Listy z Brazylii - Adolf Dygasiński (nowoczesna biblioteka szkolna .TXT) 📖
Listy z Brazylii Adolfa Dygasińskiego publikowane w latach 1890/91 na łamach „Kuriera Warszawskiego” to niezwykle interesujące studium problemu społecznego, z jakim mierzyła się ówcześnie duża część Polaków. Utwór ważny jest z co najmniej dwóch powodów: po pierwsze ukazuje nieco zapomniany fragment ludowej historii Polski, po drugie kreśli doskonały portret społeczeństwa z przełomu wieków.
Reporterskie oko Dygasińskiego zdaje się dostrzegać wszystko: biedę i cierpienie polskich chłopów, ale też ich naiwność oraz prostoduszność; zapierający dech w piersiach krajobraz Brazylii, ale i obłudę nią rządzących; całkiem logiczne przyczyny emigracji, jak również jej tragiczne skutki.
Uwaga: geotagowanie nałożone na tekst przez redakcję WL odtwarza trasę przebytą przez Dygasińskiego w jego reporterskiej misji.
- Autor: Adolf Dygasiński
- Epoka: Pozytywizm
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Listy z Brazylii - Adolf Dygasiński (nowoczesna biblioteka szkolna .TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Adolf Dygasiński
A gdzież w Brazylii brakuje palmit, tych wysmukłych drzew z pięknymi koronami wielkich liści u szczytu? Rosną one przed domami, po ogrodach, przy drogach, w lasach; stanowią wspaniałą ozdobę, chronią przed upałem, są drzewem opałowym, budulcowym; liśćmi dach się pokrywa, a rdzeń młodej palmity stanowi smaczne pożywienie.
Melodyjny śpiew sabii można prawie zawsze słyszeć w Brazylii: jest to ptak wielkości szpaka — szary, żółty na podgardlu; sabię spotyka się po ogrodach, w lesie, wszędzie, gdzie są zarośla. Równie pospolitym ptaszkiem jest ticu-ticu, na którego nazwę onomatopeiczną napomina śpiew jego.
O zmroku milkną głosy ptaków, a za to odzywają się chóry żab przerozmaitych, sapu. I z morza, i z lądu piękna jest noc w Brazylii; dla oka charakteryzuje się przede wszystkim światłem owadów świetlnych, których miliony zalegają całe przestrzenie. Tę fosforencję widzianą w powietrzu przypomina ocean, w którym co chwila widzi się punkt świetlny, rodzaj jakby morskiego latarnika.
Do drzew pięknych a pospolitych, należy także bagu-assu222 (czułek) z prześlicznym pąsowym kwiatem i imba-upa, mająca liście rzadkie, a podobne do liści naszego kasztana. Rzadszym drzewem jest sosna brazylijska (pinhero), która ma kształt bardzo podobny do parasola. Takuare jest to samo, co trzcina bambusowa, dochodzi niekiedy znacznej grubości i wysokości, a rośnie bardzo charakterystycznie, tworząc łuki. W dobrych borach spotykasz twarde budulcowe drzewa — ariba223, ipé224, jacaranda225.
Ale nic się tak nie rzuca w oko w tych dziewiczych lasach, jak rośliny pasożytne, a szczególniej dwie najpospolitsze: sipao i gravatá. Pierwsza wpija się w pień drzewa i z nim się niejako zupełnie zrasta, obwija je po linii ślimakowatej wznosząc się w górę, a potem na dół od szczytu spada w grubszych i cieńszych sznurach; druga ma liście grube, tłuste, kwiaty piękne ponsowe, rośnie kępami na drzewach. Pasożyty te i inne jeszcze, wyglądające jak wielkie brody i czupryny, nieraz tak przysiądą drzewo i wyssą jego soki, iż ono w ich uściskach umiera. Można często widzieć takie trupy, na których pasożyty przez czas jakiś jeszcze zielenieją, a potem same umierają z głodu.
Spomiędzy ptaków najczęściej spotykałem w lesie papugi i tukany, niekiedy ukazywał się też prześliczny ptak błękitny, wielkości naszego gila, a zwany sanha-su226, bardzo lubiący banany, jak mi powiadano. Głos guacho często w lesie słychać, przypomina on głos naszego dzięcioła pstrego. W krzewach ponad strumieniami słyszałem nieraz przyjemny śpiew barwnego ptaka benti-vi, spotykałem też wielokrotnie prześliczną viuvinę, ptaka aksamitno-czarnego z białą przepaską. Po domach i na targach najczęściej spotka się w klatkach: kardynała, curio, ptaka czarnego i bardzo śpiewnego, oraz canario de terra227, niemniej — zielone papugi i takież papużki. W ogrodach ludzi zamożniejszych widziałem zawsze wiele ciekawych dla mnie roślin, jak np. jakas228 (żakas); są to duże drzewa, na samym pniu których rosną owoce, często wielkości głowy ludzkiej, a i większe; mają one smak i zapach podobny do ananasa. Saputiny są to owoce drzew, podobne z postaci do kartofli, a ze smaku do brzoskwini. W ogrodach takich nietrudno też o drzewa kamforowe, tykwowe, nie mówiąc naturalnie o pomarańczach, cytrynach, laurach.
Niekiedy podają na deser owoc zwany japuticaba229 (żaputikaba), podobny do naszych śliwek, zwanych lubaszkami. Brazylianie bardzo to lubią, lecz wątpię, czyby smak ich podzielał który Europejczyk.
Pan szef kolonizacji, V. de Paula Ramoz, w Blumenau, jest miłośnikiem zwierząt oraz roślin, więc hoduje jedne i drugie, a jako człowiek bardzo przyjemny, pokazywał mi piękną jacutingę (gatunek bażanta), macuco230, coś w rodzaju wielkiej kuropatwy. Chowa się też u niego piękny anta231 (tapir), tak oswojony, że gdy go pan pociągnie za ucho, zwierzę zaczyna swawolić. Ale nie zdradza tej skłonności trzymany w klatce prześliczny kot dziki, który fuka straszliwie i z pazurami skacze na szczeble klatki, ilekroć się ktoś do niego zbliża.
Chowane małpy i małpeczki nietrudno spotkać w Brazylii.
Mógłbym się tu bardzo rozpisać o faunie i florze brazyliańskiej, ponieważ dużo ich okazów widziałem w czasie krótkiej swej podróży, a najwięcej w muzeum Rio de Janeiro; ale piszę tylko felieton, sprawozdanie z czterdziestodniowego pobytu w kraju, dokąd się udało tylu naszych emigrantów. Czytelnikom polskim mogę jedynie przedstawić doznane własne wrażenia, a nie żadne studia.
Dawnych kolonistów niemieckich w stanie św. Katarzyny zapytywałem, czy często widują Indian; odpowiedziano mi, że tylko w porze, kiedy dojrzewa kukurydza, wychodzą niekiedy z lasów, robią szkody w polu i znikają. Ale w stanie Paraná Indianie przychodzą na targi do miasta Kurytity i tam często można ich spotkać. Nie wiem, czy to jest prawda, ale kilkakrotnie słyszałem, że Brazylianie z urodzenia, zarówno fazendeiros232, jak colonos233, strzelają do Indian jak do dzikich zwierząt, czego nie czynią Europejczycy przybysze. Opowiadano mi, że w Joinville wychowywała się dziewczynka Indianka, której ojca zastrzelił na swym polu Brazylianin. O ile to jest prawda, stanowi bardzo ciężkie oskarżenie. Ja raz tylko widziałem osiemnastoletniego może Indianina, który na parowcu był posługaczem. Nieprzyjaciółmi kolonisty są przede wszystkim mrówki, które nieraz na odległość tysiąca kroków przenoszą do swego gniazda z pola jarzyny, młode liście kawy itd. Gniazda tych szkodników trudno odszukać, gdyż mrówki szeregami odbywają marsz podziemny i nagle ukazują się na powierzchni ziemi. Małe papużki, gdzie się znajdują, sprawiają także wielkie spustoszenia w polach ryżowych. A w czasie dojrzewania kukurydzy, równie jak Indianie, chciwe są na nią małpy. Jaguar234, jak mi opowiadano, niekiedy tylko sprawia szkody w trzodach. Do najszkodliwszych stworzeń w Brazylii zaliczyć należy jadowite węże; dwóch ukąszonych i wyleczonych pokazywało mi blizny na nogach, a jeden z nich opowiadał, iż z trzema towarzyszami szedł ścieżką przez las i gdy już dwóch przeszło przodem, jego ostatniego napadł i ukąsił jararaca (żararaka), który jest także szkodliwy i dla zwierząt domowych.
Spomiędzy chorób miejscowych, trapiących tu człowieka, najstraszniejszą jest żółta febra, na nią w Brazylii zawsze umrzeć można; ale niekiedy pojawia się jako epidemia, i wtedy strasznie zmiata ludzi, jak to miało miejsce w roku 1884, gdy na ulicach Rio de Janeiro ludzie padali jak muchy. Inną, czysto brazyliańską, chorobą jest beri beri, podczas której nogi puchną, po czym następuje paraliż i śmierć.
KRS: 0000070056
Nazwa organizacji: Fundacja Nowoczesna Polska
Każda wpłacona kwota zostanie przeznaczona na rozwój Wolnych Lektur.
Cesarz Pedro II. — Niezadowolenie armii brazyliańskiej. — Sprawa wyzwolenia niewolników i protest armii. — Księżniczka Izabela. — Rząd usiłuje ograniczyć wpływy armii. — Hrabia de Ouro Preto. — Gwardia narodowa i ordery. — Rewolucyjny spisek oficerów. — Beniamin Constant i Fryderyk Solon. — Prezydent Manoelo Deodoro da Fonseca. — Chilijski okręt wojenny w Rio de Janeiro. — Mowa Beniamina Constanta podczas uczty dla Chilijczyków. — Minister wojny. — Zebranie oficerów w klubie wojskowym. — Co rząd przedsięwziął, aby osłabić załogę w Rio de Janeiro. — Jeronymo França. — W wigilię rewolucji. — Dzień 15 listopada. — Dekret detronizacji i donacja.
Przez cały czas pobytu mego w Brazylii nie spotkałem człowieka, który by o byłym cesarzu, Pedro II235, wyrażał się inaczej, jak tylko z wielkim szacunkiem; ile razy zaś wziąłem gazetę do ręki, znajdowałem w niej to samo.
Nie mogło mi się więc pomieścić w głowie, że tu pozbawiono tronu monarchę tak powszechnie szanowanego, a nawet kochanego. Zdziwienie moje jednego dnia wyraziłem wobec kapitana França i prosiłem go, aby mi raczył przedstawić treściwie, jak się odbyła w Brazylii zamiana monarchii na rzeczpospolitą.
— W felietonach, które piszę dla „Kuriera Warszawskiego” nie mogę tego pominąć — mówiłem — a przecież lepiej, gdy będę wiadomości czerpał od pana, który brałeś udział w tej robocie, niż z innych źródeł, mogących mnie w błąd wprowadzić.
Pan França nie dał się długo prosić i oto przedstawiam, co mi opowiedział:
W ostatnich coś w trzech latach monarchii armia brazyliańska nie była zadowolona z rządu, ponieważ nieustannie popełniał on błędy polityczne dowodzące braku szlachetnych uczuć patriotyzmu oraz bezinteresowności, które powinny kierować każdym człowiekiem należącym do zarządu kraju. Panowało w armii przekonanie, że Brazylia posiada patriotów i ludzi zdolnych, ale że monarchia jako systemat demoralizuje politycznie każdego i uniezdalnia do prawdziwie obywatelskiej działalności. Jedna tylko armia brazyliańska nie dopuszczała do siebie owej rządowej demoralizacji i stanowiła otwartą opozycję względem całej działalności ministerium.
Opozycja taka wywołała ze strony rządu prześladowanie tych wojskowych, którzy najodważniej występowali. Atoli cały zatarg uwydatnił się już jaskrawo, gdy na stół przyszła kwestia wyzwolenia niewolników. Rząd bowiem zmuszał armię, ażeby ścigała po lasach niewolników, którzy tam poszukiwali wolności, unikając strasznych kar, wymierzanych im przez okrutnych panów. Wojsko postanowiło sprzeciwić się rozkazom rządu i odmówiło wykonywania łowów na ludzi czarnych, uważając to dzieło za niegodne obrońców ojczyzny.
Po takim proteście wszyscy oficerowie załogi w Rio de Janeiro wystosowali adres do księżniczki Izabeli236, regentki (cesarz przebywał wtedy w Europie), prosząc ją, aby nie potwierdziła rozporządzeń ministerialnych, zmuszających armię do ścigania czarnych po dziewiczych lasach Brazylii. Wzburzenie umysłów było powszechne i księżniczka pod tym naciskiem zrobiła ustępstwo wymaganiom armii. Nie stało się to więc tak, jak głosiła prasa europejska, przypisując księżniczce Izabeli wyzwolenie niewolników w Brazylii. Ani ona, ani ministerium jej wcale sobie tego nie życzyli.
Tymczasem armia stanowiła ciągle opozycję, a rząd nieustannie przedsiębrał środki, aby zmniejszyć jej wpływy, ukrócić samowolne postępowanie. Tak się miały rzeczy, gdy pod koniec 1889 r. cesarz zawezwał hrabiego de Ouro Preto237 w celu zorganizowania nowego ministerium, a sam postanowił dnia 2 grudnia zrzec się korony na rzecz swojej córki. Nie można było liczyć na to, że koronację ową poprze armia, ponieważ armia wielokrotnie już ujawniła swoje republikańskie idee, a ludność też z nią trzymała. Hrabia de Ouro Preto powziął więc myśl, ażeby zwiększyć, o ile się da, ilość gwardii narodowej, którą by można było przeciwstawić armii, a tym samym dodać sił rządowi. Uczyniono to, obsypano ową gwardię orderami i policji dano taki sam oręż, jaki nosi armia czynna. Nigdy i nigdzie na świecie nie widziano dotąd takiej ilości rozdanych orderów, ile podówczas pojawiło się ich w Brazylii: każdego, kto chciał, dekorowano.
Teraz hrabia de Ouro Preto zaczął pracować, ażeby jeszcze moralnie poniżyć armię, to jest osłabić jej wpływ na umysły publiczności i w tym celu przeprowadzał szereg oburzających prześladowań względem wojskowych, którzy się okazywali wolnomyślnymi.
Nie wyszło to rządowi bynajmniej na dobre, bo tego samego roku 1889 jakoś około listopada armia postanowiła otwarcie wystąpić nie tylko już przeciw ministerium, lecz i przeciw monarchii, tolerującej i zatwierdzającej powyżej przedstawione postępowanie. Pomiędzy oficerami zawiązał się więc spisek rewolucyjny.
Inicjatywę rewolucji stworzył pułkownik Beniamin Constant, bardzo ceniony z powodu swej nauki, charakteru prawego i uczuć patriotycznych; on także przeprowadził organizację całej roboty i ostatecznie on ją, rzec można, wykonał. Dużo też zasłużył się na tym polu major, Fryderyk Solon238, którego monarchia bardzo prześladowała jako republikanina.
Co się tyczy dzisiejszego prezydenta Rzeczypospolitej, Manoela Deodoro da Fonseca, ten podówczas był właśnie chory. W dniu wybuchu rewolucji stanął on na jej czele, ponieważ Beniamin Constant, major Solon i inni oficerowie bardzo nań nalegali, aby został naczelnikiem rządu, jako generał, a przy tym niezadowolony z ministerium. Trzeba przyznać, że generał Deodoro ani nigdy nie był republikaninem, ani dzisiaj nawet nim nie jest; on nie chciał rzeczypospolitej, chodziło mu tylko o zwalenie ministerium. Co więcej, generał Deodoro był przyjacielem cesarza i przez cesarza obsypanym łaskami. Mnie, Europejczyka, ogromnie to zadziwiło, że amerykański Bayard239 mógł zająć miejsce na ruinach tronu swego przyjaciela, monarchy.
Ażeby teraz przedstawić szereg wypadków, które przyśpieszały wybuch rewolucji militarnej w Brazylii, musimy się cofnąć aż pod koniec września 1889 r. W tym właśnie czasie rząd chilijski przysłał był do Rio de Janeiro okręt wojenny dla nauki swoich marynarzy.
Ludność i rząd Brazylii usiłowały jak najlepiej przyjąć załogę tego pancernika, raz, że ludność Chile bardzo sprzyja Brazylianom, następnie, iż chodziło o zatarcie w umysłach Chilijczyków nieprzyjemnego wrażenia, wywołanego przez postępowanie ministra marynarki brazyliańskiej, barona de Ladairo240, względem oficera Custodio de Melo241, który na wojennym okręcie brazyliańskim jeździł był do Chile także dla nauki. Między innymi uczniowie szkoły wojskowej w Rio de Janeiro wyprawili także ucztę Chilijczykom. Uczta owa przypadła na dzień 23 października i w gmachu szkoły wojskowej zebrało się mnóstwo krajowych znakomitości, a wśród nich znajdował się także minister wojny.
Po licznych mowach, wypowiedzianych w celu uczczenia Chilijczyków, powstał Beniamin Constant i zwracając się do ministra wojny, wymierzył przeciwko niemu straszliwe oskarżenie, jako przeciw prześladowcy szlachetnych celów, ożywiających armię brazyliańską. Mówił przez dobrą godzinę, a kiedy skończył, w sali rozległy się entuzjastyczne oklaski, uczniowie zaś szkoły wojskowej pochwycili wszystkie bukiety, przyozdabiające salę, i rzucili je na głowę mówcy. Minister wojny, dr Candido de Oliveira
Uwagi (0)