Klęczycie u moich stóp, a oto duch mój w męce. Klęczycie u moich stóp, o bracia moi. Czoło moje pokryła chmura i oto ręka czyjaś przesłania mi oczy.
O bracia moi, otoście ze mną w świątyni, — a modły nasze mrą na ustach moich i słyszę inną mowę duszy mojej: mowę serca.
Proch jestem i nędzarz jestem w purpurach, — a najboleśniejszą dla mnie: purpura wstydu, bijąca ogniem na twarz moją.
Polskę miałem wam dać! — Czymże są te sztandary, które chylicie nad moją głową. Oto łachmany, nad którymi Bóg nakreślił krzyż.
O bracia! Jak uratuję serca wasze? dusze wasze? O bracia! bracia, grób widzę wielki przed wami i przede mną.
Dłoń jakowaś przesłoniła mi oczy.
O Panie! O Chrystusie! — Nad narodem moim noc i mrok zapada, — nad narodem moim, klęczącym u grobu.
O Chrystusie! Czyjaż to ręka? Chrystusie! Wielkość to i Świętość twoja w męczeństwie naszym żyjąca.
Z kielicha daj nam pić — Śmierć naszą w twoim domu.
Klęczycie u moich stóp, — a duch mój w męce. O bracia, podajcie mi dłonie wasze. Oto ręce moje, dłonie moje na błogosławieństwo nad głowy wasze: — wielcy w Chrystusie!
CHÓR
Amen.
Już Geniusz odszedł od nich z dala
i inne duchy już zapala
i nad innymi wznosi ręce,
duchowej je podając męce:
STARZEC
Czy uważałyście, że od chwili mrok jakoby coraz gęstszy pada w załomy sklepień i po olbrzymach tych ciosanych ku nam się osuwa, nas w cienie i mroki grążąc81.
CÓRKI
Głosu twego chcemy słuchać ojcze, ale głos twój to jakby już głos cudzy. Drżysz i niepokój snać82 wstąpił w ciebie.
OJCIEC
Widzicież wy go? Przed nami stoi, a dłonie obiedwie nad głowy nasze kieruje. On to nad myślą naszą zaciąży. Będziemy wszystko-rozumiejący, jak ci, ku którym idzie Śmierć.
CÓRKI
Ślubujemy się Śmierci.
GENIUSZ
Jest mowa jego cicha przy słów wadze,
słuchana; zmilkli, czują władzę
głosu i władzę słów tajemną.
Scena się z wolna staje ciemną:
mrok padł na ludzi i na ściany
a naród w niego zasłuchany.
I nie wszystko zawdy powiem wam. — W waszych rozmowach, myślach i czynach jest wiele z tego, czym jestem ja i co ja czuję.
Ja waszych tych serc mówiących słucham i świadkiem jestem języków waszych obrotu wprawnego, a obecnością moją podnoszę was i myśl waszą uświęcam. A gdy myśl się zatraca, gubi, marnieje, na codzienną zamieszana strawę, zaś duchowa dań jej tylko rozczynem będąca, — mnie później rani i kościół mój burzy... w kościoła mego ściany bije taranem powszedniości pospolitej — odwrócę się odeń zraniony i to jest ten grot, który mi ranę zadaje śmiertelną. — Żyjcie wy, na śmierć moją patrząc. — Odejdę precz — precz ku mej krynicy wieczystej. — Odrodzi ona mnie ku wierze nieśmiertelnej...
Uderzcie!!
Nieśmiertelność zyszczę83 przez śmierć, którą mnie zadajecie.
Postąpił kilka kroków i pośrodku nich stanął.
Jest mowa jego cicha przy słów wadze,
słuchana; zmilkli, czują władzę
głosu i władzę słów tajemną.
Scena się z wolna staje ciemną:
mrok padł na ludzi i na ściany
a naród w niego zasłuchany.
Podnieście się duchem ze mną,
wzlećcie duchem za mną,
ponad noc duszną i ciemną,
rzucajcie ziemię kłamną.
Powiodę was do górnych sfer,
do szczytów, szczytów ducha;
gdzie Wielkość nawy dzierży ster
i kędy Wieczność słucha.
Wprowadzę was w świątynię, tum
potęgi waszej, waszych dum.
Wewiodę was nad groby łez,
byście nikczemność widząc ciała,
ujrzeli okiem żywym KRES:
Śmierć, która cuda działa!
Czegóż wy chcecie, czego z ziemi,
żądzami żarci niesytemi — — !?
Czegóż wy chcecie, czego z roli
oracze nędzy, marnej doli,
niewolne duchy wrosłe w ziem?
O innym lepszym świecie wiem!
Pójdziecie za mną, — wolni tam!,
gdzie Duch jest panem sam,
Gdzie Duch rozpęta wasze skrzydła,
mieczem Anioła przetnie sidła
i pęta wasze spadną z rąk:
przez mękę kaźni zbyjcie mąk!
postąpił ku przodowi sceny
Przyjmiecie tutaj z mojej dłoni
pokarm i napój niepamięci.
