O duchu praw - Charles de Montesquieu (Monteskiusz) (nowoczesna biblioteka szkolna .TXT) 📖
O duchu praw to jedno z najważniejszych dzieł francuskiego oświecenia autorstwa Charles'a de Montesquieu.
Traktat filozoficzny francuskiego myśliciela dotyczy praw związanych z ustrojem państwowym, wyróżnił arystokrację, monarchię i demokrację, omawia je w kontekście historycznym, a także przedstawia różne zagrożenia, „skażenia” ustrojów. Monteskiusz postuluje w tej rozprawie zasadę trójpodziału władzy, będącą fundamentem porządku w znacznej części współczesnych demokracji.
Charles de Montesquieu, znany bardziej jako Monteskiusz, był jednym z najsłynniejszych autorów francuskiego oświecenia. Był również prawnikiem, filozofem i wolnomularzem. Zasłynął przede wszystkim z popularyzacji koncepcji trójpodziału władzy. Dzieło O duchu praw zostało po raz pierwszy wydane w Genewie w 1748 roku.
- Autor: Charles de Montesquieu (Monteskiusz)
- Epoka: Oświecenie
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «O duchu praw - Charles de Montesquieu (Monteskiusz) (nowoczesna biblioteka szkolna .TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Charles de Montesquieu (Monteskiusz)
Poszczególne rodziny mogą wyginąć; tak więc, majątki ich nie mają wiekuistego przeznaczenia. Duchowieństwo to jest rodzina, która nie może wyginąć: majątek jest więc przywiązany do niej na zawsze i nie może z niej wyjść.
Zwyczajne rodziny mogą się mnożyć: trzeba tedy, aby ich majątki również mogły wzrastać. Kler jest to rodzina, która nie ma się powiększyć: mienie jej zatem powinno być ograniczone.
Zachowaliśmy postanowienia Lewityku o majątkach duchowieństwa, z wyjątkiem tego, co tyczy granic tych dóbr: w istocie, zawsze pozostanie u nas niewiadome, jaka jest granica, poza którą nie wolno jest społeczności duchownej nabywać.
Owe nabytki bez końca wydają się ludom tak nierozsądne, że kto by chciał przemawiać za nimi, uchodziłby za głupca.
Prawom cywilnym bywa niekiedy trudno zmieniać zadawnione nadużycia, o ile są związane z rzeczami, które należy szanować; w tym wypadku, pośrednie zarządzenie lepiej świadczy o rozumie prawodawcy, niż inne, które by godziło w rzecz samą. Zamiast bronić duchowieństwu nabywania, trzeba starać zniechęcać je do niego; zostawić prawo, a usunąć fakt.
W niektórych krajach Europy wzgląd na prawa panów kazał ustanowić na ich korzyść odszkodowanie od nieruchomości nabytych przez ludzi martwej ręki315. Interes monarchy kazał mu żądać w podobnych wypadkach opłat umarzających. W Kastylii, gdzie nie ma podobnego prawa, kler zagarnął wszystko; w Aragonii, gdzie istnieją pewne opłaty umarzające, nabył mniej; we Francji, gdzie istnieją i opłaty umarzające, i odszkodowania, nabył jeszcze mniej; i można rzec, iż pomyślność tego kraju wynika po części z istnienia tych dwóch praw. Powiększcie te prawa i powstrzymajcie martwą rękę, jeśli możliwe.
Uczyńcie świętym i niewzruszonym dawne i potrzebne mienie duchowieństwa; niech będzie stałe i wieczne jak ono; ale odbierzcie mu z rąk nowe nabytki.
Pozwólcie gwałcić regułę, kiedy reguła stała się nadużyciem; cierpcie nadużycie, gdy mieści się w regule.
Pamiętają zawsze w Rzymie o memoriale, który tam posłano z przyczyny pewnych sporów z duchowieństwem. Była tam ta maksyma: „Kler winien się przyczyniać do ciężarów państwa, co bądź by o tym mówił Stary Testament”. Wywnioskowano stąd, że autor memoriału lepiej zna się na języku skarbowym niż na języku religii.
Odrobina zdrowego rozumu wskazuje, iż owe społeczności, które mają trwać bez końca, nie powinny sprzedawać swoich dóbr na życie, ani pożyczać dożywotnio, chyba że kto chce, aby się stały dziedzicami wszystkich tych, co nie mają krewnych, i wszystkich, którzy nie chcą ich mieć. Ci ludzie grają niejako z narodem, ale trzymają bank przeciw niemu.
