Darmowe ebooki » Tragedia » Wyzwolenie - Stanisław Wyspiański (życzenia dla biblioteki .txt) 📖

Czytasz książkę online - «Wyzwolenie - Stanisław Wyspiański (życzenia dla biblioteki .txt) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Stanisław Wyspiański



1 ... 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14
Idź do strony:
class="stanza">
Nas przecie Szekspir nie poruszy, 
bo najmniejszego nie miał cale 
pojęcia naszej POLSKIEJ DUSZY, — 
choć wszystko inne doskonale 
znał i przedstawił, i określił; 
to przecie tę mu wytknę wadę, 
że nic polskiego nie wymyślił; 
jednak to nie jest żadną wadą, 
bo dla mnie żyją te postacie. 
Was, gdy dziś polską znam plejadą, — 
cóż angielskiego w sobie macie?) 
 
Tutaj zapadła kurtyna, 
ale jest to kurtyna z gazy. 
Sztuka grana się kończy; 
nie kończy się myśl Konradowa. 
Wszyscy inni wychodzą z ról, 
pozostają w kostiumach. 
Rozbierają dekoracje i płótna, 
odstawiają je w kąty... 
Rozświetlono znów pełne rampy. 
Pełne światło pada na scenę. 
  KONRAD
Zawrót — tam lecę, kędy gwiazdy płyną, 
w rydwan wstąpiłem siłą, — naprzód — drogi giną 
we mgłach — ha cóż to — świetlna zawierucha! 
Automedonie87 lejce dzierz, — nie słucha. 
To ja sam, — ha! poniosły rozszalałe konie. — 
Zachwiał się — pada — ha — Automedonie! 
Lecę ponad przepaście... tysiąc lat... 
  AKTOR
On bredzi. 
  KONRAD
Prawdę rzekłem!!!  
  REŻYSER
Co znaczy? 
  MUZA
Kto przez niego gada? 
  KONRAD

Kto to przeze mnie mówi...? Duch rzekł, że nawiedzi, jeżeli to, com przyrzekł... Cóżeście słyszeli? Oni mię podsłuchali — i myśl mą wydadzą.

MUZA

Skończyłeś rolę — cóż to — jeszcze rola?

KONRAD
Rola — rola skończona? Wasz umysł tak dzieli 
myśli na rolę i nicość powszednią, 
że skoro rolę wypowiecie gładko, 
deski sceniczne spod stóp wam uciekną 
i rola najpiękniejsza staje się wam brednią. 
Nędzarze! 
  MUZA
Ach, oszalał Konrad. 
  KONRAD
Moja swatko, 
żegnaj mi. Od dziś moja poczyna się wola. 
Zdobyłem dzisiaj władzę ponad twoją władzą. 
  AKTOR
Chory? 
  KONRAD
Co wy za jedni? 
  AKTOR
Już nas nie poznaje? 
  MUZA
Konrad improwizuje.  
  STARY AKTOR
Żartuje. 
  REŻYSER
Udaje. 
  AKTOR
Nie znasz swoich aktorów?  
  STARY AKTOR
Przyjaciół...? 
  KONRAD
Chcę ludzi. 
  AKTOR
Czegoś chce?  
  KONRAD
Ludzi! 
  REŻYSER
Cha, cha! 
  KONRAD
Ach, to wy aktory! 
Tak, — to wszystko udanie — 
  STARY AKTOR
Tak jest. 
  REŻYSER
Chwila złudy. 
Teraz wieńce nagrodzą nam fikcyjne trudy. 
Dobranoc. 
  KONRAD
W myśli iskra pożaru się ląże! 
Dobranoc przyjaciele. 
  STARY AKTOR
Dobranoc, mój książę88! 
  KONRAD
Sceniczne widowisko — patrzaj się, Horacy: 
wieszli89 dla kogo teatr?: — pułapka na myszy. 
Oni sami się wskażą: nikczemni i podli. 
Sumienie gryźć ich będzie, rumieniec ich zdradzi. 
Radujmy się, Horacy! 
  STARY AKTOR
Dokąd to prowadzi? 
  KONRAD
Oto wynoszą graty, sprzęt, złudną tandetę! 
Wiesz, co to wszystko znaczy? 
  STARY AKTOR
Do domu się śpieszę. 
  KONRAD
A teraz będzie scena, gdzie Klaudiusz się modli. 
  STARY AKTOR
Trzy arkusiki, farsa, muszę być na próbie... 
  KONRAD
Reżyserze — o, widzisz tę w laurach kobietę: 
Muza, posiadła serce, — myśl mą wyzwoliła; 
czegóż ona się kłania?! 
  REŻYSER
Otrzymała wieńce. 
  KONRAD
Czegóż tak ciągle dyga? Do ust wznosi ręce? 
  REŻYSER
Wzruszona jest, — dziękuje za uznania tyle. 
Moment jedyny szczęścia: oklaski przez chwilę. 
  KONRAD
do Starego Aktora
Cóż to? Nie w roli?  
  STARY AKTOR
Rola mnie nie żywi. 
Przy tym o mnie nie dbają i na mnie są krzywi90. 
Ja nie dbam. — Już skończyłem. Już na nic nie czekam. 
Nawykłem do tych desek. Mogę precz. — Odwlekam. 
Goniłem niegdyś sławę, grywałem Hamleta. 
Nowe dzisiaj Hamlety. — Dom. — Dzieci. — Kobieta. — 
Sława artystów! Niedziwne mi wieńce. 
Miałem ich pełne dwie, o te dwie pełne ręce, 
gdy mój święciłem dzień trzydziestu lat na scenie. 
Oklaski miałem ich, uznanie i znaczenie. 
Efemeryczne to, przez jeden wieczór lamp, 
a gaśnie, gdy pogasną skręcone rzędy ramp91. 
Zanieśli do dom kwiaty. — Rodzina już się zbiegła. 
Patrzaj, co przyniósł tata! To mąż mój!? To mój syn!? 
A serce żonie rośnie, jakby gdzie złotych harf 
muzyki zasłyszała. Oklaski w uszach dzwonią. 
A matka moja idzie, staruszka, — (przy nas żyje) — 
i patrzy się po kwiatach, napisach szumnych szarf 
i pyta: »to te kwiaty dla ciebie, skąd to, czyje? 
Mój synu — mówi matka — ho, to twój ojciec z bronią 
walczył za świętość naszą i zdobył się na czyn... 
(Legł w sześćdziesiątym trzecim; dziś zapomniany grób) 
nikt wieńców mu nie dawał, nie rzucił kwiatu, świec...« 
Mój ojciec był bohater, a ja to jestem nic. 
W błazeństwie dzieł udanych, w komedii wiecznej prób, 
ja się rumienię, wstydzę, wstyd biorę wasz do lic... 
Mój ojciec był bohater, a my jesteśmy nic! 
  KONRAD
do kogoś w kostiumie

Marszałku, załamałeś ręce, Wawel, Wawel burzą!

AKTOR
zagadnięty
Myślę, by sztukę skrócić, gdy jutro powtórzą, 
w momencie, kiedy Konrad wychodzi na scenę. 
  KONRAD
Chcesz mnie skrócić o głowę. 
  AKTOR
Kwestie trzy lub cztery 
ze stanowiska sceny, reżyser wykreśli. 
  MUZA
Jak to, — chcesz biżuterie dać poprawiać cieśli. 
  AKTOR
do Muzy

Wszakżeż dyjadem nosisz z fałszywych kamieni.