Postąpił, pochylił się i podźwignął ciężkich, spiżowych drzwi, wiodących w tej części katedry ku grobom królów i bohaterów Polski.
Jest mowa jego cicha przy słów wadze,
słuchana; zmilkli, czują władzę
głosu i władzę słów tajemną.
Scena się z wolna staje ciemną:
mrok padł na ludzi i na ściany
a naród w niego zasłuchany.
Słuchajcie, skoro dzwon zadzwoni,
zejdziecie ze mną w sklep podziemny,
gdzie żyje duchem świat tajemny. — —
WIELKOŚĆ was ducha ujmie mocą,
zapanujecie nad Nocą,
już wyzwoleni, wniebowzięci,
zwoleni duchem, wyzwoleni!
Śmierć wam wołana przywrze oczy.
Za mną wstępujcie — oto droga,
nim świt się blady zarumieni,
dopokąd szarość światła mroczy. —
Tam mieć będziecie Polskę świętą,
wybraną POLSKĘ, wywróconą,
z marnoty życia wyzwoloną,
z Ducha, z Ducha poczętą!!!
Tam wielkość! Wielkość tam was woła!
Przez wrota grobu do KOŚCIOŁA!!!
Weźmijcie wieńce róż na czoła!
Ta jedna, jedyna, droga:
przez artyzm, wielkość i Boga.
CHÓR
Oto Śmierć!?
GENIUSZ
Oto myśl szczytna
na wyżynach niedościgłych lotu.
Patrzcie, kędy łuna błękitna...
CHÓR
Przepaść grobu?! Stamtąd nie ma powrotu?!
GENIUSZ
Przepaść! — Stamtąd nie ma powrotu
do marnych, niskich progów.
Będziecie godni Bogów:
gwiazdami śród gwiazd kołowrotu.
CHÓR
Ta jedna, jedyna, droga?
GENIUSZ
Wieczność was słucha,
wyzwoleńcy, zwoleńcy Ducha
i czynów waszych czeka.
Byście, słowem walczący szermierze,
do Boga podnieśli człowieka,
Śmierci przyjmując przymierze.
Oto wyzwoleni od miecza,
oto wyzwoleni duchem,
pod przemocy bezsilnej obuchem,
w kajdanach na rękach, drżący,
wy trwożni, — wy zmartwychwstający!
gdy gaśnie w was małość człowiecza, —
będziecie: Kościół-Zwycięski
nad ludzkie nędze i klęski.
Krew żywą wziąłem do czary
na TOAST wielki i górny:
za Polski Śmierć-Odkupienia,
za Polski krzyżową mękę.
Wy, duchem zespoleni wodze,
zstępujcie ze mną w podziemie,
kędy przeszłość stawiła swe urny
popiołów — na naszej drodze
do wieczystych zacisza kościołów.
Ta jedna, jedyna droga.
CHÓR
Mistrzu! przez Śmierć!? przez Boga!
GENIUSZ
Ta jedna, jedyna droga!!
CHÓR
Grobowce, trumny, cmentarze!
GENIUSZ
Tam oto stawiłem ołtarze!
CHÓR
Zgnilizna, próchna i trumny!
GENIUSZ
Tam oto stawiłem kolumny,
w granitach kute we skale,
zaklęte czarem stuleci
we wiecznej, wieczystej chwale.
CHÓR
Wiedziesz w spiżowe podwoje!
Dzwon bije.
GENIUSZ
Oto uznaję was dzieci
i państwo oddaję moje!
Czara złota, róg złoty w mej dłoni:
Słowo święte, święta duchów Sprawa.
Przychylcie ust do napoju
zbędziecie trwogi i lęku.
CHÓR
Róg złoty, wieczność pokoju.
GENIUSZ
Słyszycie: oto dzwon dzwoni — —
Roztwierają się na oścież wielkie podwoje katedry i Konrad wpada.
KONRAD
Stójcie!! Pochodnia w mym ręku!!!
...........................
podbiega naprzód
Sława! narodzie! Sława!!!
..........................
Krzyżowej męki upiorze!
Nienawiść niosę palącą!
GENIUSZ
Przeklęty! Nie posłysz poszczęku.
kto w ślad za tobą goni.
Nie posłysz zgrzytu i jęku
i ognia palących skroni
nie zaznaj...
KONRAD
Pochodnia gorze!!
Krwi wołam! Chcę święcić noże!
Zwodziłeś duszę daremno:
ukazywałeś mi niebo;
groby otwierasz przede mną.
GENIUSZ
Spokojność zabijasz twoję.
KONRAD
O spokój duszy nie stoję,
gdy marną kupiony dolą
I kala ręce niewolą.