„Ci są bezbożnikami w obliczu bogów, powiada Platon, którzy przeczą ich istnieniu; lub którzy je przyznają, ale twierdzą, że bogowie nie mieszają się do spraw ziemskich; lub wreszcie którzy myślą, że da się ich łatwo uśmierzyć ofiarami: trzy pojęcia jednako zgubne”. Platon powiada tutaj wszystko, co naturalny rozum powiedział kiedy najsłuszniejszego w przedmiocie religii.
Wspaniałość zewnętrznych obrządków wiele ma związku z ustrojem państwa. W dobrych republikach nie tylko powściągnięto zbytek próżności, ale i zbytek zabobonu. Poczyniono w religii prawa oszczędnościowe. Do tych należą liczne prawa Solona, wiele praw Platona o pogrzebach, które przejął Cyceron, wreszcie niektóre prawa Numy o ofiarach.
„Ptaki, powiada Cyceron, i malowidła sporządzone od ręki, są to dary bardzo boskie.”
„Ofiarujemy rzeczy pospolite, powiadał pewien Spartanin, iżbyśmy mieli co dzień możność czczenia bogów.”
Staranie, jakie ludzie powinni mieć o to, aby oddawać cześć bóstwu, jest to rzecz bardzo różna od wspaniałości tych obrządków. Nie ofiarujmy mu skarbów, jeżeli nie chcemy mu ukazać naszej czci dla rzeczy, którą ono każe nam gardzić.
„Co mają myśleć bogowie o darach bezbożników, powiada pięknie Platon, skoro zacny człowiek wstydziłby się przyjąć darów od nieuczciwego człeka?”
Nie trzeba, aby religia, pod pozorem darów, wymagała od ludów tego, co mu zostawiły konieczności państwowe; ludzie czyści i nabożni, powiada Platon, winni ofiarować dary, które są im podobne.
Nie trzeba by także, aby religia zachęcała do wydatków na pogrzeb. Cóż naturalniejszego, niż usunąć różnicę majątków w chwilach, które równają wszystkie fortuny?
Kiedy religia ma wielu kapłanów, naturalne jest, aby ci mieli naczelnika i aby ustanowiono pontyfikat. W monarchii, gdzie należy najściślej rozdzielać stany państwa i gdzie nie powinno się skupiać w jednej osobie wszystkich władz, dobrze jest, aby pontyfikat oddzielony był od władzy państwowej. Nie ma tej konieczności pod rządem despotycznym, w którego istocie jest skupiać w jednej osobie wszystkie władze. Ale, w tym wypadku, mogłoby się zdarzyć, że władca uważałby religię za swoje prawo i za skutek swojej woli. Aby zaradzić tej niewłaściwości, trzeba, by istniały pomniki religii, na przykład święte księgi, które ją określają i stanowią. Król perski jest głową religii; ale Alkoran włada religią: cesarz chiński jest najwyższym kapłanem, ale istnieją księgi, znajdujące się we wszystkich rękach, księgi, do których on sam musi się stosować. Na próżno jeden z cesarzy chciał je zniszczyć, odniosły tryumf nad tyranią.
Jesteśmy tu przy polityce, a nie przy teologii: nawet zaś dla teologów wielka jest różnica między tolerowaniem jakiejś religii a pochwalaniem jej.
Kiedy prawa jakiegoś państwa uznały za potrzebne cierpieć kilka religii, trzeba, aby je skłoniły również do wzajemnego znoszenia się. Jest zasadą, że wszelka religia prześladowana staje się sama prześladowczą: skoro tylko bowiem, jakimkolwiek przypadkiem, zdoła wydobyć się z ucisku, atakuje religię, która ją uciskała; nie jako religię, ale jako tyranię.
Pożyteczne tedy jest, aby prawa żądały od tych rozmaitych religii nie tylko, aby nie nękały państwa, ale aby nie nękały się wzajem między sobą. Obywatel nie czyni zadość prawom, poprzestając na tym, aby nie zakłócać spokoju państwa; trzeba jeszcze, aby nie niepokoił żadnego z obywateli.
Ponieważ przeważnie religie nietolerancyjne rozwijają wielką żarliwość w tym, aby się ustalić gdzie indziej (gdyż religia, która zdolna jest znosić inne, niewiele myśli o własnym rozszerzeniu), bardzo dobrym prawem cywilnym byłoby, kiedy państwo jest zadowolone z istniejącej religii, aby nie pozwalało wprowadzać innej.316
Oto więc główne zasady praw politycznych w przedmiocie religii. Kiedy się może wpuścić do państwa nową religię albo nie wpuścić jej, nie trzeba jej wprowadzać: kiedy już istnieje, trzeba ją znosić.
Monarcha, który zamierza w swoim państwie zniweczyć albo zmienić panującą religię, wielce się naraża. Jeżeli rząd jego jest despotyczny, bardziej naraża się na wybuch rewolucji niż przez jakąkolwiek inną tyranię, która nie jest nigdy w tego rodzaju państwach czymś nowym. Rewolucja wynika stąd, że religii, zwyczajów i obyczajów nie zmienia się w jednej chwili i równie szybko, jak monarcha ogłasza dekret stanowiący nową religię.
Co więcej, dawna religia związana jest z ustrojem państwa, a nowa nie jest z nim związana: ta godzi się z klimatem, a nowa często sprzeciwia mu się. Więcej jeszcze: obywatele mierżą sobie swoje prawa; nabywają wzgardy dla istniejącego rządu; nieufność do obu religii zajmuje miejsce niezłomnej wiary w jedną; słowem stwarza się w państwie, przynajmniej na pewien czas, i złych obywateli, i złych wiernych.
Trzeba unikać praw karnych w rzeczach religii. Budzą one lęk, to prawda; że jednak religia ma także swoje prawa karne, które budzą lęk, jedne mażą drugie. Między tymi dwoma różnymi lękami dusze stają się okrutne.
Religia ma tak wielkie groźby, ma tak wielkie obietnice, że kiedy są przytomne naszej duszy, wówczas, co bądź by zwierzchność mogła uczynić, aby nas zmusić do porzucenia jej, mamy uczucie, że nie zostawia nam nic, kiedy nam ją odejmuje, a nie odejmuje nam nic, kiedy nam ją zostawia.
Przez to więc, że się napełnia duszę tym wielkim przedmiotem, że się zbliża ją do chwili, gdy musi on być dla niej najważniejszy, nie osiąga tego, aby ją odeń oderwać; pewniejszą rzeczą jest podkopać religię faworem, dogodnościami życia, nadzieją fortuny; nie tym, co ostrzega, ale tym, co sprawia, że zapominamy o niej; nie tym, co oburza, ale co zanurza w obojętności, kiedy inne namiętności działają na naszą duszę, te zaś, które budzi religia, milczą. Reguła powszechna: gdy chodzi o zmianę religii, zachęta jest skuteczniejsza od kary.
Natura ducha ludzkiego objawiła się w samym rodzaju kar, jakich używano. Przypomnijmy sobie prześladowania w Japonii: bardziej buntowano się przeciw okrutnym mękom, niż przeciw długim karom, które bardziej nużą, niż przerażają, i które trudniejsze są do zwalczenia, ponieważ zdają się mniej trudne.
Słowem, historia uczy nas dostatecznie, że prawa karne nie miały innego skutku prócz zniszczenia.
Osiemnastoletnia żydówka, spalona w Lizbonie na ostatnim auto-da-fé, spowodowała ten drobny utwór; a sądzę, że jest on najbezpożyteczniejszy ze wszystkiego, co kiedykolwiek napisano. Kiedy chodzi o dowód rzeczy tak jasnych, można być pewnym, że się nikogo nie przekona.
Autor oświadcza, iż, mimo że jest Żydem, szanuje religię chrześcijańską i kocha ją na tyle, aby chcieć odjąć monarchom nie będącym chrześcijanami doskonały pretekst prześladowania jej.
„Skarżycie się, powiada do Inkwizytorów, że cesarz japoński każe palić na wolnym ogniu wszystkich chrześcijan w swoim państwie; ale on wam odpowie: »My obchodzimy się z wami, którzy wierzycie inaczej niż my, tak jak wy się obchodzicie z tymi, którzy wierzą inaczej niż wy, możecie się skarżyć jeno na swoją słabość, która wam nie pozwala nas wytępić, i która sprawia, że my was tępimy.«
Ale trzeba przyznać, że wy jesteście o wiele okrutniejsi niż ten cesarz. Wy mordujecie nas, którzy wierzymy tylko w to, w co wy wierzycie, dlatego iż nie wierzymy we wszystko, w co wy wierzycie. Trzymamy się religii, o której wy sami wiecie, że była niegdyś umiłowana przez Boga: my myślimy, że Bóg ją kocha jeszcze, a wy myślicie, że już jej nie kocha; i dlatego że tak sądzicie, tępicie ogniem i mieczem wszystkich, którzy pozostają w błędzie tak niewinnym, mianowicie w wierze, że Bóg317 kocha jeszcze to, co kochał niegdyś.
Jeżeli jesteście okrutni dla nas, o wiele okrutniejsi jesteście dla naszych dzieci; każecie je palić, ponieważ idą za głosem wszczepionym im przez tych, których prawo naturalne i prawa wszystkich narodów każą czcić jak bogów.
Pozbawiacie się przewagi, jaką wam daje nad mahometanami sposób, w jaki religia ich się utrwaliła. Kiedy się chlubią liczbą swoich wiernych, powiadacie, że zdobyli ich siłą i że szerzyli swoją religię żelazem: czemuż tedy utrwalacie swoją ogniem?
Kiedy chcecie nas zwabić do siebie, zarzucamy wam źródło, którym się chlubicie. Wy nam odpowiadacie, że wasza religia jest nowa, ale że jest boska; i dowodzicie tego tym, iż urosła prześladowaniem pogan i krwią waszych męczenników; ale dziś wy przejmujecie rolę Dioklecjanów, a nam każecie wziąć waszą.
Zaklinamy was, nie przez Boga potężnego, któremu służymy i my, i wy, ale przez Chrystusa, o którym powiadacie, że przyjął ludzką postać, aby wam dać przykład do naśladowania; zaklinamy was, abyście postępowali z nami tak, jak postępowałby on sam, gdyby był jeszcze na ziemi. Chcecie, abyśmy byli chrześcijanami, a wy sami nie chcecie nimi być.
Ale, jeżeli nie chcecie być chrześcijanami, bądźcie przynajmniej ludźmi: traktujcie nas tak, jakbyście czynili, gdybyście, mając jedynie owe słabe blaski Sprawiedliwości, jakie natura nam daje, nie mieli religii dla prowadzenia was, ani objawienia, które by was oświeciło.
Jeżeli niebo pokochało was na tyle, aby wam ukazać prawdę, uczyniło wam wielką łaskę; ale czyż dzieciom, które otrzymały dziedzictwo od ojca, przystało nienawidzić tych, które go nie dostały?
Jeżeli macie tę prawdę, nie skrywajcie nam jej przez sposób, w jaki ją podajecie. Cechą prawdy jest jej tryumf nad sercami i duszami, a nie owa bezsilność, jaką okazujecie, kiedy ją chcecie narzucić przez męki.
Jeżeli jesteście rozsądni, nie powinniście nas uśmiercać dlatego, że was chcemy was oszukiwać. Jeżeli wasz Chrystus jest synem bożym, spodziewamy się, że nas nagrodzi, iż nie chcieliśmy kalać jego tajemnic; i wierzymy, że Bóg, któremu służymy i my, i wy, nie skarze nas za to, iż znieśliśmy śmierć dla religii, którą nam dał niegdyś, dlatego iż wierzymy, że nam ją daje ciągle.
Żyjecie w wieku, w którym naturalne światło żywsze jest niż kiedykolwiek, w którym filozofia oświeciła umysły, w którym moralność waszej Ewangelii bardziej jest znana, w którym wzajemne prawo człowieka nad człowiekiem, władza sumienia nad drugim sumieniem lepiej są ustalone. Jeżeli tedy wy nie wyrzekacie się swych dawnych przesądów, które, jeśli nie macie się na baczności, stają się waszymi namiętnościami, trzeba przyznać, że jesteście niepoprawni, niezdolni do wszelkiego światła i do wszelkiej wiedzy; bardzo nieszczęśliwy jest naród, który daje władzę ludziom takim jak wy.
Czy chcecie, abyśmy wam powiedzieli po prostu, co myślimy? Wy patrzycie na nas raczej jako na
Uwagi (0)