REŻYSER
pokazując Aktora
On o czym innym myśli, wiecznie roztargniony. 
W duszy nosi świat inny, innym otoczony. 
Wszystko się załagodzi — wilk i owca syta. 
Sztuka będzie, gdy przyjdzie publiczność i kwita. 
Teatr dla publiczności jest — publika ceni. 
Trzeba umieć ją zająć, — entuzjazm jest, jeśli 
ktoś umie na tych strunach zagrać jak na harfie; 
jeśli nie umie, nie ma na co się porywać. 
Gadaj sercem, a będą głową przytakiwać, 
jak gdybyś sercem grał... 
  MUZA
Depcesz po szarfie! 
  REŻYSER
Ach wstążka... 
  MUZA
Półjedwabna! 
  REŻYSER
Ach fręzle! 
  MUZA
Półzłoto. 
  REŻYSER

Tak — półszlachetne dusze, półwiara z półcnotą.

KONRAD

Któż tamten, co się wita, tak żywo witany?

AKTOR

Redaktor, głos opinii.

KONRAD
Głasnął ją po twarzy... 
  AKTOR

To jest jego kochanka.

KONRAD
Muza? 
  AKTOR

Po spektaklu.

KONRAD

Na jego się ramieniu wspiera, kokietuje...?

AKTOR

My to widzim co wieczór.

KONRAD
Ofelia? Maryla?! 
  AKTOR

Talent jej się rozwija.

KONRAD
Gdy duch się marnuje. 
Gdzie żem zaszedł? Co chciałem uczynić? — 
Czym będę? 
Przyniosłem wam pochodnię, — — 
zabroniłem grobu! 
Jakżeż wy to żyć chcecie — — —? 
  MUZA
Wielkość ty zdobyłeś. 
Marnotrawco! — i czemuż wraz pochodni zbyłeś? 
Przeciwnik urojony! — Oto żeś bez godła! 
  KONRAD
A wieszże ty, artystko, że artyzm jest maska? 
W czyim ręku Prospera tajemnicza laska, 
ten jest władcą, — na SCENIE, — reszta marność podła. 
Wielkość i znowu wielkość — kwiat na polskiej roli. 
Wielkość, wielkość, dla której jęczymy w niewoli. 
Hej rekwizytor! 
  REKWIZYTOR
Do usług. 
  KONRAD
Łuczywo! 
  REŻYSER
»Pochodnię« dla tej pani. 
  REKWIZYTOR
Ze światłem na drucie. 
Hola chłopcy, dajcie no z kąta pakiet nowy. 
Raźno, chłopcy krakusy, a śpieszcie się żywo! 
  MUZA
A w istocie, Konradzie, myśl miałeś szczęśliwą, 
bo taką oto scenę zagrać wypadało: 
że ty, porwany dźwiękiem słów własnej wymowy, 
że ty prowadzisz gdzieś w przyszłość wspaniałą, 
którą słowem byś suto ustroił i wierszem, 
w znaczeniu jak najgłębszem, w pojęciu najszerszem, 
idąc niby na czele, tłum za tobą niby... 
Wszystko byłoby piękne, cudowne... 
  KONRAD
Jak gdyby 
rzeczywistość  
  MUZA
Na scenie udana symbolem. 
  KONRAD
O symboliczne kłamstwo, świeć nad całym polem! 
Mów, mów — widzę, że płoniesz. 
  MUZA
...Braknie mi talentu... 
  KONRAD
Ty go masz!  
  MUZA
Oto biorę finale momentu: — 
Za mną! Ja wam ukażę nowe ideały, 
nowe świecące słońca, gwiazd roziskrzę krocie; 
stubarwne tęcze rzucę, jako most, pod nogi. 
Którzyście dotąd żyli w gnębiącej ciasnocie, 
w trudach na drodze życia wiązani daremnie, 
nie sięgli ku wyżynom, powiodę do chwały! 
Frazesem z was uczynię mocarne półbogi! 
Ja będę wielkość przez was, wy wielcy przeze mnie! 
  CHÓR
Brawo!  
  REDAKTOR
Ave regina, debiut znakomity! 
  KONRAD
Prostytucja! 
  REŻYSER
Reklama! półśrodek konieczny. 
Oto rzeczy wieczystych porządek odwieczny: 
przez chwilę na koturnach — resztę czasu boso... 
Ogień ten prometejski, skradziony niebiosom, 
przez różne idzie ręce — każdego pogrzeje, 
jak świętość odpustowa — rozdany, maleje, 
ale jest prometejski! 
  KONRAD
Kramarze świętości! 
  REŻYSER
z wyrzutem ku Konradowi
To droga samolubstwa — tam droga miłości. 
  KONRAD
Nienawidzę!  
  REŻYSER
Skręć rampę! 
  MASZYNISTA
Gasić światła! 
  AKTORZY
Ciemno! 
  KONRAD
Cóż to, ront92 pod bramami? 
  REŻYSER
Zamykają bramy. 
Cóż to chcesz sam pozostać? 
  KONRAD
Któż miał zostać ze mną? 
  REŻYSER
Czyli czekasz na kogo —?  
  KONRAD
...Spotkać się tu mamy... 
  REŻYSER
Mówisz niejasno...  
  KONRAD
Powód, że rampy zgaszone... 
Czy ty kiedy widziałeś je — te potępione...? 
  REŻYSER
Mam już dosyć teatru, wracam do rodziny. 
Tu jest pustka — — — 
  KONRAD
Minęły moje trzy godziny 
w tej pustce, — oto mija godzina przestrogi. 
  REŻYSER
Na flecie grać nie umiem... 
  KONRAD
Możesz iść, mój drogi. 
 
Wszyscy odeszli. Drzwi zamkniono. 
Konrad pozostał w ciemnej hali. 
W zegar na wieży uderzono 
na północ. — Ginie dźwięk w oddali. 
  KONRAD
Sam już na wielkiej pustej scenie. 
Na proch się moja myśl skruszyła. 
Wstyd mię i rozpacz precz stąd żenie93. — 
Na Świętym Krzyżu północ biła. 
 
Kędyż się zwrócę? Wszędy nicość, 
wszędy pustkowie, pustość, głusza; 
tęskni samotna moja dusza 
i nad mą dolą płacze litość. 
 
Z czym pójdę do dom, smutny, biedny? 
Na proch się moja myśl skruszyła: 
niewolnik wielkiej myśli jednej, 
w niej moja niemoc, moja siła. 
 
Czy jesteś Polsko — tylko ze mną? 
Sztuka mię czarów siecią wiąże: 
w Świątynię wszedłem wielką ciemną, — 
dążyłem, — nie wiem, dokąd dążę. 
 
Pogasły światła, co świeciły, 
rzucone w płócien wielkie łuki, 
łachmany, co świątynią były. 
Jak wyjdę z kręgu czarów Sztuki? 
 
Sam jestem w wielkiej scenie pustej. 
Głucho odbija podłóg echo. 
O lęku, — tyżeś mi pociechą... 
Noc rozwiesiła czarne chusty — 
 
Jak straszno — tam w tych ścian oddali 
zda się, że nocy przestrzeń ciemna. — 
Sam jestem, — wstyd me czoło pali: 
jedyna siła, moc tajemna. 
 
Przekleństwo łzom! krew pali skroń — 
przekleństwo łzom! — krwi!! 
 
Otwiera się głąb sceny. CHÓR
Bywaj! — goń! 
  KONRAD
Desek rozwarły się upusty. 
Spod ziemi wstają!!! 
  CHÓR
Bywaj! goń!! 
  KONRAD
Oblicze kryją czarne chusty 
Suną spod ziemi, — szelest, szmer! 
Nie mogę dojrzeć w ciemni sfer, 
kto są?! 
  CHÓR
Na żer! na żer! na żer! 
 
Otwiera się przód sceny. KONRAD
Wstają, gdzie róg rozprysnął złoty, 
wylęgłe z jadów, trucizn, win. 
  CHÓR
Na czyn! Na czyn! Na
1 ... 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14
Idź do strony:

Darmowe książki «Wyzwolenie - Stanisław Wyspiański (życzenia dla biblioteki .txt) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz