... Nie ma! 
  Henryk
Nie? Więc gdzieś jest? 
  Benedykt
U Boga, panie! 
  Henryk
Co — gdzie? 
  Benedykt
W bożych rękach. 
  Henryk
U Boga, mówisz?... Cóż to? Czy umarła? 
  Benedykt
Nie, kto u Boga, ten żyje. 
  Henryk
Umarła? 
  Benedykt
Tylko dla świata i jako niebiosów296 
oblubienica. 
  Henryk
Dobrze, mój księżuniu! 
Wiem to, tak, wiedzieć o tym powinienem. 
Zaciśnij arkan! Mocno! Dość mam tego! 
wyczerpany i złamany 
Po raz ostatni, mnichu: dzień dzisiejszy 
wzdyć297 mnie pouczył: nikt nie jest tak biednym, 
by go biedniejszym nie mógł Bóg uczynić. 
Bo jakiż rabuś obrabował kogoś, 
który nic nie ma?! — Tak, tak, dziecko zmarło, 
dziecko nie żyje! Gdy mi Łazarz biały 
przyniósł wiadomość, że ona nie żyje, 
że serce pękło jej z wielkiego bolu 
nad trędowatym panem, z mocą szału 
krzyk wyrzuciłem, co mi szarpał wnętrze, 
a potem zmilkłem — i nie dałem wiary. 
Potem me nogi mknęły jak na skrzydłach. 
Dokąd? Jam tego nie wiedział... I potem 
mknęły i lasem, górą i doliną, 
przez dzikie gąszcza298 i wzdęte potoki, 
ażem tu stanął299, na tym ostatecznym 
progu... Dlaczegom biegł300 tak? Jakaż złota 
kazała mknąć mi nagroda — odpowiedz — 
niby jakiemu biegunowi? Cóżem 
mniemał301 tu znaleźć? Żalić302 mnie nie porwał 
jakiś wir ognia? Żalić sam nie byłem 
żagwią pożarną niby jakiś dziki 
jastrząb, lecący z krzykiem i pożogą 
wskroś lasów?... Słuchaj, tak mi się zdawało... 
Przestwór powietrza brzmiał: «Ona nie zmarła! 
Nie! Ona żyje! Twa małżonka mała 
żyje! Nie zmarła!»... — A jednak umarła... 
  SCENA PIĄTA Ottegeba
Zjawia się w drzwiczkach celi i mówi głosem zaledwie dosłyszalnym.
Nie! Ona żyje... żyje... 
  Henryk
Nie widząc jej, nie poznając, tak samo:
Któż to mówi? 
  Ottegeba
Ja... 
  Henryk
Kto? 
  Benedykt
Po cichu, gwałtownie.
Idź sobie!... Czego chcesz tu? 
  Henryk
Mnichu, 
któż tutaj mówił? 
  Benedykt
Nikogom nie słyszał303. 
  Ottegeba
Ja! 
  Henryk
Ty? Kto? Jeszcze raz! Kto? Kto tu mówił? 
  Ottegeba
Ja! Ottegeba, twa małżonka mała. 
  Henryk
Milczy przez chwilę z niesłychanego osłupienia, potem.
Kto?... Kto?... Nieczysty! Nieczysty! — Pozostań! 
Myślę ja wprawdzie, że jesteśli cieniem304, 
i wiem ci305 o tym — lecz żaden śmiertelnik 
wiedzieć nie może, czy ten jad przepastny, 
który mam we krwi, nie kazi i duchów 
zmarłych... Nie zbliżaj się do mnie! Nie! Zostań! 
Wiem ci ja o tym, żeś nie jest śmiertelna: 
lecz dla mnie, dla mnie mogłabyś... ach! Umrzeć! 
A ja pożądam, ażebyś ostatnią 
żyła iskierką na dnie moich mrących 
ócz... Ty nie jesteś Ottegebą! Nigdy! 
Czoło twe, prawda, czyste jest i białe, 
i tak wyniosłe jak u niej, lecz zasię306 
tyś nie jest prochem... Prawda, w głosie twoim 
coś mi tak dźwięczy... coś bardziej znanego 
niż kołysanki mej umarłej matki. 
Jednak dzierżawcy ty nie jesteś dzieckiem, 
moją ty małą nie jesteś małżonką, 
nie siadywałaś mi u stóp i włosem 
ran nie suszyłaś ropiących307: — odpowiedz! — 
Gdybyś... nie jesteś nią... lecz gdybyś była: 
jakżeż ja wówczas mam pojąć to światło, 
co przeszywało mury mojej kaźni?... 
Wówczas ja ślepcem byłem całe życie 
i wzrok zyskałem dopiero w przepaści! 
I nie przeklinać musiałbym naonczas, 
lecz błogosławić, składać dziękczynienia, 
zamiast oskarżać, dziękczynienia temu, 
który prowadził me kroki: i z wyżyn 
tronu — raz jeszcze gdybym stanął na nim, 
musiałbym sobie grzebać paznokciami — 
tak, i zębami stopnie do mogiły, 
w którą wtrąciła mnie moc niewszechmocna 
tą swoją arcymiłosierną pięścią? — 
To nie ty... Salve Regina308!... O Boże, 
bądźże miłościw dla mnie!... 
 
Pada, złamany, jego szloch zmienia się w głośne łkanie i dusza jego wyswobadza się w łzach. Ottegeba
Wygląda w dziwnym oświetleniu kaplicy na zjawisko prawie bezcielesne, otoczone glorią. Przystępuje do Henryka, opiera się na jednym kolanie, obiema rękami podnosi głowę jego do góry i całuje go w czoło. On patrzy na nią osłupiały, posłuszny jak dziecko, jakby miał przed sobą zjawisko niebiańskie, a i ojciec Benedykt ukląkł, oszołomiony.
Chodź, już późno... 
Biedny Henryku? Chodź!... 
  Henryk
Salve Regina! 
  Ottegeba
Chodź! 
  Benedykt
Dokąd idziesz? 
  Ottegeba
Obchodzić niebiańskie 
me narodziny. 
  Benedykt
Pod nożem lekarza 
z Salerny? — 
  Ottegeba
Dzięki, ojcze Benedykcie! 
Pamiętaj o mnie! 
  Benedykt
A cóż mam powiedzieć 
twemu biednemu ojcu? 
  Ottegeba
Tam! W niebiesiech 
mieszka mój ojciec i ja chcę być prędzej 
niż ty u ojca... 
  Benedykt
Do Henryka.
Dokąd pójść pragniecie? 
  Henryk
Jej się zapytaj! Ja nie wiem. 
  Ottegeba
Chodź w drogę,   
biedny Henryku! Chodź w drogę, nie zwlekaj! 
Chceszli309 mnie, ojcze, sznurami przywiązać 
do ziemie310? Mamże311 przez ciebie utracić 
tę odrobinę krwi, za którą mogę 
kupić niebieską koronę? 
  Henryk
Dziewico! 
Należysz do mnie... 
  Ottegeba
Nie! Do Pana Boga! 
Biada! Co mówisz? Chodź... 
  Henryk
Albowiem tyle 
dano mi jeszcze życia, ile twoja 
zaczerpnąć może święta dłoń!... 
  Ottegeba
Jać312 tobie 
zaczerpnę z zdroju zbawienia, lecz nigdy 
na waszym świecie... Chodź, chodź! Tak na bożej  
uznano Radzie... Muszę! Chcę! Tak, muszę! 
I ludzkie słowa nie staną mi w drodze. 
Święta Agnieszka313... 
  Benedykt
Jeśli jesteś bożą 
oblubienicą, tak cię, jak tu stoję, 
zawiodę w mury klasztorne, w tej chwili. 
  Ottegeba
Nie, ojcze!  
  Henryk
Idę za tobą, dziewico. 
Wiedź mnie do życia... prowadź mnie ku śmierci! 
Wiedź mnie do rożna świętego Wawrzyńca314, 
do płomiennego stosu Polikarpa315: 
przy tobie śmiać się będę z wszystkich katów 
i krwi świadectwo dam twojemu słowu. 
 
Zasłona.
Przekaż 1% podatku na Wolne Lektury.
KRS: 0000070056
Nazwa organizacji: Fundacja Nowoczesna Polska
Każda wpłacona kwota zostanie przeznaczona na rozwój Wolnych Lektur.
1 ... 6 7 8 9 10 11 12 13 14 ... 17
Idź do strony:

Darmowe książki «Biedny Henryk - Gerhart Hauptmann (biblioteka publiczna online .TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz